Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Skywalker

SPOJLERY z The Rise of Skywalker!

Znowu jestem sama.

Patrzę na pustynię Tatooine nad którą rozciąga się piękny  podwójny zachód słońca. To tu wszystko się zaczęło i tu wszystko się skończyło.

Odnalazłam swoje dziedzictwo. Poznałam swoją historię. A teraz, ponownie jestem sama. Rey Skywalker brzmi dumnie, do kiedy nie uświadomisz sobie, że nikogo już nie masz. Zupełnie sama.

- Nie jesteś sama. - słyszę głos za swoimi plecami. Odwracam się gwałtownie i widzę, mężczyznę, który znaczy dla mnie więcej niż całe bogactwo tego świata.

- Dlaczego to zrobiłeś? - pytam. Nie powstrzymuję łez, które swobodnie spływają po moich policzkach.
- Przecież wiesz. - odpowiada cicho spuszczając wzrok. Widzę łzy, które także pojawiają się w jego oczach. Podchodzę powoli, kładę dłoń na jego policzku, a on się w nią wtula. Ucieka wzrokiem, kiedy ja próbuję odnaleźć odpowiedź na postawione wcześniej pytanie. Widzę walkę w nim, kiedy próbuje zebrać się na odwagę. I ostatecznie zdobywa się na to wyznanie. Patrzy mi głęboko w oczy, a w moim sercu wcześniej rozpalony płomień zmienia się w wielki pożar.

- Kocham cię. - te słowa wychodzą z ust Bena. Pochyla się nade mną i składa na moich wargach pocałunek. Trwamy w nim, a czas jakby się zatrzymuje. Nie interesuje nas co się stanie później, jesteśmy tu i teraz, tylko my i Moc, która w tak szczególny sposób nas połączyła.

- Ja ciebie też - mówię odsuwając się delikatnie. Patrzę na twarz Bena, którą okala błękitna poświata. Ten blask wytrąca mnie z równowagi i nie pozwala zapomnieć, że dzieli nas ta granica. Granica, która na szczęście się zaciera.

- Jak długo zostaniesz? - pytam niepewnie. Boję się odpowiedzi, jednak muszę ją poznać.
- Ciii. - szepcze mi do ucha. - Mamy całą noc przed sobą.

Tak więc uciszam niespokojne myśli i cieszę się chwilą. Chcę poczuć jego bliskość i wiem, że on pragnie tego samego. Trzymam go za dłoń i już wiem, że to będzie najlepsza noc w moim życiu...

Idziemy do starego domu Luke'a Skywalkera. Ponownie zjeżdżam na kawałku metalu. Czuję się jak dziecko, którym tak naprawdę nigdy nie mogłam być. Śmieję się, a Ben razem ze mną.

Gdy wchodzę do salonu widzę jedynie piasek. Nie przeszkadza nam to. Siadamy razem. Całą noc upływa nam na śmianiu się, przytulaniu, pocałunkach i rozmowach. Czuję, jak ból, żal i osamotnienie, które do tej pory nosiłam opuszczają mnie. Chcę, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak nie jest to możliwe. Zaczynam odczuwać zmęczenie, gdy napięcie z ostatnich dni uchodzi. Opieram głowę na ramieniu Bena, a on przykrywa mnie swoim czarnym płaszczem. Tak ułożona powoli odpływam w sen. Jednak zanim zanurzę się w nim zupełnie czuję pocałunek na czole oraz szept Bena.
- Kocham cię.

Budzę się rano, czując spełnienie i szczęście. Nagle uświadamiam sobie, że leżę na piasku i nie ma koło mnie Bena. Ogarnia mnie panika, wstaję czym prędzej i wybiegam z domu. Rozglądam się wkoło, jednak nigdzie go nie widzę.
- Ben! - krzyczę, a głos załamuje mi się z rozpaczy. - Ben!

- Tu jestem. - znowu słyszę głos za swoimi plecami.
Odwracam się i wtulam gwałtownie, nie chcąc już nigdy więcej go stracić.
- Błagam, nie odchodź już nigdy więcej w ten sposób. - mówię przez łzy.
- Dobrze, kochanie, dobrze. - słyszę jego uspokajający głos. Czuję jak głaszcze mnie ręką po włosach, a mój oddech powoli się uspokaja.

Tym razem to Ben pierwszy się odsuwa. Widzę w jego oczach, że musi powiedzieć mi coś bardzo trudnego, coś czego ja też nie chcę usłyszeć.
- Rey... - zaczyna. Czuję, jak walczy ze sobą, bo wie, że to złamie nam obydwojgu serce. I wie także, że nie ma wyboru.
- Ben, o co chodzi? - pytam łagodnie.
- Ja... - próbuje wykrztusić z siebie jednak nie potrafi. Nie popędzam go, ale w moim sercu rodzi się myśl, które mnie przeraża, a która z każdą sekundą wydaje mi się bardziej prawdopodobna.
- Nie mogę z tobą zostać. - słyszę przerażające zdanie. Moje najgorsze przypuszczenia się potwierdzają.  Wiem, że to prawda, że Ben nie może zostać, jednak łamie mi ona serce. Łzy znowu pojawiają się w moich oczach.

- Dlaczego? - pytam jedynie, łamiącym się głosem.
- Granica, która nas rozdzieliła jest zbyt potężna. - odpowiada że smutkiem. - Nie mogę jej ciągle przekraczać. To wbrew prawom  natury, to wbrew prawom Mocy.
- Ale przecież tu jesteś. - mówię, choć w głębi serca wiem, że nie zmienię tej decyzji, bo to nie on ją podejmował.
- I niedługo zniknę. - odpowiada smutno. - Jednak pamiętaj. Jestem przy tobie zawsze, nawet jeśli mnie nie widzisz. Co roku będę do ciebie przychodził w tej postaci, ale jeśli będziesz potrzebowała pomocy wołaj, zawsze odpowiem.

Ben delikatnie całuje mnie w czoło, po czym rozpływa się, z smutnym uśmiechem na twarzy. Zamykam oczy, chcąc wyryć w pamięci każdy szczegół jego postaci do następnego roku. Samotna łza spływa po moim policzku, przypieczętowując obietnicę, którą otrzymałam.

I Ben dotrzymuje danego słowa. Gdy odbudowywuję Zakon Jedi, gdy potrzebuję pomocy w podjęciu decyzji - jest przy mnie. Gdy doświadczam radości zwycięstwa i goryczy porażki - jest przy mnie. Jego głos i obecność towarzyszą mi we wszystkich momentach, tych trudnych, ale także w tym pięknych. A co roku przylatuję na Tatooine, aby spotkać go w jego fizycznej postaci. Te dni, co roku tak samo piękne, żywe i prawdziwe, dodają mi sił do następnych wyzwań. Żyję dla nich i dla nich pracuję. I tak mijają lata, Nowa Akademia się rozrasta, uczniowie dorastają, stają się mistrzami. Z roku na rok coraz częściej mam wrażenie, że moja misja niedługo dobiegnie końca. I nie boję się. Czekam na ten moment, gdy złączę się z Mocą, gdy nareszcie naprawdę spotkam Bena.

I gdy wreszcie śmierć nadchodzi patrzę na siebie i całe swoje życie. Byłam Jedi. Przeszłam długą drogę. Straciłam rodziców, całe dzieciństwo spędziłam sama. Czekałam, aż powrócą, ale nigdy się nie zjawili. W końcu poznałam swoje historię. Okrutną prawdę o moim przodku, o mojej rodzinie. I wybrałam nową drogę. Stałam się Jedi, ostatnią spadkobierczynią. Odnowiłam Zakon, stworzyłam Nową Akademię. Popełniłam mnóstwo błędów, wiele razy wybrałam dobrze. Jednak teraz to nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, że nareszcie mogę odejść i odpocząć. Całe życie oddałam Mocy i i śmierć też jej oddaję. Ona mnie poprowadzi.

Powietrze uchodzi z moich ust po raz ostatni. Zamykam oczy i otacza mnie błoga ciemność i błogi spokój. Odpływam. Tatooine jest idealnym miejscem, aby złączyć się z Benem, tym razem na zawsze.

Nagle przeszywa mnie straszna myśl. Co jeśli jego tam nie ma? Ogarnia mnie paraliżujący niepokój, choć już jest za późno. I wtedy słyszę głos, który tyle razy mnie prowadził.
- Jeszcze chwilę, najdroższa, jeszcze chwilę.

Odchodzę. Moje ciało i duch jednoczą się z Mocą. Otwieram oczy i widzę piękną łąkę. W moim kierunku idą dwie postacie. Luke i Leia.

Podbiegam do nich i się przytulam. Rodzeństwo oddaje uścisk i już wiem, że wszystko będzie dobrze.
- Czekaliśmy na ciebie. - mówi Luke. - Jednak on chyba bardziej się niecierpliwił.

Odwracam się gwałtownie. Kilka metrów dalej stoi ogromne drzewo. Piękne, rozłożyste liście lśnią w blasku słońca. Jednak to nie na nich się skupiam. W cieniu gałęzi siedzi on. Powoli podnosi się z ziemi. Widzę radość w jego oczach, widzę nareszcie ukojoną tęsknotę. Wolnym krokiem ruszamy ku sobie, z każdym momentem przyspieszając. W końcu wpadamy sobie w objęcia. Nic nie może już nas rozdzielić. Mamy przed sobą całą wieczność. I mimo, że już zakończyliśmy naszą historię życia dopiero teraz, po śmierci, może spełnić się to zakończenie: Żyli długo i szczęśliwie...

                     ***********

Nie wiem jak wy, ale ja miałam chandrę po The Rise of Skywalker i śmierci Bena Solo. Dlatego, żeby się pocieszyć zaczęłam to pisać, potem zostawiłam a potem znowu wróciłam i oto efekt. Mam nadzieję, że one shot jest satysfakcjonujący, oczywiście dla wszystkich fanów Reylo. Miłej końcówki walentynek dla wszystkich par ♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro