Rozdział 17
HARPER
Ten pocałunek był jak cholerny narkotyk, od którego pragnęłam się uzależnić. Biago całował, jakby pragnął mnie najmocniej na świecie. Czas wokół nas się zatrzymał i choć wiedziałam, że to tylko na pokaz, oddałam się temu. Oddałam się tej pieprzonej pieszczocie, bo w skrytości serca sama jej pragnęłam.
I nadal pragnę.
Nie tylko Biago musiał ochłonąć. Przez długą chwilę nie mogłam dojść do siebie. Nadal nie mogę. Ciągle czuję na sobie jego duże i ciepłe dłonie, które oplatają moją talię i ściskają koszulkę. Mam wrażenie, że jego usta nadal są na moich. Dotykam warg, są nieco opuchnięte, więc podejrzewam, że widać, co robiłam. Chcę znów to poczuć, ale nie mam tyle odwagi, by pójść do Biaga i go o to poprosić. Wiem, czego pragnie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że mnie chce, ale ja nigdy nie dam mu tego, o czym myśli. Możemy być sobie przeznaczeni, jednak z tego nie wyjdzie nic . Nie nadaję się do tego, a Dziecko Nocy u boku tak potężnego przywódcy to żart.
Dlaczego zatem przez głowę przebiega mi myśl, że mogłabym poddać się temu pragnieniu?
Zakręcam wodę i wychodzę spod prysznica. Owijam się ręcznikiem, po czym otwieram drzwi, by znaleźć w torbie ubranie na zmianę. Akurat w tej chwili żałuję, że dzielę pokój z Biagiem. Gdy tylko mnie widzi, jego spojrzenie ciemnieje. Bacznie śledzi wzrokiem każdy mój ruch, a jak na złość torba znajduje się akurat przy nim. Staram się go ignorować, choć to trudne, gdy kucając przy swoim bagażu, czuję jego oddech i ciepło bijące od nagiej skóry.
– Ile znasz języków? – pyta tak niskim głosem, że dostaję gęsiej skórki.
Powoli odwracam głowę w jego stronę. Nachyla się, więc nasze twarze dzieli niewielka odległość. Jego wargi są na wyciągnięcie ręki. Również są nieco opuchnięte i aż proszą się o kolejną dawkę ostrych pocałunków.
– Dużo – odpowiadam, powracając wzrokiem na swoje rzeczy.
– Dlaczego więc nie rozmawiamy po włosku? – pyta w ojczystym języku.
Kurwa. Ten jego akcent, niski głos i chrypka działają na mnie tak, jak nigdy nie powinny. Znowu na niego patrzę, bo nie mogę się oprzeć pokusie. Teraz czuję się jak mała dziewczynka, która stanęła starszemu facetowi na stopę i musi za to przepraszać.
– Moja wymowa pozostawia wiele do życzenia – odpowiadam po włosku.
Na twarz Biaga wypływa łagodny uśmiech, a w powietrzu unosi się delikatny słodko-ostry zapach.
Podniecenie.
– Uważam, że jest idealna.
Nie wiem, co odpowiedzieć, dlatego zabieram ubranie i uciekam do łazienki. Nie potrafię przyjmować komplementów. Nigdy nie musiałam tego robić, bo nikt mi ich nie prawił. Ale Biago to robi, a mi dziwnie jest tego słuchać. To przyjemne i cholernie dobre uczucie być przez kogoś wychwalaną, jednak przy nim czuję się taka bezbronna. Zupełnie, jakby komplementy mnie osłabiały i robiły ze mnie puchatą owieczkę.
*
Następnego dnia wylatujemy z Danii i lecimy prosto do Włoch. Przekazuję Rhysowi, że niczego nie znaleźliśmy i zalecam by zaniechał poszukiwań... Biago upiera się, by porozmawiać z Ronją, ale nie uważam, by coś nam powiedziała. A raczej nie powie Torcellowi, bo po ostatniej akcji zabrania mi wchodzenia do więzienia, w którym przebywa kobieta.
Byłam pewna, że przeniosą ją w inne miejsce, skoro nie wykazała agresywnego zachowania i nawet odezwał się w niej ludzki instynkt, lecz nadal siedzi zamknięta. Z tą różnicą, że podobno dostała koce, poduszkę i jedzenie o normalnym porach. Nikogo jeszcze nie zabiła ani nie zraniła, ale dla mnie to tylko kwestia czasu nim wilcze zmysły obudzą w niej furię i na nowo stanie się dzika.
Sama dałabym radę zmusić ją do rozmowy, może nawet wyciągnęłabym z niej jakieś informacje, ale ilekroć zbliżam się do więzienia, ktoś ze stada staje mi na drodze i nie pozwala iść dalej. Z tej frustracji, że znów stoimy w miejscu, zniszczyłam już trzy worki treningowe. W dodatku wszystko wskazuje na to, że zaraz zniszczę kolejny, bo od godziny uderzam w niego coraz mocniej, raniąc sobie przy tym knykcie.
Dopiero czując unoszący się zapach należący tylko do jednej osoby, zaprzestaję pastwić się nad kolejnym workiem i odwracam głowę w kierunku wejścia. Biago prężnym krokiem zmierza w moją stronę. Jego wzrok jest utkwiony we mnie. Jest ciemny i ostry, przez co zastygam w miejscu. Czekam aż do mnie podejdzie, a kiedy muszę zadrzeć głowę, aby na niego spojrzeć, cofam się. Wpadam plecami na ścianę, a odległość między nami zmniejsza się i w końcu napiera na mnie swoim gorącym ciałem.
Ma tak twarde spojrzenie, że przez moment mam wrażenie, że jest zły, lecz nie bije od niego negatywna aura. Nie czuję się zagrożona, choć stoi zdecydowanie zbyt blisko. Wręcz przeciwnie. Chcę, by był jeszcze bliżej, choć umysł wysyła sprzeczne sygnały. Ciało zdecydowanie lepiej wie, czego pragnę.
Opuszczam wzrok na jego usta, a on jakby czytał mi w myślach, nachyla się i bez proszenia atakuje moje wargi. Całuje mnie z taką mocą, że przez moment nie mogę zaczerpnąć oddechu. Ta bliskość między nami znów działa na mnie jak narkotyk. Mąci mi w głowie, pobudza uśpione zmysły i sprawia, że żołądek zaciska mi się z nerwów i podniecenia.
Ogień rozpala mnie od środka, dreszcze skaczą po skórze niczym świerszcze po wysokiej trawie. Oddaję pocałunek, ale nie mam na tyle odwagi, by wczepić się w ramiona mężczyzny. Bliskość, choć zabójczo przyjemna, nadal pozostaje niebezpieczna i nieprzewidywalna. W każdej chwili pocałunek może obrać zupełnie inny kierunek, na co zdecydowanie nie jestem gotowa.
Odsuwam się od Biaga, nie pozwalając się ponownie pocałować, choć moje usta płoną i pragną więcej. Dyszymy, staramy się unormować oddechy oraz mocno bijące serca. Wpatruję się w oczy mężczyzny, które ani trochę nie pojaśniały. Nadal są ciemne niczym nocne niebo.
– Ostatni raz ci na to pozwalam – szepczę.
Do Biaga niezbyt dociera sens moich słów, bo mruży oczy, które nadal się we mnie wpatrują i milczy. Biorę wdech, a następnie popycham go, aby się odsunął. Stawia krok w tył, więc omijam go i zanim zdoła mnie zatrzymać, wybiegam z siłowni, a potem z domu.
Nadal jest mi gorąco. Na ustach ciągle czuję pikantne pocałunki. Jeszcze nie w pełni doszłam do siebie po swoim ostatnim wybryku w samochodzie, a on sprawia, że wracam myślami do tamtej chwili. Wtedy uczyniłam to, aby zmylić policjanta, ale teraz chciałabym zrobić to znowu. Smakować jego wargi, czuć te duże dłonie na biodrach. Pragnienie jest silne, lecz strach zgniata je jak obrzydliwego robaka.
Uciekam do lasu, aby odetchnąć. Wśród drzew jest znacznie chłodniej i to jedyne miejsce, w którym czuję się naprawdę bezpiecznie. Zamykam oczy, biorę głęboki wdech, wsłuchuję się w otaczający mnie szum wiatru i wtedy słyszę czyjeś rozmowy. Dochodzą z całkiem bliska, więc nie trudno ich nie usłyszeć.
– Myślisz, że alfa powinien o tym wiedzieć? – pyta młody chłopak.
– Mama mówi, że Victor sprawiał kiedyś spore problemy watahom – odpowiada mu drugi małolat.
Na samo imię, po karku skaczą zimne iskierki. Jeśli mówią o TYM Victorze, o którym co noc miewam koszmary, muszę wiedzieć, dlaczego o nim wspominają. Idę w ich stronę tak cicho, jak jestem w stanie i już z oddali widzę chłopców siedzących na powalonym drzewie.
– Czytałem trochę o nim w naszej sieci, a moja siostra ma na jego punkcie jakąś obsesję. Rozumiem kochać czarne charaktery, ale Victor Cristello za swoje okrucieństwa zasługuje tylko na pochowanie żywcem.
Zamieram. Mówią o nim. O tym, który mnie zniszczył, zapragnął mieć dla siebie. Któremu z chęcią wpakowałabym pazury prosto w oczy.
– Czyli jego powrót to raczej coś złego – podsumowuje pierwszy.
– Na to wychodzi. Dlatego właśnie idziemy do alfy osobiście go o tym powiadomić.
– Nie mamy dowodów, Siriano. Jak niby chcesz mu udowodnić, że Victor naprawdę wrócił i chyba coś kombinuje?
– Może wejdzie wam do głowy i to sprawdzi? – sugeruję, pojawiając się zza drzew.
Obaj na mój widok zamierają.
– Mowę wam odjęło? – Unoszę brew. – Jeszcze temu byliście bardzo rozgadani.
– Kim pani jest? – pyta niski rudzielec.
– Kimś, kto osobiście zaprowadzi was do waszego alfy, jeśli tak bardzo tego chcecie. – Patrzą na siebie, jakby bez słów mieli się naradzić. – To jak? Ostatnia szansa.
Rudy chłopak wzrusza ramionami, za to jego towarzysz wygląda, jakby już podjął decyzję i tylko czekał na jasną zgodę przyjaciela.
– Niech będzie – odpowiada.
Zgodnie z tym, co powiedziałam, prowadzę ich do Biaga, który znajduje się w swoim gabinecie. Przez drzwi słyszę, że prowadzi rozmowę, więc czekam, aż skończy, a następnie pukam w nie i otwieram. Przepuszczam chłopaków przodem. Są zabawni, bo w obliczu swojego alfy wyglądają jak przestraszone szczeniaczki.
– O co chodzi? – Biago unosi na mnie spojrzenie.
– Znalazłam ich w lesie – odpowiadam, po czym opieram się plecami o ścianę na lewo od biurka. – Mają ci coś do przekazania. Podobno.
– Jak macie na imię?
– Jestem Siriano – odpowiada rudy chłopak. – A to Coreno. – Wskazuje na kolegę.
– Sami tu jesteście? – Obaj kiwają głowami. – No to słucham. Co macie mi do przekazania?
Wyglądają na zagubionych i niepewnych. Zupełnie jakby byli tu za karę, a nie sami wdarli się na teren swojego przywódcy. Mur otaczający posesję widziałam tylko z jednej strony, więc chyba całość nie jest ogrodzona, skoro weszli sobie . Dodatkowo musieliby ominąć patrole, co najwyraźniej im się udało. Przede mną jednak nie dali rady się skryć.
– Mój ojciec – mówi Siriano – pracuje w policji. Na twoje polecenie strzeże również granic i zbiera informacje z zewnątrz. Dwa dni temu wspomniał przez telefon, że ktoś przechwycił kontener należący do Victora Cristello.
– Cristello?
– Tak, alfo.
– Jesteś pewien?
– Tak słyszałem. Potem rozmawiał o tym z mamą. Mówił, że idą złe czasy, skoro Cristello znów się pojawił.
– Wiesz, co było w kontenerze?
Tym razem Siriano kręci głową.
– Uznaliśmy, że skoro mój tata się martwi i nic jeszcze nikomu nie powiedział, sami do ciebie z tym pójdziemy, alfo.
– Dobrze zrobiliście – stwierdza Biago. – Sprawdzę to. Gdybyś jeszcze usłyszał coś od ojca, przyjdź do mnie, w porządku?
– Tak, alfo.
– Traficie do bramy?
– Trafimy – zapewniają, a następnie wychodzą.
Biago wzdycha, wysyła do kogoś wiadomość, po czym wstaje i podchodzi do barku, by nalać bursztynowy płyn do dwóch szklanek. Podchodzi do mnie, podaje mi szkło i opiera się biodrami o biurko. Jego spojrzenie mówi samo za siebie.
– Nawet nie zaczynaj tematu Victora – ostrzegam go i wypijam trunek. – Cokolwiek postanowisz, nie mieszaj mnie w to. – Odstawiam naczynie obok mężczyzny.
Ocieram się o niego ramieniem, przez co czuję ciepłe iskry na skórze. Wzdrygam się i odsuwam.
– Moja siostra jutro przyjedzie – mówi po chwili, tym samym zatrzymując mnie nim dochodzę do drzwi.
– Twoja siostra? – Odwracam się. – To ty masz siostrę?
Biago parska rozbawiony.
– Mam. Jest starsza ode mnie o dziesięć lat.
Unoszę zaskoczona brew.
– A jednak to ty otrzymałeś watahę – zauważam.
– Ona znalazła bratnią duszę. Jest żoną alfy Terenzo Calvano. Nie należy do rady, więc nie miałaś okazji go poznać. Ma tereny na południu, a dokładniej w Katanii.
– I po co przylatuje?
– Aby cię poznać.
– Że co? – Zbliżam się do niego. – Co jej powiedziałeś?
– Nic, póki nie zadzwoniła dziś z pretensjami, dlaczego dowiaduje się od Daniele, że znalazłem Mate.
– A on skąd o tym wie?
– Najwyraźniej się tego domyślił. Daniele jest typem obserwatora, co pewnie sama zauważyłaś. Szybko przejrzał, kim jesteś. Również szybko doszedł do wniosku, kim jesteś dla mnie. A że Daniele trzyma z Terenzem, sama połącz kropki.
– Nikim dla ciebie nie jestem, Torcello – odpieram dosadnie. – Załatw tę sprawę, ale mnie w to nie mieszaj.
Wychodzę cała w nerwach z bólem w piersi. Jeśli mam się tak czuć za każdym razem, gdy wkurzę się na Biaga, to nie chcę tej więzi. Pierdolę ją.
BIAGO
Chcę ją znowu poczuć. Ciało przy ciele. Usta do ust. Wtedy znalazłem się w najprawdziwszym niebie. Słodkim, pikantnym, aż nagle spadłem na samo dno piekła, z którego pragnę się wydostać. Od pocałunku minęły raptem dwa dni i przez ten czas ciągle myślę o tamtej chwili. Myślę o niej. Małej czarnowłosej wiedźmie, która chyba nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mnie nakręciła. Wiem, że też to poczuła, ten ogień płonący w naszych ciałach, ale go nie rozumie. To nie jest zwykłe pożądanie czy pragnienie posiadania. To potrzeba ochrony, wzajemnego wsparcia.
Harper musi ze mną zostać. Nawet jako Dziecko Nocy. Potrzebuję jej, do cholery! Nie mogę wytrzymać, gdy ciągle myślę o jej słodkich wargach. W końcu pokusa jest tak silna, że porzucam wszystkie obowiązki, którymi dziś mam się zająć i idę za waniliowym zapachem prowadzącym mnie do siłowni.
Greene uderza w worek, a huk roznosi się po pustej sali. Na moment przystaję w progu, przyglądając się wcięciu w talii. Rzadko kiedy widzę ją w samym sportowym staniku, a gdy już nadarza się okazja, mogę się wpatrywać w nią godzinami. Jest tak cholernie idealna.
Gdy po domu chodziła Neiva, wszyscy oglądali się za nią wygłodniałym wzrokiem, teraz będą patrzeć tak na Harper, co ani trochę mi się nie podoba. Nikt, prócz mnie, nie będzie na nią patrzył w ten sposób. Z pożądaniem.
Idę w jej stronę. Odwraca się i ani drgnie. Bacznie mnie obserwuje, a kiedy jestem tuż obok niej, cofa się i ostatecznie wpada na ścianę. Jest w potrzasku, to ja mam teraz kontrolę nad sytuacją i będę ją miał do samego końca. Harper to jednak nie przeszkadza. Rozchyla wargi, podąża wzrokiem na moje usta, więc biorę to za pozwolenie. Wpajam się w te słodkie, miękkie usta, smakując je, jak nowo poznaną potrawę. Uzależniam się od tego. Zwariuję, jeśli nie będę mógł codziennie wielbić tych warg. Potrzebuję tego jak tlenu, bo inaczej się uduszę.
Nagle kobieta kładzie drobną dłoń na mojej piersi i gwałtownie mnie od siebie odpycha. Odrywam się od niej, nie rozumiejąc jej reakcji.
– Ostatni raz ci na to pozwalam – mówi ostrym tonem i po tym, jak stawiam krok w tył, ucieka.
Wzdycham zrezygnowany.
*
Harper musiała wybiec z domu, bo idąc do gabinetu nie słyszę jej, a zapach na piętrze słabnie. Wracam do swoich obowiązków, które wolałbym rzucić do szuflady i zamknąć na cztery spusty. Papierkowa robota nie zrobi się jednak sama, zatem otwieram pierwszy list z umową, na której musi znaleźć się mój podpis. Niestety nie wszystko mogę załatwić zdalnie, a niespecjalnie mam ochotę codziennie jeździć do biura w mieście, które jest zdecydowanie zbyt daleko. Przeglądanie umowy przerywa mi telefon. Na wyświetlaczu pojawia się numer Catii.
– Już się stęskniłaś, siostro? – pytam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
– Nie, po prostu sprawdzam, czy żyjesz.
– Bardzo zabawne – stwierdzam. W słuchawce odpowiada mi śmiech siostry. – Żyję i mam się całkiem dobrze, a jak u ciebie?
– Byłoby lepiej, gdyby brat częściej do mnie dzwonił. – Przewracam oczami. – Poza tym dowiedziałam się czegoś fajnego.
– Czyżby? Oświecisz mnie?
– Dlaczego od mojego męża musiałam się dowiedzieć, że znalazłeś bratnią duszę? – Ton jej głosu jest oskarżycielski, jakby jednocześnie chciała rzucić na mnie wszystkie przekleństwa świata.
– Skąd Terenzo o tym wie? – pytam.
– A jak myślisz?
Wzdycham. Pieprzony Daniele. Od zawsze wiedziałem, że coś jest z nim nie tak. Wystarczy, że na kogoś spojrzy i już wie o nim wszystko.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, co? O zerwaniu z Neivą też dowiedziałam się od męża. Odciąłeś mnie od swojego życia, Biago.
– Mam sporo na głowie.
– I to niby przeszkadza ci, aby do mnie zadzwonić?
– Catia, ta sprawa jest dość... Skomplikowana.
– Mhm, co to znaczy? – Przez chwilę milczę, co Catii niekoniecznie się podoba, bo dodaje: – Biago, no mów. Mam wypytać o wszystko męża? Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć, co?
– Mówiłem...
– Chuj mnie obchodzi, że to skomplikowane. Mam prawo wiedzieć, tak?
Zamykam oczy, biorę wdech i w końcu mówię:
– Prowadzę pewną sprawę, a Harper mi w niej pomaga.
– Nie o to pytałam – zauważa.
– Nie spodoba ci się to, co powiem.
– I tak chcę to usłyszeć.
Gryzę wewnętrzną część policzka.
– Harper jest Dzieckiem Nocy – odpowiadam cicho.
Po drugiej stronie słuchawki słyszę tylko głośny oddech i dźwięki z ulicy.
– Hybryda?
– Nie. Ma czystą krew.
– Z jakiej jest watahy?
– Żadnej. Od dziecka jest u Emrona. Nie znam dokładnie jej historii, nasze relacje nadal są... Dziwne. Sam nie wiem, jak to określić.
– Przyjadę jutro – deklaruje od razu. – I zanim coś powiesz, i tak to zrobię. Znając ciebie już zdążyłeś dziewczynę wystraszyć.
Parskam śmiechem.
– Ja ją? – dziwię się. – Powinnaś zapytać Igora o to, czy się jej boi, czy nie. Na dwieście procent powie ci, że woli nie wchodzić jej w drogę.
– Dobra, zapytam. Będę jutro rano. Przekaż jej to, aby nie była zaskoczona i nie rzuciła się na mnie z pazurami, dobra?
– Nie mogę tego obiecać.
Catia znów się śmieje.
– Do zobaczenia jutro, bracie.
– Tak, do jutra. – Rozłączam się i chwilę potem słyszę czyjeś kroki, a potem pukanie do drzwi.
W progu stają dwaj chłopcy, dosyć wystraszeni, a za nimi dumnie kroczy Harper. Moja pierwsza myśl jest taka, że wystraszyli się jej, ale to przede mną nisko schylają głowy i drżą. Patrzę pytająco na Harper, która opiera się plecami o ścianę po mojej prawej stronie.
– O co chodzi? – pytam, gdy wszyscy w pomieszczeniu milczą.
– Znalazłam ich w lesie. Mają ci coś do przekazania – wyjaśnia Harper. – Podobno – dodaje.
Odwracam głowę w stronę chłopców. Na oko mają dwanaście lat, może czternaście.
– Jak macie na imię?
– Jestem Siriano – oznajmia rudy chłopak, po czym wskazuje na swojego kolegę. – A to Coreno.
– Sami tu jesteście? – Kiwają głowami. Muszą mieszkać na obrzeżach miasta, bo niby jak inaczej by się tu dostali? Autobusy się tu nie zatrzymują, a prawa jazdy jeszcze nie mają. – No to słucham. Co macie mi do przekazania?
Siriano patrzy na Coreno, bierze wdech, po czym odwraca wzrok w moją stronę.
– Mój ojciec pracuje w policji. Na twoje polecenie strzeże również granic i zbiera informacje z zewnątrz. Dwa dni temu wspomniał przez telefon, że ktoś przechwycił kontener należący do Victora Cristello.
– Cristello? – powtarzam.
Kątem oka zerkam na Harper i mam dziwne wrażenie, że to nazwisko wzbudza w niej strach. Jednak nie mam się zbytnio co dziwić. Victor ją przetrzymywał. Nie wiem, jak długo i co jej zrobił, ale nawet tydzień w niewoli wystarczy, by drżeć na samo wspomnienie.
– Tak, alfo – potwierdza chłopak.
– Jesteś pewien?
– Tak słyszałem – zapewnia. – Potem rozmawiał o tym z mamą. Mówił, że idą złe czasy, skoro Cristello znów się pojawił.
– Wiesz, co było w kontenerze?
Wzdycham, gdy Siriano zaprzecza. Kiedyś Victor przewoził drogą morską najróżniejsze rzeczy. Narkotyki, zioła, broń. Wszystko, co się dało. W ten sposób budował swoją armię. Przekupywał ludzi, by do niego dołączyli. Stworzył watahę, która lubiła zabijać, torturować, gwałcić. Jeśli postanowił odnowić swoje szeregi, rzeczywiście mogą nadejść złe czasy.
– Uznaliśmy, że skoro mój tata się martwi i nic nikomu nie powiedział, sami do ciebie z tym pójdziemy, alfo.
– Dobrze zrobiliście. Sprawdzę to. Gdybyś jeszcze usłyszał coś od ojca, przyjdź do mnie, w porządku?
Obaj chłopcy kiwają głowami i po zamienieniu ze mną jeszcze kilku zdań, wychodzą. W gabinecie zostaję z Harper. Przez to, że jesteśmy tylko my, czuję jej zdenerwowanie, dlatego kieruję się do barku, nalewam nam alkohol, po czym podaję go kobiecie.
– Nawet nie zaczynaj tematu Victora – ostrzega mnie. Upija spory łyk. – Cokolwiek postanowisz, nie mieszaj mnie w to. – Gwałtownie odstawia szklankę na biurko, o które się opieram.
– Moja siostra jutro przyjedzie – informuję ją.
Nie mam zamiaru zaczynać tematu Victora. Gdybym to zrobił, Harper by się wściekła, a nie chcę, by znów ode mnie uciekła. Obawiam się, że naprawdę więcej nie pozwoli mi się pocałować, a nawet w tej chwili tego pragnę.
– Twoja siostra? – dziwi się. – To ty masz siostrę?
Unoszę kącik ust w rozbawieniu. Dziwi mnie, że nie postanowiła poszukać informacji na mój temat. Ja od razu chciałem wiedzieć o niej wszystko, ale w jej aktach nie ma zbyt wiele.
– Mam. Jest starsza ode mnie o dziesięć lat.
– A jednak to ty otrzymałeś watahę.
Kiwam głową.
– Ona znalazła bratnią duszę. Jest żoną alfy Terenzo Calvano. Nie należy do rady, więc nie miałaś okazji go poznać. Ma tereny na południu, a dokładniej w Katanii.
– I po co przylatuje?
To ją wkurzy, ale lepiej, by wiedziała.
– Aby cię poznać.
– Że co? – Jej reakcja jest taka, jakiej się spodziewałem. Cholernie jej się to nie podoba. – Co jej powiedziałeś?
– Nic, póki nie zadzwoniła dziś z pretensjami, dlaczego dowiaduje się od Daniele, że znalazłem Mate.
– A on skąd o tym wie? – Unosi brew.
– Najwyraźniej się tego domyślił – stwierdzam. – Daniele jest typem obserwatora, co pewnie już sama zauważyłaś. Szybko przejrzał, kim jesteś. Równie szybko doszedł do wniosku, kim jesteś dla mnie. A że Daniele trzyma z Terenzo, sama połącz kropki.
– Nikim dla ciebie nie jestem, Torcello – zaprzecza ostro.
Ranią mnie jej słowa. Szczególnie moje nazwisko w jej ustach. Brzmi tak, jakby się mnie brzydziła i chciała odrzucić.
– Załatw tę sprawę, ale mnie w to nie mieszaj.
Wychodzi, trzaskając za sobą drzwiami. Dziś ma naprawdę zły .
*
Wieczorem, gdy całą papierkową robotę mam za sobą, idę do Ronji. Chociaż nie wykazuje agresji, nadal pozostaje nieprzewidywalna. Dostała koc, jakąś poduszkę, czyste ubranie i jedzenie, ale na tę chwilę musi pomarzyć o szybkim wyjściu. Nie będę ryzykował, że coś komuś zrobi. Albo pobiegnie szukać Harper. Na nią rzuciła się pierwsza. Nikim innym się nie interesowała, więc to jasne, że chodzi jej o nią.
– Rozmawia? – zwracam się do stojącego przy ścianie Rocco.
Skłania nisko głowę, po czym zerka za siebie, gdzie w celi leży Ronja.
– Mało mówi, ale to i tak więcej niż wcześniej.
– Powiedziała coś konkretnego?
Tym razem kręci głową.
– Podziękowała za kolację, a teraz śpi. Ma twardy sen, więc raczej jej nie wybudzisz.
– Spróbujemy porozmawiać z nią jutro. Jakoś po południu. Catia przyjeżdża. Postaw tu kilka osób, nie chcę, żeby tu przyszła. Sprawa nadal pozostaje w sekrecie.
– Nie powiesz swojej siostrze? – dziwi się.
– Gdyby Terenzo należał do rady, byłaby wtajemniczona, ale na tę chwilę nawet ona nie może wiedzieć, co się dzieje.
Rocco kiwa głową na zgodę, a ja ostatni raz patrzę na dziewczynę. Ktokolwiek ją stworzył, skrzywdził ją. Odebrał jej życie, zabił wewnętrznie, by obudzić w niej stworzenie będące poza prawem natury. Obawiam się, że nawet jeśli uda mi się z nią dogadać, nie będzie mogła żyć. Emron raczej jej nie przyjmie.
– Gdyby sama chciała rozmawiać, daj znać – dodaję, klepiąc Rocca po ramieniu, a następnie wychodzę z budynku.
*
Ranek chcę zacząć tak jak ostatnio. Wspólnym śniadaniem z Harper, lecz ona się nie pojawia. Nie ma jej w pokoju, a ktoś podobno widział ją w lesie. Najwyraźniej spędziła tam całą noc, bo jej zapach zdążył osłabnąć. Z kubkiem kawy wychodzę na taras przed domem, gdzie znajduje się drewniana huśtawka oraz miejsce do rozpalenia ogniska. Biorę głęboki wdech, lecz prócz zapachu kawowych ziaren nie czuję nic. Mam wrażenie, jakby Harper zwiała na dobre albo w ogóle jej tu nie było.
Teraz naprawdę do mnie dociera, jak bardzo jej potrzebuję. Dziwnie jest tu stać i nie słyszeć jej głosu czy też nie czuć unoszącej się w powietrzu wanilii. Naprawdę się od niej uzależniam.
Warkot silnika sprowadza mnie na ziemię. Odwracam głowę w stronę betonowej drogi wyłaniającej się spośród drzew, po której jedzie srebrny samochód. Z daleka widzę Catię siedzącą za kierownicą. Odstawiam kubek na drewniany stolik i zmierzam w jej stronę, aby ją przywitać.
Jak zawsze wygląda cudownie. Niewiele zmieniła się od naszego ostatniego spotkania. Nadal farbuje włosy na ostrą czerwień i konturuje usta na równie żywy kolor.
– Biago, fratello!
Uśmiecham się, po czym mocno ją do siebie przytulam.
– Nadal jesteś karłem, sorella– stwierdzam, na co wybucha śmiechem i uderza mnie w pierś.
– A ty zamiast nóg masz szczudła, bo za każdym razem wydajesz się wyższy.
I pomyśleć, że Catia jest ode mnie starsza.
– Jak minęła podróż? Terenzo bardzo narzekał?
– Jak to on – stwierdza z westchnieniem. Otwieram bagażnik i wyjmuję z niego walizkę. – Chciał wysłać ze mną ochronę, ale uznałam, że jeśli pojadę z obstawą, ktoś zainteresuje się moim nagłym wyjazdem. Mam już dość ciągłego bycia w świetle fleszy. To naprawdę męczące.
– Chciałbym powiedzieć, że cię rozumiem, ale nie. Nie mam bladego pojęcia, o czym do mnie mówisz.
– Ciesz się. Bycie na głównej stronie gazetek psychologicznych przestało być już takie niesamowite.
Przewracam oczami. Cała Catia. Pędzi w stronę kariery, a potem przed nią ucieka, by znowu za nią biec. Nigdy nie zrozumiem tej kobiety.
– Gdzie ona jest? Powiedziałeś jej, że przyjadę? – Siostra zdejmuje okulary przeciwsłoneczne, gdy wchodzimy do domu.
– Zwiała wczoraj wieczorem. Nie wróciła na noc, więc pewnie gdzieś się zaszyła i wróci za kilka godzin.
– Skąd ta pewność, co? – Unosi brew, a ja wzruszam ramionami.
Po prostu mam takie przeczucie, co Catia doskonale rozumie.
Wchodzimy na piętro, gdzie kiedyś znajdował się jej pokój. Nie zmienił się od wyjazdu siostry. W szafie nadal wiszą ubrania na wypadek przyjazdu, więc nie pojmuję tego, że wzięła ze sobą inne ciuchy.
– Opowiedz mi o niej – prosi, siadając na łóżku.
– Co chcesz wiedzieć?
– Cokolwiek. Jaka jest? Co lubi? Jak to się stało, że jest Dzieckiem Nocy bez watahy?
– Jest wredna, niebezpieczna, lubi torturować i mało o sobie mówi – odpowiadam.
– Mało konkretów.
– Nie poznałem jej na tyle, by powiedzieć coś więcej – stwierdzam z westchnieniem. – Gra niedostępną, choć czasem mówi jedno, a robi drugie.
– Nie każda kobieta reaguje tak samo, gdy spotka tego jedynego.
– Harper nie wiedziała nawet o istnieniu więzi.
Catia otwiera szeroko oczy.
– Nie wiedziała? Jak to w ogóle możliwe?
– Jak widać, jest możliwe. Podejrzewam, że to wina Emrona. Wyszkolił ją na żołnierza, a nie na Lunę.
– Zatem wniosek jest prosty. – Marszczę czoło i czekam aż mnie oświeci. Catia, widząc, że nic nie rozumiem, wzdycha, po czym wyjaśnia: – Jest wystraszona, bo nie rozumie tego, co czuje. A ty pewnie reagujesz zbyt instynktownie.
– Wcale nie – oponuję. – Do niczego jej nie zmusiłem. Mówiłem ci już, żebyś spytała o to Igora. Greene jest niezłą aktorką. Sam się czasem zastanawiam, czy udaje, czy nie.
– Skoro ty tego nie widzisz, musi być naprawdę dobra.
Przytakuję i wtedy dostrzegam za oknem idącą w stronę domu Harper.
– Wróciła – oznajmiam.
Catia podrywa się z łóżka, podbiega do okna, lecz Greene już zdążyła zniknąć w drzwiach.
– Chcesz z nią pogadać? – Zerkam na siostrę.
– Po to tu jestem – odpowiada i jako pierwsza wychodzi z pokoju. Idę w jej ślady, lecz przy schodach siostra zatrzymuje mnie, kładąc dłoń na mojej piersi. – Tylko nie wydziwiaj. Zachowuj się normalnie, chciałabym zobaczyć jej reakcję.
Wzdycham.
– Nawet tutaj musisz bawić się w psychologa?
– Jestem nim z zawodu, Biago. W dodatku jestem bardzo dobrym psychologiem, więc nie potrafię przez moment nim nie być.
– Uznajmy, że rozumiem.
Catia przewraca oczami, po czym schodzi na piętro, gdzie w otwartej kuchni spotykamy Harper stojącą przy umywalce. Już z daleka dostrzegam jej zakrwawione knykcie, które próbuje zmyć pod bieżącą wodą.
Zerkam na siostrę, która pewnie też zdążyła już to zauważyć, a potem podchodzę do Harper.
– Gdzie byłaś? – pytam, mijając ją, aby wyjąć z szafki dwa kubki.
– Na spacerze – odpowiada.
Słyszę, że jej głos nieco drży, choć usilnie stara się to ukryć. Wydaje się cała spięta, chyba bardziej, niż gdy przyszła do mnie podczas burzy.
– Całą noc? – Odstawiam kubki na blat tuż obok niej. Zerka na mnie kątem oka, ale nic nie mówi. – Skąd ta krew? – Wskazuję na jej dłonie.
Rany wyglądają na świeże, bo jeszcze nie całkiem się zagoiły. Gdzie ona była, do cholery?!
Harper mi nie odpowiada. Zakręca wodę, a następnie odwraca się, by spojrzeć na moją siostrę.
– To Catia. Moja siostra. Mówiłem ci, że przyjeżdża – wyjaśniam spokojnie.
– Hej, miło mi cię poznać. – Catia wystawia do Harper dłoń, lecz ta tylko na nią spogląda i nie rusza się nawet o milimetr.
Zawsze myślałem, że siostra lubi się z każdym w ten sposób witać, ale potem wyjaśniła, że to jeden z jej sposobów na sprawdzenie kogoś. Catia lubi analizować ludzi i ich zachowania. Dlatego jest w tym taka dobra. Zatem podanie Harper dłoni jest niczym innym jak sprawdzeniem jej reakcji. Nie wiem tylko, czy pozytywnie zdała test, czy jednak go oblała.
– Może przemyj te rany – proponuje. – Lepiej by nie wdało się zakażenie.
– To mi raczej nie grozi – odpowiada oschle Harper. Przysuwam się do niej bliżej, a ona nagle się odsuwa, choć nawet jej nie dotknąłem. – Będę u siebie – oznajmia, po czym szybkim krokiem idzie na górę.
Wzdycham, patrząc wyczekująco na siostrę.
– I co? Odkryłaś coś ciekawego?
– Chyba więcej niż chciałam – stwierdza.
Wydaje się jakaś przygnębiona, więc jeszcze bardziej ciekawi mnie, do jakich wniosków doszła.
– No więc... – ponaglam ją.
– Wiesz coś o jej przeszłości? Cokolwiek?
Gdy mam już zaprzeczyć, przypominam sobie o aktach, które dostałem od Igora. Kiwam więc głową i udajemy się do mojego gabinetu. Otwieram odpowiedni plik w laptopie i pokazuję go siostrze. Czyta go tylko przez chwilę, ale wystarczy kilka zdań, by na twarzy Catii pojawiło się przygnębienie.
– Porwana i przetrzymywana przez Victora Cristello – mówi, a następnie wzdycha. – Ile? – Spogląda na mnie.
– Nie wiem. Mało tu informacji na ten temat. Nie pytałem jej o to, bo temat Victora to, innymi słowy, wyciągnięcie zawleczki granatu – podsumowuję. – To, do jakich wniosków doszłaś?
– Każdy doskonale wie, do czego Victor był i jest zdolny. Harper musiała przeżyć u niego piekło.
– Mam świadomość tego, że ją torturował. Inaczej nie reagowałaby tak na jego imię.
– Myślę, że jest coś jeszcze. Coś, co głęboko w sobie ukrywa. – Catia nerwowo stuka paznokciami o biurko i ponownie patrzy w ekran laptopa. – Myślę, że zrobił jej coś więcej niż rany na ciele.
– To znaczy?
– Przyjrzałam się jej, gdy stanąłeś obok. Śledziła cię wzrokiem, wzdrygała się za każdym razem, kiedy byłeś blisko. Potem uciekła. Zachowywała się już tak wcześniej? Puls jej przyspieszał? Ciężko oddychała? Drżała?
Zamykała oczy ze strachu. Kuliła się. Próbowała uciec.
– A jeśli powiem, że tak?
– Połącz kropki, Biago. Myślę, że... – Przerywa jej dzwonek telefonu. – To Terenzo. Muszę odebrać.
Kiwam głową, pozwalając jej wyjść.
drży, gdy się do niej zbliżam, a kiedy dzielą mnie od niej centymetry, zaciska powieki. Tyle razy mówiła, abym się odsunął. Tyle razy uciekała. Chyba wiem, o co chodzi, ale na samą myśl o tym mam ochotę ukręcić Victorowi łeb.
Podrywam się z fotela, by potem wbiec po schodach na drugie piętro. Dziewczyna stoi przy wyspie kuchennej, więc to idealny moment, by z nią porozmawiać. Kiedy mnie widzi, prostuje się i wzrokiem szuka drogi ucieczki, ale ja już jestem przy niej.
Bierze gwałtowny wdech, zaciska palce na stole i patrzy wszędzie, byle nie na mnie. Słyszę jak jej serce mocno bije, a oddech staje się nierówny. Opieram jedną dłoń o blat, a drugą dotykam jej policzka. Gładzę go kciukiem, delikatnie, ale ona i tak drży. Przenoszę rękę na jej brodę, unoszę powoli, ale ona zamyka oczy.
– Nic ci nie zrobię – zapewniam szeptem.
To jednak nie przekonuje kobiety.
– Otwórz oczy. Spójrz na mnie. – Robi to, choć niepewnie. Oczy ma szkliste, ale żadna łza nie spływa po skórze. – Nie zrobię ci krzywdy.
– Więc się ode mnie odsuń – mówi tak cicho, że ledwo ją słyszę.
Stawiam dwa kroki w tył.
– Chcę z tobą tylko porozmawiać.
– Byłam w mieście całą noc – wyjaśnia.
– Nie o tym. – Kręcę głową. – Chodzi o Victora.
Harper nerwowo przełyka ślinę.
– Nie ma o czym rozmawiać.
– Byłaś jego więźniem. Robił ci straszne rzeczy, odebrał kogoś bliskiego...
– Biago, przestań – prosi.
Jest bliska płaczu, a ja nadal kontynuuję. Muszę się tego dowiedzieć, nawet jeśli przez to mnie znienawidzi.
– Chcę zrozumieć, dlaczego się mnie boisz. Co on ci zrobił?
– Przestań! – podnosi głos.
Zaciska powieki i już nie jest w stanie powstrzymać łez. Pierwszy raz je u niej widzę i sprawiają mi tyle bólu, że mam ochotę wydrzeć go z siebie pazurami. Harper oddycha głęboko, starając się uspokoić.
– On mnie... – stara się to powiedzieć, lecz nie potrafi wyksztusić słowa.
– Dotknął cię? – pytam. Greene przez moment się nie rusza, a kiedy kiwa głową, w moim wnętrzu płonie czysta furia. – Co za skurwiel – stwierdzam w gniewie.
Następnie wyciągam ku niej dłoń. Obrzuca ją zlęknionym spojrzeniem.
– Nie skrzywdzę cię, Harper. Mogę ci to obiecać.
Unosi wzrok wyżej. Nawiązuje kontakt wzrokowy i po chwili podnosi rękę i splata swoje palce z moimi. Nie przyciągam jej, by nie poczuła się w potrzasku, lecz po jakimś czasie sama się zbliża. Opiera się o moją klatkę piersiowej. Bardzo powoli oplatam ją ramionami. Jedną dłoń kładę na jej plecach, a drugą na włosach.
– Przy mnie jesteś bezpieczna – dodaję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro