Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{27}

Gemma była zdenerwowana. Musiała przejechać z małej wioski dwie godziny, żeby dotrzeć na lotnisko.. po niego. To nie był dobry pomysł, ale chyba wszyscy wiedzieli, że to był jedyny pomysł, na który wpadliby oboje. Gemma przystępuje z nogi na nogę, czekając. W końcu go widzi, nie ma żadnych walizek, nie ma niczego, jest tylko on w starej koszulce z okropnym wyrazem twarzy.

Luke staje w miejscu i nagle, gdy już tu jest, nie potrafi się ruszyć.

To Gemma robi pierwszy krok do niego i kolejny i kolejny.. aż w końcu stoi przed nim.

Nie może się powstrzymać i wyciąga do niego dłoń. Ociera mu łzę i kolejną.

– Wiedziałam o Marcusie od jakiegoś czasu.

– To nie ty mi to zrobiłaś – wyrzuca z siebie.

– A co mam teraz z tobą zrobić? – odgarnia mu włosy z twarzy, a on łapie ją za nadgarstek i wtula się w jej dłoń.

– Myślisz, że jest za późno? – pyta ją i dociera palcami do jej pierścionka zaręczynowego.

– Na co, Luke? – pociera jej pierścionek.

– Przepraszam, że odszedłem dziesięć lat temu – mówi w końcu – Przepraszam, że jestem cipą. Cipą, która cię teraz bardzo potrzebuje, bo nie ma nikogo innego.

– Nie jesteś cipą, zachowałeś się jak mężczyzna. Porozmawiamy o tym, gdy dojedziemy na miejsce, dobrze?

– Potrzebuję paru rzeczy – Gemma dalej gładzi go po policzku, ocierając to nowe łzy – Ale przede wszystkim potrzebuję to zdjąć – obrączka schodzi zaskakująco łatwo, Luke rzuca ją za siebie. Sięga do ręki Gemmy – Czas na ciebie.

– Luke, nie – mówi bez zawahania.

– Nie chcesz być ze mną? – Gemma ma przed sobą załamanego człowieka i ten Luke jest jej dobrze znany.

– Nie musimy tego robić na wariackich papierach – mówi do niego – Jesteś zły i masz do tego prawo. Masz prawo wrzeszczeć, krzyczeć, płakać, możesz robić wszystko, ale zadzwoń do dzieci, dobrze? One dalej są twoje, Luke.

– To za trudne – bełkocze pod nosem.

– Okazałeś się mężczyzną, jakim twój brat nie, nie zmieniaj tego – musiała być silna za nich oboje.

– Zostaniesz z nim? – pyta niepewnie.

– To nie jest takie proste, Luke, teraz oboje macie dwójkę dzieci – było w tym coś prawdziwego.

– Nie mam nikogo, Gemma, wszystko postawiłem na te rodzine – wiedziała to od początku.

– Jedźmy, weźmiesz kąpiel, nakarmię cię, może się prześpisz, wcześniej zadzwonisz do dzieci i pomyślimy.

– Unikasz odpowiedzi – mówi do niej.

– A ty jeszcze nie znasz pytań – całuje go w policzek – Proszę, chodźmy.

Wyciąga do niego dłoń, którą on bez zawahania przyjmuje i splata z nią palce.

Są w nowej rzeczywistości, stworzyli kolejny świat. Chyba oboje sądzą, że przyszedł ich czas, że to ostatnia szansa.

Luke przyciąga ją blisko siebie i muska ustami jej ucho.

– Przepraszam, Gemma.

– Och, zamknij się już. Ja też przepraszam i koniec wracania do tego.

Wsiadają do samochodu. Gemma prosi Luke'a, żeby zadzwonił do dzieci, a on robi to z trzęsącymi dłońmi. Na szczęście Marcus dostał telefon i nie musi tego robić przez Ellie.

– Tatuś! – Lukowi znowu zbiera się na płacz.

– Cześć, synku – to boli – Jest tam obok ciebie twoja siostra?

– Tak – słyszy chichot Jane.

– Pamiętacie jak raz nagle musiałem wyjechać do Azji, bo zwolniło się miejsce w samolocie, a na planie był kryzys i nie wracałem długo? Tatuś znowu musi wyjechać – mówi drążącym głosem – Przepraszam, że się z wami nie pożegnałem, przepraszam.

– Kocham cię, tato! Uważaj na siebie! – to Ellie nauczyła ją tego mówić, gdy on wyjeżdżał.

– Kocham was – to się nie zmieni – Przepraszam.

– Wrócisz, tato? – to łamie mu serce.

– Wrócę z prezentami, może wam też coś przyślę.

Gemma ściska jego kolano, a on kładzie swoją dłoń na jej, potrzebując tej otuchy.

– Bądźcie grzeczne – musiał to sobie przemyśleć – Wrócę zanim się obejrzycie i pojedziemy na wakacje.

– Jupi! – krzyczy Jane – Jupi!!

– Zadzwonię, wy też możecie dzwonić, zawsze – to ich satysfakcjonuje – Tu jest inna godzina, ale porozmawiamy jeszcze, dobrze?

– Dobrze, tatusiu! Kochamy cię!

– Nazywają mnie tatą – mówi Luke już do Gemmy – A ja nim nie jestem.

– Pozwolę ci się dzisiaj nad sobą użalać, ale jutro porozmawiamy po mojemu i zbierzemy to gówno do kupy. Razem.

– Zatrzymaj samochód – to ją zaskakuje.

– Może najpierw wyjedziemy z miasta?

– Gemma...

– Ciii, wiem, że tego potrzebujesz, dam ci to, tylko w bardziej ustronnym miejscu.

I godzinę później robią to, czego nie robili od dziesięciu lat. Luke rozpina spodnie, Gemma podciąga spódnice, a Luke zrywa z niej majtki. Siada na nim okrakiem, ale na niego nie opada. Luke bierze jej twarz w dłonie i całuje w piegi na nosie. Gemma wkłada mu dłonie pod koszulkę.

– Kocham cię, myślę, że zawsze kochałem i nigdy nie przestałem. Tak bardzo chciałem cię skrzywdzić, że nie zauważyłem, że moje życie to fikcja – przysuwa się do niej i ociera się ustami o jej usta – Kocham cię, Gemma.

– Ja też cię kocham, Luke – marzył, żeby to usłyszeć – Kocham cię.

Teraz pozwala zdjąć sobie pierścionek z palca i wyrzuca przez okno.

– Nigdy, kurwa, więcej nie pozwolę ci odejść – warczy, a Gemma nie może oderwać wzroku od jego ust – Nigdy.

– Kochaj się ze mną – prosi go – Kochaj.. – otwiera ją szerzej, wypycha biodra do przodu i wypełnia ją płytkimi pchnięciami.

Gemma jęczy, a on czuje jej jęki na ustach. Ściska jej uda najmocniej jak potrafi. Gemma wygina się, żeby lepiej go czuć. Jęczy jego imię, gdy on nie odrywa wzroku od jej twarzy. Luke schodzi ustami na szyje, a Gemma drapie go po klatce piersiowej.

– Jesteś moja – przygryza wargę – Powiedz to.

– Kocham cię – powtarza jeszcze raz.

Pierścionek leżał obok drzwi samochodu. Czy ktokolwiek o nim pamiętał? Czy kogokolwiek on obchodził? W końcu odzyskali te miłość. W końcu patrzą w drugie takie same oczy. Są przegranymi, bo w końcu mają siebie.

Luke pamięta o pierścionku.

Zabiera go, żeby rzucić nim Jackowi w twarz.

Czy ma do tego prawo?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro