28.
Jimin przejechał dłonią po ramieniu kobiety, siedzącej obok niego, by ją choć trochę uspokoić. Chłopak zdawał sobie sprawę z tego że ten gest i tak za bardzo nie pomoże.
''Tak mi przykro. Na pewno wszystko się jakoś ułoży.'' Jego głos był łamliwy a oczy miał opuchnięte, od wylanych przez niego, hektolitrów łez.
Nadal siedząc w przyciemnionym pomieszczeniu, wziął do ręki jego dłoń. Nie umiał pogodzić się z bólem i wyrzutami sumienia, które go ogarnęły. Te dwa uczucia cały czas się w nim mieszały jak w jakimś kotle,wypalając wielką dziurę w jego sercu i duszy.
Dwudziesty ósmy stycznia, dzień śmierci Kim Taehyunga. Blondyn nie umiał wybaczyć sobie tego że nie posłuchał swojej intuicji i do razu nie poszedł do Tae. Tylko następnego dnia tak jak szatyn mu kazał. Po nieudanych próbach skontaktowania się z nim, otwierając drzwi, jego mieszkania zapasowym kluczem, przeczuwał że wydarzyło się coś strasznego.
Trzy dni wcześniej zmarł Jeon Jungkook, który od ponad trzech lat znajdował się w stanie śpiączki.
Jimin stracił swych dwóch najlepszych przyjaciół. Winą za to obarczał samego siebie. Gdyby tylko wtedy, udało mu się pomóc Jungkookowi i gdyby tylko nie okłamywał Tae, może obydwoje jeszcze by żyli.
Był takim głupcem. Dlaczego zrobił to o co prosili go rodzice Jeona?
Udawanie przed Taehyungiem, że nie zna Kookiego, okropnie go bolało. Uważał bowiem że była to największa zdrada jaką mógł im zadać.
Taehyung chorował na schizofrenię.
Ta historia z jego bratem była całkowicie wymyślona. Tae sam ją stworzył. Jego młodszy brat nie został porwany i zamordowany. Brat i siostra Tae byli cali i zdrowi, nadal mieszkali z rodzicami.
Gdyby tylko nie posłuchał Taehunga, może zdążył by na czas...
Jimin wziął do ręki telefon szatyna, którego zabrał z sobą. Od razu przypomniał sobie o wiadomościach które odczytał. Otworzył okienku czatu, były tam tylko rzeczy napisane przez Tae. Tak jakby pisał sam z sobą. Stworzył grupę o nazwie 'Starboy ', tylko on sam był do niej dodany.
Blondyn domyślał się jak mogło się to zacząć. Już od dłuższego czasu Tae odmówił brania leków. Uważał że wszystko jest w porządku. Że się wyleczył. A jednak się mylił. Wyobrażał sobie że rozmawia z Jungkookiem, a przecież było to niemożliwe.
Wszystko odbywało się tylko w jego głowie. Kto wie, może nawet śniło mu się w nocy, że czarnowłosy chłopak go obserwuje.
''Wszystko się ułoży? O czym ty mówisz?!'' Kobieta szlochała nadal.
Jimin nie wiedział jakie to uczucie stracić dziecko. On wiedział tylko jak to jest stracić dwie najważniejsze osoby w jego życiu, dwóch najlepszych przyjaciół.
Dla matki Taehyunga jest to na pewno również bardzo bolesne przeżycie, tak jak dla niego.
''Jak mam powiedzieć moim młodszym dzieciom że ich brat już nie wróci, że go nie ma?''
''Pani Kim... na pewno będą płakać... przecież był to ich starszy brat. Ale...''
Jimin próbował się uśmiechnąć , lecz mu to nie wyszło.
Kobieta uniosła głowę, by popatrzeć na chłopaka, swoimi czerwonymi i zapuchniętymi od łez, oczami.
''On Pani nie zostawi.''
''O czym ty mówisz?''
Jimin jeszcze bardziej ścisnął dłoń Tae, tak jakby przez myśl przeszło mu to, że od tego mocnego uścisku chłopak od razu się obudzi.
'' On, będzie się nami zawsze opiekować i będzie nas chronić. On nie odszedł. ON nigdy nas nie opuści.''
Zapadła krótka cisza którą w końcu, swoim głosem, przerwała Pani Kim.
''Wiesz, jeśli jest jakaś rzecz której w swoim życiu dobrze nie wypełniłam, to był to mój macierzyński obowiązek wobec Tae.''
''Nie, niech Pani tak nie mówi. Oboje wiemy że Pani go kochał. Zawsze okazywała mu Pani wyrozumiałość i matczyną miłość. Na jego ustach zawsze gościł uśmiech, gdy mi o Pani, opowiadał.''
Jej wzrok powędrował znów w stronę martwego ciała syna a w jej oczach utworzyły się kolejne łzy.
''Naprawdę?''
Jej głos znów zabrzmiał spokojniej.
''Tak...za każdym razem.'' Jimin zamknął oczy. Jemu też po policzkach zaczął spływać potok łez, nie umiał ich powstrzymać.
''Jimin, mój chłopcze, obiecaj mi jedną rzecz.''
Jimin popatrzył w jej oczy. ''Jimin, Taehyung... nie mianował ciebie swoim zastępcą tylko dlatego że byliście najlepszymi przyjaciółmi. Był święcie przekonany że pod twoimi skrzydłami firma rozwinęłaby się jeszcze lepiej. Zaopiekuj się nią tak jak najlepiej potrafisz.''
Blondyn znów przytaknął głową.
Choroba Taehyunga nigdy nie wpłynęła na jego pracę. Tae miał zawsze wszystko pod kontrolą. Gdy Jimin został przyjęty do firmy, jego priorytetem i głównym zadaniem było zaopiekować się Tae, by nie stało się nic niezaplanowanego.
''Tak. Obiecuję.''
Bardzo często żałuje się rzeczy które się zrobiło. I nawet jeśli bardzo się chce, czasami nie da się już zmienić podjętych decyzji. Można tylko w przyszłości, próbować zastąpić wspomnienia tych złych, tymi dobrymi. Po prostu trzeba to zaakceptować. Wszyscy muszą się tego prędzej czy później nauczyć, Jimin, matka Taehyunga... po prostu wszyscy.
Jungkook nauczył się już tak robić dawno temu. Zastępować złe wspomnienia tymi szczęśliwymi. Jimin siedział zawsze obok jego łóżka, trzymając go za rękę i pytał się go czy już wybaczył Taehyungowi. Blondyn wiedział że czarnowłosy śpi i nie jest w stanie odpowiedzieć mu na zadane pytanie ale i tak zawsze go o to pytał. Tak jakby wiedział że w niektórych przypadkach pacjenci w śpiączce mogą usłyszeć co się do nich mówi i nawet wiedzą co dzieje się w ich otoczeniu.
Wtedy, tego jednego dnia, gdy ponownie zadał mu to pytanie, zauważył jak po policzku Jungkooka spływa łza i poczuł że ręka młodszego, którą kurczowo trzymał, lekko zadrżała. Aparat do którego był przypięty chłopak, pokazał że serce Jungkooka przyśpieszyło na moment, swój rytm. Tak jakby chciał powiedzieć: ''Tak, już dawno mu wybaczyłem.''
Jimin wyczuł to wszystko.
W tym momencie blondyn nie marzył o niczym innym jak o tym, by młodszy w końcu się obudził, otworzył oczy i zapytał się która jest godzina. Marzył o tym by znów usłyszeć jak Jungkook nabija się z jego wzrostu, co tak bardzo wkurzało go wtedy, w tych szkolnych czasach kiedy nie mieli żadnych zmartwień, żadnych trosk.
Gdyby tak się stało, tylko ten jeden raz by mu nie odpyskował, przytuliłby go mocno i rozpłakał się ze szczęścia.
''Jimin.'' Chłopkach znów usłyszał głos kobiety siedzącej obok niego.
''Wyglądasz na bardzo zmęczonego. Idź do domu i odpocznij, jest już późno. Za chwilę przyjdzie mój mąż. Bardzo dziękuję ci za wsparcie w tych trudnych chwilach.''
''Nie, nie musi Pani dziękować. To przecież oczywiste.''
Pani Kim uśmiechnęła się do Jimina a w jej oczach nadal błyszczały łzy.
''No to już pójdę...''
Wstał niepewnie, na swoich drżących nogach, z krzesła.
''Tak, idź. Yoongi na pewno na ciebie czeka.''
Jimin pokiwał głową na pożegnanie, opuścił pokój i udał się po schodach na dół.
Gdy dotarł na parter nie zwracał uwagi na innych ludzi. Idąc wzdłuż korytarza obok tych wszystkich osób, czuł się tak jakby szedł w zwolnionym tempie. Wiele chorych ludzi z zmartwionymi spojrzeniami, siedziało na drewnianych szpitalnych ławkach.
Jimin obserwował wszystko dookoła. Otoczenie to go ogłuszało i przytłaczało swoim ciężarem. Nienawidził tego miejsca. Zbyt dużo żalu, agonii, bólu. Łzy znów utworzyły się w jego oczach. Cały czas powtarzał w myślach słowa przeprosin które powiedziałby swoim zmarłym przyjaciołom, nawet klęcząc na kolanach, byle by tylko żyli.
''Przepraszam, przepraszam, przepraszam, tak bardzo przepraszam...''
Blondyn czuł się tak straszliwie bezradny, uważał że to wszystko przez niego. Dlaczego nie posłuchał samego siebie, swojego sumienia?
Jimin opuścił budynek i poczuł na twarzy podmuch zimnego zimowego powietrza. Wziął głęboki oddech i popatrzył na rozgwieżdżone niebo nad nim.
Już od trzech dni nad Seulem w nocy można było podziwiać przepiękne gwiazdy, lecz ta noc dla Jimina wydawała się być najpiękniejszą. Tysiące migoczących światełek na niebie, i prawie zero chmur które mogły by zasłonić ten przecudowny widok.
''Hyung, dlaczego gwiazdy nie spadają? Dlaczego tak jasno świecą?''
To były pierwsze słowa które Jimin przeczytał na czacie Taehyunga. Na jego ustach pojawił się uśmiech, gdy zobaczył na niebie,obok siebie, dwie bardzo jasno świecące gwiazdy.
''Wiesz Tae, gwiazdy nie spadają gdy radość sprawiają nam najmniejsze rzeczy które spotykają nas na co dzień i nie potrzeba nam zbędnych życzeń, ponieważ do szczęścia wystarcza nam to co sami zdołaliśmy osiągnąć.''
Jimin starł kolejne łzy które spływały po jego policzkach i ruszył w dalszą drogę do domu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro