Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To był tylko zakład.

NIESPRAWDZONY

Gdy w niedziele rano wróciłam do domu, przespałam praktycznie cały dzień, wieczorem wstałam, aby się wykąpać i zjeść, a później znowu poszłam spać.

W pełni wyspana, ale z bolącymi stawami i głową od nadmiaru snu, wstałam o piątej rano, czyli dwie godziny przed budzikiem. Postanowiłam nie marnować czasu i ugotować coś dobrego na śniadanie oraz lunch do szkoły. Napisałam do Chaz'a, który ostatnio podwozi mnie do szkoły żeby wpadł na śniadanie. Mimo tego jak bardzo głupi jest, przyzwyczaiłam się już do obecności jego i Becka w moim życia, w końcu wszystko niby zaczęło się układać. Ja i Justin, w co akurat wciąż nie mogę uwierzyć, jesteśmy razem. Jasne, wiele razy fantazjowałam o tym jak jesteśmy razem, ale nigdy bym nie przypuszczałam, że to się kiedyś na prawdę wydarzy.

Do szkoły zrobiłam spaghetti z sosem bolońskim, a na śniadanie naleśniki z styropem klonowym. Gdy skończyłam było trochę po szóstej, wiec postanowiłam się zacząć się ogarniać. Pierwszy raz od długiego czasu, chciałam wyglądać ładnie w szkole. Zrobiłam więc odrobinę mocniejszy makijaż niż zawsze. Usta pomalowałam matową, zgaszoną czerwienią, a na ciało zarzuciłam obcisłe jeansy i czarną bluzkę z lejącego materiału, z dosyć sporym dekoltem. Gotowa zbiegłam na dół, przez moment myślałam, że dostanę zawału, gdy zobaczyłam jakąś postać siedzącą na kanapie. Szybko okazało się, że to Chaz zajadający naleśniki.

-O, już jesteś.-odetchnęłam z ulgą i usiadłam obok niego.-Smakuje?

-Jak zawsze.-zaśmiał się.-Jak tam pani Bieber?-szturchnął mnie ramieniem. Poczułam wypieki na mojej twarzy.

-Oh, zamknij się.-mruknęłam i schowałam się pod poduszką.-A ty i Rachel? Jesteście razem?

-Coś ty.-zaśmiał się.-Lubię ją, ale nie szukam związków, na pewno nie przed studiami. Chce się wyszaleć, zaliczyć wszystkie panny na uniwerku.-powiedział i napiął bicki żeby pokazać jak 'wspaniały' jest.

-Myślisz, że Justin mnie rzuci zanim wyjedziecie na studia?-spojrzałam na niego.-Boje się, że znajdzie tam kogoś lepszego... Może chce mnie tylko zaliczyć i wyrzucić do kosza?

-Hannah, nie masz się czym przejmować. Ja i Justin jesteśmy kompletnie inni, on mimo, że ma dziewiętnaście lat, szuka prawdziwej miłości, pragnie znaleźć dobrą pracę, kupić duży dom i mieć gromadkę dzieci. W naszej przyjaźni to on jest ten rozsądny i poukładany. I uwierz mi, musisz być dla niego cholernie ważna, bo po trzech latach skończył ze Stacy. Nawet ja nie potrafiłem przemówić mu do rozsądku. Uwierz mi, on szaleje za Tobą siostro!

-Nie wiem, Chaz. To chyba nie był dobry pomysł, ja w porównaniu do niego jestem jeszcze dzieckiem.-westchnęłam.

-Ja nie widzę w Tobie ani grama dziecka, przysięgam. Boże, Hannah, uwierz w siebie w końcu! Jesteś piękna taka jesteś i uwierz mi to, że nie wyglądasz jak te anorektyczki z Victorii Secret, nie robi z Ciebie gorszej. - odłożył pusty talerz po naleśnikach.- Co mam zrobić żebyś w końcu uwierzyła w siebie? Zabrać na zakupy czy coś? Nie wiem, nie znam się na tych babskich pierdołach.

-Z chęcią pójdę z Tobą na zakupy, ale wątpię, że to coś pomoże.-zaśmiałam się.- Z resztą jak widzisz,nie mam problemów ze stylówą. -wstałam i zrobiła pozę.- Nikt nie ma lepszego wyczucia stylu ode mnie.-puściłam mu oczko i poprawiłam moje okulary. - Wstawaj, bo spóźnimy się na pierwszą lekcje.

-Okej, okej.- zaśmiał się.

-O Chaz, Hannah. -usłyszeliśmy, spojrzałam w stronę schodów i ujrzałam moją mamę. Na jej widok uśmiechnęłam się szeroko.- O, moja córka wróciła do żywych.- zaśmiała się, ale po chwili spoważniała.- Jak wrócisz ze szkoły to mamy do pogadania.

-Mamo...-westchnęłam.- Ja nic nie zrobiłam.

-Zobaczymy. Do zobaczenia potem.- powiedziała i zamknęła się w łazience.





***

Gdy poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra, wystraszona cicho pisnęłam i upuściłam książki. Te same ręce, które o mało nie przyprawiły mnie o zawał serca teraz zbierały moje podręczniki.

-Mój, Boże, Justin gdzie twoje włosy?-zszokowana obserwowałam blondyna, który chował moje rzeczy do szafki. Jego włosy były ścięte na krótko, co było niepodobne do niego.

-Przegrałem zakład. -mruknął i zarzucił kaptur na głowę na co się zaśmiałam.

-Jaki zakład?- skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się ramieniem o szafkę. Chłopak zrobił się cały czerwony i milczał.- Kochanie, co tak milczysz, hm? Może pójdę zapytać chłopaków, którzy stoją i mają świetny ubaw?

-Nie, nie idź do nich!

-To powiesz mi czy nie?

-Muszę?

-Tak.

-No więc wczoraj, tylko proszę nie śmiej się!

-Nie będę.

-No wiec jak się obudziliśmy, byliśmy wciąż najebani i wpadliśmy na super pomysł żeby ścigać się nago wokół parku. No i wygrałbym, ale nagle zrobiło mi się strasznie nie dobrze i... Chyba się domyślasz.-mruknął.

-Słucham?- wybuchnęłam śmiechem.

-Obiecałaś!-wkurzył się i odwrócił tyłem do mnie.

-Przepraszam, ale jesteście takimi idiotami.-podeszłam do niego.- Przecież wyglądasz dobrze.

-Właśnie tylko dobrze!-wyrzucił ręce do góry na co pokręciłam głową.- Hannah, masz przebrać tą bluzkę. Ma za duży dekolt.

-Nie przesadzaj.-przewróciłam oczami.

-Nie podoba mi się to, że ktoś może gapić się na twoje cycki.-mruknął.

-Justin, nie przeginaj proszę Cię.-ostrzegłam go.

-Skoro nie chcesz się przebrać to muszę Cię oznaczyć. Ludzie mają wiedzieć, że jesteś zajęta.

-Chcesz mi zrobić malinkę?

-Ehe.-pokiwał głową.

-Spadaj.-zaśmiałam się i ruszyłam w stronę chłopaków. -Chyba zrobiliście mu coś z mózgiem podczas golenia. Składam reklamacje.

-Po prostu uważam, że nie powinna paradować w takiej bluzę po szkole, z moim mózgiem wszystko dobrze.-mruknął.-Mam nadzieje, że na mój mecz ubierzesz się stosowniej.

-Jaki mecz?-zapytałam dziwiona, Chaz mi nie mówił o żadnym meczu.

-W piątek mamy mecz z Roosevelt High School, musisz być jako dziewczyna kapitana.-wypiął dumnie pierś.

-Obiecałam Rachel, że pójdziemy na zakupy.- na twarzy Justina przez sekundę ujrzałam smutek, który zamienił się w obojętność.-Ale pogadam z nią jeszcze, może przełożymy to na sobotę.-złapałam go za rękę i uśmiechnęłam się delikatnie, czego nie odwzajemnił.

-Nie no, okej. Idź z Rachel, to twoja przyjaciółka.

Nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy rozdział, zaczynam pracę, a w przyszłym tygodniu wylatuje na urlop. Mam nadzieje, że rozdział się podoba :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro