A co ja ptak?
10 GWIAZDEK NASTĘPNY
Pierwszy raz w życiu tak bardzo nie chciałam żeby nadszedł piątek. To nie tak, że nie pragnęłam weekendu, chwili wytchnienia, ale sama myśl o byciu sam na sam z Justinem przerażała mnie. Razem z Rachel wyszłyśmy ze szkoły, dziewczyna ciągle gadała, normalnie jak katarynka. Ja natomiast miałam głowę pełną myśli, jak to będzie wyglądać, czy będzie miły, a może ostry, jak ja sobie dam rade? W końcu uwielbiam matematykę, a przy nim muszę udawać, że to jest dla mnie czarna magia, przecież jak to wyjdzie na jaw to chyba się spale ze wstydu.
Gdy podniosłam wzrok zauważyłam Justina, stał oparty o maskę samochodu i rozmaiał z Lucy, o Boże jak ja jej nienawidzę. Klei się do niego jak mucha do zgniłego mięsa, a przecież on jest MÓJ. Boże, co ja gadam... On nie jest mój i nigdy nie będzie, zachowuje się psychicznie... Ale w sumie zawsze taka byłam, wolałam śledzić chłoców, którzy mi się podobają (nawet w przedszkolu, lol ) zamiast podejść i zagadać. Nagle poczułam uderzenie w głowie, spojrzałam na Rachel z mordem w oczach. No bo co ona sobie wyobraża?
-Justin Cię woła, kretynko.-mruknęła i odeszła w stronę przystanku. Spojrzałam w stronę blondyna i faktycznie, macha do mnie. O nie, ale wstyd... Stałam dalej jak kołek, w końcu chłopak do mnie podszedł i posłał promienny uśmiech, ja natomiast stałam cała czerwona i zaczęłam wyginać palce we wszystkie strony świata, a co?
-To jedziemy?-zapytał.
-Gdzie?- zadałam chyba najgłupsze z możliwych pytań. Zmarszczyłam czoło. O Boże, przecież ja nie jestem w stanie jechać z nim samochodem. Moje serce dostanie ataku, a ja się chyba zeszczam w gacie. W dodatku to krępujące, nie dość, że w tym momencie cała szkoła wlepia we mnie swój cholerny wzrok, nawet kurwa nie ukrywają tego, że interesuje ich to, zero dyskrecji, jeszcze jak zobaczą, że wsiadam do samochodu NAJPRZYSTOJNIEJSZEGO chłopaka w naszej szkole, usta im się nie będą zamykać przez najbliższy rok. Już słyszę te wszystkie plotki. Jednak z drugiej strony, kuszące jest sprawienie, że Lucy będzie o mnie zazdrosna. Kto wie może pomyśli nawet, że jesteśmy razem. Idealnie.
-No do Twojego domu? Pomyślałem, że lepiej będzie jak zaczekam na Ciebie, bo ty nie będziesz musiała się szlajać autobusami, a ja się nie zgubie. Wiem, jestem mądry.-zaśmiał się, na co ja się delikatnie uśmiechnęłam. On jest chyba najsłodszym stworzeniem na ziemi. -To lecimy?
-A co ja ptak?- chłopak zmarszczył brwi, ale po chwili wybuchnął śmiechem.
-Jesteś strasznie zabawna, szkoda, że moja siostra nie jest taka jak ty. -
Auć.
_______
-Mamo, wróciłam!-oznajmiłam gdy weszłam do domu.-Chcesz coś pić?-zwróciłam się do Jasona.
-Wodę jeśli masz.
-Od czegoś jest kranówa.
-Racja.-zaśmiał się.-Nie chce być wybredny, ale wolałbym jednak z butelki.
-Twoje życzenie jest rozkazem.-zaśmiałam się. Nagle zrobiłam się jakaś swobodna. Myśle, że jestem spięta w tedy kiedy inni na nas patrzą i oceniają. Motywujące jest również to, że nikt oprócz niego nie widzi jak robię z siebie totalną idiotkę.
-Jak tam w szkole?-do przedpokoju weszła mama.-O. Mój. Boże. Przyprowadziłaś chłopaka!
-Mamo, proszę cię...-spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem, chociaż wiedziałam, że ona i tak zrobi mi siarę.
-W końcu masz chłopaka, zaczynałam się martwić, że czujesz coś do Rachel. Uf, dzięki Bogu. Znaczy to nie tak, jestem tolerancyjna.-zaczęła się tłumaczyć.-Ale chciałabym mieć wnuki, a z nią to by było, um... Niemożliwe.-spojrzałam na mojego gościa przepraszającym wzrokiem, a następnie odwróciłam się do mamy z mordem w oczach. Przegięła.-No co?-zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Mamo to jest Justin, mój korepetytor.-mruknęłam.
-Oh..-serio, tylko tyle? A może jakieś przepraszam. Przez nią teraz chce się zabić, narobiła mi takiego wstydu, że chyba nigdy nie wydaje z domu, a jeśli już to będę zakładać papierową torbę, tak to jest dobre.
-Chodź do góry, tutaj nie jest bezpiecznie.-westchnęłam i ruszyłam w stronę schodów.
-Miło było panią poznać.-usłyszałam cichy śmiech Justina, a po chwili kroki. Zaprowadziłam go do mojego pokoju.
-Jeszcze raz, strasznie Cię przepraszam za moją mamę. To nie tak, że nikt się mną nie interesuje, tak właściwie to wielu ludzi się mną interesuje i nie mogę się zdecydować, um...-zaczęłam się jąkać.
-No już, spokojnie rozumiem.-i znowu ten jego idealny śmiech.- Wiem jakie są matki, moja mama też mnie posądza o bycie gejem, bo nie przyprowadzam dziewczyn. Nie spotkałem jeszcze żadnej, która byłaby godna poznania mojej matki.
-A Lucy?
-A o czym ona miałaby z nią rozmawiać? O tipsach i doczepianych włosach? Mój ojciec by chyba udusił się śmiechem gdyby ją poznał. Z resztą chodzę z jej przyjaciółką, ale są jak dwie krople wody.
-To po co się z nią spotykasz?-usiadłam na obrotowym krześle i zakręciłem się.
-Sam nie wiem, czasami gdy nie udaje głupiej ma coś w sobie.-usiadł na łóżku. Zakręciłem się ponownie, ale nagle poczułam jakby turbulencje i poleciałam do tylu. Z szeroko otworzonymi oczami obserwowałam sufit i po prostu nie wytrzymałam, wybuchnęłam śmiechem. Trzęsłam się i pewnie wyglądałam jak świnia, ale to było takie zabawne. Niestety Justin nie podzielał mojego szczęścia i przestraszony podbiegł do mnie.
-Nic Ci nie jest?-zapytał i pomógł mi wstać. Pokręciłam głowa.-Powiedz mi jak to jest, że kolejny raz padasz mi u stóp. Aż taki przystojny jestem?-uniósł jedną brew do góry.
-Chyba sobie żartujesz, patykiem bym Cię nie tknęła.
-No na pewno, pewnie czaisz się na mnie.
-No jasne, a te korepetycje to wymówka żeby Cię zgwałcić.
-Wiedziałem.
________
Hejka moi kochani, przepraszam was za tak długa przerwę, ale mam dużo nauki i ogólnie wszystkiego na głowie, ale mogę was pocieszyć, bo w maju będę mieć dużo wolnego, bo matury więc postaram się wszystko naprawić, w dodatku TaLaxx11 NIC NIE DODAJE I MOJE SERCE KRWAWI...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro