~¤2¤~
Obudziłam się jakby ze snu. Czuję się, jakby ktoś mnie młotkiem walnął w głowę, powoli otworzyłam oczy. Wszędzie ciemność.
- Uwolniliście mnie — Nagle słyszę basowy, zachrypnięty głos dochodzący z nieznanego mi miejsca, próbowałam go zlokalizować, ale nie udało mi się. - według tradycji powinienem być wam Wdzięczny, ale postanowiłem nie postępować zgodnie z tradycją, przecież w każdej chwili może się zmienić, nieprawdaż? - usłyszałam cichy chichot przy prawym uchu, szybko się odwróciłam w tamtą stronę, ale niczego, ani nikogo nie zauważyłam — tradycja zostanie odwrócona, — głos kontynuował — to wy będziecie mi służyć, a ja będę waszym Panem.
Chciałam krzyknąć, poderwać się z ziemi i uciec! Cokolwiek, ale nie mogłam. Nie mogłam się ruszyć...
- Ktoś tu chce uciekać... hmm... pamiętaj, że dawniej Panowie karali swoją służbę za niesubordynację. A ty chyba nie chcesz być ukarana, prawda? - usłyszałam ten sam basowy, zachrypnięty głos. Poczułam nagle niesamowity ból głowy, chciałam krzyczeć, złapać się za głowę. Dalej nic nie mogłam zrobić. Czułam tylko ten niesamowity ból. Czułam, jakby głowa miała mi zaraz eksplodować. Nagle ból ustąpił. Nic nie czułam, nie mogłam się też ruszać. Nic nie widziałam, nic także nie słyszałam. Nagle pojawiła się przede mną wygięta w szyderczym uśmiechu twarz, ta sama, jaką miał potwór, który opuścił książkę. Kropla krwi skapnęła z jego włosów na mój policzek. Chciałam ją otrzeć ręką, odgonić tę okropną twarz. Nie mogłam.
Nagle się obudziłam. Dotknęłam ręką czoło, na szczęście to był tylko sen. Szybko wstałam i poszłam do łazienki. Załatwiłam się, po czym spojrzałam w lustro. Zobaczyłam w nim, że mam na policzku kroplę krwi. Mały drobny szczegół, przez który o mało co nie dostałam zawału. Skąd ona mogła się tu wziąć? Szybko ją zmyłam. Wyszłam z łazienki i instynktownie zapaliłam światło w pokoju. Na suficie nad łóżkiem zauważyłam ogromną plamę krwi, tam gdzie był kształt przypominający głowę, na miejscu ust, było puste miejsce w zakrzywionym kształcie, wyglądało jak uśmiech. Krzyknęłam. Po chwili byli u mnie w pokoju uczniowie z sąsiednich pokoi, lecz krew zniknęła chwilę po tym, jak tylko wydałam z siebie dźwięk. Może mi się przewidziało? Może nigdy nic tam nie było? Spojrzałam na zdezorientowanych "gości".
- Co się stało? - spytała od razu Camryn
- Miałam po prostu koszmar. Wróćcie do siebie — powiedziałam, siląc się na spokój.
- Tyle zamieszania o nic... - rzucił uwagę Hudd, ale puściłam to mimo uszu. Miałam większe zmartwienia. Jeżeli krew na suficie mi się przewidziała, to w jaki sposób znalazła się na moim policzku? Dlaczego dalej pamiętam tak dokładnie potwora i sen? Przecież zazwyczaj od razu szczegóły snów stają się niewidoczne i się ich nie pamięta!
- Dobra. Grissa jesteś pewna, że nic Ci nie jest? - spytała się mnie z troską Camryn. I popatrzyła się na mnie swoimi zielonymi oczami, jak każdy mag ziemi czuła dokładnie emocje innych. Nie mogłam przed nią nic ukryć.
- Tak. Możecie, już iść. Naprawdę nic mi nie jest — odpowiedziałam szybko.
- Cam, jak mówi, że dobrze się czuje i nic jej nie jest, to chodźmy — powiedział Hudd. Camryn rzuciła spojrzenie mówiące tylko jedno — mamy do pogadania. Tylko kiwnęłam głową, a oboje opuścili pokój.
Tej nocy więcej już nie zmrużyłam oka, zamiast tego czas spędziłam na rozmyślaniu, zastanawiałam się, czy na pewno to był sen. Zbyt dobrze pamiętałam szczegóły, to co czułam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro