Wybór (Anakin Skywalker)
Zapowiadała się zwykła, nudna misja dyplomatyczna. Ale tylko zapowiadała się taka...
Dostaliśmy zadanie: chronić kanclerza Palpatine'a oraz senator Amidalę podczas 849. obchodów dołączenia Naboo do Republiki. Prawie dwa lata temu zajmowałem się tym, gdy przeprowadzono, na szczęście nieudaną próbę porwania kanclerza. Wtedy rozgrywała się cała akcja z upozorowaniem śmierci Obi-wana. Do tej pory mam mu to za złe. Wtedy też, ten trudny okres, gdy nadwyrężono moje zaufanie do Rady, gdy opłakiwałem śmierć mojego mistrza była przy mnie Ahsoka. A potem ona odeszła, łamiąc mi przy tym serce. Jej też nie potrafię wybaczyć.
Z zamyślenia wyrwało mnie dopiero tąpnięcie statku oznaczające, że już wylądowaliśmy. Razem z senatorami i kanclerzem wyszliśmy na plac. Ah, stałem kilka metrów od Padmé, byliśmy tak blisko a jednocześnie tak daleko. Jednak teraz nie mam czasu na sentymenty. Wyczuliłem wszystkie zmysły i poprzez Moc lustrowałem otoczenie. Nagle poczułem znajomą aurę. Próbowałem przypasować ją do jakiejś znanej mi osoby, jednak nie udawało mi się to. Tak zaabsorbowałem się tą czynnością, że atak snajpera całkowicie mnie zaskoczył. Na szczęście jakaś osoba wyskoczyła w powietrze i odbiła pocisk mieczami świetlnymi. Ta osoba wyglądała dziwnie znajomo...
Nagle uświadomiłem sobie do kogo należała ta znajoma aura. Nic dziwnego, że nie mogłem jej rozpoznać. Odeszła tak dawno, dokładnie rok, sześć miesięcy i osiem dni temu...
Zobaczyłem, jak próbuje wtopić się w tłum i powoli zaczyna iść z prądem panikujących osób. Ochroniarze, którzy nie byli w stanie uspokoić uczestników zdarzenia ułatwiali jej to zadanie, jednak ja nie zamierzałem się poddać.
Popędziłem za nią co tchu i gdy byłem już bardzo blisko ona także zaczęła biec. Musiała się zorientować, że nie jest już anonimowa i jedynie ucieczka może ją uratować. Tylko przed czym? Przed spotkaniem ze mną?
Strach dodawał jej sił i kiedy już myślałem, że zaraz ja zgubię trafiła na ślepy zaułek. Stanąłem kilka kroków od niej. Odwróciła się i spojrzała na mnie. Przez ułamek sekundy zawahała się i byłem pewien, że przestanie uciekać. Ale ona tylko wyskoczyła w powietrze i wylądowała na dachu. Przez ten ułamek sekundy, gdy łapała równowagę po ciężkim ładowaniu rzuciłem malutkim lokalizatorem, który przyczepił się natychmiast do jej płaszcza. Teraz nie musiałem się spieszyć. Nasze spotkanie było tylko kwestią czasu...
***********
Podjechałem śmigaczem pod mały motel. Znajdowałem się w jednej z najgorszych dzielnic Naboo. Nie chciałem wierzyć, że Ahsoka może tu mieszkać, jednak lokalizator zdecydowanie wskazywał to miejsce.
Wszedłem po brudnej klatce schodowej i skierowałem się do pokoju mojej byłej padawanki. Nie potrzebowałem do tego lokalizatora, to przelotne spotkanie wystarczyło, by choć w części odnowić naszą więź.
Bezszelestnie otworzyłem mechaniczne drzwi i stanąłem w progu. Ahsoka siedziała zamyślona na kanapie, chyba najczystszej rzeczy w tym pokoju. Wokół walały się śmieci, puszki po alkoholu. Nie widziałem, żadnych ubrań ani osobistych rzeczy, więc domyślałem się, że znajdują się w torbie leżącej przed togrutanką. Zobaczyłem łzę spływająca po policzku Ahsoki i uświadomiłem sobie, jak bardzo upadła i jak bardzo ją zawiodłem.
- Ahsoko, co ty robisz? - zapytałem spokojnie. Musiała mnie nie zauważyć, bo poderwała się gwałtownie i włączyła miecze świetlne. To samo pytanie zadałem jej, gdy została oskarżona i uciekała chcąc udowodnić swoją niewinność. Pytanie zdesperowanego mistrza do zdeterminowanego padawana.
- Spokojnie, przyszedłem tutaj sam. - dopowiedziałem widząc jej zdenerwowanie. Podniosłem ręce na znak pokoju, jednak w jej oczach zobaczyłem, że nie jest przekonana. Straciłem jej zaufanie, gdy odeszła.
Zgasiła miecze, ale nadal trzymała je w dłoniach. Zabolało mnie to. Kolejna oznaka nieufności. Szybko przetarła oczy, w nadziei, że nie zauważę łez, jednak nie umknęło to mojej uwadze. Tak wiele się zmieniło...
- Jak mnie znalazłeś? - zapytała z nieufnie.
- Założyłem ci nadajnik. - odparłem pokazując na jej plecy. Przypięła miecze do paska i szybko ściągnęła urządzenie, a następnie rozdeptała je ze wściekłością.
- Nie popełnię już tego błędy drugi raz. - powiedziała zawzięcie, cofając się w stronę okna. Nie mogłem dopuścić, żeby drugi raz odeszła. Nie mogłem jej znowu stracić.
- Poczekaj, chcę tylko porozmawiać. - całą siłą woli powstrzymałem się przed wykrzyczeniem tego zdania, przed rozkazaniem jej, aby została na miejscu.
- O czym? - zapytała gniewnie. - O tym jak Rada mnie zdradziła? Jak wszyscy mnie opuścili?
Nie mogłem tego słuchać. I znowu ostatkiem sił powstrzymałem się przed krzykiem, że ja jej nie zostawiłem, że ja zawsze byłem przy niej.
Nastała chwila ciszy. Ahsoka założyła ręce na piersiach i wpatrywała się we mnie gniewnym wzrokiem.
- Mieszkasz teraz tutaj? - na nowo próbowałem podjąć rozmowę.
- Nie, właśnie się stąd zmywam. - odpowiedziała wyzywająco.
- To gdzie mieszkasz na stałe? - dopytywałem delikatnie.
I znowu nastała krępująca cisza. Wyczułem wahanie Ahsoki, nie wiedziała czy uciekać czy zostać i rozmawiać. Na szczęście u niej chyba też odezwała się nasza więź, więc nie była w stanie znowu jej zerwać, dokładnie tak jak ja nie zniosłabym ponownego rozstania.
- Nigdzie. - odpowiedziała w końcu i odwróciła się tyłem i zaczęła pakować ostatnie rzeczy. Próbowała ukryć targające nią emocje, jednak nie była w stanie. Za dobrze ją znałem. - Latam między planetami i znajduję różne motele, gdy mi się znudzi lecę dalej.
- I co ty robisz na tych różnych planetach? - nie mogłem powstrzymać się przed użyciem kpiącego tonu patrząc na cały ten syf.
- To, co chcę. - warknęła nadal stojąc do mnie tyłem. Widać było, że ta rozmowa coraz bardziej ją irytowała, jednak nie mogłem się poddać. Nie dzisiaj.
- Czyli pomagasz komuś, ratujesz światy, bierzesz udział w różnych misjach, tak? - pół zapytałem, pół stwierdziłem. Ahsoka gwałtownie wyprostowała się, widocznie to ukryte oskarżenie ją mocno ukłuło. Pozornie nie zauważając tego omiotłem ostentacyjnie wzrokiem pomieszczenie po czym cicho, bez cienia sarkazmu dopowiedziałem. - Chyba jednak nie.
- To robiłam, kiedy byłam w Zakonie. - odwróciła się gwałtownie i popatrzyła na mnie z wściekłością. - Ale mnie z niego wyrzucono.
- Owszem, Rada popełniła błąd... - zacząłem mówić. Mój łagodny głos bardzo kontrastował do jej, pełnego gniewu.
- Rada?! - krzyknęła. - Nie tylko ona! Wszyscy się ode mnie odwrócili!
- Nieprawda. - zaprzeczyłem stanowczo podchodząc bliżej. - Nie zwątpiłem w ciebie ani na sekundę.
Staliśmy pół kroku od siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. Ona miała spojrzenie pełne wściekłości i oskarżeń. Ale ja, choć przez tak długi czas nie potrafiłem jej wybaczyć teraz odrzuciłem wszystkie zaszłości w niepamięć. Liczyło się tylko to, że staliśmy obok siebie, a ona mogła zmienić swoją decyzję.
Po paru sekundach jej spojrzenie złagodniało, a oczy wypełniły się łzami. Odwróciła wzrok, żebym tego nie zobaczył, jednak zdążyłem to dostrzec.
- Wiem, że zawsze we mnie wierzyłeś, Anakinie. - powiedziała siadając ciężko na łóżku. - Może na to za późno, ale bardzo cię przepraszam. I choć pewnie mi nie wybaczysz chcę, żebyś wiedział, że żałuję.
Nie mogłem uwierzyć w to co się działo. Ahsoka właśnie..., Nie! To niemożliwe. Zszokowany i jednocześnie uradowany stałem zamrożonych, jak gdyby taki wszystko miało zniknąć, gdy tylko wykonam jakiś ruch. Moja była padawanka opuściła głowę, jakby spodziewała się reprymendy. Wyczuwałem ogromne poczucie winy i żal. Ale dopiero łzy spływające po jej twarzy otrzeźwiły mnie. Moja mała Ahsoka płakała, a ja stałem i nic nie robiłem. Dlatego natychmiast usiadłem obok niej, przytuliłem ją i zacząłem kołysać uspokajająco.
- Brakowało mi ciebie. - powiedziałem, nie przerywając kołysania.. Siedzieliśmy tak kilka minut, aż opanowałam płacz. Nigdy nie sądziłem, że taka sytuacja będzie miała miejsce, jednak stało się. Znowu mistrz pocieszał padawana. I chociaż nigdy Ahsoka nie załamała się do tego stopnia, to wiedziałem co robić. Mój mały Smark znowu był ze mną. Wszystko wróciło do normy.
- Chcesz wrócić do Zakonu? - zapytałem po chwili ciszy. Płomyk nadziei zapalił siew moim sercu. Patrzyłem na nią i myślałem tylko o tym, aby się zgodziła.
Ahsoka zdziwiona popatrzyła mi w oczy. Najwidoczniej zupełnie się tego nie spodziewała.
- Pozwolą mi? - zapytała z niedowierzaniem. W jej oczach także zobaczyłem niepewną nadzieję. Powoli mały płomyk we mnie zmieniał się wielki ogień. Jednak było to zbyt piękne, żebym mógł od razu uwierzyć.
- Już ja się o to postaram. - odparłem z uśmiechem. Z każdą sekundą byłem coraz bardziej pewny jej decyzji. - Tylko czy ty tego chcesz?
Zobaczyłem to w jej oczach. Jej odpowiedź była oczywista...
************
Drugi one shot, tak jak obiecałam 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro