{3}
Podziwiałem to, co osiągnąłem. Duży dom z wielkim ogrodem, dwoma basenami, miejscem dla o wiele większej rodziny.
Zaraz mieliśmy wyjeżdżać, ale esemes brata skutecznie wybił mnie z rytmu. Wyjąłem paczkę papierosów na gorsze dni i ukrywałem się przed rodziną.
Nienawidziłem tego, co mi zrobiła. Tego jak mnie zostawiła, zdradziła i odebrała mi szanse na bycie ojcem.
Wielokrotnie wyobrażałem sobie nasze dziecko i to jakby wyglądało. Jej bądź jego niesamowite piegi, które cały czas przypominałby mi kogo kocham, a ona mi to odebrała.
– Wiedziałam, że cię tu znajdę, ale miałam nadzieję, że nie palisz.
– Ta, przepraszam za to.
Ellie przytula się do moich pleców, ale szybko się odsuwa.
– Śmierdzisz, będę musiała siedzieć obok ciebie i to wąchać.
– Zdążę się przebrać, potrzebuję jeszcze chwili sam na sam.
– Dzieciaki mówiły, że zdenerwował cię telefon brata, zajrzałam...
Byliśmy małżeństwem, cały czas się tego uczyłem, ale nie miałem ochoty na nią krzyczeć o przejrzany telefon. Dzieliłem z nią życie, nie było tu miejsca na tajemnice.
– Ona tam będzie? Oświadczył jej się?
Ellie nie zna całej historii. Właściwie to nie zna jej większej części, wie tylko, że była dziewczyna, z którą zdradziłem Laurę i która usunęła moje dziecko. To wystarczy, żeby oceniać.
– Co ja mogę, kurwa, na to poradzić? – już żałuję – Przepraszam, Ellie – chcę ją do siebie przyciągnąć, ale rezygnuję z tego, przypominając sobie o tym, że śmierdzę fajkami – Nigdy jej nie spotkałaś..
– Bo się ukrywała – dodaje za mnie – Jack mógł mieć każdą, dlaczego wybrał ją? Każdą, Luke – Ellie uwielbiała Jacka.
– Jack mówi, że są szczęśliwi.
– W końcu zrozumiem, o co tyle zamieszania.
– Super, że cię to bawi.
Jack miał odwagę zapomnieć Gemmie zdradę i usunięcie dziecka, miał też odwagę o nią walczyć. Luke był na nią tak zły, że myślał, że oszaleje.
Pamiętał wszystko z tamtego okresu czasu. Myślał, że zniszczyła go zdrada Laury, zdrada brata, ale usunięcie dziecka.. to przeważyło szale.
– Masz dwójkę cudownych dzieci, spełniłeś swoje marzenia. Na dodatek mieszkacie w jednym mieście i nigdy się nie spotkaliście, czy to nie wystarczy, żeby być szczęśliwym?
– Kocham cię, wiesz? – gaszę papierosa – Biegnę się przebrać.
– Ja też cię kocham! – krzyczy za mną.
Byłem dorosłym i odpowiedzialnym mężczyzną, ale nigdy do końca nie przebolałem tamtego syfu. Nikt o tym nie wiedział. Nikomu tego nie pokazywałem.
Chciałem nagrać film, film, który zaglądałby do głębi mojej duszy. Ale wiedziałem, że wtedy nie ukryję nic przed Ellie, ani przed moimi dzieciakami, a najbardziej przed Gemma. To jej najbardziej nie chciałem dać satysfakcji.
Siadamy w samolocie. Siadam obok żony, ale wtedy orientuję się, że mamy dwójkę dzieci, które koniecznie nie tylko muszą siedzieć obok osoby dorosłeś, ale i obok siebie. Dlatego Ellie zamyka rząd z jednej strony, a ja z drugiej. Jane ściska moją dłoń.
– Nie rozbijemy się, prawda? Dolecimy do babci? A babcia ma nowy dom? – Jane zadaje dużo pytań, gdy się denerwuje – Popływamy w oceanie? Masz moje kółko? Tato!
– Jane, kochanie, może opowiem ci bajkę? – całuję ją w skroń – Bajka i spokój?
– Tato! – jest nerwowa tak jak ja.
– Obiecuję, że bezpiecznie dolecimy do babci, a potem będziemy robić, co tylko chcesz.
– Dlaczego, co tylko chce Jane? Ja też chcę mieć władze!
– Marcus – karci go Ellie – Daj siostrze zdecydować.
– To nie fair! – No i tak właśnie wygląda posiadanie dzieci.
Gemma
– Kurwa! – wrzeszczy Jack, gdy wychodzimy z hotelu – Co to znaczy, że nie mają miejsc? Ja zarezerwowałem pieprzony pokój!
– Uspokój się, są przecież na wyspie inne hotele.
– Pieprzone wariactwo! Mieliśmy widok na ocean.
— Jack, to tylko hotel.
– Znajdziemy inne miejsce.
Niestety coś idzie nie tak, jakiś pieprzony najazd turystów i kończymy przed jego rodzinnym domem.
Nigdy się tak nie stresowałam. Oszukałam te kobietę, ona dała mi kawałek serca, a ja..
– To się liczy – całuje mnie w palec z pierścionkiem – To się liczy – kładzie nasze dłonie na swoim sercu – My się liczymy, ja znam prawdę.
– Musisz kochać mnie jak wariat.
– Chociaż tego jesteś pewna – całuje mnie w czoło.
– Nie stójcie tak przed domem, chodźcie do środka!
Serce bije mi jak szalone, gdy słyszę głos jego mamy. Jack bierze mnie za rękę.
– Powiemy jej prawdę, ty to zrobisz. Proszę.
– To ich święto.
– Myślę, że polepszysz ich humor, gdy dowiedzą się, że jednak nie usunęłaś ich wnuka.
– Podziwiam twój dystans do tego.
Jack daje mi szybkiego buziaka.
– Do boju – tak to zdecydowanie bitwa, którą raczej na pewno przegram.
Mam nadzieję, że nie ma jeszcze Luke'a i jego rodziny.
****
Macie tyle pomysł, co do ciąży, że nie odpisuję, bo nie chce spoilerowac. W następnym wszystko będzie jasne:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro