08.
Wróciłam do domu zmęczona. Cholernie zmęczona. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Padłam na łóżko i zamknęłam oczy. Telefon, który siedział bezpiecznie w torebce, zaczął wibrować. Z niechęcią go stamtąd wyciągnęłam.
"Jak tam praca? Ciekawie było?"
— Przecież wiesz — wymamrotałam. — Wiesz wszystko.
I kolejna wiadomość.
"Masz rację. Wiem wszystko".
— Właśnie. Więc się odwal.
Ułożyłam się na boku, zamykając oczy. Jutro rano się wykąpię. Po bieganiu. Może nie umrę od smrodu. W końcu nie miałam dziś dużego wysiłku fizycznego. Co to jest, jazda windą i kilkukrotne przejście do łazienki? Ha.
Muszę zdjąć to sztywne ubranie. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Jasną bluzkę i ciemną spódnicę wrzuciłam do kosza na pranie razem z bielizną. Przebrałam się w piżamę i zmyłam słaby makijaż, po czym wróciłam do pokoju. Nie miałam siły na nic. Liczby, wykresy, omówienia będą mi krążyć po głowie do końca życia. I we śnie.
A rano bieganie z Williamem. Wczołgałam się do łóżka. Ułożyłam się pod kołdrą i zamknęłam oczy. A po chwili je otworzyłam.
Jasna cholera. Mogłabym to zignorować, ale nie umiem. Po prostu nie umiem. Sięgnęłam po telefon. Wiadomość od... numeru zastrzeżonego, cóż za niespodzianka.
"On cię skrzywdzi, wiem o tym".
— Ty też mnie krzywdzisz i co? — burknęłam. Naprawdę mnie denerwowało to, jak stalker znieważał Williama. Jeśli mam sądzić, że to jego ojciec, to chłopak ma naprawdę przekichane. Bo żeby próbować zabić własnego syna?
"Mam pewien cel".
— Niby jaki? — zapytałam zaskoczona. Po co ma nękać nastolatkę? Chce sprawdzić, do czego mogę się posunąć?
"Dobranoc, Bree".
No jasne, unika tematu niewygodnego dla niego. Jak zawsze.
— Ktoś pozwolił ci tak do mnie mówić? I dlaczego teraz przerywasz?
"Chcę tak na ciebie mówić i będę to robić".
— Pieprz się — syknęłam, patrząc na telefon wzrokiem pełnym wściekłości.
Rzuciłam telefon z powrotem na szafkę i postanowiłam w końcu usnąć. Telefon nie zaczął wibrować. Stalker nic nie odpowiedział, choć mógł wysłać wiadomość o seksualnym podtekście, jak to się często zdarzało. A tu nic. Dzięki Ci, Boże.
***
— Matko, dość — wydyszałam, opierając dłonie na kolanach. Czułam, jak pot spływa z mojego ciała. Płuca mnie paliły.
— Nigdy nie planowałem być matką, bardziej ojcem — odparł William, uśmiechając się krzywo. Pomimo dobrego humoru widziałam, że też się trochę zmęczył.— Chociaż szkoda mi moich przyszłych dzieci.
— Dobra, tatusiu, daj mi odpocząć.
— Cóż za perwersje. — William poruszył znacząco brwiami, a ja jęknęłam i walnęłam się dłonią w czoło.
Byłam już tak czerwona, że bardziej nie mogłabym być. A chyba jednak mogłam.
— Jesteś okropny — skomentowałam jego wypowiedź.
— Wiem. — Wzruszył ramionami. — Dalej, Bree.
Zawyłam w proteście, ale ruszyłam z miejsca. William kazał mi przebiec ponad cztery kilometry. Z moją kondycją było to niemożliwe. I dlatego byłam taka wyczerpana.
Biegłam, mając przed sobą wysoką sylwetkę Williama. Miał na sobie białą koszulkę przylegającą do ciała i luźne, jasne szorty. Oddałabym duszę, żeby mieć tak mało tłuszczu w ciele co on. Mówił mi, że walcząc, będę w stanie osiągnąć wiele i wierzę mu. I walczę.
Ogółem zaczęłam się... może nie przyjaźnić, ale w miarę kumplować z nim. Najpierw mnie ignorował, potem ledwo, ledwo kontaktował, a teraz trenuje mnie i mówi jak do równego sobie, co mnie naprawdę cieszyło, bo nigdy nikt z osób zbliżonych do mojego wieku tak nie robił.
Oczywiście nie robię sobie żadnych nadziei. William traktuje mnie jak znajomą, do tego ma dziewczynę, a poza tym jestem... no, nie tak gruba, w końcu troszkę schudłam, ale daleko mi do ideału mężczyzny. Ale może wkrótce to się zmieni.
William pilnuje, abym schudła, a ja podsunęłam mu kilka argumentów, których mógłby użyć przeciwko ojcu. Harrison Fraser cały czas chce namówić syna, aby zmienił zdanie odnośnie kariery, czyli zrezygnował z informatyki i poszedł na ekonomię. A William ma to szczerze głęboko gdzieś.
— Nie zamierzam być pod jego komendą — mówił mi wtedy. — Będę robić to, na czym mi zależy, z jego błogosławieństwem lub bez. Choć pewne jest raczej to drugie.
— A co w informatyce najbardziej lubisz? — zapytałam.
— Wszystko. Chcesz animację? Proszę bardzo. Program do namierzania zastrzeżonych numerów? Daj mi parę dni.
Pamiętam, że słowa o tym programie tknęły mnie i dały dość dużo do myślenia. Przez to cały czas zastanawiałam się nad tym, czy powinnam jednak zaufać Williamowi i powiedzieć mu o stalkerze.
— Bree? Brianno? — dobiegł mnie głos.
Odpłynęłam. Zamrugałam, przytomniejąc. William machnął mi ręką przed twarzą. Patrzył na mnie zaniepokojony.
— Co jest? — zapytałam głupio.
— Zwolniłaś, a potem się zatrzymałaś.
— Ja... — Przygryzłam wargę. — Nieważne.
Nie czekając na jego reakcję pobiegłam. Chociaż to musiało wyglądać jak ucieczka. William dogonił mnie i zrównał ze mną prędkość. Nie odzywał się. Biegliśmy w milczeniu aż do mojego domu. Już miałam przechodzić przez bramę, kiedy złapał za moje ramię. Krągłe ramię, ale to już szczegół.
— Jestem dziś cały dzień sam w domu — poinformował mnie. — Coś jest na rzeczy. I lepiej, żebyś szybko to powiedziała. Jeśli nie mi, to komuś innemu.
Kiwnęłam głową i mruknęłam coś, co żałośnie zabrzmiało jak połączenie potwierdzenia i pożegnania. Wróciłam do domu, tam jak zawsze wymyłam się i zjadłam coś lekkiego w kuchni, prowadząc luźną konwersację z Robyn. Potem zabrałam książkę i poszłam na huśtawkę do ogrodu.
Godzinę obojętnego czytania później doszłam do wniosku, że William miał rację. Coś jest na rzeczy. On nie wiedział, ale ja tak. Stalker. Stalker nie powinien być taki bezkarny. Nie mogę cały czas ulegać. Nie mogę się wycofywać. Nie mogę być tchórzem.
SMS.
"Nawet się nie waż, słońce. Pożałujesz".
Musiałam wziąć się w garść i go pokonać. A William, tymi słowami o programie do namierzania numerów, dał mi iskierkę nadziei, że wszystko będzie dobrze. Uda mi się. Nam. Wskoczyłam na rower i popędziłam do domu Williama.
Kiedy zadzwoniłam do drzwi, otworzył niemal natychmiast. Nie był zaskoczony moim widokiem. Wpuścił mnie do środka i pokazał kierunek do kuchni. Tam nalał mi wody z lodem i usiadł naprzeciwko mnie.
— Widziałem twoją reakcję, kiedy mówiłem o tym programie. Ostatnio — powiedział cicho.
Odetchnęłam drżąco. Dawaj, Brianno, dopóki masz odwagę. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i drżącą dłonią przesunęłam go w stronę Williama. Ten wziął go i spojrzał na mnie podejrzliwie.
— Wiadomości — wychrypiałam. Czułam, że wydaję na siebie wyrok.
Włączył wskazaną część.
— Numer zastrzeżony — przeczytał. Zmarszczył brwi.
— Mam stalkera — wydusiłam z siebie.
Dajcie mi takiego Williama, który będzie mnie gonić kilka kilometrów, żebym schudła ;-;
Tu Mikołaj! Ludziki, z mojej strony skromnie (sprzęt wciąż szwankuje), ale ze szczerego serca - życzę Wam ciepłych, wspaniałych świąt spędzonych w cudownym gronie, spełnienia marzeń, mnóstwa prezentów i najlepszego Sylwestra w tym roku :D <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro