Rozdział 4
HARPER
Po zmroku ulice są pełne turystów, lecz poza miastem świecą pustkami. Czasem obok mnie przejeżdża samochód lub rowerzysta, ale na drodze prowadzącej do opuszczonej fabryki nie widzę nikogo. Parkuję motocykl na poboczu, między drzewami i gęstymi zaroślami. Kask umieszczam na siedzeniu, a ze skrzyni wyjmuję teczkę z informacjami dla Rhysa i Carlosa. Nadal nie jestem przekonana co do planu alfy. To dziecko ma piętnaście lat i w dodatku jest córką wpływowego faceta. Jeśli typ ma coś za uszami, to Dzieci Nocy się z nim rozprawią, ale czy porywanie jego córki jest koniecznością?
Za bramą dostrzegam ślady butów odciśniętych w błocie, a po chwili docierają do mnie nastoletnie głosy. Nasłuchuję, wytężam wzrok i nagle w oddali dostrzegam trzy ciemne sylwetki idące wzdłuż ogrodzenia. Są daleko, a od wejścia dzieli mnie zaledwie sto metrów. Podejmuję więc ryzyko i szybkim krokiem podchodzę do drzwi. Lampa na moment zmienia kolor na zielony, więc naciskam klamkę i wchodzę do środka, nim którekolwiek z dzieciaków mnie zauważy. Sądziłam, że tragiczny stan budynku oraz jego walące się ściany odstraszają ludzi, ale zapominam czasem, jak ludzkie pomioty są głupie i nierozważne. Pchają się dosłownie wszędzie, gdzie im nie wolno.
W windzie raz jeszcze przeglądam kartę, doszukując się czegoś, na co alfa zwróciłby szczególną uwagę. Nic jednak nie odnajduję, a kiedy drzwi się otwierają, gwałtownie zamykam teczkę. Znów jestem obserwowana, śledzą mnie wzrokiem, jak ofiarę, na którą mają ochotę. Schylają jednak głowy i robią mi przejście w dosyć wąskim korytarzu.
– Długo ci to zajęło, a rano mamy lot. – Obok mnie pojawia się Rhys.
– Miałam coś do załatwienia – odpowiadam, choć to nieprawda.
Kopie miałam gotowe już dawno, ale coś nie dawało mi spokoju. Mianowicie ten dreszcz, który poczułam. To było chwilowe, nie powinnam zwrócić na to uwagi, ale nagle zapragnęłam znów to poczuć. Wróciłam na zamek, przeszłam tym samym korytarzem, lecz nic się nie stało.
– Gdzie Carlos?
– W salonie.
W drodze do pomieszczenia, nazywanego przez hybrydy salonem, mijamy pokój przesłuchań. Słyszę wyraźnie krzyki i pytania, a potem dociera do mnie zapach krwi.
– Patrz, kogo do nas przywiało. – Carlos na dźwięk głosu Rhysa, unosi głowę znad książki.
– Przejrzyjcie to. – Rzucam na stół teczkę. – Na początku jest karta Zarii, a potem informacje o was. Fałszywe oczywiście.
Rhys odnajduje swoją kartę i się krzywi.
– Tak, ktoś na pewno uwierzy, że mam tyle lat – prycha ironicznie.
– Wmawiaj to sobie i zachowuj, jak na ten wiek przystało. Nie postarzyli nas przecież o trzydzieści lat. Uwierzą, poza tym wejdziesz do Białego Domu tylko raz – zapewniam, siadając obok Carlosa. – Mamy sporo czasu, ale nie ukrywam, że chciałabym to załatwić jak najszybciej.
– A co, masz zlecenie? – pyta Rhys.
– Na razie nie, ale mam na głowie pewną sprawę.
– Też interesują cię te zwłoki? – Patrzę z ukosa na Carlosa. Skąd o nich wie? – Wszędzie o tym mówią. Stwierdzili, że to atak zwierzęcia, konkretnie wilka, ale w tych lasach nie ma dzikiego zwierzęcia, które zrobiłoby na ciele chłopaka takie ślady. Zresztą wilk zjadłby mięso, a nie zabijał dla zabawy.
– Mówisz o tym chłopaku, którego znaleźli na terenie zamku?
Carlos kiwa głową.
– Rozszarpane ciało do kości. To nie może być przypadkowy atak, a już na pewno nie zwykłego wilka czy niedźwiedzia.
– Może skupmy się na robocie? – proponuję, a Rhys patrzy na mnie podejrzliwie.
– Ty coś wiesz – stwierdza, kładąc dłoń na papierach, uniemożliwiając mi ich zabranie.
– O czym miałabym wiedzieć? Chłopak poszedł do lasu i coś go zaatakowało.
– Jasne – prycha. – Jesteś ulubienicą alfy, masz dostęp do wiedzy, o której my możemy pomarzyć i chcesz mi wmówić, że nic nie wiesz w tej sprawie?
Mierzę go spojrzeniem, ale to nie robi na nim wrażenia. Zbyt wiele razy groziłam mu bez słów i się uodpornił.
– Zdradź chociaż rąbek tajemnicy.
Zaciskam usta. Nic nie powiem. Nawet nie mam pewności, czy mogę, skoro alfa nie nagłośnił sprawy. Ale z drugiej strony sama niewiele wiem.
– Nie znam szczegółów – tłumaczę, chcąc uniknąć odpowiedzi. Znów sięgam do kart, lecz Rhys je zabiera. Wzdycham. – To nie atak zwierzęcia, ,t en chłopak zaginął jakiś czas temu. Wiem tylko tyle, że ktoś sprawdza, czy może stworzyć hybrydę.
– Jak to? Ktoś wykradł recepturę? – dziwi się Carlos.
– Nie wiem. – Wzruszam ramionami.
– Ale dowiesz się, kto za tym stoi, tak? – Rhys patrzy na mnie z nadzieją. – Alfa włączył cię do śledztwa...
– Jeszcze tego nie zrobił – przerywam mu. – Teraz wysyła mnie do Waszyngtonu, a potem zobaczymy. Skupmy się teraz na Zarii i tym, jak zachęcić ją do współpracy. – Zerkam na teczkę. Rhys oddaje mi papiery, więc mogę odrzucić na bok sprawę morderstwa, choć na czas wykonania zadania. Nic nie może mnie rozproszyć.
– Nie lepiej po prostu ją zakneblować, wrzucić do bagażnika i wywieźć? – Oboje z Carlosem patrzymy na Rhysa. – No co?
– Alfa kazał się obejść bez tego – zauważa Carlos.
– Alfa uważa, że Ulises ma coś na sumieniu i lepiej przekonać Zarię do ucieczki, niż ją do tego zmuszać.
– Ulises to w końcu prezydent, na pewno ma na koncie kilka trupów – stwierdza Rhys, opierając się o stół. – A skoro alfa się tym zainteresował, sprawa może być poważna.
– Ty będziesz nas ubezpieczał, Carlos zapewni prawdziwą ochronę, a ja nakłonię Zarię, by z nami poszła. Przyjrzałam się jej życiu. Obejrzałam kilka nagrań z przemówień jej ojca, przeczytałam masę artykułów i wiecie, co znalazłam?
Obaj patrzą to na siebie, to na mnie.
– Zaria próbowała już uciec. Co prawda media uważają, że zrobiła to w wyniku nastoletniego buntu, bo tatuś nie chciał jej czegoś kupić, ale ja uważam, że to stek bzdur. Wykorzystam to, a może trafię w czuły punkt.
– Najpierw obserwacja, analiza, a potem działanie – podsumowuje Carlos.
– Lot zaplanowałam na dziewiątą rano. Wyrobicie się?
Dostrzegam grymas niezadowolenia na twarzy Rhysa, ale nie sprzeciwia się. To i tak późna godzina. Kiwa głową, a Carlos mu przytakuje. Wiem, że dla nich praca ze mną jest męcząca, ale musi taka być, aby była skuteczna.
– Świetnie, postarajcie się tylko nie spóźnić, dobra? – Ponownie kiwają głowami.
Wychodząc, nie słyszę głosów dzieciaków, które postanowiły się zabawić w opuszczonej fabryce. Najwyraźniej odpuściły. Odsłaniam motocykl ukryty w krzakach, wsiadam na niego, odpalam silnik i odjeżdżam spod budynku. Dzień był męczący, więc liczę, że odpocznę, jednak w oddali dostrzegam stojącego przy furtce Antona. Jego oczy lśnią, kiedy pada na niego światło z lampy.
– Mamy trupa, czy musimy zrobić z kogoś trupa? – pytam, zsiadając z maszyny.
Anton posyła mi ironiczny uśmieszek i bez słowa idzie za mną do domu.
– Trupa już mamy. Słyszałaś o Niklasie?
– Mało powiedziane. – Kładę kask na blat kuchenny. – Widziałam zwłoki.
– Czyli alfa włączył się do akcji?
– Niezupełnie. Dał mi inne zadanie – wyjaśniam.
Nawet nie ukrywam, że wolałabym skupić się na Wagnerze. Jego przypadek jest niewiarygodny, a dodatkowo przez niego nasz sekret jest zagrożony. Jako czystokrwista, chyba mam prawo się martwić.
– Jesteś jego ulubienicą. Sądzę, że gdy wrócisz, przydzieli ci ważniejsze zadanie niż porwanie córki prezydenta.
Nawet nie pytam, skąd o tym wie. Jest przywódcą stada składającego się z samych alf, więc powinien wiedzieć wiele rzeczy, nawet jeśli nie są mu potrzebne.
– Po co właściwie przyszedłeś? – Opieram się o blat i patrzę poważnie w jego oczy, które od czasu do czasu lśnią na czerwono.
– Chcesz poznać wyniki badań? – Uśmiecha się.
Nie znoszę, gdy to robi. Ten uśmiech świadczy o jego złych zamiarach, co w tej chwili niekoniecznie jest mi na rękę. Powinnam się skupić na Zarii, a on bezczelnie kusi mnie, abym myślała o Wagnerze.
– I tak mi powiesz.
– Możliwe.
– Więc? – Unoszę brew.
– Słyszałem, że znaleźli w krwi próbkę naszego serum. Dużo genu wilka, nawet za dużo. Organizm walczył z obcą substancją i jak widać, przegrał.
– Dlatego do przemian wybieramy dzieci – zauważam.
– Dawka go zabiła.
– To nie wyjaśnia śladów na jego ciele.
– Jak to nie? – Marszczy czoło. – Sam to sobie zrobił. Co prawda nikt tego nie potwierdził, ale przyjrzałem się zdjęciom i próbowaliśmy z Danielem odtworzyć te rany.
– Udało się?
– Stąd moja teoria. Na dobrą sprawę, to proste. Ktoś wykradł recepturę i bez konkretnej wiedzy próbuje tworzyć hybrydy. Metoda prób i błędów. Ten ktoś nie zna proporcji, jakie musi podać, więc jego szczury wpadają w szał i się zabijają.
Przez moment milczę. Koniec jest sensowny, jednak kto zdołał wykraść składniki? Są pilnie strzeżone. Nawet ja nie wiem, gdzie je trzymają. Nie przyznam jednak, że się z nim zgadzam. Jeszcze nie było sytuacji, gdy na głos wypowiedziałabym do niego słowa „Masz rację".
– Pochwal się tą teorią z alfą – proponuję.
– Wyczuwam ironię w twoim głosie.
Wzruszam tylko ramionami.
– Wiesz co, wolę to zachować dla siebie. Potem będą mi bić brawo, kiedy moja teoria okaże się prawdziwa.
Oby nie.
– Chcesz czegoś jeszcze? Chciałabym się wyspać przed wylotem. Później pewnie nie zmrużę oka.
– Będzie robota, gdy wrócisz – oznajmia, gwałtownie zmieniając wyraz twarzy. Patrzy na mnie poważnie i już wiem, o czym myśli. – Obce stado wczoraj przedostało się przez granice Francji. Wędrują przez Szwajcarię. Podejrzewamy, że będą chcieli wejść na nasze tereny, a potem przedostać się przez Morze Północne.
– Przez morze? Po co? Nie mogli przejść przez Francję?
Nie ukrywam, że ta sprawa mnie zainteresowała. Stada bez alf ostatnio sprawiają spore problemy. Pojawiają się znikąd, jest ich coraz więcej, a watahy powoli nie dają rady. Kundli często nie da się kontrolować, do takiej roboty zatrudnia się właśnie nas.
– Francuskie watahy skutecznie się ich pozbywają ze swoich ziem – wyjaśnia. – Chodzą słuchy, że w Norwegii powstaje miejsce dla tych, którzy nie chcą służyć alfom.
– Tworzą gigantyczną watahę?
– Skąd. To by zaprzeczało ich zasadom.
– Chyba ich brakom – prycham.
Anton unosi kącik ust i kontynuuje:
– Jeśli kundle wejdą na nasz teren, interweniujemy. Sinjin kazał zabić każdego, a dzieci zabrać ze sobą.
– Procedury jak zawsze?
Anton w odpowiedzi kiwa głową.
Dorosłych zabić, kobiety w ciąży i dzieci zabrać. Do alfy należy decyzja, co z nimi zrobi. My tylko odwalamy brudną robotę i pozbywamy się szkodników. Bezpańskie psy potrafią sporo namieszać. Działają wbrew naturze, buntując się wilczemu prawu. Wilk bez watahy popada w obłęd. Tak samo, jak stado bez alfy się gubi.
– Stado może dojść tu za miesiąc, góra trzy. Nie wiem, czy zdążę wrócić. Alfa kazał mi działać dokładnie, nie szybko.
– Jeśli nie zdążysz, trudno, ominie cię tylko spory rozlew krwi i kilka urwanych łbów. – Mężczyzna podnosi się i spokojnym krokiem zmierza do wyjścia. – W razie, gdybyś przyleciała na czas – odwraca się, stając w drzwiach – daj znać. Zostawię ci jakiegoś kundla.
Wychodzi, jak zawsze zostawiając drzwi otwarte. Z westchnieniem zamykam je i wracam do kuchni. Gotuję wodę, stawiam na blacie swój ulubiony kubek i cierpliwie czekam na gwizd czajnika.
Nagle zdaję sobie sprawę, ile spraw wleciało mi na głowę. Zabójstwo, nowe hybrydy, porwanie córki prezydenta i kolejne stado kundli nielegalnie próbujące przedostać się przez granice państwa. To mnie niedługo wykończy, chyba że po wszystkim załatwię sobie naprawdę długie wakacje.
Gwizdek przerywa moje rozmyślania. Wracam do rzeczywistości i zaparzam herbatę. Z gorącym kubkiem w jednej i tabletem w drugiej dłoni, siadam na kanapie w salonie. Zabieram się za przeglądanie danych o Zarii, bo chociaż ustaliłam plan z Carlosem i Rhysem, czuję, że muszę mieć plan awaryjny. Albo nawet kilka planów. Wszystko może pójść nie tak, zaczynając od tego, że nie wpuszczą nas do Białego Domu, pomimo że dostaniemy przepustki. Alfa przygotował nas na wiele, głównie zajął się przygotowaniem fałszywych tożsamości na niemal każdą okazję, wraz z naszymi wiarygodnymi biografiami, ale wystarczy jeden nieostrożny ruch, jedno nieodpowiednie słowo, a cały plan idzie na marne. Dlatego też zawsze układam w głowie plany awaryjne. Od głównej linii tworzę mniejsze, a te rozbijam na części tylko po to, by nie popełnić gafy.
Zaria to zbuntowana nastolatka, mająca ojca prezydenta, lecz matki nigdy nie poznała. Ulises był już w pięciu związkach, ale żadna z tych kobiet nie zastąpiła Zarii drugiego rodzica. Nie dziwię się. Wszystkie wyglądają jak lalki. Wysokie, szczupłe, chodzące na niebotycznie wysokich szpilkach i wiążące włosy w warkocz. Ja na miejscu tej dziewczyny bym zwariowała. Może to będzie mój hak na nią? Coś, co popchnie ją do podjęcia decyzji o ucieczce?
Jest jeszcze kwestia jej byłych ochroniarzy. W ciągu dwóch lat miała sześciu prywatnych eskortantów i wszyscy szybko wylatywali. Nie licząc ostatniego duetu, który zniknął w tajemniczych okolicznościach.
Z westchnieniem patrzę na puste naczynie, po czym postanawiam zrobić sobie kawę. Na jednym kubku się jednak nie kończy i do rana nie mogę zmrużyć oka.
BIAGO
We Włoszech wita mnie kilka spraw do załatwienia oraz teczek do przejrzenia i co najgorsze, pomimo godzin spędzonych w biurze, ta sterta się nie zmniejsza. Ciągle dostaję maile od innych alf, wysyłam raporty, rozpatruję skargi i telefonicznie umawiam się na spotkania. Przez obowiązki i papierkową robotę nie mam czasu zająć się największym problemem, jakim są hybrydy. Na domiar złego co chwila otrzymuję zdjęcia od Neivy i to wcale nie są fotografie ogrodu czy obiadu, jaki ugotowała. Już nawet nie zerkam na komórkę. Mam dość widoku tej kobiety. Sama nie umie sobie poradzić z niczym, wysługuje się innymi, jest kapryśna, marudna i oczekuje ode mnie tylko seksu. To się zrobiło męczące i gdyby nie układ z jej ojcem, już dawno by do niego wróciła.
– Co jest z tobą nie tak? – Nagle Neiva wchodzi do mojego gabinetu jak huragan, wymachując telefonem. Unoszę na nią wzrok z politowaniem. Jeszcze jej mi tego dnia brakowało. – Normalny mężczyzna na widok tych seksownych fotek od razu by do mnie przybiegł. – Nadąsana siada na fotelu przed moim biurkiem.
Patrzę na nią i aż mnie skręca. Przyszła do mnie, mając na sobie krótkie spodenki opinające pośladki oraz biustonosz, który ledwo zakrywa piersi. Zupełnie nie zrozumiała tego, co jej ostatnio powiedziałem.
– Mam dużo roboty, nie widać? – Wskazuję na dokumenty. – Nie możesz tak po prostu wejść tu bez zaproszenia czy ważnej sprawy.
– Jestem twoją partnerką, mam takie prawo.
– Nie, nie masz – zaprzeczam.
– Mógłbyś w końcu zainteresować się tematem i przypieczętować umowę. Moje słowa w ogóle do ciebie nie dotarły.
Prycham pod nosem, a ona oburza się jeszcze bardziej. Bawi mnie to, że zgodziła się w to wejść tylko dla mojego stanowiska. To materialistka. Pragnie pieniędzy, władzy i seksu.
– Neiva, podpisałem umowę z twoim ojcem na okres tymczasowy, póki nie zdecyduję, czy chcę cię zatrzymać, czy nie. Obecnie dajesz mi wiele powodów, przez które podpalę ten świstek, a tobie każę się spakować i wyjść.
– Nie możesz!
– Mogę. – Uśmiecham się.
– Nie chcesz mnie, tak? Przykro mi więc, że nie jestem twoją Mate, ale wiesz, jak to w życiu bywa. Nie każdy ją znajduje. Czasem jest po prostu za późno. Nie znajdziesz jej i będziesz musiał wziąć mnie za żonę, a potem spłodzić potomka. Tak to już działa, Biago. – Wstaje, po czym wychodzi, trzaskając drzwiami.
Wzdycham i opieram głowę o zagłówek. Ona mnie wykończy. Psychika mi siada, gdy słucham jej głosu. Nie potrafię jednak pozbyć się myśli, że poniekąd ma rację. Wszystkim powtarzam, że Mate zatruwa umysł, ale bez niej też nie jest lepiej. Najgorzej jest, kiedy poczuje się pierwszy objaw jej posiadania i obawiam się, że czegoś takiego doświadczam. Nico często opowiada, jak cudownie pachnie jego kobieta, jaka jest delikatna, romantyczna. Gdy o niej mówi, ma iskry w oczach. Tyle że ona jest słaba. Mami Nico, jakby był jej zabaweczką, a on z wypiekami na policzkach wraca do niej i wybacza każdy błąd. Lubię Zarinę, jednak nie chciałbym być na miejscu swojego bety.
Ja nie chcę takiej kobiety. Nie potrzebuję słodkiej Mate, która ugotuje obiad, zajmie się ogrodem, wesprze stado i da mu siłę, a po całym dniu będzie czekać na mnie w sypialni. Pragnę czegoś więcej. Na świecie nie może być przecież podziału na twardych facetów i uległe im kobiety. Przecież taką kruszynę łatwo można zranić i zmusić do wyjawienia sekretów partnera.
Gdy słyszę pukanie, chcę rzucić w drzwi książką, ale zaciskam pięści i biorę głęboki wdech. To na pewno nie Neiva. Skoro wcześniej nie zapukała, teraz też by tego nie zrobiła. Zaciągam się zapachem, po czym wpuszczam gościa do gabinetu.
– Wyszła wściekła. Nie dałeś jej dojść, czy co? – Nico zamyka za sobą drzwi, uśmiechając się, jak szczeniak.
– Nie tknąłem jej i więcej nie zamierzam – mówię, na co Nico patrzy na mnie zaskoczony.
– Skąd ta nagła decyzja? – pyta, siadając na fotelu.
– Wkurwia mnie i tyle – odpowiadam, choć w środku wiem, że to nie jest główny powód.
Kiedy się nad tym zastanawiam, mam wrażenie, że znów czuję unoszący się zapach wanilii.
– Mniejsza o nią. O co chodzi? – pytam, nim mężczyzna doda coś więcej na temat Neivy.
– Mamy kolejne ciało – oznajmia z westchnieniem. – Mężczyzna, dwadzieścia dwa lata, zaginął miesiąc temu. Pojechał na Wyspy Kanaryjskie i już nie wrócił. Dwie godziny temu turyści znaleźli zwłoki na plaży. Policja zabezpieczyła teren, więc nie możemy się tam dostać.
Warczę pod nosem i po chwili coś wpada mi do głowy.
– Nie mamy nikogo w policji?
– Mamy, ale Sergio nie dostał tej sprawy, choć się starał – tłumaczy.
Jednak mogłem kogoś jeszcze wysłać do policji. Jedna osoba to zdecydowanie za mało i dziś niestety to widzę. Tu niewiele się dzieje raczej nie ma tak poważnych sytuacji, że musimy interweniować, ale próby tworzenia hybryd przez kogoś innego niż Emron, to już katastrofa. Z wielkim bólem przyznaję, że nie byłem na to gotów.
– Policja zabierze ciało. Trzeba je wykraść – mówię, unosząc wzrok na Nica.
– Spore ryzyko.
Kiwam głową i dodaję:
– Na pewno to dobry plan?
– Masz lepszy?
Mężczyzna kręci głową.
– Znajdź kogoś, kto wyniesie ciało. Sergio wprowadzi naszych. Zajmij się też kamerami.
– Wszystkim się zajmę – zapewnia i za moją zgodą opuszcza pomieszczenie.
Niech ten dzień się już skończy.
Siedzę w gabinecie do późna. Podpisuję ważne umowy, dzwonię do kilku osób i przerywam, dopiero gdy oczy zaczynają mnie piec. Zamykam teczkę, po czym gaszę lampkę i idę do sypialni. Po drodze mijam pokój Neivy, zatrzymuję się na chwilę, lecz nie słyszę żadnych dźwięków. Albo wyszła, albo zasnęła. Stawiam na to drugie, zważywszy na to, że dochodzi druga w nocy. Drzwi do pokoju zamykam na klucz, Neiva już próbowała wejść tu bez zaproszenia, więc to stało się moim nawykiem, a potem ściągam z siebie ubrania i kładę do łóżka.
Las spowiła mgła. Stoję w samym środku zarośli, obok migają czarne sylwetki. Gdzieś w oddali słyszę powarkiwania, gdzie indziej skowyt. Prócz zapachów lasu i krwi, czuję wanilię. To słaba woń, ale uzależniająca. Przyciąga mnie do siebie. Błaga, bym za nią poszedł i znalazł ją. Idę. Powoli stawiam kroki, a zapach jest intensywniejszy. Przyspieszam. Ktoś chyba coś do mnie mówi, ale nie zatrzymuję się. Las się kończy, mgła jest coraz bielsza, a ja ją widzę.
Rozwiane, czarne włosy, smukła sylwetka, waleczna postura. Ma krew na rękach. Szkarłatna ciecz kapie na oszronione liście, a kobieta nic sobie z tego nie robi. Stoi nad ciałem i tylko na nie patrzy. Podchodzę bliżej, jest na wyciągnięcie ręki, gdy nagle obraz znika.
Kolejne dwa, może trzy dni są dla mnie męczarnią. Mam dużo spraw na głowie, a nie mogę pozbyć się widoku kobiety ze snu. To utrudnia mi wykonywanie nawet najprostszych czynności jak zaparzenie kawy. Dlaczego tak trudno jest mi pozbyć się jej z umysłu?
– Trzy dni. – Unoszę wzrok znad kubka kawy i patrzę ze spokojem na Neive.
Jej widok z rana powinien mi doszczętnie zniszczyć dzień, ale jakoś nie potrafię się wkurzyć. Stoję i po prostu się jej przyglądam. Włosy zostawiła rozpuszczone, na twarzy nie ma nawet grama makijażu i tym razem założyła bardziej odpowiedni strój. Już nie świeci cyckami jak zawsze.
– O co tym razem ci chodzi?
Otwiera szerzej oczy, jakby była zaskoczona, że jeszcze się tego nie domyśliłem. Mógłbym jej przeczytać w myślach, gdyby tylko jej ojciec nie zadbał o to, by Neiva skutecznie blokowała do nich dostęp.
– To już trzeci dzień, kiedy mnie ignorujesz! Nie porozmawiamy?
– Niby o czym?
– No nie wiem? Na przykład o naszej przyszłości? Sądziłam, że moje słowa jakoś do ciebie dotarły. Dałam ci nawet czas na zastanowienie się, ale to chyba nic nie dało.
– Na jaki efekt liczyłaś, co? – pytam, biorąc łyk kawy.
Neiva z oburzeniem opiera się o kuchenną wyspę i patrzy na mnie z taką furią, jakby wzrokiem chciała mi wypalić dziurę w głowie.
– Biago, nasz związek trwa już trzy lata. Przez ten czas spędziliśmy może dwie noce w jednym łóżku jak normalna para. Jestem dla ciebie dobrą dziewczyną, chciałam być też wspaniałą narzeczoną i jeszcze lepszą żoną. A ty ani razu nie dałeś mi znaku, że tak właśnie będzie. Odkąd wróciłeś nie wiadomo skąd, odtrącasz mnie bardziej niż wcześniej.
Mówi to z żalem, a mnie w ogóle nie jest mi przykro. Nie zastanawiałem się specjalnie nad związkiem z nią. Neiva to tylko interes i sojusz, którego na dobrą sprawę już nie potrzebuję.
– Liczyłaś na coś prawdziwego, tak? Zakochałaś się, że tak mówisz? – Marszczę czoło.
– Słucham? – Unosi brew.
– Neiva, posłuchaj. – Zbliżam się do niej, a kiedy jestem o krok, czuję jej słodki zapach. Jeszcze niedawno był dla mnie czymś normalnym, czasem mnie pociągał, a teraz chciałbym być od niego jak najdalej. – Nawet gdyby to się udało, nigdy nie zamierzałem zrobić ci dziecka. Nie miałem tego w planach i nie będę mieć. Może byłabyś dobrą matką, ale ja stałbym się tyranem.
Odsuwam się od kobiety.
– A więc tak. – Ma szkliste oczy, a jej wargi drżą. – Po trzech latach tak po prostu ze mnie rezygnujesz. Wiesz co? Pierdol się. Nie licz, że znajdziesz swoją bratnią duszę! Nikt nigdy mnie nie zastąpi! – krzyczy i szybko wychodzi z kuchni.
Na Boga, jak ona zaczęła mnie wkurwiać. Ciągle ma o coś pretensje i nie wystarcza jej to, co posiada. Jest zachłanna, a na dodatek nie daje nic od siebie. To nieposłuszna wilczyca, która woli kusić mężczyzn i ich prowokować. Szybko sprowadzi na siebie kłopoty, a ja nie mam zamiaru jej już chronić. Miała zapewnić stadu siłę, nawet ją oznaczyłem, by każdy wiedział, kim jest, a otrzymałem skutek odwrotny do zamierzonego.
„Nico, rzuć wszystko, co robisz i przyjdź na piętro. Mam dla ciebie zadanie", kieruję myśli do bety i cierpliwie na niego czekam.
Zjawia się po paru minutach, gotów do działania.
– To coś grubego? Szykować ludzi? – pyta, przekraczając próg kuchni.
– Chodzi o Neivę – mówię i odstawiam pusty kubek do zmywarki. Nico wydaje się tym zainteresowany. – Zajmij się ceremonią zerwania więzi. Ma się odbyć dziś wieczorem.
Nico unosi zaskoczony brwi.
– To jednak ślubu nie będzie? – zapytał Nico.
Kręcę głową.
– Skąd ta nagła decyzja? – dopytuje dalej.
– Związek z nią nie ma sensu. Nie potrzebuję ani jej, ani Egidia. Dlatego też odeślę Neivę jutro z samego rana. Im szybciej opuści mój teren, tym lepiej.
– I co dalej? Znajdziesz inną Lunę? Wataha jej potrzebuje. Bez niej wszyscy dowiedzą się, że jesteśmy słabsi, i że nie masz szans na posiadanie następcy. Wiesz przecież, że teraz będziesz celem? Kto przejmie watahę, gdyby nagle coś ci się stało.
– Załatwię to – zapewniam, choć bez przekonania.
Nico kiwa głową i po tym, jak oznajmia, że się tym zajmie, odchodzi.
Nie mam pojęcia, co zrobię po ceremonii. Nie licząc odesłania Neivy do ojca i zerwania umowy. Chcąc nie chcąc, potrzebuję Luny. Moje stado jej potrzebuje. Jednak gdy już jakąś znajdę, wszyscy będą oczekiwać ode mnie następcy. Jestem najgorszym z możliwych kandydatów na ojca.
*
Odkąd przekazałem Neivie wiadomość o swoich planach, ciągle czuję nieprzyjemne mrowienie rozchodzące się po całym ciele. Jest wściekła, smutna i przejęta całą sytuacją, a ja za karę muszę czuć wszystkie jej negatywne emocje. Wszystko przez tą cholerną ceremonię, która miała połączyć nasze dusze, by stado czerpało siłę z naszego związku. Jednak teraz w końcu ją zerwę.
Nie ubieram się elegancko, nie wzywam też całego stada na tę uroczystość. Nie potrzebna mi widownia. Wystarczy kilku świadków oraz ktoś, kto wypowie przysięgę i ją złamie. Ceremonia odbywa się nad jeziorem w drewnianej altanie z zejściem na pomost. Neiva już tam czeka w towarzystwie Nica i trzech facetów. Znalazł wiarygodnych świadków, więc nikt nie zarzuci mi, że skłamałem w sprawie złamania przysięgi.
Neiva jest zła, wręcz wściekła i wcale się z tym nie kryje. Również nie założyła eleganckiego stroju, a jej ubiór składa się z krótkich spodenek i bluzki odsłaniającej pół brzucha. I jak mam traktować ją poważnie skoro ubiera się w taki sposób?
– Możemy zaczynać? Mam sporo rzeczy do spakowania – mówi, patrząc na mnie ze wściekłością.
– Czekamy jeszcze na osobę upoważnioną do przeprowadzenia ceremonii – oznajmia Nico.
Neiva prycha pod nosem, a beta podchodzi do mnie.
– Znalazłem trzy osoby, które dostaną się do morgi. Sergio już o wszystkim wie. Jutro zostaje na nocnym dyżurze wraz z kilkoma osobami. Wejdą i wyjdą niepostrzeżenie – zapewnia.
– A kamery?
– Nadal szukam kogoś, kto to ogarnie.
Wzdycham. Już myślałem, że wszystko pójdzie gładko.
– Popytaj kogo się da. Do jutra musi się ktoś znaleźć.
Nico kiwa głową i wraca na swoje wcześniejsze miejsce, kiedy do altany wchodzi starszy mężczyzna z krótką białą brodą. Podchodzę do niego i witam się z nim mocnym uściskiem dłoni, schylając delikatnie głowę.
– To naprawdę nie mogło poczekać do jutra, Torcello? Jestem już stary.
Bartolo przeżył wiele wiosen, widział chyba wszystko, ma wiedzę, której pewnie nigdy nie zdobędę i jest jedyną osobą, której powierzyłbym poprowadzenie ceremonii.
– Wiem, chcę to jednak załatwić jak najszybciej – wyjaśniam.
W oczach Bartola pojawia się błysk, a usta wykrzywiają w uśmiechu.
– Znalazłeś ją – stwierdza.
Pośpiesznie kręcę głową.
– Nie zaprzeczaj. Nikomu nie powiem, jeśli nie chcesz. Wystarczy mi twoje milczenie. W takim razie zacznijmy. Kobiety są nieprzewidywalne, a gdy twoja bratnia dusza dowie się o Neivie, będą problemy.
Już nawet nie protestuję. Niech sobie myśli, co chce, byle nie rozniósł plotek w świat. Nie chcę się tłumaczyć, że to nieprawda i nie mam Mate. Wyniknęłyby z tego większe problemy niż z zerwania umowy z Trento.
– Ustawcie się – prosi Bartolo zajmując miejsce pośrodku altany.
Staję obok Neivy, poniekąd czując się, jak na własnym ślubie. Atmosfera jednak jest mniej radosna, przynajmniej dla niej. Nie patrzy na mnie, ciągle ma naburmuszoną minę i co chwila fuka, jakby chciała tym przerwać ceremonię.
– Zebraliśmy się tu, by zerwać więzy między Neivą Trento a Biagiem Torcello. Ta dwójka zawarła więź dokładnie trzy lata temu w tym samym miejscu i według tradycji, tu też skończy się ich związek.
Dostrzegam, że Neiva wywraca oczami.
– Neivo, odsłoń szyję, gdzie sztylet?
Kobieta niechętnie odgarnia włosy z szyi i z ukosa patrzy, jak Nico podaje Bartolowi nóż ceremonialny z rozgrzanym ostrzem. Na jego widok napina mięśnie, ale stara się nie ruszać. Bartolo chwyta za rękojeść i wypowiadając kilka łacińskich słów, przykłada ostrze do czerwonego śladu moich zębów. Neiva piszczy, wyrywa się, a dwójka mężczyzn chwyta ją i przytrzymuje.
Czuję, jak jakaś niewidzialna nić, która wiązała mnie z tą kobietą, znika. Rozwiązuje swój supeł i dzięki temu opuszcza mnie wrażenie, że coś kiedykolwiek łączyło mnie z Neivą. Wszystko jest tak, jak kiedyś. Znów jestem sam. Zawsze byłem, nawet gdy ona stała obok.
Bartolo odsuwa się od kobiety i oddaje nóż w ręce Nica. Neiva zamyka oczy, po jej policzku spływa łza. Trzy lata temu bym ją otarł, jednak teraz nie czuję takiej potrzeby. Nico podchodzi do Neivy, po czym podaje jej chustkę nawilżoną olejkiem miętowym. Kobieta przykłada ją do szyi i syczy z bólu.
Nie żałuję, że nie pozwoliłem się jej oznaczyć. Zerwanie więzi byłoby trudniejsze, a tak tylko ona trochę pocierpi.
– Więź została zerwana – oznajmia Bartolo.
– Świetnie. – Neiva tupie nogą i pośpiesznie odchodzi, nadal przyciskając do rany chustkę.
– Przyprowadź ją do mnie kiedyś. Z chęcią poznam tę, która cię usidli. – Mężczyzna klepie mnie pomarszczoną dłonią po ramieniu, po czym odchodzi w towarzystwie moich ludzi.
– O co mu chodziło? – Nico podąża wzrokiem za staruszkiem.
– Uważa, że zerwałem więź ze względu na Mate – wyjaśniam cicho.
– Też na początku tak pomyślałem – stwierdza.
Obrzucam go gniewnym spojrzeniem, a on kontynuuje:
– Ale wiem, że i tak byś jej nie chciał, więc zerwałbyś więź nawet ze swoją Mate... – przerywa, widząc mój wyraz twarzy.
– Skup się na jutrzejszym zadaniu – polecam. – Musimy porównać oba ciała i wykonać badania. Jestem bardzo ciekaw, czy wyniki się ze sobą pokryją.
– A co z ciałem, które ma Emron?
Marszczę czoło i myślę. Niezbyt wierzę, że nie maczał w tym palców i wątpię, że udostępni mi wyniki badań krwi. Ten człowiek może sfałszować dosłownie wszystko. Z tym też nie miałby problemu.
– Nic nam nie da porównanie próbek z ciał, które mamy – stwierdzam po chwili. – Potrzebujemy dowodu, że to nie Emron za tym stoi, a nie ufam mu na tyle, by z nim współpracować, a tym bardziej mu wierzyć.
– Jaki masz zatem plan?
– Potrzebuję krwi hybrydy stworzonej przez Emrona.
Nico otwiera szerzej oczy.
– Nikt ci jej nie da. Nie chcesz chyba porwać Dziecka Nocy?
Nie odpowiadam, co dla Nico jest jasną odpowiedzią. W końcu stwierdza:
– Nie uda ci się.
– Już ja coś wymyślę – zapewniam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro