Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~¤1¤~

Stałam właśnie na korytarzu, podpierając ścianę, czekałam na następną lekcję, gdy usłyszałam Anu:

- Ej! Gris idziemy po lekcjach do biblioteki poszukać jakichś starych książek, idziesz z nami? - Spytał mnie. Popatrzyłam na niego, był dziwnie rozentuzjazmowany jak na pójście do biblioteki.

- A po co Ci stare książki? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Jak to po co? Przecież możemy tam znaleźć jakieś starożytne zaklęcia, a jak to Ci nie przypadnie do gustu, pooglądać obrazki — odpowiedział blondyn i popatrzył się na mnie błagalnie swoimi złotymi oczami, jak każdy mag słońca, był pełny energii, więc przeskakiwał z nogi na nogę, czekając na moją odpowiedź.

- Dobra i tak nie mam po lekcjach nic do roboty — powiedziałam.

Nagle rozległ się dzwonek oznaczający koniec przerwy, więc rzuciłam się w te pędy w stronę sali od eliksirów, ponieważ nauczyciel tegoż przedmiotu nielubił, gdy ktoś się spóźniał.

- To po lekcjach spotkamy się pod biblioteką! - krzyknął jeszcze za mną, nim zniknęłam mu z pola widzenia.

Uf, udało się! Zajęłam moje ulubione miejsce najdalej od nauczyciela, to znaczy w ostatniej ławce z lewej strony. Pan Amrt zaczął mówić, gdy tylko wszyscy zajęli miejsca:

- Jak widzicie, a raczej jak Ci bardziej spostrzegawczy zauważyli, na waszych ławkach leżą: krew szczura, sproszkowana kora Ruchomej Sosny, kawałek serca bazyliszka oraz ślina wampira. - powiedział i popatrzył na wszystkich spod swoich okularów z grubymi brązowymi oprawkami, po czym podciągnął rękawy swojej białej koszuli i podszedł do kociołka postawionego pod tablicą. - Dobrze, a więc, czy ktoś z tu zgromadzonych wie jaki eliksir uwarzymy z tych składników? - spytał.

Nagle ręka Midori, siedzącej w pierwszym rzędzie, razem z resztą kujonów, poszybowała w górę.

- Dobrze, a więc Panno Alva, jaki to będzie eliksir? - Midori wstała i odgarnęła do tyłu swój krwistoczerwony warkocz.

- Leczący złamania, jeżeli dodamy mało kory Ruchomej Sosny, a dużo śliny wampira, ale gdy odwrócimy proporcje, uzyskamy substancję, która po podaniu sprawi, że najmniejszy dotyk będzie wywoływał niewyobrażalny ból — wyrecytowała z pamięci, po czym kąciki jej ust powędrowały do góry, jestem pewna, że wiedziała już, że nic nie pomyliła.

- Dobrze, usiądź. A więc najpierw pokażę wam jak uwarzyć pierwszy z nich, a Wy go potem sami zrobicie. - powiedział, po czym sięgnął po fiolkę wypełnioną czerwoną cieczą - Najpierw dodajemy sto mililitrów krwi szczura — powiedział, wlewając ją do kociołka — czekamy, aż się zagotuje, po czym dodajemy kawałek serca bazyliszka, czekamy, aż się roztopi — powiedział, poczekał, aż krew się zagotuje i dodał srebrny kawałek serca. - gdy się ono rozpuści — nagle krew w kociołku zasyczała i zmieniła kolor na fioletowy, swoją drogą wyglądało to, jak roztopione lody jagodowe — dobrze. Dodajemy teraz 50 mililitrów śliny wampira — wlał do kociołka biały płyn, a eliksir zabulgotał i wydobyła się z niego śnieżnobiała bańka, która poszybowała w górę i pękła tuż pod sufitem. - teraz wsypujemy 10 gramów kory Ruchomej Sosny, i mieszamy w kierunku wskazówek zegara, dopóki nie zmieni koloru na jasnozielony. A więc zaczynajcie! - Powiedział, po czym klasnął w dłonie.

Wlałam najpierw krew szczura, zapaliłam ogień pod kociołkiem i poczekałam, aż się zagotuje. Po około trzech minutach wrzuciłam do krwi kawałek serca bazyliszka, ślinę wampira i pięćdziesiąt gram kory. Roztwór miał kolor jasnobrązowy, znów coś pokręciłam. Kurka wodna! Nauczyciel zaczął się przechadzać po sali i sprawdzać komu się udało. Po paru minutach doszedł do mnie.

- Panno Havajer, po magu księżyca spodziewałem się lepszego wyniku. Choć to też jest poprawnie zrobiony eliksir — tutaj opadła mi szczęka i wytrzeszczyłam oczy ze ździwienia — zrobiłaś eliksir cierpienia, zamiast na zrośnięcie się kości — zamknęłam usta. Wiedziałam, że coś pomieszałam! Jestem w końcu magiem księżyca, więc dlaczego jestem słaba z eliksirów?

Pan Amrt poszedł do swojego biurka. Rozległ się dzwonek obwieszczający koniec zajęć i nauczyciel ruchem ręki sprawił, że wszystkie kociołki się opróżniły. Na szczęście była to już ostatnia lekcja, więc szybko opuściłam salę i poszłam w kierunku umówionego miejsca spotkania z Anu.

Pod biblioteką zobaczyłam Eztil'a i Jori'ego, to nie było normalne. Oni nigdy nie pojawiają się jednocześnie w tym samym miejscu! Czyżby Anu maczał w tym palce? Dobra, są po dwóch różnych stronach drzwi, może nie zaczną się kłócić. Podeszłam pod ścianę naprzeciwko drzwi do biblioteki i oparłam się o nią, chwilę później dołączyła do mnie Naida.

- Ty też czekasz tu na Anu? - postanowiłam spytać pierwsza.

- Och, nie tylko mnie zwerbował do oglądania starych ksiąg? - popatrzyła na mnie swoimi srebrnymi oczami, tak jak ja była magiem księżyca, choć jej się przynajmniej udawało ważyć dobre eliksiry...

- Obawiam się, że zwerbował nie tylko mnie i Ciebie, z tego, co widzę, namówił też Eztil'a i Jori'ego - powiedziałam.

- Jeśli to zrobił, to chyba zwariował! Przecież wszyscy wiedzą, że wampiry oraz wampiry energetyczne nie pałają do siebie miłością, wręcz odwrotnie, a ta dwójka to w ogóle najchętniej by się zagryzła - powiedziała Naida.

Po chwili pojawił się Anu. Niestety Eztil i Jori też zareagowali na jego pojawienie się. Jak tylko zobaczyli swoją reakcję, popatrzyli się na siebie i Jori, jak na wampira przystało, pokazał swoje kły, Eztil jest wampirem energetycznym, więc nie posiadał kłów, napiął tylko mięśnie. Wyglądali jakby, mieli się na siebie zaraz rzucić.

- Spokojnie! Nie denerwujcie się! - powiedział Anu. Pomogło, spojrzeli na niego i się tak jakby trochę uspokoili, Jori schował kły. - Dobrze, a więc tak. Dziewczyny - tu zwrócił się do mnie i do Naidy - oni przyszli pooglądać stare książki, a my sprawdzać zaklęcia, to co wchodzimy? - wskazał ręką wielkie drewniane drzwi od biblioteki.

- Okej... - powiedziałam niepewnie.

Gestem ręki wskazał, abyśmy weszły do środka, więc podeszłam do drzwi i je pchnęłam, lekko zaskrzypiały, ale łatwo je otworzyłam. Na wejściu powitał nas bibliotekarz, skinieniem głowy. Poszliśmy w głąb ogromnego pomieszczenia pełnego regałów uginających się od ciężaru książek, jestem pewna, że tylko dzięki czarom półki się jeszcze nie urwały. Poszliśmy w najdalszy zakątek, tam, gdzie są najstarsze książki, z najstarszymi czarami. Eztil niesamowicie szybko podszedł do pierwszego regału i wyjął jakąś starą książkę o zielarstwie.

- Może tą? - powiedział.

- Nie umiesz czytać? Głupi jesteś? To książka o ziółkach! - Jori posłał swoje spostrzeżenie do Eztil'a, jeszcze tego brakowałoby, zaczęli się kłócić w bibliotece...

Nagle moją uwagę przykuła stara, oprawiona w brązową skórę, wielka księga wyglądająca jakby od wieków nikt do niej nie zaglądał. Niewiele myśląc, podeszłam do niej, zabrałam ją z regału. Przez cały czas wpatrywałam się w nią jak zahipnotyzowana. Podchodeszłam do przyjaciół i położyłam ją na stole. Nagle otworzyła się idealnie w połowie. Odwróciłam się w stronę przyjaciół, stałam przedtem do nich plecami. Wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć. Nie, oni nie patrzyli się na mnie, patrzyli się za mnie. Odwróciłam się i ostatnie co zobaczyłam, to ogromnego potwora, całego pokrytego brudnymi, jakby maczanymi w krwi kłakami, patrzył się na mnie swoimi czerwonymi ślepiami. Stał jak człowiek, na dwóch nogach. Szyderczo się uśmiechał. Nim całkowicie straciłam przytomność, usłyszałam pisk. Pisk Naidy. Dalej była tylko ciemność.

~¤*¤~
Jeśli się Ci podoba, zostaw gwiazdkę, przyda mi się do produkcji gwiezdnego pyłu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro