Rozdział 8
U naszych bohaterów nastał kolejny piękny dzień, ptaszki śpiewają i słoneczko świeci.
Zaraz.. chwila... Nie taki piękny dzień, są w przyszłości około 20 lat do przodu, świecie że mogą się spotkać z starszą wersją i zmienić swoją przeszłość i przyszłość...
Właśnie stawają, usnęli przytuleni do siebie. Nie wiedzą jakie uczucie w nich jest, silne i romantyczne. Usnęli w obserwatorium... Sami tylko on i ona...
Wystraszyli się, patrząc w sobie w oczy i wciąż..
Star nie wie ze kocha Marco (Marca) całym sercem, a Marco nie wie.. zakochuję się w niej powoli.. tęsknił za nią po kilku miesięcznej rozłąki..
- Przepraszam- Powiedzieli równocześnie, wstając w patrząc w sobie w głęboko w oczy
Usłyszeli hałas, kroki zbliżające się do drzwi.
- Star, po ten stół, szybko- Powiedział Marco do Star, chowając się pod stołem, a ona razem z nim.
*.........*
Ktoś wszedł do pokoju, wychylają się zobaczyć kto to. Był to dorosłych mężczyzna i kobieta. To byli oni sami, tylko ze starszy.
Marco był wysokim jakby szatynem, szczupły, rozwalonymi włosami i okularami, ciemno czekoladowymi oczami (chociaż original brązowe ~Autorka~), dobrze zbudowanym ciałem, i rysami charakterystycznym na twarzy. Ubrani w ciemną czarną- białą kurtkę lub fartuszek jakby, niebieskie ciemne dżinsy i niebieskimi butami, to raczej adidasy. I białe ochronie rękawiczki.
A starsza Star odwrócona tyłem, ma wciąż długie blond włosy, krzywkę na lewym okiem, krzywka trochę zakrywa oko. Średniego wzrostu, szczupła. Z niebieskimi oczami koloru morza. Ubrana w długą do kolan sukienkę fioletowo-białą, do tego białe bolerko, i fioletowe lekko na obcasie buty. Kolczyki różowe w kształcie dwóch gwiazd i taki sam naszyjnik. Ma też w ręku różdżkę.
- Na szczęście nic cię nie dowiedział- Powiedziała starsza Star odwracając się do Marco.
- To dobrze, nie wiele brakowało- Marco puścił głowę na podłogę
- Chciałam bym, żeby MAX, nasz syn Tu podkreśliła że ich syn, chodząc w kółko tam i spowrotem po pokoju- Miał normalne dzieciństwo, nie takie jak my, w jego wieku. I żeby mógł przyprowadzać przyjaciół, kolegów i koleżanki, tu do domu- Rzekła pani Diaz, wskazując na podłogę
- Też bym chciał, ale to nie takie proste- Odpowiedział, ściągając i kładąc rękawiczki na stół, który chowają się pod nim nasi bohaterowie- Ale jesteśmy innych, znaczy tak trochę i twoja rodzina, bo jest magiczna rodzina królewska, jakby ktoś zobaczył, że są tu jakieś czary, to nie było by już kolorowo.
Właśnie przypuszczenia Marco się pod wieldziły (wiem błąd ~Autorka~) i był z tego powodu zadowolony.
- Nie możemy ryzykować!- Rzekł stanowczo starszy Marco Diaz
Pani Diaz pocałowała swojego męża, Star i Marco, poczuli się dziwnie, jakby nieświadomie motylki w brzuchu. Starszy odeszli...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro