Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{3}

Podziwiałem to, co osiągnąłem. Duży dom z wielkim ogrodem, dwoma basenami, miejscem dla o wiele większej rodziny.

Zaraz mieliśmy wyjeżdżać, ale esemes brata skutecznie wybił mnie z rytmu. Wyjąłem paczkę papierosów na gorsze dni i ukrywałem się przed rodziną.

Nienawidziłem tego, co mi zrobiła. Tego jak mnie zostawiła, zdradziła i odebrała mi szanse na bycie ojcem.

Wielokrotnie wyobrażałem sobie nasze dziecko i to jakby wyglądało. Jej bądź jego niesamowite piegi, które cały czas przypominałby mi kogo kocham, a ona mi to odebrała.

– Wiedziałam, że cię tu znajdę, ale miałam nadzieję, że nie palisz.

– Ta, przepraszam za to.

Ellie przytula się do moich pleców, ale szybko się odsuwa.

– Śmierdzisz, będę musiała siedzieć obok ciebie i to wąchać.

– Zdążę się przebrać, potrzebuję jeszcze chwili sam na sam.

– Dzieciaki mówiły, że zdenerwował cię telefon brata, zajrzałam...

Byliśmy małżeństwem, cały czas się tego uczyłem, ale nie miałem ochoty na nią krzyczeć o przejrzany telefon. Dzieliłem z nią życie, nie było tu miejsca na tajemnice.

– Ona tam będzie? Oświadczył jej się?

Ellie nie zna całej historii. Właściwie to nie zna jej większej części, wie tylko, że była dziewczyna, z którą zdradziłem Laurę i która usunęła moje dziecko. To wystarczy, żeby oceniać.

– Co ja mogę, kurwa, na to poradzić? – już żałuję – Przepraszam, Ellie – chcę ją do siebie przyciągnąć, ale rezygnuję z tego, przypominając sobie o tym, że śmierdzę fajkami – Nigdy jej nie spotkałaś..

– Bo się ukrywała – dodaje za mnie – Jack mógł mieć każdą, dlaczego wybrał ją? Każdą, Luke – Ellie uwielbiała Jacka.

– Jack mówi, że są szczęśliwi.

– W końcu zrozumiem, o co tyle zamieszania.

– Super, że cię to bawi.

Jack miał odwagę zapomnieć Gemmie zdradę i usunięcie dziecka, miał też odwagę o nią walczyć. Luke był na nią tak zły, że myślał, że oszaleje.

Pamiętał wszystko z tamtego okresu czasu. Myślał, że zniszczyła go zdrada Laury, zdrada brata, ale usunięcie dziecka.. to przeważyło szale.

– Masz dwójkę cudownych dzieci, spełniłeś swoje marzenia. Na dodatek mieszkacie w jednym mieście i nigdy się nie spotkaliście, czy to nie wystarczy, żeby być szczęśliwym?

– Kocham cię, wiesz? – gaszę papierosa – Biegnę się przebrać.

– Ja też cię kocham! – krzyczy za mną.

Byłem dorosłym i odpowiedzialnym mężczyzną, ale nigdy do końca nie przebolałem tamtego syfu. Nikt o tym nie wiedział. Nikomu tego nie pokazywałem.

Chciałem nagrać film, film, który zaglądałby do głębi mojej duszy. Ale wiedziałem, że wtedy nie ukryję nic przed Ellie, ani przed moimi dzieciakami, a najbardziej przed Gemma. To jej najbardziej nie chciałem dać satysfakcji.

Siadamy w samolocie. Siadam obok żony, ale wtedy orientuję się, że mamy dwójkę dzieci, które koniecznie nie tylko muszą siedzieć obok osoby dorosłeś, ale i obok siebie. Dlatego Ellie zamyka rząd z jednej strony, a ja z drugiej. Jane ściska moją dłoń.

– Nie rozbijemy się, prawda? Dolecimy do babci? A babcia ma nowy dom? – Jane zadaje dużo pytań, gdy się denerwuje – Popływamy w oceanie? Masz moje kółko? Tato!

– Jane, kochanie, może opowiem ci bajkę? – całuję ją w skroń – Bajka i spokój?

– Tato! – jest nerwowa tak jak ja.

– Obiecuję, że bezpiecznie dolecimy do babci, a potem będziemy robić, co tylko chcesz.

– Dlaczego, co tylko chce Jane? Ja też chcę mieć władze!

– Marcus – karci go Ellie – Daj siostrze zdecydować.

– To nie fair! – No i tak właśnie wygląda posiadanie dzieci.

Gemma

– Kurwa! – wrzeszczy Jack, gdy wychodzimy z hotelu – Co to znaczy, że nie mają miejsc? Ja zarezerwowałem pieprzony pokój!

– Uspokój się, są przecież na wyspie inne hotele.

– Pieprzone wariactwo! Mieliśmy widok na ocean.

— Jack, to tylko hotel.

– Znajdziemy inne miejsce.

Niestety coś idzie nie tak, jakiś pieprzony najazd turystów i kończymy przed jego rodzinnym domem.

Nigdy się tak nie stresowałam. Oszukałam te kobietę, ona dała mi kawałek serca, a ja..

– To się liczy – całuje mnie w palec z pierścionkiem – To się liczy – kładzie nasze dłonie na swoim sercu – My się liczymy, ja znam prawdę.

–  Musisz kochać mnie jak wariat.

– Chociaż tego jesteś pewna – całuje mnie w czoło.

– Nie stójcie tak przed domem, chodźcie do środka!

Serce bije mi jak szalone, gdy słyszę głos jego mamy. Jack bierze mnie za rękę.

– Powiemy jej prawdę, ty to zrobisz. Proszę.

– To ich święto.

– Myślę, że polepszysz ich humor, gdy dowiedzą się, że jednak nie usunęłaś ich wnuka.

– Podziwiam twój dystans do tego.

Jack daje mi szybkiego buziaka.

– Do boju – tak to zdecydowanie bitwa, którą raczej na pewno przegram.

Mam nadzieję, że nie ma jeszcze Luke'a i jego rodziny.

****

Macie tyle pomysł, co do ciąży, że nie odpisuję, bo nie chce spoilerowac. W następnym wszystko będzie jasne:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro