~¤1¤~
Stałam właśnie na korytarzu, podpierając ścianę, czekałam na następną lekcję, gdy usłyszałam Anu:
- Ej! Gris idziemy po lekcjach do biblioteki poszukać jakichś starych książek, idziesz z nami? - Spytał mnie. Popatrzyłam na niego, był dziwnie rozentuzjazmowany jak na pójście do biblioteki.
- A po co Ci stare książki? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Jak to po co? Przecież możemy tam znaleźć jakieś starożytne zaklęcia, a jak to Ci nie przypadnie do gustu, pooglądać obrazki — odpowiedział blondyn i popatrzył się na mnie błagalnie swoimi złotymi oczami, jak każdy mag słońca, był pełny energii, więc przeskakiwał z nogi na nogę, czekając na moją odpowiedź.
- Dobra i tak nie mam po lekcjach nic do roboty — powiedziałam.
Nagle rozległ się dzwonek oznaczający koniec przerwy, więc rzuciłam się w te pędy w stronę sali od eliksirów, ponieważ nauczyciel tegoż przedmiotu nielubił, gdy ktoś się spóźniał.
- To po lekcjach spotkamy się pod biblioteką! - krzyknął jeszcze za mną, nim zniknęłam mu z pola widzenia.
Uf, udało się! Zajęłam moje ulubione miejsce najdalej od nauczyciela, to znaczy w ostatniej ławce z lewej strony. Pan Amrt zaczął mówić, gdy tylko wszyscy zajęli miejsca:
- Jak widzicie, a raczej jak Ci bardziej spostrzegawczy zauważyli, na waszych ławkach leżą: krew szczura, sproszkowana kora Ruchomej Sosny, kawałek serca bazyliszka oraz ślina wampira. - powiedział i popatrzył na wszystkich spod swoich okularów z grubymi brązowymi oprawkami, po czym podciągnął rękawy swojej białej koszuli i podszedł do kociołka postawionego pod tablicą. - Dobrze, a więc, czy ktoś z tu zgromadzonych wie jaki eliksir uwarzymy z tych składników? - spytał.
Nagle ręka Midori, siedzącej w pierwszym rzędzie, razem z resztą kujonów, poszybowała w górę.
- Dobrze, a więc Panno Alva, jaki to będzie eliksir? - Midori wstała i odgarnęła do tyłu swój krwistoczerwony warkocz.
- Leczący złamania, jeżeli dodamy mało kory Ruchomej Sosny, a dużo śliny wampira, ale gdy odwrócimy proporcje, uzyskamy substancję, która po podaniu sprawi, że najmniejszy dotyk będzie wywoływał niewyobrażalny ból — wyrecytowała z pamięci, po czym kąciki jej ust powędrowały do góry, jestem pewna, że wiedziała już, że nic nie pomyliła.
- Dobrze, usiądź. A więc najpierw pokażę wam jak uwarzyć pierwszy z nich, a Wy go potem sami zrobicie. - powiedział, po czym sięgnął po fiolkę wypełnioną czerwoną cieczą - Najpierw dodajemy sto mililitrów krwi szczura — powiedział, wlewając ją do kociołka — czekamy, aż się zagotuje, po czym dodajemy kawałek serca bazyliszka, czekamy, aż się roztopi — powiedział, poczekał, aż krew się zagotuje i dodał srebrny kawałek serca. - gdy się ono rozpuści — nagle krew w kociołku zasyczała i zmieniła kolor na fioletowy, swoją drogą wyglądało to, jak roztopione lody jagodowe — dobrze. Dodajemy teraz 50 mililitrów śliny wampira — wlał do kociołka biały płyn, a eliksir zabulgotał i wydobyła się z niego śnieżnobiała bańka, która poszybowała w górę i pękła tuż pod sufitem. - teraz wsypujemy 10 gramów kory Ruchomej Sosny, i mieszamy w kierunku wskazówek zegara, dopóki nie zmieni koloru na jasnozielony. A więc zaczynajcie! - Powiedział, po czym klasnął w dłonie.
Wlałam najpierw krew szczura, zapaliłam ogień pod kociołkiem i poczekałam, aż się zagotuje. Po około trzech minutach wrzuciłam do krwi kawałek serca bazyliszka, ślinę wampira i pięćdziesiąt gram kory. Roztwór miał kolor jasnobrązowy, znów coś pokręciłam. Kurka wodna! Nauczyciel zaczął się przechadzać po sali i sprawdzać komu się udało. Po paru minutach doszedł do mnie.
- Panno Havajer, po magu księżyca spodziewałem się lepszego wyniku. Choć to też jest poprawnie zrobiony eliksir — tutaj opadła mi szczęka i wytrzeszczyłam oczy ze ździwienia — zrobiłaś eliksir cierpienia, zamiast na zrośnięcie się kości — zamknęłam usta. Wiedziałam, że coś pomieszałam! Jestem w końcu magiem księżyca, więc dlaczego jestem słaba z eliksirów?
Pan Amrt poszedł do swojego biurka. Rozległ się dzwonek obwieszczający koniec zajęć i nauczyciel ruchem ręki sprawił, że wszystkie kociołki się opróżniły. Na szczęście była to już ostatnia lekcja, więc szybko opuściłam salę i poszłam w kierunku umówionego miejsca spotkania z Anu.
Pod biblioteką zobaczyłam Eztil'a i Jori'ego, to nie było normalne. Oni nigdy nie pojawiają się jednocześnie w tym samym miejscu! Czyżby Anu maczał w tym palce? Dobra, są po dwóch różnych stronach drzwi, może nie zaczną się kłócić. Podeszłam pod ścianę naprzeciwko drzwi do biblioteki i oparłam się o nią, chwilę później dołączyła do mnie Naida.
- Ty też czekasz tu na Anu? - postanowiłam spytać pierwsza.
- Och, nie tylko mnie zwerbował do oglądania starych ksiąg? - popatrzyła na mnie swoimi srebrnymi oczami, tak jak ja była magiem księżyca, choć jej się przynajmniej udawało ważyć dobre eliksiry...
- Obawiam się, że zwerbował nie tylko mnie i Ciebie, z tego, co widzę, namówił też Eztil'a i Jori'ego - powiedziałam.
- Jeśli to zrobił, to chyba zwariował! Przecież wszyscy wiedzą, że wampiry oraz wampiry energetyczne nie pałają do siebie miłością, wręcz odwrotnie, a ta dwójka to w ogóle najchętniej by się zagryzła - powiedziała Naida.
Po chwili pojawił się Anu. Niestety Eztil i Jori też zareagowali na jego pojawienie się. Jak tylko zobaczyli swoją reakcję, popatrzyli się na siebie i Jori, jak na wampira przystało, pokazał swoje kły, Eztil jest wampirem energetycznym, więc nie posiadał kłów, napiął tylko mięśnie. Wyglądali jakby, mieli się na siebie zaraz rzucić.
- Spokojnie! Nie denerwujcie się! - powiedział Anu. Pomogło, spojrzeli na niego i się tak jakby trochę uspokoili, Jori schował kły. - Dobrze, a więc tak. Dziewczyny - tu zwrócił się do mnie i do Naidy - oni przyszli pooglądać stare książki, a my sprawdzać zaklęcia, to co wchodzimy? - wskazał ręką wielkie drewniane drzwi od biblioteki.
- Okej... - powiedziałam niepewnie.
Gestem ręki wskazał, abyśmy weszły do środka, więc podeszłam do drzwi i je pchnęłam, lekko zaskrzypiały, ale łatwo je otworzyłam. Na wejściu powitał nas bibliotekarz, skinieniem głowy. Poszliśmy w głąb ogromnego pomieszczenia pełnego regałów uginających się od ciężaru książek, jestem pewna, że tylko dzięki czarom półki się jeszcze nie urwały. Poszliśmy w najdalszy zakątek, tam, gdzie są najstarsze książki, z najstarszymi czarami. Eztil niesamowicie szybko podszedł do pierwszego regału i wyjął jakąś starą książkę o zielarstwie.
- Może tą? - powiedział.
- Nie umiesz czytać? Głupi jesteś? To książka o ziółkach! - Jori posłał swoje spostrzeżenie do Eztil'a, jeszcze tego brakowałoby, zaczęli się kłócić w bibliotece...
Nagle moją uwagę przykuła stara, oprawiona w brązową skórę, wielka księga wyglądająca jakby od wieków nikt do niej nie zaglądał. Niewiele myśląc, podeszłam do niej, zabrałam ją z regału. Przez cały czas wpatrywałam się w nią jak zahipnotyzowana. Podchodeszłam do przyjaciół i położyłam ją na stole. Nagle otworzyła się idealnie w połowie. Odwróciłam się w stronę przyjaciół, stałam przedtem do nich plecami. Wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć. Nie, oni nie patrzyli się na mnie, patrzyli się za mnie. Odwróciłam się i ostatnie co zobaczyłam, to ogromnego potwora, całego pokrytego brudnymi, jakby maczanymi w krwi kłakami, patrzył się na mnie swoimi czerwonymi ślepiami. Stał jak człowiek, na dwóch nogach. Szyderczo się uśmiechał. Nim całkowicie straciłam przytomność, usłyszałam pisk. Pisk Naidy. Dalej była tylko ciemność.
~¤*¤~
Jeśli się Ci podoba, zostaw gwiazdkę, przyda mi się do produkcji gwiezdnego pyłu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro