Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♔ IV ♔

Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata.

Janusz Leon Wiśniewski

♔♔♔♔Kuro♔♔♔♔     

Spojrzałem w lustro by zobaczyć jak po tygodniowym braku snu wyglądam. Myślałem, że będę wyglądać strasznie, a tu proszę. Czarne włosy ułożone w artystycznym nieładzie opadały mi na czoło, zasłaniając tym samym jedno z moich czarnych oczu.  Pod lewym okiem natomiast widniał symbol lecącego nietoperza.  

  — Zawsze mogło być gorzej —  powiedziałem sam do siebie, poprawiając czarny płaszcz i sięgając po czarny kapelusz z tego samego koloru piórem. 

Wyszedłem z komnaty i kierowałem się do głównej sali. Oczywiście po drodze musiałem słuchać lizusów i innych wkurwiających ludzi. Wnętrze mojego pałacu ozdobione było skromnie i elegancko. Wszędzie przeważały czarne kolory lub gdzie, nie gdzie odcienie szarego. Przy suficie zawieszone były starodawne żyrandole przy których latały nietoperze. W całym zamku jest sporo tych stworzeń. Przynajmniej jako jedyne mnie nie wkurwiają, a fakt, że aktualnie prowadzę otwartą wojnę z białym mnie nie pociesza. Westchnąłem przecierając twarz i wszedłem do sali tronowej. Poddani jak zawszę mi się ukłonili i tak dalej. Zaczynam powoli rozumieć dlaczego Silv nie założył własnego królestwa. Same z nim problemy, a tu jedzenia brakuje tam białe wojska były widziane i inne tego typu wkurwiające duperele. Zmrużyłem oczy, kiedy nagle rozbłysło białe światło. Gdy w końcu zgasło na moim tronie siedział blondyn ubrany w biały garnitur, a na jego policzku widniało białe słońce.

 — Czego tu chcesz? — warknąłem, będąc gotowym do walki.

— Mój król przysyła pozdrowienia. — Pstryknął palcami, a w całej sali rozbłysło palące światło. 

W samą porę osłoniłem wszystkich znajdujących się w sali, za pomocą ich własnych cieni. Klasnąłem w dłonie, a podani zniknęli pochłonięci przez nie.

— Teraz nikt nam nie przeszkodzi w zabawie.

— To zaproszenie na randkę? —  spytał, unosząc brew.

— Nie kręcą mnie białe pedały. —  Tupnąłem noga, wkładając ręce do kieszeni spodni, a pode mną pojawił się czarny krąg.

— Ranisz mnie, wasza wysokość.  

Ruszył zwinnie w moim kierunku, a jego ręka świeciła na biało. Odskoczyłem w tył używając cienia, a kolumna którą dotknął zmieniła się w pył.

— Niezły czas reakcji, czarny królu. — Uśmiechnął się do mnie jadowicie.

— Po prostu zdychaj — powiedziałem, a cienie ułożyły się w macki, które z zawrotną prędkością zaczęły atakować nieznajomego. 

Ten zwinnie ich unikał. Odskakując w ostatniej chwili lub zmieniając swoją trajektorie lotu. Pedał był szybszy od moich cieni i podskoczył do mnie. Wyprowadził serię ciosów, które blokowałem jedną ręką. Odkopałem go w stronę jednej z kolumn niszcząc ją i spojrzałem na swoją rękę. Była cała spalona. Blondyn wstał z uśmiechem i otrzepał swój garnitur z brudu.

— Czas kończyć tą zabawę — powiedział, rozkładając ręce, a całą salę zalało palące światło.

Było one silniejsze niż ostatnie i zaczęło spopielać salę tronowa.

— Żegnaj, czarny kr... — Nie dokończył, gdyż został rozcięty na pół wzdłuż kręgosłupa.

— Nikt nie będzie niszczyć mi pałacu — powiedziałem do jego trupa, który po chwili zniknął zjedzony przez cienie.

Spojrzałem w stronę miejsca gdzie przed chwilą paliło się białe światło. A tam nie było już nic poza spalonymi gobelinami, kolumnami, stołami i ziemią. Będę musiał to wszystko naprawić.

♔♔♔♔Silv♔♔♔♔

Minęło kilka dni od incydentu w wiosce Aarona. Chłopak przez te dni niewiele się odzywał, prawie w ogóle. W sumie, co ja mu się dziwię? Jednego dnia stracił wszystkich. Rodzinę i przyjaciół, pewnie i swoją miłość. Życie jest ciężkie, śmierć jest łatwa. Jeszcze mi za to podziękuje, że powstrzymałem go od samobójstwa.

— Do terytorium czarnego został tydzień jazdy — powiedziałem, zerkając na niego.

Chłopak nic nie powiedział tylko patrzył się przed siebie z pustym wzrokiem. W tym stanie przypominał mnie sprzed dwudziestu lat. Szybko potrząsnąłem głową, odganiając nachalne wspomnienia. Minęło tyle czasu, a obraz z tamtego dnia ciągle siedział mi w głowie. Głupiec ze mnie, powinienem o tym w końcu zapomnieć, ale nie mogę.

  — Jak będziesz ciągle o tym myślał to osiwiejesz za młodu. —  Spojrzałem na chłopaka, a on nic nie reagował. —  Chcesz osiwieć jak ja? — Usłyszałem ciche parsknięcie. 

  —  Czy ty starasz się mnie pocieszyć? — spytał Aaron.

  — Nie, po prostu zaczynasz mnie wkurwiać patrząc w dal jak picza. Pogódź się z tym i żyj dalej — odpowiedziałem, patrząc na drogę przede mną.

  — Łatwo ci mówić... —  burknął i odwrócił twarz w stronę szyby.

—  Uwierz mi, że mówię to z doświadczenia.

Chłopak wrócił wzrokiem do mnie i uniósł brew. Czekając zapewne na moją odpowiedź.

— Moja moc służy tylko do jednego. Odbierania życia. Dwadzieścia lat temu się przebudziła. Miałem w tedy z dziesięć lat. Nieznana mi siła kazała pójść na środek mojego miasteczka. Nie było ono duże dlatego znałem w nim wszystkich — przerwałem na chwilę biorąc głęboki oddech —   czułem jak coś rozrywa moje ciało od środka, a gdy spojrzałem pod nogi zobaczyłem krew. Wystraszyłem się tego oczywiście jak każde normalne dziecko. Uniosłem wzrok wyżej i zobaczyłem jak z ludzi cieknie krew, a z ich ciał wylatują krzyczące, srebrne obłoki. Leciały do mnie. Czułem wtedy ogromny smutek, ból i gniew. Moje włosy stawały się srebrne z każdym wchłoniętym duchem. Zabiłem wszystkich swoich bliskich, przyjaciół, rodzinę. Nikt nie przeżył, a ja zostałem sam w mieście pełnym krwi i zwłok zamordowanych przeze mnie ludzi.

  —  To straszne... — powiedział Aaron, patrząc na mnie ze współczuciem.

Współczucie, nie potrzebowałem go. Co się stało to się nie odstanie, nie mogłem bez przerwy żyć przeszłością. Próbowałem to sobie wpoić do łba, a mimo to obraz tamtych zdarzeń nawiedza mnie co noc, nie pozwalając zmrużyć powiek. Tak zwany "przyjemny sen" był mi obcy od równo dwudziestu lat. Zawsze, noc w noc śni mi się jeden i ten sam koszmar. Przez to postanowiłem nie sypiać to już piętnaście lat od mojego ostatniego snu.

  — Nie żyj przeszłością, było minęło patrz przed siebie z uniesioną głową i żyj.

— Spróbuję... dzięki Silv...

— Dziękujesz mi? Ja tylko próbuję wpoić ci do tego pustego łba, że jesteś głupim kretynem.

—  I za to ci dziękuje... zaraz... nazwałeś mnie kretynem?!

Zaśmiałem się, gdy Aaron w końcu zaczął zachowywać się normalnie. Nie powiem wolałem go już takim niż wiecznie przybitą pipą. O dziwo jak już się rozgadał to nie mógł się zamknąć. Coś najlepszego zrobił Silv? Uruchomiłeś w nim tryb pierdolonej katarynki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro