{6}
Gemma miała ze sobą dwa stroje. Jeden skromniejszy, drugi.. bardziej wyzywający. Nie była jeszcze mamą, ale czuła, że to się zmieni w przeciągu najbliższych dwóch lat. Wiedziała, że to późno. Była już stara, ale chyba dalej miała to coś.
Zdecydowanie miała powód, żeby ubrać strój, który składa się z mniejszej ilości części.
– Gorąca trzydziestka – Jack całuje ją w bark – Może, gdy spędzisz trochę czasu z tymi urwiskami, zapragniesz własnych.
– To twój plan?
– Jestem już stary, Gemma..
– Wiesz, że chcę dzieci, możemy zacząć je robić już dzisiaj.
– Już nie chcę iść na plaże, chcę robić dzieci.
Gemma daje mu buziaka.
– Chcę poznać te urwisy – Jack nie dostrzegał w jej zachowaniu niczego dziwnego. Gemma nie pokazywała tęsknoty za Luke'm, czy żalu, że to nie ona jest jego żoną. Zachowywała się obojętnie. Może naprawdę te dziesięć lat sprawiło, że już tego nie czuje.
Ruszają do rodziny Hemmingsów na dół. Gemma dostrzega małą dziewczynkę na rękach Luke'a.
– Hej – mówi ciepłym głosem – Jestem Gemma – macha do jego dzieci – Przepraszam, że zdenerwowałam waszego tatę.
– Jestem Marcus – Gemma nie nazwałaby tak swojego dziecka. Mały chłopczyk wyciąga do niej dłoń.
– Miło mi cię poznać, Marcus – Gemma od razu to zauważyła, ale nic nie powiedziała. Była bardziej spostrzegawcza od reszty tych szalonych ludzi. Podaje mu dłoń i w jakiś sposób czuje, że Marcus jest bardziej podobny do Jacka niż Luke'a. To wydaje jej się absurdalne, dlatego zostawia te myśli na tyle głowy – Ty jesteś Jane? – mała uśmiecha się.
– Tak.
– Jack dużo o was opowiada – wyciąga rękę do małej, a ona ją ściska – Ale mówiąc, że jesteś śliczna.. jesteś prześliczna. A tutaj rośnie kolejny identyczny mężczyzna – czochra włosy Marcusa – Jesteś tak strasznie podobny.
– Dziękuję – wie, że to komplement.
– Och – Ellie wychodzi z kuchni z koszem piknikowym – Ale masz... mały strój.
Gemma tasuje ją wzrokiem, ona jest typową mamą, jednak Gemma nie widziała w tym nic złego. Gemma marzyła o rodzinie, którą oni mieli.
– Plaża – zachęca Marcus. Jack bierze go na barana i biegnie z nim w stronę oceanu.
– Ja też chcę! – Luke bierze córkę na barana i robi to samo, co jego starszy brat.
Gemma i Ellie zostają same.
– Masz cudowną rodzine – mówi Gemma.
– Nie lubię cię i nigdy nie polubię, nie staraj się być dla mnie miła.
– Ciebie tu nawet wtedy nie było! – broni się Gemma – Nie znasz mnie!
– Nie zniszczysz mi mojej rodziny – tak, faktycznie to był główny problem tych ludzi.
– Mów, co chcesz – tak właśnie zamierzała zrobić.
Gemma biegnie do Jacka, a Ellie się im przygląda. Wiedziała, że gdyby zdradziła swój sekret, zniszczyłaby nie tylko ich związek, ale i swoją rodzine.
– Mam ochotę na lody! – piszczy niedługo później Marcus – Wujku, zabierzesz mnie na lody?
– A ja chcę zostać! – krzyczy Jane.
– Pójdę z wami – proponuje Ellie. Żadne z nich nie wie, dlaczego decyduje się zostawić te dwójkę samą z Jane. Może to ukryte motywy Ellie, a może.. No właśnie, co?
– Poradzisz sobie? Zostanę, jeśli chcesz, ale ten mały.
– Skradł twoje serce – mówi do niego Gemma – Jest z nami mała Jane, ona nas przypilnuje – Gemma uderza w jego udo – Kocham cię – szpecle mu na udo, ale Luke to słyszy.
Kiedyś marzył, żeby to usłyszeć, ale zbyt się bał, by zrobić coś w tym kierunku. Teraz mówiła to jego bratu i będzie mówić to już zawsze.
– To mnie nie bawi – odszeptuje.
– Przepraszam – daje mu szybkiego buziaka – Idź.
– Wujku, chodź!
Więc zostają sami w trójkę. Gemma postanawia się pierwsza odezwać. Przydałaby się kamera, żeby potem mogli obejrzeć swoje reakcje, teraz unikali swoich spojrzeń.
– Masz piękną córkę, skóra zdarta z ciebie.
– Wszyscy właśnie mówią, że nie jest do mnie podobna.
– Jest identyczna! Te zielone oczy.. są takie jak twoje, wiem to nie ma sensu, ale tak jest. Jest przesłodka.
Obracają głowy w jej stronę, gdy robi błotny zamek i uśmiecha się do nich.
– Dziękuję – odpowiada na ściśniętym gardle – A wy? Dlaczego nie macie dzieci?
– Właśnie zaczynamy się o nie starać – Gemma mówiła pewnie – Teraz to dobry czas.
– Trochę późno – w końcu był w czymś lepszy, ale czy na pewno?
– Trochę tak.
Rozmowa niezbyt się pomiędzy nimi kleiła.
– Tatusiu, pomóż mi!
Luke obraca głowę w kierunku Gemmy, ale szybko wraca z uwagą do swojej córki. Znał swoje priorytety. Może i Jack i Gemma byli sami, tak on musiał podejmować decyzje inaczej.
Gemma opiera brodę o kolano i przygląda się Lukowi ze swoją córką.
Ma dziwne myśli, serce wali jej jak szalone, boi się.
Luke ma dzieci.
Jest dorosły, odpowiedzialny, pewny siebie i wie czego chce.
Dlaczego tego w nim nie dostrzegła? Dlaczego miała go za taką cipę, skoro on okazał się zupełnie kimś innym? Może z nią i ich dziećmi też by taki był? Dlaczego ona to spieszyła?
Miała trzydzieści lat, a on miał trzydzieści lat i dzieci!
– Jesteś księżniczką, Gemma? – pyta ją Jane.
– Jestem złą królową – Jane otworzyła szeroko usta i nieco się wystraszyła – Ty za to na pewno jesteś księżniczką, Jane – uśmiecha się do niej.
Jane jest dzieckiem, więc szybko podłapuje komplement.
– Chcę mieć zamek.
– Mi tata kiedyś zrobił domek na drzewie – z nikim się tym nie dzieliła – To było takie moje królestwo.
– Tato! Chcę domek na drzewie!
– Dzięki, Gemma – karci ją Luke – Teraz będę budował domek.
Gemma chciała to zobaczyć, jak sobie radzi, bądź nie radzi. Nagrywać go. Musiała się otrząsnąć, minęło dziesięć lat, a Jack był wszystkim czego potrzebowała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro