Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~[1]~

Usłyszałem głos mojego kolegi:
-Nick! Obudź się! -nagle się podniosłem z pachnącej kostki siana, na której spałem:
-Co jest Jack? - przetarłem jeszcze zaspane oczy:
-Przejedziesz się ze mną w teren?-zza rogu wyskoczył mój kolega Jack.
Jack, jest wysokim brunetem o urodzie koreańskiej ma lekko, skośne oczy koloru ciemno-brązowego wręcz czarnego.
Jest ode mnie o rok młodszy (16 lat), a zachowuje się jak pięciolatek.
-Idziesz?- zapytał się wyjątkowo zniecierpliwiony:
-Nie chce mi się~-odpowiedziałem.
-No chodź! -
-No dobra, idę-niechętnie wstałem i poszedłem leniwym krokiem do boksu Hwarang(a).
Wyjąłem szczotki ze skrzynki i zacząłem czyścić jego sierść.
Hwarang to karo-srokaty pintabian, ma zaledwie pięć lat, a już powoli rozumie o co chodzi z wszystkimi sygnałami (łydka, kontakt i te sprawy).
Aczkolwiek nie mogę powiedzieć że było łatwo.
Wiele razy sprawdzałem podłoże poprzez liczne upadki.
Odłożyłem szczotkę ryżową i przejechałem kilka razy miękka szczotką po grzbiecie mojego rumaka.
Po z żmudnym czyszczeniu Hwarang(a) mogłem w końcu założyć osprzęt.
Położyłem na nim czaprak z podkładką, dzisiaj stał wyjątkowo spokojnie.
Po poprawieniu wszystkich materiałów położyłem na nim delikatnie siodło i podpiąłem popręg.
Na sam koniec założyłem ogłowie i wyszedłem z boksu zakładając jedną ręką toczek, a jedną prowadziłem konia.
Jack oczywiście już stał gotowy z swoją tarantową klaczą:
-Co tak długo? -spytał.
-Phi, bardzo długo- parsknąłem.
Kiedy wyprowadziliśmy konie z stajni podpięliśmy popręgi i wsiedliśmy.
Jechaliśmy spokojnie wzdłuż piaszczystej, wilgotnej od deszczu ujeżdżani.
-Wiesz co? Ja chyba zostanę z Hwarangiem tutaj i po skaczę - wskazałem lekko skinieniem głowy na ujeżdżanię:
-No dobra -odpowiedział Jack.
Dał lekki sygnał klaczy, która posłusznie przyspieszyła tempa i odjechał w las.
Wjechałem spokojnie na ujeżdżanię, dałem mu lekką wodzę, by się wyciągnął.
Niecałe dwie godziny później wracałem do stajni zmęczony po treningu z Hwarangiem.
Ku mojemu zdziwieniu Jacka dalej nie było co zdaża się bardzo rzadko, zazwyczaj to ja wracam drugi.
Po odstawieniu konia do boksu poszedłem do swego rodzaju recepcji:
-Jack dalej nie wrócił? -spytałem się wysokiej brunetki, która na moje pytanie wstała i podeszła do lady:
-Nie, myślałam że jedziecie razem w teren- odparła.
-W ostatnim momencie zmieniliśmy plany- wtedy usłyszeliśmy znajome rżenie o wysokiej barwie głosu.
Była to Bella (tarantowata klacz Jacka):
-Dobra- powiedziałem do dziewczyny -to ja lecę-Ta jedynie skinęła głową z szacunkiem i wróciła do swojej poprzedniej czynności.
  Gdy wyszedłem z stajni ujrzałem jak Jack wyciągał galop swojej wiernej klaczu wzbijając tumany kurzu w powietrze:

  -Nick!- krzyknął w pośpiechu.

   -Co się stało?- odparłem.

   -Bo tam w lesie...j-ja- zaczął się jąkać przez co nie mogłem nic zrozumieć.

   -Mów spokojniej, nic nie rozumiem- młodszy na te słowa się lekko uspokoił, wziął głęboki wdech i odpowiedział:

    -Widziałem twoją siostrę, tam w lesie- popatrzyłem się na niego nieco poddenerwowany:

    -Miałeś nigdy nie poruszać tego tematu!- powiedziałem nieco głośniej- Doskonale wiesz, że zaginęła dwa lata temu, a poruszanie tego tematu mnie denerwuje i sprawia, że jestem niespokojny...- Jack się na mnie popatrzył z lekkim lękiem w oczach:

    -Przepraszam...Zapomniałem- Schylił nieco głowę i zeskoczył z Belli:

    -Wogóle, czemu tak bardzo nie lubisz o niej rozmawiać? Nawet nie wiem co się z nią stało.- Prędko dodał.

  ==========Wspomnienie (dwa lata wstecz)==========

    Lisa wyszła z swoim siwym wałachem przed stajnię, ja kończyłem właśnie trening była już 20:00. Przyglądałem się swojej siostrze jak wsiada na konia i rusza szybko przed siebie. Wyjechałem wtedy z ujeżdżalni i po chwili wachania się ruszyłem prędko i cicho za nią. Co prawda zawsze się jej bałem. Udawała że nie istnieję. Po niecałych 20 minutach chyba mnie usłyszała i zatrzymała gwałtownie Ash'a (Koń Lisy) i skręciła go w ostry łuk po chwili stając naprzeciwko mnie. Popatrzyła na mnie z lekkim błyskiem złości w oczach:

   -Śledzisz mnie dzieciaku?- warknęła.

   -Nie zapominaj że jestem twoim bratem- odparłem z lekkim uśmiechem ukrywając strach, który się krył w środku.

  Podjechała nieco bliżej, tak blisko, że nasze konie prawie stykały się chrapami:

   -Teraz odjadę, pojadę przed siebie, zniknę na zawsze, a ty nie możesz nikomu o mnie mówić, zapomnij o mnie, wymarz z pamięci wszystko co o mnie wiesz- odparła nieco ciszej ledwo słyszalnym tonem - Jeżeli komuś wygadasz wszystko o tej nocy, wrócę po ciebie i sprawię, że wszystkie twoje koszmary wyjdą na światło dzienne- odwróciła się do mnie tyłem:

   -A teraz żegnam- odjechała tym samym tempem co wcześniej. Stałem jak wryty patrząc jak moja siostra odjeżdża na swoim postawnym wałachu.

==========Koniec wspomnienia (2 lata później)==========

   -Nie ważne...Naprawdę- patrzyłem przed siebie tępym wzrokiem.

------------------------

C.D.N ktoś to wgl czyta? 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro