{5}
– Tato! – Marcus wpada na swojego tatę – kim jest ta pani?
– Przepraszam, kochanie – kuca przy nim i przyciąga go do siebie – Nie chciałem, żebyś słyszał jak krzyczę. Tak nie zachowuje się mężczyzna. Mężczyzna nad sobą panuje.
– Tato...
– Przepraszam, gdzie Jane?
Jane wystawia główkę za ściany.
– Hej, księżniczko – Luke wyciąga do niej dłoń i czeka aż ją przyjmie – Kocham was, jesteście dla mnie najważniejsi, przepraszam to się nie powtórzy – ściska ich mocno – Nikt nie ma prawa na was krzyczeć, ani na nikogo. Krzyczenie nie jest dobre i pomocne. Tata popełnił błąd, przepraszam. Brzydkich słów też nie używamy.
Nie był wzorowym ojcem, ale robił wszystko, co mógł.
– Obiecałem plaże, weźmy mamę i chodźmy nad plaże. Przepraszam.
Jane zarzuca rączki na jego szyje i mocno go tuli.
– Każdy popełnia błędy, tak mówi mama, gdy robię błędy ortograficzne.
– Nie chcę, żeby moje dzieci widziały moje błędy – czochra im włosy – Chciałbym być dla was jak superbohater, wiecie?
– Jesteś moim bohaterem, tato! – krzyczy Jane.
Luke był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy miał w ramionach swoje dzieci. To były najszczęśliwsze chwile w jego życiu.
– Kąpielówki i strój, niech mama was przygotuje, No już – klepie ich po pupach i całuje w główki. Nie wyobrażał sobie, że by go znienawidziły.
Luke znajduje swoją mamę i tatę, którzy są w kuchni.
– Przepraszam.
– Przez tyle lat myślałam, że usunęła mojego wnuka, nie rozumiałam, dlaczego mój syn z nią jest, a teraz? Dalej nie rozumiem, co takiego jest w tej dziewczynie, Luke, ale.. nikt nie jest święty, prawda?
– Okłamała nas – mówi Luke.
– Myślimy o tym z tatą bardzo często pd dziesięciu lat. Czujemy, że wielu rzeczy nie wiemy. Nie jest wymarzoną synową, ale chyba w końcu musimy to uszanować.
– Mamo..
– Zapomnij, Luke, to cała rada jaką dla ciebie mam.
Luke chyba nie potrafił. Jednak wiedział na czym musi się skupić. Gdzieś w tym wszystkim tylko przestał polegać na innych. Mimo, że Ellie opiekowała się ich dziećmi, to on podejmował decyzje. Jego żona nie była jego niewolnikiem, ale w tym wszystkim stał się bardzo kontrolujący.
– Mogę pójść z wami? – jego brat pojawia się znikąd.
– Wujek Jack! – jego syn biegnie do niego, a Jack bierze go na ręce.
– Jesteśmy braćmi.
– Teraz to wyciągasz, co? – był na niego zły i gdyby nie minęło dziesięć lat, pewnie wyniknęłaby z tego bójka. Luke uważał, że gdyby Jack był dobrym bratem, to o wszystkim by mu powiedział i zachęcał go do walki o Gemme, ale okazał się samolubny.
– Weźmiemy deski.. mówiłeś, że uczysz ich pływać.
– Tak!
– Cześć, Ellie – mówi Jack do żony swojego brata. Nie był pewny czy Luke wiedział, że mieli przeszłość, bardzo niedługo przed tym jak się zeszli. Gemma nie wiedziała, nie musiała wiedzieć. Wtedy dopiero się schodzili, a Jack z każdym dniem był, co raz bardziej niepewny. Nie rozmawiali o tym. Wszystko się zmieniło, gdy się do niej przeprowadził.
– Przebierzesz dzieciaki?
– Chodźcie, misie – Ellie wskazuje na schody, a ich dzieciaki biegną do przodu.
– Wiesz, że uwielbiam twoje dzieciaki.
– Zabierasz Gemme? – nie był pewny czy tego chce.
– Dokąd mnie zabierasz? – Gemma podchodzi do swojego narzeczonego i przytula się do jego boku.
– Luke idzie z rodziną na plaże, a ja dawno nie widziałem tych małych urwisów, chcesz ich poznać?
– Dajcie mi chwile tylko się przebiorę, ty chyba też – klepie Jacka w tyłek – Tylko błagam ubierz spodenki, a nie kąpielówki, nie chcemy straszyć dzieci, prawda?
– To chodźmy – Jack nie zostawiłby jej z Luke'm sam na sam, nie po tym, gdy się dowiedział. Przerzuca Gemme przez ramie, zapominając, że ma sukienkę.
Luke widzi jej tyłek i koronkowe majtki, automatycznie zaczyna liczyć piegi.
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
– Idziesz? – pyta go z góry Ellie – Czy rzucić ci kąpielówki?
Miał ochotę się roześmiać. Ona nie jest tu jeszcze godziny, a już wywróciła jego świat do góry nogami.
Luke wchodzi do swojego dziecięcego pokoju. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego rodzice go zostawili.
– Mam spodenki?
– Będziesz pływał.
Nie słucha jej, szuka w walizce spodenek i idzie się przebrać.
Ellie nienawidziła tego, że nigdy jej nie słuchał. A nawet, gdy mówiła w lewo, on szedł w prawo. Jednak żyła tak, bo kochała go i swoje dzieci.
– Tatusiu! Patrz! Księżniczki!
Jane ma nowy strój. Robi obroty, chwaląc się nim przed swoim tatą.
– O a tu kolejna – pstryka ją w nos – Najpiękniejsza księżniczka – całuje ją w czoło.
– Jestem księżniczką!
Nie było znaczenia kto jest jej matką, kochał ją tak samo jakby kochał ją, gdyby była z przypadkową dziewczyną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro