Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jest jak grypa, każdy ją miał. (nowy rozdział)


Rachel usiadła obok nas na ławce, gdy Chaz poszedł po prezerwatywy i bezwstydnie się na nas gapiła. Czułam jak moja twarz płonęła, ta sytuacja była dla mnie bardzo krępująca.

-Więc jesteście razem?-po chwili się odezwała i poruszyła brwiami.

-Rachel!-warknęłam na nią.-Daj spokój.-schowałam twarz w dłoniach.-Justin przecież ma dziewczynę. Właśnie! Ty masz dziewczynę! Boże, ale ze mnie suka! Pocałowałam zajętego faceta!

-Faktycznie, mam dziewczynę.-zaśmiał się.-Ale nie martw się, skarbie, gdy zaczęliśmy się całować jeszcze nie miałem, ale teraz mam. Ciebie.-uśmiechnął się i puścił mi oczko.

-Co? Jak to? A Stacy?

-Zerwałem z nią.-westchnął.-Chaz otworzył mi oczy.-założył mi włosy za ucho. Nagle usłyszeliśmy dźwięk telefonu Rachel, dziewczyna wyciągnęła go z kieszeni i pośpiesznie odebrała.

-No gdzie ty jesteś z tymi gumkami?-warknęła.-Co kurwa?-nagle na jej twarzy wypisany był szok.-Justin, Stacy tutaj przyszła i awanturuje się...

-Ja pierdole...-westchnął chłopak.-Nigdy się nie uwolnię.-wstałam z jego kolan, bo wiedziałam, że będzie musiał iść załatwić tą sprawę.

-To ja już wracam do domu.-uśmiechnęłam się.-Jakoś nie bardzo chce się z nią spotkać po przygodzie z jej przyjaciółka...

-O nie, ty nigdzie nie idziesz. Zaraz ją wygodnie i spędzimy razem resztę wieczoru.-wstał i pocałował mnie w głowę.-Chodźcie ze mną.-złapał mnie za rękę a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. To było takie... niemożliwe? Taki chłopak i... ja. Byłam niemal w stu procentach pewna, że będę samotna, że nikt się mną nie zainteresuje, a tutaj proszę. Poszliśmy razem do domu, gdzie zamiast muzyki słychać było kłótnie Chaz'a z Cassie. Dziewczyna po tym jak nas zobaczyła zamilkła, a gdy zauważyła, że trzymamy się za ręce, na jej twarz widoczna była tylko furia. Chciałam puścić dłoń Justina, ale on ją zawzięcie trzymał. Postanowiłam więc, schować się za chłopakiem.

-Ty? Z tą szmatą?-wysyczała.- Dla takiego dziecka mnie zostawiłeś?-podniosła głos. Czułam jak mięśnie Justina się napinają, a on próbuje oddychać spokojnie.

-Jedyną szmatą tutaj jesteś ty, szmato.-odezwała się Rachel, obojętnym tonem. I po co ona się odzywa? Jeszcze narobi sobie kłopotów!

-Pożałujesz tych słów!-pisnęłam i rzuciła się na moją przyjaciółkę, w połowie drogi Chaz ją zatrzymał i złapał za kark. Patrzyłam zszokowana na tą sytuacje.

-Wynoś się stad.-powiedział spokojnym głosem Justin, aż sama się zdziwiłam. Dziewczyna spojrzała na niego obłąkanym wzrokiem.

-Nie chcesz tego, Juss. To mnie kochasz! Ona, to dziecko, jest jak grypa, każdy ją miał.-wymachiwała rękami podczas, gdy Chaz wciąż ją trzymał.

-Nie kocham Cię, wariatko.-zaśmiał się.-Nic do Ciebie nie czuje, jesteś mi obojętna, rozumiesz? Znajdź sobie kutasa gdzie indziej, ten już jest zajęty.-zaśmiał się gorzko. Jeśli wtedy myślałam, ze bardziej zszokowana być nie mogę, to się grubo myliłam. Nie znałam Justina od tej strony, nawet sobie nie zdawałam sprawy, że może mieć taką stronę! 

-Pożałujesz! I tak wrócisz do mnie na kolanach.-warknęła.-Puszczaj mnie, wychodzę.-Chaz automatycznie ją puścił, a dziewczyna padła na kolana. Wściekła jak osa, popychając ludzi wyszła z domu, a ja odetchnęłam z ulgą.

-Przepraszam was za to zajście, obiecuje już, że więcej niespodzianek nie będzie. Możecie włączyć muzykę.-powiedział Justin i odwrócił się do mnie.

-Ona jest przerażająca.-westchnęłam.-Myślałam, że nas wszystkich zabije...

-Nie ma się czego bać, dużo mówi, ale mało robi.-posłał mi uśmiech.-Chodź, muszę się napić.-podciągnął mnie w stronę kuchni, która była praktycznie pusta.-Chcesz coś pic?

-Tylko sok, nie chce już alkoholu.-uśmiechnęłam się i usiadłam na wysepce kuchennej. Chłopak podszedł do mnie i stanął między moimi nogami. Owinęłam ręce wokół jego karku i wtuliłam się w mojego chłopaka. Boże jak to brzmi. Pięknie. Wciągnęłam jego zapach, używał bardzo mocnych i męskich perfum, co mi się mega podobało.

-Ulala.-usłyszeliśmy śmiech. Kto znowu? Przewróciłam oczami i podniosłam głowę. Przed sobą ujrzałam Rayan'a. -Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po piwo.-puścił mi oczko i chwiejnym krokiem podszedł do lodówki, z której wyciągnął butelkę.-Ee, stary. Masz zapalniczkę?-zapytał Justina, który pokiwał głowa i po chwili rzucił mu przedmiot. On pali? Nawet nie czuć od niego, to pewnie przez te mocne perfumy.-Dzięki. A pożyczysz fajkę? Seksowna czarnulka, wypaliła mi wszystkie, a potem spierdoliła...-westchnął na co się zaśmialiśmy. Puściłam Justin i położyłam ręce na blacie. Blondyn po chwili wyciągnął paczkę fajek i również rzucił swojemu przyjacielowi. Chłopak wyciągnął dwie, jedna założył za ucho, a drugą włożył do ust. Otworzył piwo zapalniczką, a następnie odpalił tytoń. -Dzięki.-odrzucił własność solenizanta, który zwinnie złapał, przedmioty.

-A teraz zjeżdżaj, nie potrzebujemy twojego towarzystwa.-zmroził go wzorkiem Justin.

-Jasna sprawa, tylko dzieciaków nie zróbcie.-zaśmiał się po czym ulotnił.

-Masz super przyjaciół.-zaśmiałam się.

-A ja to co?-zrobił smutna minkę.

-Tez jesteś super.-uśmiechnęłam i pochyliłam się, po czym pocałowałam go w usta. Zanim chłopak zdążył się zaangażować, przerwałam.

-Co tak krótko?-zmarszczył brwi.

-Bo to wciąż na dla mnie nowa sytuacja, dziwnie się czuje... Nigdy nie miałam chłopaka i nawet nie spodziewałam się, że ktoś zwróci na mnie uwagę. Jeżeli chcesz ze mną być, nie możemy się spieszyć.-mruknęłam.

-Więc chodźmy zatańczyć.-uśmiechnął się i podał mi rękę.

-Dobrze.-odwzajemniłam uśmiech i dałam mu się zaprowadzić na parkiet.

______________________

Jako, że jedyna nie piłam, pilnowałam całe towarzystwo, które mówiąc kolokwialnie, schlało się, nawet Justin, którego uważałam za porządnego, pokazał swoje alter ego. Nie przeszkadzało mi to, tak właściwie cieszyłam się, że nie jest nudziarzem. Z resztą o czym my rozmawiamy, skończył dzisiaj dziewiętnaście lat, ma prawo do picia i palenia.

        Około godziny drugiej w nocy, ludzie zaczęli się zmywać, a o trzeciej zostaliśmy tylko ja Justin, Chaz, Rachel , Rayan, Chris i paru innych znajomych z drużyny mojego chłopaka. Nie wiem kto z nich był w najgorszym stanie, ale zgaduje, że Chaz, który od piętnastu minut spał z wywalonym jęzorem, w poszarpanej koszulce na ławie. W pewnym momencie zaczęłam ziewać.

-Jesteś zmęczona?-wybełkotał blondyn, który mnie przytulał.

-Bardzo.-westchnęłam.-Zadzwonię po Beck'a żeby po nad przyjechał.-powiedziałam i wyciągnęłam telefon.

-Nie.-zabrał mi telefon.-Zostańcie na noc. Chaz jest nieżywy, po co jego ojciec ma się wkurzać.-odgarnął mi niezgrabnie włosy. Co on z tym ma? Ciągle poprawia mi je.-Wole jak masz kręcone, wyglądasz jak słodki baranek.-zaśmiałam się. No i wszystko jasne.

-A pożyczysz mi coś do spania? Trochę mi zimno i niewygodnie.-wtuliłam się mocniej w niego.

-Jasne.-pocałował mnie w głowę.-Chodź, pójdziemy do mojego pokoju.-odsunęłam się, a chłopak próbował wstać. Po kilku próbach mu się udało.

-Zaraz, zaraz. Będziemy razem spać?

-Nie tylko spać.-puścił mi oczko, ale gdy zobaczył moją zmartwioną minę od razu się poprawił.-Tylko przytulanie, nic więcej. Wiem. Nie śpieszymy się.-westchnął.-Chodź już, zaraz tutaj umrę...

-Już, już.-powiedziałam szybko  i wstałam. Złapałam chłopaka pod ramię, żeby lepiej kontrolował swoje ruchy i ruszyliśmy w stronę drzwi. W tamtym momencie dziękowałam, Bogu, że jest to dom parterowy i nie będę musiała go targać po schodach.

-----------

HEJKA KOCHANI

WITAM WAS PO DŁUGIEJ NIEOBCENOŚCI, ALE CHCIAŁAM WAM ZAKOMUNIKOWAĆ, ŻE ZDAŁAM DO DRUGIEJ KLASY LICEUM XDDDD

PRZEPRASZAM ZA SPAM, ALE TAK JAK OBIECAŁAM NANIOSŁAM POPRAWKI W KSIĄŻCE, ROZWIĄZAŁAM PARĘ NIEDOKOŃCZONYCH WĄTKÓW W KSIĄŻCE, ALE SPOKOJNIE OSOBY, KTÓRE CZYTAJĄ KSIĄŻKĘ OD POCZĄTKU NIE MUSICIE NIC NADRABIAĆ. 

OKEJ WIEC TO TYLE Z OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro