Rozdział 5
HARPER
Biago wraca wkurwiony i doskonale wiem dlaczego. Catia zaprowadziła mnie do pomieszczenia, w którym było słychać rozmowy dobiegające z sali. Słyszałam część z nich i nie dziwię się, że Torcello ma minę, jakby przegrał najważniejszy mecz w swoim życiu. Mnie również nie podoba się, w jakim kierunku poszła dyskusja, która przecież miała skupić się na Victorze. Tylko że on doskonale wiedział, jak odbić piłeczkę.
– W końcu popełni jakiś błąd – mówię, chcąc podnieść Biaga na duchu.
– Już popełnił błąd – stwierdza. – Ale udało mu się wszystkich zmylić.
– Nie wszystkich – zauważam, podchodzę do niego i kładę dłoń na jego plecach. – Ciebie nie zdołał.
Prycha.
– Jaka to różnica, skoro wszyscy się ode mnie odwrócili? – Zerka na mnie przez ramię. – W dodatku uważają, że spiskujesz za naszymi plecami.
– W końcu przejrzą na oczy.
– Może tak, ale wtedy będzie za późno. Nikt nas nie poprze. Gdy dojdzie do wojny, zostaniemy sami.
Robi mi się przykro, gdy widzę go w takim stanie. Jest bliski załamania. A to wszystko dlatego, że zawsze kogoś miał. Jak nie siostrę, to swoje stado i alfy innych watach, które – gdy była taka potrzeba – wspierały go. Teraz jest sam.
– Może to cię nie pocieszy, ale samotność nie jest taka zła.
– Jak dla kogo – burka pod nosem.
– Ja nie liczę na czyjąś pomoc, bo prawie nigdy jej nie dostaję. By coś dostać, muszę rozkazywać lub sama po to sięgać.
– Harper – odwraca się do mnie przodem i opiera o stół – watahy to nie to samo, co Dzieci Nocy. – Zaciskam wargi. – Tu panują inne zasady, dobrze o tym wiesz. To urocze, że chcesz mnie jakoś pocieszyć, ale to nie jest droga do celu.
Wzdycham. Ma racje. Bycie Dzieckiem Nocy różni się od bycia alfą i zarządzania watahą. Zasady są inne, prawa również. W mojej społeczności jest więcej hybryd niż wilków czystej krwi. Skąd mam wiedzieć, co mogę powiedzieć Biagowi, by poczuł się lepiej? On potrzebuje wsparcia innych stad, by coś osiągnąć. Ja z kolei zdobywam małe sukcesy krwią i torturami.
– Przepraszam. – Spuszczam wzrok na swoje buty.
Biago kładzie dłoń na moim policzku. Unoszę głowę i nawiązuję z nim kontakt wzrokowy. Ma łagodne spojrzenie, patrzy na mnie czule i delikatnie się uśmiecha.
– Chciałaś dobrze, doceniam.
– Działamy dalej? Nawet bez wsparcia watah? – upewniam się.
– Nie mam zamiaru się poddawać.
– Ja również. Załatwiłam samolot. Wylecimy z Katanii jeszcze dzisiaj. Odpowiada ci to?
Biago przytakuje.
– Chodź, pożegnamy się z Catią. – Chwyta mnie za dłoń i prowadzi do wyjścia.
*
Nigdy nie czuję przygnębienia, gdy się z kimś żegnam, lecz tym razem niewidzialny sztylet wbija mi się w serce. Z Catią odnalazłyśmy wspólny język. Nie grała przede mną pani psycholog, więc zdołałyśmy się polubić. Może to właśnie przez to jest mi smutno, że wylatujemy? Jednak w samolocie to uczucie mija. Nie żegnamy się przecież na zawsze. Odczuwam coś w rodzaju lęku. Jakby obawy. Wracam do Niemiec w towarzystwie Biaga jako jego partnerka. Jeśli wieści jeszcze nie doszły do Dzieci Nocy, dowiedzą się już niebawem. Nie odgonię od siebie plotek. Znów będą śledzić mnie wzrokiem jak hienę, która nieproszona weszła do lwiej groty.
– Chodź, prawie śpisz na tym fotelu.
Otwieram oczy, a Biago wisi nade mną. Bierze mnie na ręce i zanosi do sypialni na końcu kadłuba. Kładzie na łóżku, nakrywa kocem, po czym zaczesuje mi włosy opadające na twarz.
– Połóż się obok – proszę go, zanim wyjdzie.
Mężczyzna zdejmuje koszulkę, co biorę za zgodę. Odsuwam się i czekam aż zajmie miejsce za mną. Nie muszę go prosić o nic więcej. Oplata mnie ramieniem, przyciąga do siebie, a twarz chowa w moich włosach. Ta bliskość pomaga mi zasnąć. Z kolei jego zapach jest jak kołysanka bez słów czy melodii.
Zasypiam otulona przez mężczyznę, który w krótkim czasie stał się dla mnie kimś ważnym. I choć cholernie boję się tego, co przyniesie przyszłość, nie chcę, by to, co jest między nami, się skończyło. Pragnę, aby to trwało przez długi czas.
*
Budzi mnie grzmot i nagły wstrząs. Otwieram oczy, siadam na łóżku i zerkam przez małe okno. Widzę jednak ciemność, którą co chwilę rozświetlają pioruny. Z każdym kolejnym grzmotem moje serce staje w bezruchu, by nagle ruszyć z impetem. Samolot trzęsie się, a ja ani trochę nie czuję się bezpiecznie.
– Nie bój się, zaraz lądujemy. – Słyszę spokojny głos Biaga tuż przy uchu.
Oplata mnie w pasie i przyciąga do siebie, a potem przytrzymuje w bezpiecznym uścisku.
– Ta burza szybko minie, prawda? – Zerkam pytająco na mężczyznę.
Niestety jego spojrzenie nie daje mi nadziei.
– Obawiam się, że to dopiero jej początek.
Wzdycham, zamykając oczy. Biago opiera brodę na czubku mojej głowy i kołysze mną jak dzieckiem w kołysce. Nienawidzę takiej pogody. W Niemczech często pada, ale burze zawsze mnie zaskakują. Zupełnie jak we Włoszech.
– Chodź, musimy usiąść w fotelach.
Kręcę głową, zapierając się nogami, by Biago nie dał rady mnie z siebie zrzucić.
– Tu mi dobrze.
– Raczej nie będzie ci dobrze przy lądowaniu, gdy uderzysz głową w sufit – stwierdza.
Patrzę na niego z otwartymi oczami, a Biago tylko się uśmiecha.
– Nic więcej nie mów. Przekonałeś mnie.
Wstaję od razu. Towarzyszy mi przy tym śmiech mężczyzny, który niestety mi się nie udziela. Siadam na swoim miejscu i próbuję zapiąć pas, ale przez nerwy związane z turbulencjami i piorunami, dłuższą chwilę walczę z zapięciem.
– Pomogę ci – proponuje Biago.
Z łatwością zapina pas. Ociera się dłońmi o mój brzuch, a motyle zaczynają swój taniec. To na moment odwraca moją uwagę od burzy.
– Patrz na mnie, dobrze? Niedługo będziemy w domu.
Aż do lądowania Biago trzyma mnie za rękę i kciukiem pociera skórę. Cały czas opowiada o czymś i nie pozwala spojrzeć za okno. To w sumie urocze, bo chociaż czułość i troska są mi obce, podoba mi się to.
Na miejscu pogoda się nie zmienia. Jest nawet gorzej. Deszcz nie ustępuje, a do tego wieje silny wiatr. Odległość do samochodu jest niewielka, ale i tak wsiadamy do pojazdu cali przemoczeni.
– Nienawidzę takiej pogody – burczy pod nosem i odpala silnik.
Przeczesuje włosy dłonią. Są mokre, więc układają się idealnie. Mam ochotę rozczesać je sama i ułożyć wedle własnego wymysłu. Ale tego nie robię. Zamiast tego przyglądam się mu.
Wyjeżdżamy z lotniska. Jest mokro, ślisko, a widoczność jest ograniczona niemal do zera. Światła mijających nas pojazdów dostrzegam, dopiero gdy znajdują się niecałe pięćdziesiąt metrów od nas.
– Biago, jedź ostrożnie – proszę go cicho.
– To ja zawsze ci to powtarzam – zauważa. – A ty nie słuchasz – dodaje.
– Poważnie? Teraz będziesz mi to wypominał?
Grzmot przeszywa powietrze, a ja podskakuję w fotelu. Dłoń Biaga nagle znajduje się na mojej dłoni. Ściska ją na krótką chwilę, nim sięga do skrzyni biegów.
– Już zwalniam.
Lżej mi, gdy czuję, jak prędkość maleje. Uspokaja mnie również dłoń mężczyzny, którą znów splata z moją. Jest taka ciepła. Ten dotyk jest przyjemny, kojący, ale nie do końca wystarczający. Potrzebuję czegoś więcej, ale boję się poprosić. To nie czas na to. Wybij to sobie z głowy. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech.
Droga do domu się dłuży. Gdyby nie pogoda dojechalibyśmy szybciej, ale tym razem wolę nie ryzykować. Obawiam się tego, co dzieje się za oknami. Mało tego zmienia się ciśnienie i głowa zaczyna mnie boleć tak, jakby wokół mojej skroni była ciasno zaciśnięta obręcz. Chciałabym zażyć masę leków przeciwbólowych, ale wiem, że nie podziałają długo.
– Zadzwonić po lekarza? – pyta Biago, parkując przed moim domem.
– Po co?
– Widzę, że źle się czujesz. Lekarz da ci coś na ból...
– Nie trzeba. – Rozpinam pas. – Położę się i mi przejdzie.
Wysiadam z samochodu i nie przejmuję się deszczem. Wchodząc do domu, wyciskam wodę z włosów, zrzucam buty i biegnę do sypialni. Pewnie zostawiam mokre ślady stóp, ale mało mnie to obchodzi. W pokoju od razu kładę się na łóżku z nadzieją, że migrena szybko minie. Niestety leżę tak długą chwilę i nic się nie zmienia. Wszystko mnie drażni, każdy dźwięk sprawia mi ból. Nawet pukanie do drzwi to katorga.
– Zrobiłem ci herbatę – mówi Biago, wchodząc do sypialni. Odstawia kubek na stoliku, po czym siada na krawędzi łóżka. – Nadal cierpisz?
– Cholernie.
Mężczyzna przykłada dłoń do mojego czoła. To w ogóle nie pomaga. Zamykam oczy, a Biago kładzie się obok. Na zewnątrz nadal szaleje burza. Błyski rozświetlające pokój zapowiadające kolejne grzmoty, walący w szyby wiatr i deszcz, który wali w dach sprawiają, że czuję się jak podczas trzęsienia ziemi.
– Boję się burz, bo kojarzą mi się z nim – mówię nagle, przerywając tym samym ciszę. – Gdy mnie więził, nigdy nie przestałam walczyć. Nawet kiedy mnie... – Zamykam na moment usta. Torcello wie jednak, co chcę powiedzieć. – Cały czas robiłam mu na przekór. Jego cierpliwość do mnie w końcu się wyczerpała. Osobiście zaciągnął mnie na zewnątrz i przywiązał do drzewa tuż obok stosów, do których przywiązywał swoich wrogów. – Otwieram oczy i odwracam głowę, by spojrzeć na Biaga. – Ona była przywiązana do jednego ze stosów. Patrzyłam na nią i nie potrafiłam oderwać wzroku. Dzień później zaczęła się burza, a ja nadal byłam skrępowana. Wichura szalała kilka dni, ale nawet deszcz, wiatr i pioruny nie zniechęcały ludzi Victora, by znęcali się nad Reną. Torturowali ją i gwałcili, aż do utraty przytomności. Potem ją cucili i powtarzali to wszystko wciąż, i wciąż, i wciąż... Victor kazał im mnie nie ruszać, ale samo patrzenie na nią było torturą.
– Ile tak siedziałaś?
– Kilka tygodni. – Przekręcam się na bok. Mężczyzna robi to samo.
Znów mam w głowie zakrwawioną twarz Reny. Słyszę jej krzyk, płacz i widzę wzrok, którym obdarowała mnie chwilę przed śmiercią. Nie chcę tego mówić, wspominać tego wydarzenia, ale potrzebuję zwierzyć się Biagowi. Powiedzieć mu o wszystkim, co mnie spotkało.
– Była ode mnie młodsza – dodaję. Czuję łzy pod powiekami i nawet nie próbuję ich powstrzymać. – Codziennie ją torturowali. Nie dawali ani chwili wytchnienia. Któryś z nich ją zapłodnił.
– Skąd o tym wiesz?
– Słyszałam dwa bicia serc. Jej było słabe, ledwo biło, a dziecka wręcz przeciwnie.
– Victor o tym wiedział?
– Nie. Nikt nie wiedział albo nikogo to nie obchodziło.
– Co stało się potem?
Wzdycham i ocieram z policzków łzy.
– Miała wiele ran, na pewno krwotoki wewnętrzne. Nie dała rady. Najpierw przestało bić jej serce. Wsłuchiwałam się przez krótką chwilę, aż serce jej dziecka również stanęło. Gdy umarła, ludzie Victora przestali przychodzić. Jej ciało z każdą godziną puchło, stawało się sine. W końcu ktoś rozpalił ogień. Stos zapłonął i było po wszystkim.
– Przykro mi.
Posyłam mu smutny uśmiech.
– Nie mów nikomu o tym, co ci powiedziałam. Nikt nie wie, co się tam wydarzyło. Nawet Emron.
– Nie powiedziałaś mu?
Kręcę głową.
– Wiesz tylko ty.
– Chodź do mnie, maleńka. – Rozkłada ramiona w zapraszającym geście i kiedy się w niego wtulam, zamyka mnie w czułym uścisku.
Maleńka. Nie potrafię ukryć uśmiechu, ale i łez. Zwierzyłam się mu. Mężczyźnie, którego z początku nienawidziłam i chciałam rozszarpać. A teraz leżę w jego ramionach i płaczę. Cholerne uczucia. Tyle lat je w sobie dusiłam aż nagle musiały znaleźć ujście. I to w takim momencie.
– Nikomu o niczym nie powiem. Masz moje słowo.
BIAGO
Historia Harper nie daje mi spokoju. Czekam aż zaśnie, a potem idę do kuchni po laptopa i wracam do sypialni. Ryzykuję, ale nic nie poradzę na to, że ciekawi mnie, kim była Rena Sandell. Mógłbym sprawdzić to w salonie, ale nadal szaleje burza i Harper może obudzić się w każdej chwili.
Otwieram pocztę i wysyłam wiadomość do Igora.
Potrzebuję informacji na temat Reny Sandell. Załatwisz mi je na dziś?
Zerkam na Harper. Włosy opadły jej na twarz, dlatego delikatnie zgarniam je za jej ucho. Jest taka drobna, taka delikatna, ale jednocześnie twarda i niebezpieczna. Jak ktoś taki trafił akurat na mnie? Czemu więź złączyła właśnie nas?
To ta dziewczyna, którą Victor porwał wraz z Harper?
Wzdycham.
Tak. Znajdź mi o niej informacje. Nazwij pliki tak, by Harper niczego się nie domyśliła i nie grzebała w nich.
Nic mi już nie odpisuje, ale wiem, że zajął się robotą. Czekam cierpliwie, przeglądając zaległe wiadomości, ale nie mam ochoty na nie odpisywać. Mam za dużo obowiązków i nikogo, kto by mi w tym pomógł. Nie chcę angażować w to Nica. Ma teraz ważniejsze sprawy, musi zająć się przygotowaniami do roli ojca.
– Cały czas musisz pracować?
Zaspany głos wyrywa mnie z zamyślenia. Czuję, jak drobna dłoń Harper oplata moje ramię, a ona wtula się w nie.
– Mam trochę zaległości – odpowiadam, skupiając na niej wzrok.
– Nico może się tym zająć – stwierdza, a ja parskam śmiechem.
To takie zabawne, że chwilę temu też o nim pomyślałem.
– Jest zajęty. Kobieta w ciąży, pamiętasz?
Uśmiecha się, ale nadal w pełni się nie obudziła.
– Czyli ma więcej czasu niż my. Siedzi w domu, nigdzie nie jeździ, bo boisz się wysłać go gdziekolwiek w obawie, że coś mu się stanie.
– Skąd...
Unosi delikatnie głowę, by na mnie spojrzeć.
– Mam oczy, Biago. Zleć mu trochę zadań, nie zawracaj sobie głowy mailami, dobra? – Siada na łóżku, opiera się jedną ręką o materac i posyła mi zaspany uśmiech. – Idę wziąć prysznic. Potem pojedziemy do Emrona – oznajmia tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Chciałbym, aby szybko się to skończyło – mówię z westchnieniem.
Kobieta zbliża się, siada po turecku, a potem obejmuje moją twarz w swoje dłonie. Błądzi po niej wzrokiem, dłużej zatrzymuje się na ustach. Czekam aż po nie sięgnie i znów poczuję jej słodki smak, ale nagle Harper się wycofuje.
– Ja też – odpowiada krótko, a potem znika za drzwiami łazienki.
Ledwo zdąży zamknąć za sobą drzwi, dostaję wiadomość. Nie waham się ani chwili. Otwieram ją, gdy słyszę odgłos lejącej się z prysznica wody.
To wszystko, co znalazłem. Większość danych ma pewnie Emron.
Otwieram załącznik. Plik ma tylko cztery strony. To rzeczywiście mało, ale może mi wystarczy. Znajdują się tu ogólnie informacje o Renie. Pochodziła z Indii, miała osiem lat, gdy trafiła do Emrona. Nie odnajduję danych z TEGO dnia, a niżej jest tylko kawałek jej życiorysu z okresu zanim została Dzieckiem Nocy. Czwarta strona jest jednak najciekawsza. Widzę tu opis przemiany dziewczyny, moment podania serum, a na samym końcu datę śmierci zapisaną jako rok oraz wiek Reny. Victor dopuścił się szczególnego okrucieństwa. Gdyby Igor znalazł zdjęcia, nawet bym ich nie otworzył.
Zamykam laptopa i przecieram twarz dłońmi.
– Coś się stało? – pyta Harper, wychodząc z łazienki.
Ciało owinęła ręcznikiem. Ukryła pod nim także bliznę.
– Nic takiego – zbywam ją. – Sądzisz, że Emron odpowie na nasze pytania? Ostatnio z trudem powiedział nam coś o Zarii.
– Musisz postawić sprawę jasno.
– Ja mam to zrobić? – Marszczę brwi.
– Gdy ja naciskałam, Emron uznał to za oznakę niesubordynacji. Nie chcę przechodzić przez to samo drugi raz.
Pamiętam lęk w oczach Harper, gdy postawiła się swojemu alfie. Naprawdę się go boi. Mam jednak przeczucie, że nie skrzywdziłby je. Nie bez powodu nazwał ją swoją córką. Mając ją tylko za swoją tajną broń nie uważałby jej za córkę. Poza tym gdyby mu na niej nie zależało, nie chroniłby jej na swój sposób.
– Przy mnie nic ci się nie stanie. Jeśli podniesie na ciebie głos...
– Biago, proszę – przerywa mi. – Naprawdę będzie lepiej, gdy ty przeprowadzić rozmowę. Ja w tym czasie pojadę do Rhysa i poszukam czegoś na temat Ulisesa.
– Naprawdę nie chcesz z nim rozmawiać, co?
Dociera do mnie, jak bardzo Harper musi się obawiać Emrona. Może nie tyle jego samego, co jego gniewu. Gdy popełni jakiś błąd, może ponieść tego konsekwencje, co cholernie mi się nie podoba. Czy Emron kiedyś podniósł na nią rękę? Skrzywdził ją? Jeśli tak, słono za to zapłaci.
– Tak będzie lepiej. Jeśli coś wskóramy, jutro razem do niego pojedziemy. Możesz zadzwonić do chłopaków. Niech tu przylecą, mogą się przydać.
– Chcesz tu braci, Igora i Nica? Myślałem, że za nimi nie przepadasz. A szczególnie za Igorem.
Uśmiecha się delikatnie.
– Może z czasem się polubimy. Ale chcę tu tylko braci i Igora. Wątpię, że dziewczyna Nico pozwoli mu pojechać. W końcu spodziewa się dziecka. Możesz za to zrobić to, o czym ci mówiłam. Nico miałby robotę, a ty nie będziesz musiał martwić się o sprawy watahy.
Co za mądra kobieta. Taka inteligentna, sprytna...
– Na wszystko masz rozwiązanie? – pytam.
– Nie na wszystko, a teraz się odwróć, chcę się przebrać. – Wykonuje gest palcem, na który praskam śmiechem. – Co cię tak bawi?
– Nic takiego. – Wzruszam ramionami i wedle jej prośby się odwracam.
Słyszę, jak ręcznik opada na podłogę, lecz ani na moment nie zmieniam pozycji. Cierpliwie czekam aż pozwoli mi na nią spojrzeć.
– Możesz się odwrócić – oznajmia.
Kiedy staję przodem do Harper, unoszę brwi. Jest w samej bieliźnie, i choć chciałbym uważnie przyjrzeć się jej ciało, wlepiam wzrok w ścianę. Nie chcę zrobić czegoś, co ją wystraszy, a mam wrażenie, że samym patrzeniem jestem w stanie to zrobić. Najbezpieczniej będzie więc skupić uwagę na innym punkcie.
– Możesz spojrzeć – daje mi zgodę, jednak nadal się nie ruszam.
W głowie ciągle krążą mi słowa Harper o tym, co ją spotkało i to sprawia, że nie przystaję na jej pozwolenie.
– Chyba nie powinienem – stwierdzam.
– Chcę tego – odpowiada pewniejszym głosem. – Chcę, byś na mnie spojrzał.
Chociaż czuję, że lepszym wyjściem będzie wyjść z sypialni, powoli odwracam głowę. Patrzę w oczy Harper, przyglądam się pięknej barwie tęczówek, które przypominają łąki latem. Łatwo jest w nich przepaść, a jeszcze trudniej odwrócić od nich uwagę.
Biorę spokojny wdech, po czym sunę spojrzeniem w dół. Zerkam na piersi okryte czarnym biustonoszem, potem na brzuch i widoczne na nim mięśnie, a dłużej zatrzymuję się na bliznach zdobiących udo kobiety.
Zaciskam szczękę. Nie pojmuję tego, jak można było zrobić jej tak wielką krzywdę. Zniszczyć duszę, serce i sprawić, by Harper wstydziła się tych ran. One nie pokazują, że wtedy była słaba. Wręcz przeciwnie. Są dowodem na to, że nie uległa, tylko walczyła tak długo, na ile była w stanie.
– Masz piękne ciało, maleńka – wyznaję szeptem.
– Nawet z tymi bliznami? – Spuszcza wzrok, więc podchodzę do niej, umieszczam palec na jej podbródku i delikatnie go unoszę, by patrzyła w moje oczy.
– Nawet z tymi bliznami – przyznaję. – To dowód na twoją siłę.
Uśmiecha się delikatnie, kiedy składam pocałunek na jej czole. Później bez słowa się do mnie przytula. Oplatam ją ramionami, zanurzam nos w czarnych niczym noc włosach kobiety i wdycham ich słodki zapach.
– Możemy już jechać? – pytam.
Harper odsuwa się, po czym unosi głowę.
– Tylko się ubiorę. Pojedziesz moim samochodem, a ja wezmę motocykl.
Unoszę brew oraz usta w uśmiechu.
– Chyba się przesłyszałem – stwierdzam po chwili. – Chcesz oddać mi samochód.
– Pożyczyć – poprawia się. – Poczekaj na zewnątrz.
*
Jadę za Harper aż do skrzyżowania, na którym się rozdzielamy. Gdy tylko traci ogon (czyli mnie), przyspiesza. Co za kobieta. Żadne przepisy ruchu drogowego jej nie obchodzą. Jestem ciekaw, co by zrobiła, gdyby została zatrzymana.
Nosi przy sobie sfałszowany dokument, by w razie takich sytuacji nie musieć korzystać ze swoich umiejętności zmian w ludzkiej pamięci? Oby nigdy nie zdarzyła się sytuacja, że ktoś dowie się, kim jest naprawdę. Jeśli rzeczywiście jej rodzina nie ma wilczego genu, lepiej dla wszystkich, jeśli będą myśleć, że ich córka nie żyje.
Brama prowadząca na dziedziniec zamku jest otwarta. Parkuję samochód, wychodzę z niego i wtedy zauważam Sinjina stojącego przy drzwiach.
– Harper wspominała, że przyjedziesz – odzywa się jako pierwszy i gdy się zbliżam, podaje mi dłoń.
– Zatem nie zaskoczę Emrona wizytą.
Sinjin uśmiecha się pod nosem.
– Czeka na ciebie. Chodź, nie będziemy tu moknąć.
Zaprasza mnie do środka. Emron jak zawsze siedzi w swoim gabinecie, lecz tym razem wygląda na znudzonego, jakby nie miał niczego do roboty, a moja wizyta była jego jedyną rozrywką.
– Harper nie przyjechała z tobą – zauważa.
Sinjin zamyka za nami drzwi i sam nie wchodzi do gabinetu.
– Pojechała do starej fabryki – wyjaśniam.
Emron wskazuje na fotel przy biurku, więc zajmuję miejsce.
– To o czym chciałeś rozmawiać? – pyta.
Splata dłonie, kładzie je na blat i patrzy na mnie wyczekując odpowiedzi.
– Wiesz już o spotkaniu z Victorem? Podobno zawsze o wszystkim wiesz.
– Słyszałem, że się spotkaliście i oskarżyliście o tworzenie hybryd – potwierdza. – Ale skoro tu jesteś sprawy chyba nie poszły po waszej myśli. Potrzebujecie mojej pomocy, zgadza się?
Prycham.
– Ty też jesteś w to zamieszany. Wyznaczyłeś Harper zadanie, rozwiązanie tej sprawy, ale tym sposobem nie wywiązałeś się z roboty.
– Harper jest dokładna. Wiem, że sobie z tym poradzi. Oczywiście spodziewałem, że się w końcu do mnie przyjdziecie, ale jak już mówiłem, też staram się badać teren.
– I odkryłeś coś nowego? – Unoszę brew. – Milczysz. Zatem masz coś, czy mogę uznać, że masz gdzieś tę sprawę.
– Biago. – Kręci zrezygnowany głową. – Wiem, że mi nie ufasz, ale spróbuj. Ze względu na Harper. Nie mogę otwarcie ogłosić, że zajmuję się tą sprawą. Starszyzna sprawdza mnie bardziej niż wcześniej. Kazali mi się trzymać z daleka, ale wysłałem do ciebie Harper, więc zaczęli o nią pytać. Musiałem powiedzieć, że nie działa z mojego polecenia.
– Więc ją zostawiłeś – stwierdzam.
– Nie wiedziałem, czy chcecie ogłaszać waszą więź.
Wzdycham.
– Już każdy wie.
– Powiedziałem im, że dałem jej wolną rękę. Zatem nasza rozmowa na temat hybryd musi pozostać w tajemnicy. Zająłem się tą sprawą, zebrałem trochę informacji, ale w porównaniu do was nie postawiłem Victora na pierwszym miejscu.
Marszczę czoło.
– Kogo wziąłeś na celownik?
Emron zaciska wargi, po czym otwiera szufladę i wyciąga teczkę, którą potem rzuca w moją stronę. Otwieram ją i unoszę brew.
– Jaki Zaria ma z tym związek?
– Wiele lat temu współpracowałem z Victorem – wyjaśnia. Widzę, że niezbyt ma ochotę o tym mówić. – Opowiadałem wam o tym, że Zaria została zabrana z sierocińca zanim my tam dotarliśmy. – Kiwam głową, ale mu nie przerywam. – Pozwoliłem Ulisesowi się nią zająć, ale to był błąd. Eksperymentował na niej. Wykonywał wiele badań, wmawiał, że to dla jej dobra. Uśpił jej wewnętrznego wilka.
– Powiedziała ci, co robił Ulises?
– Nie – zaprzecza. – Włączyłem ją tymczasowo do stada i wdarłem się w jej myśli. Trochę mi to zajęło, ale ostatecznie udało mi się znaleźć to, co chciałem.
Gdy my skupialiśmy się na Victorze, Emron znalazł inny cel. I wszystko wskazuje na to, że zaczęliśmy od złej strony, a Cristello miał cholerną rację. Gdybyśmy od razu połączyli Zarię z hybrydami, może już bylibyśmy na finiszu rozwiązania zagadki.
– To zabawne, bo Victor powiedział Harper, by skupiła uwagę na Ulisesie.
– Rozmawiał z nią? – Twarz Emrona wyraża już więcej niż powagę. Jest zaskoczony i może nawet... zmartwiony?
– Rozmawiał.
Emron wzdycha i opiera się plecami o fotel.
– Powiedziała ci? – Przygryza policzek od środka. Nerwowo stuka palcami o blat i patrzy na mnie wyczekująco.
– Zależy o czym?
– Rozmawiamy o Victorze. Jeśli ci powiedziała, powinieneś wiedzieć, o co mi chodzi.
Ach, no tak. I wszystko jasne.
– Więził ją. Wiem i pewnie wiem też więcej niż ty, ale dla dobra Harper nie będę o tym mówił.
– Jesteś jej przeznaczony. Rozumiem, że wyznała ci to, co przede mną zataiła. Ale nie będę o to wypytywał. Harper jest ze mną szczera, ale skoro ukryła szczegóły pobytu u Victora, nie chce by ktokolwiek się o tym dowiedział. Z wyjątkiem ciebie. Chcę tylko wiedzieć, czy nic jej nie zrobił. Nie znam powodów, przez które ją przetrzymywał. Wiesz też pewnie, że zabił Renę, ale Harper oszczędził.
– Pewnie miał powód, by przeżyła.
– Być może. Ale tego również nie odkryłem. Może przez to, że ma czystą krew? Chociaż powodów mógł mieć wiele.
– Nic jej nie zrobił. Przyszedłem w porę.
– To dobrze.
– Wracając, do tematu rozmowy. Kazał jej przyjrzeć się Ulisesowi. Ty już zacząłeś, więc może warto sprawdzić Zarię?
– Co masz na myśli?
Wzruszam ramionami.
– Zrobić jakieś badania? Pobrać krew, sprawdzić przeszłość.
– Chcesz by przeżywała to, co u Ulisesa? Wspomnienia bywają bolesne, a Zaria jest jeszcze młoda i niedoświadczona emocjonalnie. To może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego.
– Tylko za jej zgodą. Zresztą ufa Harper. Może ona ją przekona? – sugeruję.
Emron przeczesuje włosy palcami, a potem drapie się po brodzie. Myśli, analizuje moją sugestię, ale nie wiem, czy go przekonałem. Widziałem, jak Zaria patrzyła na Harper. Z takim podziwem, jakby była jej idolką, którą w końcu spotkała. Jeśli dziewczyna nie zgodzi się na ponowne badania, tylko Greene będzie mogła ją przekonać.
– Przyjedźcie jutro po południu. Zaria jest w innej części Niemiec, sprowadzę ją, ale nie dziś. Przekaż to Harper.
– Jasne. Zatem widzimy się jutro.
Ściskam dłoń Emrona, a potem wychodzę z gabinetu. Nagle dostaję wiadomość, która sprawia, że serce mi przyspiesza.
Harper: Znalazłam w szufladzie ładny komplet bielizny. Chciałabym ci go pokazać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro