Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A co ja ptak?


      10 GWIAZDEK NASTĘPNY

        Pierwszy raz w życiu tak bardzo nie chciałam żeby nadszedł piątek. To nie tak, że nie pragnęłam weekendu, chwili wytchnienia, ale sama myśl o byciu sam na sam z Justinem przerażała mnie. Razem z Rachel wyszłyśmy ze szkoły, dziewczyna ciągle gadała, normalnie jak katarynka. Ja natomiast miałam głowę pełną myśli, jak to będzie wyglądać, czy będzie miły, a może ostry, jak ja sobie dam rade? W końcu uwielbiam matematykę, a przy nim muszę udawać, że to jest dla mnie czarna magia, przecież jak to wyjdzie na jaw to chyba się spale ze wstydu.

     Gdy podniosłam wzrok zauważyłam Justina, stał oparty o maskę samochodu i rozmaiał z Lucy, o Boże jak ja jej nienawidzę. Klei się do niego jak mucha do zgniłego mięsa, a przecież on jest MÓJ. Boże, co ja gadam... On nie jest mój i nigdy nie będzie, zachowuje się psychicznie... Ale w sumie zawsze taka byłam, wolałam śledzić chłoców, którzy mi się podobają (nawet w przedszkolu, lol ) zamiast podejść i zagadać. Nagle poczułam uderzenie w głowie, spojrzałam na Rachel z mordem w oczach. No bo co ona sobie wyobraża?

-Justin Cię woła, kretynko.-mruknęła i odeszła w stronę przystanku. Spojrzałam w stronę blondyna i faktycznie, macha do mnie. O nie, ale wstyd... Stałam dalej jak kołek, w końcu chłopak do mnie podszedł i posłał promienny uśmiech, ja natomiast stałam cała czerwona i zaczęłam wyginać palce we wszystkie strony świata, a co?

-To jedziemy?-zapytał.

-Gdzie?- zadałam chyba najgłupsze z możliwych pytań. Zmarszczyłam czoło. O Boże, przecież ja nie jestem w stanie jechać z nim samochodem. Moje serce dostanie ataku, a ja się chyba zeszczam w gacie. W dodatku to krępujące, nie dość, że w tym momencie cała szkoła wlepia we mnie swój cholerny wzrok, nawet kurwa nie ukrywają tego, że interesuje ich to, zero dyskrecji, jeszcze jak zobaczą, że wsiadam do samochodu NAJPRZYSTOJNIEJSZEGO chłopaka w naszej szkole, usta im się nie będą zamykać przez najbliższy rok. Już słyszę te wszystkie plotki. Jednak z drugiej strony, kuszące jest sprawienie, że Lucy będzie o mnie zazdrosna. Kto wie może pomyśli nawet, że jesteśmy razem. Idealnie.

-No do Twojego domu? Pomyślałem, że lepiej będzie jak zaczekam na Ciebie, bo ty nie będziesz musiała się szlajać autobusami, a ja się nie zgubie. Wiem, jestem mądry.-zaśmiał się, na co ja się delikatnie uśmiechnęłam. On jest chyba najsłodszym stworzeniem na ziemi. -To lecimy?

-A co ja ptak?-  chłopak zmarszczył brwi, ale po chwili wybuchnął śmiechem.

-Jesteś strasznie zabawna, szkoda, że moja siostra nie jest taka jak ty. -

Auć.

_______

-Mamo, wróciłam!-oznajmiłam gdy weszłam do domu.-Chcesz coś pić?-zwróciłam się do Jasona.

-Wodę jeśli masz.

-Od czegoś jest kranówa.

-Racja.-zaśmiał się.-Nie chce być wybredny, ale wolałbym jednak z butelki.

-Twoje życzenie jest rozkazem.-zaśmiałam się. Nagle zrobiłam się jakaś swobodna. Myśle, że jestem spięta w tedy kiedy inni na nas patrzą i oceniają. Motywujące jest również to, że nikt oprócz niego nie widzi jak robię z siebie totalną idiotkę.

-Jak tam w szkole?-do przedpokoju weszła mama.-O. Mój. Boże. Przyprowadziłaś chłopaka!

-Mamo, proszę cię...-spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem, chociaż wiedziałam, że ona i tak zrobi mi siarę.

-W końcu masz chłopaka, zaczynałam się martwić, że czujesz coś do Rachel. Uf, dzięki Bogu. Znaczy to nie tak, jestem tolerancyjna.-zaczęła się tłumaczyć.-Ale chciałabym mieć wnuki, a z nią to by było, um... Niemożliwe.-spojrzałam na mojego gościa przepraszającym wzrokiem, a następnie odwróciłam się do mamy z mordem w oczach. Przegięła.-No co?-zapytała jak gdyby nigdy nic.

-Mamo to jest Justin, mój korepetytor.-mruknęłam.

-Oh..-serio, tylko tyle? A może jakieś przepraszam. Przez nią teraz chce się zabić, narobiła mi takiego wstydu, że chyba nigdy nie wydaje z domu, a jeśli już to będę zakładać papierową torbę, tak to jest dobre.

-Chodź do góry, tutaj nie jest bezpiecznie.-westchnęłam i ruszyłam w stronę schodów.

-Miło było panią poznać.-usłyszałam cichy śmiech Justina, a po chwili kroki. Zaprowadziłam go do mojego pokoju.

-Jeszcze raz, strasznie Cię przepraszam za moją mamę. To nie tak, że nikt się mną nie interesuje, tak właściwie to wielu ludzi się mną interesuje i nie mogę się zdecydować, um...-zaczęłam się jąkać.

-No już, spokojnie rozumiem.-i znowu ten jego idealny śmiech.- Wiem jakie są matki, moja mama też mnie posądza o bycie gejem, bo nie przyprowadzam dziewczyn. Nie spotkałem jeszcze żadnej, która byłaby godna poznania mojej matki.

-A Lucy?

-A o czym ona miałaby z nią rozmawiać? O tipsach i doczepianych włosach? Mój ojciec by chyba udusił się śmiechem gdyby ją poznał. Z resztą chodzę z jej przyjaciółką, ale są jak dwie krople wody.

-To po co się z nią spotykasz?-usiadłam na obrotowym krześle i zakręciłem się.

-Sam nie wiem, czasami gdy nie udaje głupiej ma coś w sobie.-usiadł na łóżku. Zakręciłem się ponownie, ale nagle poczułam jakby turbulencje i poleciałam do tylu. Z szeroko otworzonymi oczami obserwowałam sufit i po prostu nie wytrzymałam, wybuchnęłam śmiechem. Trzęsłam się i pewnie wyglądałam jak świnia, ale to było takie zabawne. Niestety Justin nie podzielał mojego szczęścia i przestraszony podbiegł do mnie.

-Nic Ci nie jest?-zapytał i pomógł mi wstać. Pokręciłam głowa.-Powiedz mi jak to jest, że kolejny raz padasz mi u stóp. Aż taki przystojny jestem?-uniósł jedną brew do góry.

-Chyba sobie żartujesz, patykiem bym Cię nie tknęła.

-No na pewno, pewnie czaisz się na mnie.

-No jasne, a te korepetycje to wymówka żeby Cię zgwałcić.

-Wiedziałem.

________

Hejka moi kochani, przepraszam was za tak długa przerwę, ale mam dużo nauki i ogólnie wszystkiego na głowie, ale mogę was pocieszyć, bo w maju będę mieć dużo wolnego, bo matury więc postaram się wszystko naprawić, w dodatku TaLaxx11 NIC NIE DODAJE I MOJE SERCE KRWAWI...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro