♔ Prolog ♔
Minęło trzydzieści lat odkąd na ziemi znaleziono tajemniczy artefakt. Naukowcy nazwali go KORONA. Przedmiot ten wydziela mnóstwo energii elektromagnetycznej, a ośmioro ludzi dostało przez niego specjalne umiejętności. Artefakt przydzieli każdemu inny kolor i inną indywidualność. Niebieski władał wodą, a czerwony ogniem. Niecałe dziesięć lat temu siedmioro z nich utworzyło swoje królestwa, ale obecnie tylko szóstka prowadzi wojnę. Ósmy z nich nie założył królestwa, ale dlaczego? O tym już przekonacie się na własnych oczach.
♔♔♔♔♔♔♔♔
Czerwone królestwo jedno z najniebezpieczniejszych na całej planecie. Prawie całe pogrążone w biedzie i zniszczeniu, oprócz stolicy. Ci którzy tu mieszkają nazywani są elitą, tylko dlatego, że należą do czerwonej gwardii lub są bogaci. Moim marzeniem jest dołączenie do armii króla i zapewnienie rodzinie godnego życia. W tym oto celu ruszyłem w stronę stolicy, ale przedtem zatrzymałem się w jednym z mniejszych miast. Musiałem wypocząć i coś zjeść. Kamienne, podniszczone budynki i ludzie patrzący na mnie jak na jedzenie sprawiły, że czułem ciarki na plecach. Przyspieszyłem kroku, chciałem jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym hotelu. Na moje pieprzone nieszczęście miałem słabą orientacje w terenie i się zgubiłem.
— Gdzie jest ten pieprzony hotel? — spytałem na głos sam siebie.
— Dawaj wszystko co masz! — Usłyszałem głos dochodzący z alejki nieopodal.
Zajrzałem do niej i zobaczyłem mężczyznę z czarnym kapturem zasłaniającym twarz, otoczonego przez grupę innych mężczyzn. Coś nakazało mi mu pomóc, był sam na dziesięciu chłopa i raczej by sobie nie poradził z nimi. W sumie we dwóch też im nie damy rady, ale może chociaż zdołamy uciec. Ruszyłem w ich kierunku i uderzyłem jednego z napastników w twarz, także ten się przewrócił.
— Uciekaj! — krzyknąłem do mężczyzny w kapturze, po czym sam dostałem w twarz i brzuch.
— Znalazł się pieprzony bohater! — powiedział brunet, kopiąc mnie. — Tak, cie spierzemy, że własna matka cię nie pozna. — Od razu do kopania mnie dołączyli jego kumple.
— I jak się czujesz suk... — Nie dokończył, a jego ciało zamieniło się w szkielet i upadło bezwładnie na ziemię.
— Co do diabła?! — wykrzyczał jeden z napastników.
— Dość tego... — Uniosłem obolałe ciało i spojrzałem na chłopaka z kapturem.
Doskoczył on do zszokowanych przeciwników i złapał za twarze, przewracając ich i wgniatając w podłoże. Widziałem jak zaczynają zmieniać się w stertę kości.
— Za tobą! — krzyknąłem do chłopaka, który został pchnięty nożem w plecy.
— I co ty na to?! — Uśmiechnął się obrzydliwie oprawca.
— Boli... — powiedział bez emocji, a ja poczułem dziwną energię od niego emanującą. — Teraz moja kolej... — Odwrócił się i odciął mu głowę srebrną kosą.
Jego krew prysnęła na wszystkich, a mi wpadła do ust. Bo głupi musiałem trzymać je otwarte ze zdziwienia. Nie zauważyłem, kiedy wszyscy napastnicy padli trupem, a on stał ze zdjętym kapturem. Przetarłem krew z ust i dokładnie się mu przyjrzałem. Jego włosy i tęczówki były całe srebrne, za to cera była blada jak u trupa, a pod oczami miał widoczne cienie.
— Kim... Kim ty jesteś? — wydukałem.
— Jestem Silv, ale wy nazywacie mnie Srebrnym.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że spotkanie z nim drastycznie odmienni moje dotychczasowe życie.
Wyżej stara wersja okladki ^^ też superowa zrobiona przez Queen_OF_Wolves i tak na niej jest Sliv.
Więc czas zacząć nową opowieść, z nowymi postaciami, które mam nadzieję, że polubicie ;) co sadzicie o naszej parce po prologu? Będą drużyną czy nie? Wszystko pokaże czas ;) a kolejny rozdzial już za tydzień ^^ Sabat w poniedziałki, a Król w czwartki :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro