Plan.
-Oszalałaś? Nie lepiej po prostu do niego podejść i zapytać?
-Nie.
-Jesteś kompletną idiotką, jeśli myślisz, że to ci się uda.
-Uda mi się, gdy ty mi pomożesz.-uśmiechnęłam się do niej słodko.-Poniekąd, to ty mnie w to wciągnęłaś, wiec teraz masz mi pomóc.
-No dobrze, dobrze. Wiec na czym to ma konkretnie polegać?
-Włamiemy się do szatni, gdy będzie miał w-f. Odnajdziemy jego telefon, puszczę sobie sygnał, usunę połączenie i już.
-Jesteś pojebana...
_____________
Nadszedł ten moment, w którym musiałam się zmierzyć z szafką Justina. Niestety nie pomyślałam o jednej istotnej rzeczy, nie znałam kodu. Spróbowałam wielu przeróżnych kombinacji, ale za cholerę nic nie pasowało. Nawet "6969". I co cię w tym dziwi Hannah? Usiadłam na ławce i schowałam twarz w dłoniach. Nagle dostałam sms, wyciągnęłam telefon i odczytałam go.
Od:Rachel
JUSTIN Z CHAZEM IDĄ DO SZATNI!!!!!!
Do:Rachel
CO JA MAM ROBIĆ?
Od: Rachel
SPIERDALAC??????????????
Do:Rachel
Ciekawe gdzie?
Od:Rachel
Zatrzymam ich
Do: Rachel
Okej
Wyszłam po cichu z szatni, na szczęście nasza była na przeciwko wiec mogłam powiedzieć, w razie jakby mnie zauważyli, że byłam właśnie tam. Ale po co? Przecież ja nie ćwiczę na w-f i chyba każdy o tym wie, bo każdy mi zazdrości. Ja sama sobie tez, nie dość, że mogę nosić moje czaderskie okulary, to jeszcze tyje i tyje z braku ruchu. JUPI. Gdy byłam już na korytarzu, zauważyłam jak moja przyjaciółka bez żadnego problemu śmieje się z chłopakami. Zrobiło mi się głupio, że ja tak nie mogę. Próbowałam przejść obok nich niezauważona, ale brunetka złapał mnie za ramie i zatrzymała.
-Tutaj jesteś.-uśmiechnęła się chytrze.
-Tak, um..-chrząknęłam.-Myśle, że teraz powinnam być w innym miejscu, pa.-próbowałam się wyrywać, ale ona nie dała mi odejść.
-Właśnie rozmawiałam z Justinem i Chazem na temat tej wycieczki, co mój tata chce zorganizować dla pierwszych i trzecich klas. Opowiadałam ci o tym, pamiętasz?
-Rachel, na prawdę nie mogę teraz...
-Uważamy, że super będzie spędzić trochę czasu z pierwszakami.-usłyszałam jak Justin się odzywa.-I właśnie, nie napisałaś wczoraj.-wytrzeszczyłam oczy, a Rachel się zaśmiała. Odwróciłam się i chciałam coś powiedzieć, ale moja świetna przyjaciółka musiała mi przerwać.
-Bo jest idiotką.
-Bo może zapomniałam zapytać o numer?-skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
-No właśnie mówię, że jesteś idiotką.-nagle blondyn wybuchnął śmiechem. Boże, on jest taki aw... i w ogóle.
-Śmieszy Cię to? O mój Boże to jest żenujące.-mruknęłam.
-Raczej słodkie. Trzeba było napisać na Facebooku.
-Racja, nie pomyślałam.-westchnęłam.
-To chcesz ten numer?
-T..tak.-wyjąkałam i podałam mu telefon żeby wpisał swój numer. Po chwili oddał mi moją własność.
-Dziękuje.-uśmiechnęłam się delikatnie, nie mogłam już tego powstrzymać. Chłopak odwzajemnił go. Może to nic takiego, ale ja czułam się jak w bajce. Justin, ten, który tak bardzo mi się podoba, odwzajemnia mój uśmiech. Jak się oddycha?
-Czekam na wiadomość.-powiedział i odszedł.
-Do zobaczenia w piątek.-uśmiechnął się Chaz do Rachel i pobiegł za przyjacielem.
-Zabije Cię, ale najpierw wytłumacz mi coś. Czy ty umawiasz się z Chaz'em?
-Jesteśmy przyjaciółmi z korzyściami.
-Czym kurwa?-spojrzałam na nią spod byka.
-Jezu, Hannah. Wiem, że jesteś dziewicą i szokuje Cię to, że dwóch ludzi może łączyć seks a nie miłość.
-I tak, któreś z was się zakocha. Stawiam, że to będziesz ty. Ale to nie ja będę osobą, która będzie Cię pocieszać.-Mruknęłam i odeszłam. Tak lubię się obrażać a co?
_________
Do: Rachel
Znowu araby do mnie piszą
Do:Rachel
Nie ignoruj mnie...
Do:Rachel:
Przepraszam! Żałuje mych słów kocham cię!!!!!
Tak jak uwielbiam się obrażać, tak długo nie potrafię wytrzymać w milczeniu. Wiedziałam, że Rachel mi szybko nie odpisze wiec zeszłam na dół żeby zrobić sobie ucztę. Mam ogromną ochotę na spaghetti. Wyciągnęłam potrzebne produkty i skupiłam się na gotowaniu. Uwielbiam to, nie jestem jedną z tych dziewczyn, które potrafią przypalić wodę. Nie jestem Rachel... Wszystkiego nauczył mnie mój tata, który prowadził własną restauracje, za jego czasów panował tam tłok, ludzie bili się o miejsca, ale teraz... Teraz to miejsce to porażka. Nic dziwnego, skoro tata odszedł, jedyna osoba, która z niczego potrafiła zrobić coś, a bądźmy szczerzy. Moja mama jest zbyt zajęta swoim salonem żeby zwracać uwagę na restauracje, która upada.
-Hannah!-uslyszalalam wołanie.-Wnieś zakupy do domu.
-Okej!-zostawiłam wszystko i wybiegłam z domu. Z bagażnika wyciągnęłam zakupy i wniosłam je do środka. Z mamą mieszkamy same, spotyka się z kimś, ale ja nie chce słyszeć o tej osobie. Po prostu nie wyobrażam sobotę jej z kimś innym niż mój tata. -Jak w pracy?-zapytałam.
-Tak jak zawsze, dobrze, ale jestem strasznie zmęczona...-westchnęła. Widziałam, że się czymś denerwuje, ale próbuje to ukryć zmęczeniem.
-Wyduś to z siebie, mamo.-mruknęłam i wróciłam do gotowania.
-Dzisiaj będziemy mieć gości na kolacji...
-Babcia i dziadek przyjechali?-odwróciłam się szczęśliwa.
-Nie. Dzisiaj poznasz Becka, mojego narzeczonego i Chaza, jego syna-mój uśmiech automatycznie zmienił się w w wkurw. Bo tak, nie byłam zła tylko wkurwiona.-. Ale Hannah, proszę nie bądź zła... Nie chce już być sama, daj mi ruszyć do przodu, Beck pomoże nam z restauracja, będzie tak jak za czasów taty..-przekonywała mnie.
-Nie możesz mnie stawiać przed faktem dokonanym, mamo. Nie uważasz, że potrzebny jest mi
Czas?-próbowałam powiedzieć spokojnie, ale pod koniec i tak podniosłam głos.
-Ile czasu potrzebujesz? Spotykamy się od dwóch lat, a ty wciąż potrzebujesz czasu. Jesteś dla mnie najważniejsza, dziecko. Nie mogę ciągle myśleć tylko o Tobie, jesteś duża dasz sobie radę. - zauważyłam łzy w jej oczach, ma racje. To, że ja nie jestem szczęśliwa nie oznacza, że muszę sprawiać żeby czuła się jak ja. Mam tylko ją, muszę o nią dbać nawet jeśli to jest dla mnie trudne. Westchnęłam.
-Dobrze, może być lasagne? Zaczęłam robić spaghetti więc łatwo mogę przerobić.
-Dziękuje Ci!-przytuliła mnie mocno.-Zobaczysz, polubisz go. Jest zabawny, przyjacielski i wyrozumiały. Jego żonę zabił pijany kierowca, w walentynki cztery lata temu. Przeżył na prawdę wiele i sam wychowuje syna... Jest na prawdę wspaniały.
-Czyli Cię rozumie.-uśmiechnęłam się delikatnie.-Dobra, teraz leć na górne się wyszykować, a ja zrobię jedzenie.
-Kocham Cię, Hannah.
-Też Cię kocham, mamo.
***
Przepraszam za nieobecność, ale mam ferie i brak czasu na wszystko, bo chce się cieszyć przyjaciółmi :((((
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro