Nie ma to jak drugi dom!
Musiałam jeszcze na chwilę wrócić na statek, żeby zabrać swoje rzeczy i powiadomić o wszystkim Manię. No cóż… to oznacza wakacje z dala od domu, bo na czas naszej współpracy muszę się przenieść na statek grupy rebeliantów Leo.
-A oto mój statek. Rozgość się przyjacielu!-powiedziałam, kiedy wchodziliśmy na pokład-Mania! Mamy gościa!
Mania stanęła obok nas w mgnieniu oka. Wyrwałam ją akurat ze sprawdzania stanu naszego magazynu.
-O! Nie wiedziałem, że po tym, jak Owca przyłączył się do Imperium znalazłaś sobie nową towarzyszkę-powiedział Leo.
Wiedziałam, że tak będzie…
-”Znalazłam” to chyba złe słowo. Bardziej… Zbudowałam.
-Oł-zdziwił się- Wygląda bardzo realistycznie- próbował bezskutecznie wybrnąć.
-Wiem, co sobie teraz myślisz. Że to dziwne, nienormalne, że jestem strasznie samotna. Błąd. Mania powstała wyłącznie, dlatego, że był mi potrzebny drugi pilot, a wygląda tak ludzko, żeby nikt nie znalazł skradzionych części- sama w to nie wierzyłam z resztą podobnie, jak Leo.
Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i zostawiłam statek drugiemu pilotowi. Zadaniem Mani będzie sprzedać parę sprzętów klientom z w miarę bezpiecznych części galaktyk. Przez w miarę bezpieczne rozumiem, takie, gdzie nie ma pasów asteroid, czy bardzo różniącej się grawitacji, żeby nie miała większych problemów z pilotowaniem statku w pojedynkę. Samemu trudno jest nawet wylądować, a co dopiero, gdyby dajmy na to grawitacja była za wysoka. Wystarczy nie wyhamować w odpowiednim momencie i gotowe. Oto prosty przepis na statek do kasacji. W sytuacjach tego typu drugi pilot kontroluje wysokość, ciśnienie, nagłe różnice wartości przyciągania grawitacyjnego na różnych wysokościach, jak to bywa na niektórych planetach, opady itd.
-Muszę przyznać, że twój statek jest niezły. Wygląda tu, jak w dobrze urządzonym mieszkaniu- schlebiał mi Leo, kiedy Mania już odlatywała, a my szliśmy na statek rebeliantów. Czy on się czasem nie podlizuje?
-No cóż, w końcu innego domu nie mam.
-Nasza Torpeda może cię trochę rozczarować- zaśmiał się i kontynuował- nie jest aż tak luksusowa za to śmiga, jak marzenie.
-Torpeda?
-Nasz statek. Nazywa się Torpeda. A właśnie! Jak nazywa się to twoje cacko?
-Mój statek? On nie ma nazwy.
-Jak to?
-Nie mam pomysłu.
-Przez paręnaście lat, nie wymyśliłaś nazwy dla statku?- roześmiał się- Wybacz, ale to niedorzeczne!
-Ah, to nie tak!- powoli mnie wkurzał. Chociaż chyba mocno starał się być miły, ale akurat mu nie wyszło.- Od niedawna nad tym myślę. Owca nie chciał nadawać mu nazwy. Twierdził, że to źle na nas wpłynie.
-Co możesz powiedzieć o swoim statku? Albo co czujesz kiedy nim latasz?
-No nie wiem… Czuję, że po prostu nie mogłoby być inaczej, że gdzie indziej czułabym się gorzej. Dużo bardziej wolę przemierzać bezkresny ocean galaktyki, który non-stop mnie zaskakuje niż szlajać się po planetach. Kiedy latam nikt mi nie mówi, gdzie mam iść, nikt nie może mnie namierzyć, mogę po prostu być wolna.
-Wiem, co czujesz. Po prostu sobie lecisz i czujesz się, jak w raju.
-Jak w raju…- nagle otrząsnęłam się z tych słodkich myśli- To jest to! Leo, czy ktoś ci już mówił, że jesteś genialny?
-Jasne! Słyszę to parę razy dziennie.
Zignorowałam.
-Już wiem jak nazwę swój statek!
-Raj?
-Dokładnie! Od dzisiaj statek, którym latam to Arkadia.
“Torpeda” przeczytałam na skrzydle nieźle poturbowanego statku, który prawdopodobnie kiedyś był zielony, ale że miał już to i owo za sobą. Był brudny, cały w pyle kosmicznym, z licznymi wgnieceniami. Od razu widać, że to statek nienależący do pacyfistów.
Nie spodziewałam się luksusów, ale w środku był urządzony z klasą, mimo iż był mały. Składał się tylko z łazienki, maszynowni i nieco większego niż mój mostka kapitańskiego do którego prowadziło główne wejście. Tam znajdowało się wszystko, co potrzebne do przeżycia krótkiego lotu. Mały zapas jedzenia i picia, stolik do gry w karty, a wokół niego dwie długaśne kanapy, jeszcze jeden stolik i fotele, komunikator hologramowy, sprzęt awaryjny, broń i oczywiście stanowisko pilota oraz sterowanie działami.
Załoga Leo liczyła łącznie z nim cztery osoby. Pierwszy rzucił mi się w oczy pilot ubrany w spodnie moro, czarny t-shirt i jeansową kurtkę. Na głowie miał fioletowego irokeza, a oczy zasłonięte okularami przeciwsłonecznymi z żółtymi szkiełkami. Nosił też po sześć, czy siedem kolczyków w uszach. Palił papierosa, który śmierdział, jak dym z rur wydechowych starych ścigaczy.
-To jest Tachion. Nasz pilot- przedstawił go Leo.
-Cześć mała- powiedział Tachion odwracając się do mnie na krześle przy swoim stanowisku. Po czym wyciągając z ust papierosa uśmiechnął się, obnażając swoje wielkie zębiska.
-Dalej. Poznaj Jerrego.
-Cześć- powiedział nawet nie spoglądając na mnie. Był tak zaabsorbowany naprawianiem jakiegoś droida. Wywnioskowałam, że to ich technik. Był wielki. Naprawdę. Wyglądał prawie jak niedoszły zapaśnik sumo. Twarz miał idealnie okrągłą. Pod nosem rósł mu czarny, rzadki wąsik. Ubrany był w czarne spodnie, ciemny t-shirt w paski, na głowie miał chustę z logo rebeliantów prawdopodobnie zasłaniającą łysinę. Nosił jeszcze okulary ochronne, z którymi praktycznie się nie rozstawał.
-To co leży przed Jerrym na stole to nasz droid C58. Chociaż tak szczerze spisujemy go na straty- to ostatnie wyszeptał.- No i jeszcze nie poznałaś Kitty…
-Leo! Miałeś mnie tak nie nazywać!- wrzasnęła rzucając broń, którą czyściła na ziemię, po czym podbiegła do mnie i niespodziewanie potrząsnęła moją dłonią mówiąc z uśmiechem- Witaj na pokładzie. Cieszę się, że zechciałaś z nami współpracować. Proszę cię, mów mi Kate.
-Miło mi poznać, Kate- odpowiedziałam.
-Mówimy na nią Kitty, bo ona tylko się wydaje taka miła. Tak naprawdę to potrafi pokazać pazurki, jak kotek- za to wyjaśnienie dostał od Kate solidny cios w ramię- Ała!- wrzasnął, szybko rozmasowując rękę. Lubi, czy nie lubi być Kitty, to określenie jest raczej trafne. Chociaż z wyglądu tego po niej nie widać. Kate to błękitny Twi’lek o specyficznych oczach. Nie potrafię określić ich koloru. Mienią się trochę na niebiesko, ale w sumie wyglądają, jakby były… przeźroczyste? Przypominają trochę duże diamenty. Jej strój także ją wyróżniał. Nie była ubrana w ciemne kolory, jak reszta, tylko miała czerwony kombinezon w białe kropki odsłaniający całe ręce i nogi do połowy ud. Na stopach miała jasne sandały zasznurowane aż pod kolana.
Leo kontynuował:
-No więc? Jak ci się to widzi?
-Co konkretnie?
-Statek… Nowi towarzysze…
Spojrzałam na nich jeszcze raz i stwierdziłam:
-Coś tak czuję, że się jakoś dogadamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro