{29}
Jack dzwonił do Gemmy, ale ona nie odbierała. Był wściekły, ale jednocześnie zbyt zdezorientowany, żeby wskoczyć w pierwszy lepszy samolot i do niej polecieć. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że Luke do niej poleciał. Oczywiście, póki Ellie nie postanowiła mu tego wyjaśnić.
Jack nie był w nastroju na awantury. Nie miał też ochoty widzieć Ellie czy swoich dzieci. Potrzebował zamknąć się w czterech ścianach i znaleźć rozwiązania. Dla siebie, dla Gemmy, dla dwójki tych urwisów, dla siebie i brata, dla wszystkich.
Musi być sam.
A jeśli Gemma jest teraz z Luke'm to on jej to wybaczy, bo sam popełnił błędy i na dodatek teraz będzie odpowiedzialny za dzieci.
Wszystko się ułoży.
Wierzył w to jak skończony idiota.
Na innym kontynencie, para zakochanych głupków po trzydziestce tarza się w pościeli. Luke leży na plecach Gemmy i czeka aż uda jej się go zrzucić.
– Złaź jesteś za ciężki! – Gemma unosi tyłek, żeby chociaż trochę go unieść, ale on jest jeszcze cięższy niż był – Luke!
– Pójdziemy na spacer? A może nawet pojedzmy do Rio de Janeiro?
– Chcesz chodzić po mieście?
– Masz kamerę, a ja tu jestem lepszym reżyserem, więc tak.
– Lubię moją prace! – krzyczy na niego.
– Musimy porozmawiać o tak wielu rzeczach, Gemma..
– Proszę, nie dzisiaj, zadzwoń do dzieci i sprawdź, co u nich, a potem jedziemy. Kupimy im tam coś?
– Ten dom, który ci pokazałem jest za mały dla nich, dla nas i dla kogoś jeszcze – mówi Luke – To jest inny komfort życia.
– Naprawdę o tym chcesz rozmawiać? – pyta go Gemma – Czy to nie za wcześnie?
– Ta, pewnie masz racje – schodzi z niej i wychodzi z pokoju kierując się pod prysznic.
Gemma rozumie, że jest załamany, ale nie może przez to ją wykorzystywać, a właśnie tak się czuje.
Szybko do niego dołącza. Kocha go i kochała go o wiele dłużej niż zdaje sobie z tego sprawę.
– Gdy wrócimy, zamkniemy swoje sprawy z partnerami i zajmiemy się rozwiązaniem sprawy z opieką nad waszymi dziećmi. Kto wie, co Jack ma w głowie. Nie zamieszkamy razem, bo twoje dzieci nie tego teraz potrzebują. Wynajmę od ciebie tamten dom, a ty kupisz taki, który będzie odpowiadał twoim dzieciom. Czy ten pomysł jest okej?
– Boję się, Gemma – przytula się do jego pleców – Boję się, że je stracę, a one są moje!
– Będzie dobrze – głaszcze go po brzuchu – Zrobimy to, co najlepsze dla twoich dzieci, kochanie – całuje go w plecy – Teraz to one się liczą.
– Chcę rozwodu z Ellie – Gemma go rozumiała, ale to ją przerażało – Mam dosyć robienia rzeczy, bo tak wypada, bo to jest dobre. Zrobię wszystko, żeby Jane i Marcus czuli się komfortowo. Ale ha też chcę w tym wszystkim być szczęśliwym.
– Ze mną? – pyta o dziwo nieśmiało.
– Myślisz, że życie nam to zrobiło, bo my zrobiliśmy to Laurze dziesięć lat temu?
– Myślę, że życie nam to zrobiło, żeby dać nam ostatnią szanse. Zrobię wszystko, co chcesz, Luke, wszystko.
– Nie znam tej Gemmy.
– Ta Gemma jest cała twoja – pragnęła go tak bardzo, że mogła być nawet macochą dla jego dzieci, mogła też nie być nikim. Gemma w tej chwili zrobiłaby wszystko, o co by ją prosił, czego by chciał. Była jego. A on w to nie wierzył.
Tym razem może im się udać.
Gemma była w stanie poświecić wszystko, żeby znowu zobaczyć jego uśmiechnięte oczy.
Kochała go.
I żałowała tego, co zrobiła mu wtedy, mimo, że to uczyniło go silnym i walczącym. Tamten Luke by sobie z tym nie poradził. Teraz nie zamierzała go sprawdzać. Zamierzała przy nim trwać, bo na to zasługiwał i to ona mogła być lepszym człowiekiem przy nim, a nie na odwrót.
Zrobi wszystko.
Ale od niego nie odejdzie, to sobie obiecała. Nie odejdzie od niego, bo on jej potrzebuje, a ona go kocha.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro