Mechanik (cz.2)
Druga część poprzedniego rozdziału!
Miłego czytania ;)
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Luke cicho westchnął, gdy poczuł, że leży na czymś miękkim. Wydawało mu się, że dryfuje na chmurze. Było mu tak wygodnie, że odtrącił myśl o otworzeniu oczu. Chciał leżeć na tym puszystym materiale do końca życia. Wstanie było ostatnią rzeczą, na jaką miał w tej chwili ochotę.
Przekręcił się na prawy bok, kolejny raz cicho wzdychając. Tak dobrze...
Kilka sekund później zaczął się jednak zastanawiać, gdzie się znajduje. Nie pamiętał, żeby Rebelia była wyposażona w tak komfortowe łóżka. Niechętnie otworzył więc oczy, odruchowo tuląc się bardziej do poduszki. Przetarł zaspane powieki i ziewnął, próbując zmusić się do zmienienia pozycji na siedzącą. Udało mu się to dopiero, gdy usłyszał znajome piski Artoo. Droid stał obok jego łóżka, uważnie mu się przypatrując.
Chłopiec przeciągnął się, po czym rozejrzał się po obcym dla siebie pokoju. Oprócz łóżka znajdowała się w nim niewielka szafka nocna, a także trzy pary drzwi.
To zdecydowanie nie była Rebeliancka baza.
Skywalker wyskoczył z łóżka, z lekkim żalem zrzucając z siebie kołdrę. Przez myśl przeszło mu, by jeszcze chwilę poleżeć, ale szybko pokręcił głową, odrzucając ten pomysł. Zaczął sobie przypominać ostatnie wydarzenia. Znajomo wyglądający, ale jednak obcy mężczyzna. Jego ręce oplatające tors chłopca oraz... Ciemność. Dalej była tylko ciemność. Kim był ten mechanik? Gdzie go zabrał?
Luke doskoczył do pierwszych drzwi, które, jak się okazało, prowadziły do przestronnej, świetnie wyposażonej łazienki. Był w niej nie tylko duży prysznic, ale też długa, szeroka wanna.
- Huh? – Blondyn rozejrzał się po pomieszczeniu, czując się zdezorientowany jak nigdy.
Za drugimi drzwiami znajdowała się ogromna garderoba. Po lewej jej stronie zawieszone na wieszakach były bluzki, koszule i spodnie, a po prawej stała komoda z kilkoma szufladami, w których znajdowała się bielizna oraz piżamy. Ku przerażeniu Luke'a, wszystko było w jego rozmiarach.
- Co to za miejsce? – mruknął do siebie.
Ostatnie drzwi prowadziły do innego pokoju. Duża, wyglądająca wygodnie kanapa była pierwszą rzeczą, na jaką chłopiec zwrócił uwagę. Przed nią stał niewielki, szklany stolik, a za nią stół jadalny, wokół którego rozstawione były cztery krzesła.
Kiedy blondyn wszedł głębiej do pomieszczenia, jego wzrok padł na ogromną szybę. Natychmiast do niej podszedł i przez kilka sekund wpatrywał się w znajdującą się za nią nadprzestrzeń.
Zaraz... Skoro on jest na obcym statku, i to w dodatku w nadprzestrzeni, to może oznaczać, że ma poważne kłopoty. Podbiegł do drzwi, które znajdowały się na przeciwległym końcu pokoju, ale gdy dostrzegł, że te nie chciały się otworzyć, jedna nazwa zawitała w jego głowie.
- Nie, nie, nie! – Walnął pięścią w metalowe przejście, a po chwili desperacko zaczął wciskać przyciski na panelu sterującym.
Drzwi wciąż pozostawały zamknięte.
- Żeby to nie był 'Executor', błagam – szepnął. – Żeby to nie był 'Executor'.
Niestety pisk R2-D2 zmył wszelkie jego nadzieje.
- Skąd to w ogóle wiesz? – Spojrzał z podejrzliwością na swojego droida. – I jakim cudem się tu znalazłeś?
Artoo wydał z siebie krótki trajkot, na co Skywalker skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- Bezpieczny? – Prychnął. – Że niby tu? Artoo, przestań żartować!
Kolejna dawka pisków droida sprawiła, że blondyn poczuł się jeszcze bardziej skołowany.
- Nie rozumiem. – Westchnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Lepiej pomóż mi się stąd wydostać.
Ponownie podszedł do panelu sterującego i zaczął mu się uważnie przyglądać. Kilka razy wcisnął różne kombinacje klawiszy, ale to nie dało żadnego efektu. Jedynie zwiększyło jego frustrację.
- Artoo, pomóż mi! – Jęknął, patrząc z niedowierzaniem na swojego astromecha. R2 zawsze był chętny do pomagania mu i robił to często sam z siebie, bez żadnej zachęty. Co się więc zmieniło? – Czy tamten mechanik coś ci zrobił? – Zaniepokoił się, klękając naprzeciwko droida.
Droid zatrajkotał, poruszając się nerwowo w przód i w tył. Gadał jak najęty, ale Luke mało co z tego zrozumiał.
Kim był człowiek z bazy? Szpieg Vadera? Tajny agent? Szturmowiec w przebraniu?
Skywalker przygryzł dolna wargę, zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami i tajemniczym zachowaniem swojego droida. Coś było bardzo nie tak. Jeśli jego podejrzenia są poprawne i rzeczywiście znajduje się na 'Executorze', dlaczego został zamknięty w tak luksusowym pokoju a nie ciasnej celi? Czy jakiś oficer przyjdzie do niego i zacznie go przesłuchiwać? A może sam Darth Vader będzie go torturować i odetnie mu rękę albo nogę?
Luke był jeszcze bardziej zdeterminowany, by się stąd wydostać.
- Artoo! – Krzyknął, kładąc rękę na jego głowie. – Musisz otworzyć te drzwi.
Zanim jednak droid zdążył się ruszyć czy chociażby odpowiedzieć, wejście otworzyło się, a w progu stanęła wysoka postać, cała ubrana na czarno, z peleryną sięgającą ziemi. Jego twarz natomiast...
Skywalker błyskawicznie wstał, a jego oczy rozszerzyły się, gdy ujrzał przed sobą tego samego mechanika, który go porwał. Po chwili uświadomił sobie, z kim tak naprawdę ma do czynienia.
- Jesteś Darth Vader – warknął, odruchowo robiąc krok w tył.
Mężczyzna z bazy to był sam Mroczny Lord. Że też wcześniej się nie zorientował! Od dawna miał złe przeczucia, ale w życiu by nie pomyślał, że Prawa Ręka Imperatora przebierze się za mechanika, by go pojmać! To jakiś absurd.
Pierwszy raz widział tego człowieka bez maski. Znajoma, ale jednocześnie obca twarz, patrzyła na niego ze spokojem, a błękitne oczy jakby przeszywały go na wylot. Luke miał wrażenie, że powinien go znać. Tylko skąd?
Sith całkowicie wszedł do pokoju, a drzwi za nim natychmiast się zamknęły. Blondyn ponownie się cofnął, gorączkowo myśląc nad jakimkolwiek sposobem bronienia się.
- Nie zrobię ci krzywdy, chłopcze – odezwał się nagle Vader. Czyżby czytał mu w myślach? Skywalker słyszał o tej umiejętności, ale nigdy jej nie doświadczył na własnej skórze. Nie było to przyjemne uczucie.
- Czego ode mnie chcesz? – Zmarszczył brwi, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że jest to niemal identyczna pozycja do tej, w której stoi Mroczny Lord.
- Ciebie – odparł mężczyzna.
Luke'a zatkało. Spodziewał się czegoś w stylu „Jesteś synem Jedi, mam zamiar się publicznie zabić". Co ma znaczyć „ciebie"?
- Nie rozumiem – warknął, czując narastający w sobie gniew. – O co ci chodzi?! – Jakoś niespecjalnie go obchodziło, że podniósł głos na drugą najpotężniejszą osobę w galaktyce.
- Chcę, żebyś zajął należne ci miejsce u mojego boku.
Młody pilot poczuł, że się w nim zagotowało. Vader... Za kogo on się uważa?
- Zabiłeś mojego ojca, zabiłeś Bena, a teraz chcesz, żebym do ciebie dołączył? – syknął, posyłając Lordowi wściekłe spojrzenie, z którego Sith oczywiście nic sobie nie zrobił. – Jak śmiesz mówić mi coś takiego?!
- Nie zabiłem twojego ojca, Luke.
Ta krótka, prosta odpowiedź sprawiła, że blondyn zamarł. Miał wrażenie, że świat wokół niego się zatrzymał. Jego ojciec nie został zamordowany przez Sitha? Więc żyje? Ale Ben powiedział...
- Obi-Wan był kłamcą – warknął nagle Mroczny Lord, a temperatura w pokoju jakby nagle spadła. – Chciał obrócić cię przeciwko mnie.
Luke nie rozumiał. Obrócić go przeciwko Vaderowi?
O czym Sith mówił?
Nagle Artoo podjechał do jego nogami i lekko ją szturchnął.
:Spójrz na niego:, powiedział.
- Sam to powiedziałeś, Luke. – Vader zrobił dwa kroki w jego stronę. Był spokojniejszy niż kilka minut temu. – Wyglądam znajomo.
Chłopiec poczuł, jakby w jego gardle powstała wielka gula.
„Spójrz na niego"
„Wyglądam znajomo"
„Nie zabiłem twojego ojca"
Blondyn usiadł na kanapie, próbując uspokoić oddech. Czy to możliwe, że...? Nie. Luke musiał po prostu coś źle zinterpretować. To przecież nierealne, by Vader...
Ale te oczy. Jego oczy. Tak samo błękitne, tak samo bystre. I włosy – też blond, aczkolwiek ciemniejszego odcienia.
Mimo wszystko...
- Kim jesteś? – szepnął, czując jak łzy zbierają się w jego oczach.
- Już wiesz kim. – Mężczyzna usiadł obok niego, jednak chłopiec nawet nie drgnął. Cały strach i gniew, który czuł do tej pory, zniknął. – Jestem twoim ojcem.
Luke nie wytrzymał. Łzy same poleciały z jego oczu – on nawet nie potrafił – a może nie chciał? – nad nimi zapanować.
Ojciec.
Od zawsze marzył, by mieć ojca. By mieć się do kogo zwrócić tym tytułem. By wraz z tatą podróżować po galaktyce. Mówić mu o swoich problemach. Słuchać jego opowieści. Naprawiać z nim maszyny i różne droidy.
Darth Vader jednak nie był taką osobą. Nie był ojcem z jego marzeń. Był za to potworem, bezlitosnym zabójcą, który... który przez 19 lat w ogóle się nim nie zainteresował.
- Od jak dawna wiesz? – Nie odważył się podnieść głowy, nie chcąc patrzeć w jego oczy. A jeśli był niechciany? Jeśli jego ojciec specjalnie go zostawił, by móc w spokoju pełnić swoje obowiązki?
- Od kilku miesięcy. – Vader delikatnie chwycił go za brodę, zmuszając tym samym do spojrzenia w jego tęczówki. – Nie byłeś niechciany. Po prostu o tobie nie wiedziałem. – Drugą rękę położył na ramieniu chłopca. Gdyby ten gest wykonał Darth Vader-jeszcze-nie-ojciec, Luke robiłby wszystko, by się od niego odsunąć. Teraz jednak jego dotyk był wręcz kojący. Czy to normalne, że Skywalker tak się czuje? – Kenobi zabrał cię, gdy byłeś niemowlęciem. Powiedziano mi, że umarłeś w łonie matki.
Ben go porwał? Ale dlaczego?
- Ale Ben... - zaczął Luke, nie będąc dokładnie pewnym, co chciał powiedzieć. – On nie mógłby... - Pokręcił głową, na tyle na ile pozwalała mu ręka ojca, wciąż znajdująca się na jego brodzie.
- Kenobi był kłamcą i zdrajcą. – Vader na samą myśl o swoim dawny mistrzu poczuł nieopisaną falę furii.
Przez chwilę panowała między nimi cisza. Luke miał tyle pytań, lecz nie wiedział, od którego powinien zacząć. Kłębiło się w nim tyle uczuć, tyle emocji, wspomnień...
Czyżby zarówno wujek jak i Ben go specjalnie okłamywali? Obi-Wan wiedział, kim naprawdę był Anakin, a Owen? Luke przypomniał sobie, jak wielokrotnie pytał swoje wujostwo o ojca. Jego ciocia zawsze robiła się wtedy smutna i jakby zmartwiona, a wujek szybko się denerwował i zakazywał mu zadawać takie pytania.
Skywalker więc domyślał się, że wiedzieli. Przynajmniej o tym, że był Jedi. Tylko czemu mu nie powiedzieli?
- Twoim przeznaczeniem jest stanie u mojego boku i rządzenie galaktyką – odezwał się nagle Mroczny Lord.
Luke spojrzał na niego z niedowierzaniem. Niecały rok temu był zwyczajnym farmerem bez większej perspektywy na życie, a teraz sam Darth Vader mówi mu o wspólnym rządzeniu galaktyką?
Nie tego chciał. Jedyne czego pragnął, to poznać własnego ojca.
- Dlaczego wybrałeś Ciemną Stronę? – spytał.
- Bo byłem za słaby – odparł po chwili ciszy. Luke chciał o to dopytać, ale coś mu mówiło, że to nie był za dobry pomysł. Odpuścił więc, przynajmniej na razie.
- A skąd znasz Artoo? – Kolejne pytanie padło z ust blondyna niemal natychmiast.
- Był moim droidem, wiele ze mną podróżował.
Chłopiec spojrzał z niedowierzaniem na swojego astromecha.
- I nic mi nie powiedziałeś? – spytał, z wyraźnym wyrzutem w głosie.
- Artoo nie wiedział o moim przejściu na Ciemną Stronę Mocy. – Vader spojrzał na R2-D2. – Rozpoznał mnie dopiero w bazie.
Blondyn jedynie przytaknął.
Tego było za dużo. Tyle informacji na raz oraz świadomość, że jego ojciec żyje i siedzi na kanapie obok niego. Że jego ojcem jest Darth Vader. Że Ben go okłamał.
Luke oparł łokcie na udach, po czym schował twarz w dłoniach. Kilka sekund później poczuł na swoim ramieniu delikatne ściśnięcie. Przekręcił lekko głowę, wpatrując się w twarz swojego ojca.
- Muszę teraz coś załatwić – odezwa się Sith. – Niedługo wrócę i dokończymy rozmowę.
Mężczyzna wstał i, posyłając mu wcześniej łagodne spojrzenie, opuścił pokój, a drzwi za nim zamknęły się z cichym syknięciem.
Skywalker znowu został sam z Artoo. Młody pilot nie do końca wiedział, co o tym myśleć. Od zawsze pragnął ojca, ale czy Vader będzie potrafił mu dać choć trochę ciepła i rodzicielskiej miłości? Czy raczej zmusi go do treningów i bycia zabójczą bronią dla Imperium?
Gdzieś głęboko w sercu Luke miał nadzieję na to pierwsze. Skoro i tak nie może uciec z 'Executora', może wykorzystać tę okazję do poznania ojca? To w sumie jedyna korzystna rzecz, jaką może tu zrobić. Musi dać Lordowi do zrozumienia, że nie ma zamiaru zostać Sithem. Pozostaje mu nadzieja, że Vader to dobrze zniesie. A jeśli będzie starał się go zmusić... Cóż, to będzie dla Skywalkera znak, że trzeba uciekać i Mroczny Lord nigdy nie będzie dobrym ojcem.
Słysząc znajome piski, chłopiec spojrzał na stojącego obok droida. Wtedy go olśniło.
- Artoo! – wykrzyknął radośnie. – Masz zapisane jakiekolwiek informacje o Anakinie Skywalkerze?
Krótki trajkot zdecydowanie brzmi jak potwierdzenie.
Po chwili R2-D2 wyświetlił holo przedstawiające dwie postacie. Pierwszą był wysoki mężczyzna, blondyn, w którym Luke bez trudu rozpoznał Vadera. Drugą natomiast była kobieta tak piękna, że przyćmiewała urodą praktycznie wszystkie dziewczyny, jakie Luke do tej pory poznał. No, może z wyjątkiem Lei.
- I pomyśleć, że miałeś to przez cały czas – mruknął do astromecha. Cały czas wpatrywał się w osoby z nagrania.
Anakin wydawał się być taki... szczęśliwy. Uśmiechał się, miał takie ciepło w oczach, jakie Luke zawsze pragnął ujrzeć w swoim ojcu. Był tkim przeciwieństwem bezlitosnego, zimnego Mrocznego Lorda. Co się stało, że z tak sympatycznego i kochającego człowieka zmienił się w to przerażające monstrum?
Kobieta posłała Anakinowi szeroki uśmiech. Po chwili przytulili się i spojrzeli w górę, zapewne na gwiazdy. Skywalker dotknął lewą ręką jej zaokrąglonego brzucha. Dopiero wtedy Luke zorientował się, że brunetka była w ciąży. A to oznaczało...
W jego oczach zebrały się łzy. Właśnie patrzył na szczęśliwe chwile swoich rodziców. Pięknych, radosnych rodziców. A on był w brzuchu mamy.
- Ani, to będzie chłopiec – powiedziała nagle ciemnowłosa, opierając głowę o tors męża.
- Skąd ta pewność? – Zaśmiał się blondyn, spoglądając na swoją żonę.
- Matczyna intuicja. – Kobieta pogłaskała brzuch. – Chciałabym, żeby miał na imię Luke.
Luke uśmiechnął się. Więc to mama wybrała dla niego imię. Jedna z pierwszych rzeczy, jakich się o niej dowiedział.
- Luke? – Powtórzył Anakin.
- Oznacza „Dawcę Światła" – odparła kobieta, cicho przy tym wzdychając. – On będzie naszym światłem, Ani.
- Piękne imię, Padme. – Mężczyzna pocałował ją w czubek głowy.
Nagranie zakończyło się.
Padme.
Miała na imię Padme.
Luke ponownie się uśmiechnął, ocierając łzę, która w międzyczasie spłynęły po jego policzku. Wreszcie pozna część historii swoich rodziców. Coś, o czym marzył od lat, od kilku miesięcy było cały czas pod jego nosem. Gdyby tylko wiedział, że Artoo ma to cały czas przy sobie...
Droid puścił drugie holo. Na nim Padme i Anakin śmiali się, rozmawiając o ostatnich wydarzeniach. Tutaj kobieta nie była jeszcze w ciąży, przynajmniej w widocznej, więc sytuacja musiała dziać się wcześniej. Tutaj też para była szczęśliwa i przytulała się, nie przejmując się niczym poza sobą.
Luke'a naszła nagła potrzeba przytulenia rodziców. Teraz gdy wiedział, jak wyglądali i jak bardzo się kochali, jak bardzo wyczekiwali jego narodzin, miał ochotę skakać ze szczęścia.
Po chwili jednak więcej łez napłynęło mu do oczu. Nie powstrzymywał ich – to i tak nie miałoby sensu. Pozwolił im spływać po jego policzkach i skapywać na nogawki od spodni.
Te dwa krótkie nagrania powiedziały mu o jego rodzicach naprawdę dużo. Darzyli się ogromną miłością oraz zaufaniem, przez co byli ze sobą szczęśliwi. Jego narodziny tylko mi tę radość wzmocniły. Więc co dokładnie się stało, że jego mamy tu z nimi nie ma, a ojciec oszalał i zmienił się w tyrana?
Ciche, zatroskane piski Artoo przywróciły go do rzeczywistości.
- Nie, nic mi nie jest – powiedział, ocierając łzy rękawem koszuli. – To ze szczęścia.
Nastrój nostalgii i smutku go nie opuścił. Wciąż miał w pamięci wygląd Padme – jej piękne, bujne, ciemne włosy oraz łagodne, roześmiane oczy. To z jaką delikatnością głaskała się po brzuchu, jednocześnie z czułością patrząc na uśmiechającego się Anakina.
Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, kiedy Vader wrócił do pokoju. Dopiero odgłos zamykanych drzwi przypomniał mu, gdzie się znajduje.
- Luke?
Chłopiec spojrzał na swojego ojca, który wpatrywał się w niego z trudnym do odczytania wyrazem twarzy. Po chwili usiadł na kanapie, ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Artoo pokazał ci nagrania. – Stwierdził, po czym głośno westchnął. – A wiedziałem, że trzeba było je wykasować lub zostawić tego droida w bazie – mruknął, ale w jego głosie nie było słychać gniewu. Bardziej... żal?
- Była taka piękna – szepnął nagle Luke. – Czemu musiała umrzeć?
Cisza.
Nie był to jednak ten rodzaj niekomfortowej ciszy. To milczenie skłaniało raczej do przemyśleń. Kiedy jednak przedłużało się, blondyn zaczął się stresować. Powiedział coś nie tak? Czy Vader w ogóle zamierza mu odpowiedzieć? A może po prostu wstanie i wyjdzie bez słowa?
- Bo nie zdołałem jej ocalić.
Ta niespodziewana odpowiedź wywołała u Luke'a falę szoku. Ocalić przed czym? Przed kim? Co się dokładnie wydarzyło?
Zanim jednak zdołał zadać te pytania, Vader kontynuował.
- Jakiś czas przed twoimi narodzinami miałem wizje o jej śmierci. – Sith zmarszczył lekko brwi. Nie był to dla niego łatwy temat i nie chciał o tym mówić, ale wiedział, że powinien. Luke po tych wszystkich latach zasługuje wreszcie na całą prawdę. – Nie chciałem dopuścić do tego, by się sprawdziły. Poszedłem więc do Yody, wielkiego Mistrza Jedi – słychać tu było wyraźny sarkazm – po poradę. – Pięści mężczyzny zacisnęły się. Luke miał ochotę dotknąć jego ramienia, ale nie był pewien, czy to dobry pomysł. – Odpowiedział, że mam się trenować, by być w stanie porzucić wszystko, co boję się stracić.
Chłopiec już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale żadne słowa się z nich nie wydobyły. Mistrz Jedi powiedziałby coś takiego? Przecież Jedi mieli ratować ludzi, nie pozwalać im umrzeć!
- Porzucić? – Powtórzył niedowierzająco.
- Znalazłem więc kogoś innego - kontynuował Vader.
- Palpatine'a. – Domyślił się młody pilot.
Mroczny Lord skinął głową.
- Obiecał pomóc mi ocalić Padme. – Po raz kolejny jego pięści zacisnęły się. – Ale pojawił się Kenobi. Walczyliśmy i w wyniku tego pojedynku zostałem ranny. On w tym czasie zabrał Padme – warknął, a jego oczy zrobiły się na moment pomarańczowo-żółte, na co Luke mimowolnie podskoczył w miejscu i poczuł, że przechodzi go dreszcz. – Więcej jej nie widziałem.
Skywalker poczuł, że zrobiło mu się słabo. Czemu Ben miałby przeszkodzić jego ojcu w ratowaniu Padme? I czemu Mistrz Jedi odmówił pomocy?
- Ale... - Pokręcił głową. – To nie ma sensu. Jedi by nie...
- Nic nie wiesz o Jedi. – Przerwał mu ojciec. – Wiesz tyle, ile powiedział ci Kenobi. A to są kłamstwa, Jedi byli słabi.
Między nimi zapanowała cisza. Jedynie Artoo wydał z siebie niespokojne piski, podjeżdżając do nogi Luke'a.
- Czemu ten Yoda tak powiedział? – spytał nagle chłopiec.
- Ponieważ Jedi nie mogli się przywiązywać. Małżeństwa tym bardziej były zakazane.
Młody pilot poczuł, jakby wylano na niego wiadro zimnej wody. Przecież Anakin był tak radosny u boku Padme! Dlaczego więc Jedi nie mieli prawa do takiego szczęścia?
Rebeliantowi coraz mniej podały się historie o Jedi.
- Więc wy... - zaczął.
- Złamaliśmy prawo, tak.
Złamali prawo, by być ze sobą. I chcieli mieć dziecko – jego – i je wspólnie wychować. Swoją miłość przełożyli ponad kodeks Jedi to właśnie było w tym wszystkim piękne. Ich uczucie było prawdziwe, ale niestety nie trwało długo. Gdyby tylko wtedy któryś z Rycerzy zareagował... Może Anakina nie spotkałaby taka tragedia, a Luke miałby od początku i matką, i ojca.
Vader, najwidoczniej wyczuwając smutek swojego syna, przysunął się do niego i położył mu dłoń na policzku.
- Nie mogę cię stracić, Luke – powiedział, niby stanowczo, ale jednocześnie łagodnie. W jego głosie było... coś, co sprawiło, że chłopiec poczuł w okolicach serca nieznane mu wcześniej ciepło. – Jesteś moim synem i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
Blondyn miał ochotę się ponownie rozpłakać. Jego ojciec o niego dbał. Troszczył się o jego bezpieczeństwo, choć okazał to w dość niecodzienny sposób. W końcu jaki rodzic porywa swoje dziecko?
Problem jest jeden.
- Ale robisz ze mnie więźnia. – Zauważył Skywalker, kładąc rękę na głowie droida.
- Nie jesteś więźniem, ale będziesz tak traktowany, dopóki nie zaakceptujesz swojego przeznaczenia – odparł Sith, uważnie przypatrując się chłopcu.
- Ale ja nie chcę być Sithem! – Wykrzyknął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Nie zmusisz mnie.
- Chcę, żebyś pomógł mi pokonać Imperatora.
To nagłe stwierdzenie wbiło Luke'a w kanapę. Pokonać Palpatine'a? To cel całej Rebelii!
A pomyśleć, że to ponoć Vader jest jego najbardziej oddanym człowiekiem...
Skywalker spojrzał na ojca wielkimi jak talerze oczami.
- Nie mówisz poważnie – szepnął, wciąż zszokowany jego słowami.
- Jak najbardziej poważnie. – Vader wstał i obrócił się w stronę wyjścia. – Do tego jednak będziesz potrzebował solidnego treningu. Wyśpij się, Luke. – Jego głos znów złagodniał. – Jutro zaczynamy.
Zanim chłopiec zdołał odpowiedzieć, jego ojciec opuścił pomieszczenie, nawet na moment się nie odwracając.
Blondyn wciąż siedział na kanapie, wciąż skołowany wszystkimi informacjami, które dziś usłyszał, i zastanawiał się, co powinien zrobić. Nie ma wprawdzie za dużych szans na ucieczkę, ale może powinien jakoś oprzeć się Mrocznemu Lordowi, w jakikolwiek sposób zaprotestować? Z jednej strony czuł, że to słuszne rozwiązanie, ale z drugiej... Od zawsze pragnął mieć ojca. Vader nie wydaje się aż tak zły, a skoro się o niego troszczy, to może Anakin Skywalker nie jest do końca martwy. Ben wprawdzie mówił, że osoby, która wybrała Ciemną Stronę Mocy, nie można uratować.
Ale Ben mówił też, że Vader zdradził i zabił jego ojca, nie że nim jest.
- Och, Artoo – westchnął ciężko, spoglądając na swojego droida. – Czemu to musi być takie trudne?
W odpowiedzi droid podjechał jeszcze bliżej, jakby tuląc się do jego nogi.
Luke był pewien jednego – teraz jego życie całkowicie się zmieni. Nie wiedział jednak, czy na lepsze, czy wręcz przeciwnie.
Postanowił za to jedno – będzie światłem swojego ojca, tak jak mówiła jego matka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro