Rozdział 18
HARPER
Nikt nie powiedział mi, ilu straciliśmy. Ilu było rannych i ilu zabitych. Nie znałam żadnych liczb. W drodze z lotniska do zamku nie wiedziałam, czy mam do czego wracać. Nie miałam wielkich nadziei, lecz teraz widzę szansę na odbudowę. Co prawda nie mamy już schronienia. Nie posiadamy miejsca, by dowodzić oraz planować misje, jednak większość alf żyje. Z wyjątkiem hybryd, które Victor zdziesiątkował.
– Trzeba będzie zaplanować kolejny nabór – słyszę głos Liama dochodzący z gabinetu alfy.
– Najpierw zatuszujmy jakoś całą sprawę – odpowiada Sinjin. – Musimy pomyśleć także nad znalezieniem nowego miejsca. To masa roboty. Gdzie w tym wszystkim czas na szkolenie nowych?
Bez zapowiedzi wchodzę do pokoju, staję w pozycji żołnierza i cierpliwie czekam aż mnie zauważą. Jednak dopiero pojawienie się Biaga sprawia, że obaj mężczyźni się odwracają.
– Harper. Miło, że wróciłaś – wita się Liam, posyłając mi ciepły uśmiech.
Sinjin długą chwilę bada mnie spojrzeniem, po czym wzdycha i unosi kącik ust.
– Dobrze cię widzieć.
– Was również – odpieram. – Gdzie alfa?
Fotel, na którym zawsze przesiaduje, jest pusty. To dziwne, bo przeważnie, kiedy się pojawiam, on już czeka.
– Zaraz przyjdzie. – Sinjin splata dłonie za plecami.
– Słyszałem, że rozmowy ze starszyzną się udały – zagaduje facet.
– Owszem – przytakuje Torcello. – Nie byliśmy pewni, czy się uda, ale ostatecznie dali się przekonać.
– A więc argumenty tym razem dotarły głębiej – podsumowuje, a ja nie potrafię się powstrzymać i prycham pod nosem.
Wszyscy rzucają mi pytające spojrzenia.
– Gdyby nie moje wspomnienia, argumenty i dowody byłyby gówno warte. – Słyszę za sobą westchnienie Biaga. – Orlov wszedł mi do głowy, by sprawdzić, czy mówimy prawdę i...
– Wcale nie... – wtrąca Torcello, ale nie pozwalam mu skończyć.
– ... i by upewnić się, czy nie stanowię zagrożenia.
Liam unosi zaskoczony brwi. Sinjin z kolei wydaje się mnie rozumieć, dlatego milczy. Chcę dodać coś jeszcze, lecz słysząc za sobą głos Emrona, zamykam usta.
– Możesz być zagrożeniem. To zależy tylko od ciebie. – Mija nas i kieruje do biurka.
Schylam głowę. Nietrudno nie zauważyć, że kuleje bardziej niż zazwyczaj. Kundle Victora też go dopadły? To by wyjaśniało, dlaczego ciężko mu ustać nawet podtrzymując się na lasce. Nigdy nie wspominał, dlaczego ma ją przy sobie. Nigdy też o to nie zapytałam.
Alfa z ciężkim stęknięciem opada na fotel. Podpórkę kładzie na blacie, po czym odchyla plecy i w końcu na mnie patrzy. W jego oczach dostrzegam pewien rodzaj ulgi. Uważnie taksuje moją twarz, ramiona i całe ciało. Jakby czegoś szukał.
– W porządku? – pyta nagle.
Pierwszy raz zadaje takie pytanie. Zazwyczaj nie martwi się o swoje dzieci. O swoje... eksperymenty... żołnierzy. Sama już nie wiem, jak się określać.
– Tak – odpowiadam. – Czuję się już lepiej. Co będzie z Rhysem?
Emron stuka palcami o stół.
– Nie przejmuj się nim. Wszystkim się zająłem.
Odczuwa coś w ogóle? Ból? Stratę? On go zdradził. Zdradził nas! Emrona musiało to jakoś dotknąć. Mylę się? A może to, co widzę w tych ciemnych oczach alfy wcale nie jest cierpieniem?
– To jaki jest plan? Podejrzewam, że coś masz, skoro chciałeś się z nami zobaczyć.
Zerkam na Biaga przez ramię. Nie sądziłam, że jest tak blisko mnie; niemal opieram się o jego tors. Gdy dostrzega, że się mu przyglądam, wyciąga lewą dłoń z kieszeni i obejmuje mnie w pasie.
– Musimy wykurzyć lisa z nory – odpowiada Emron poważnym, sprawiającym, że na karku czuję ciarki, tonem. – On już pewnie wie, że coś planujemy. Ma szpiegów wszędzie. Nawet tam, gdzie się tego najmniej spodziewamy. Kto wie, czy Rhys nie pracował z nim wcześniej?
Na samą myśl o tym, że Rhys mógł być zdrajcą już dawno, żółć podchodzi mi do gardła. Zauważyłabym to? Dostrzegłabym, że jest urażony moimi decyzjami? Tym, że zawsze sadzam go za ekranem? Chyba nie, skoro alfa ma takie, a nie inne podejrzenia. Zresztą, byłam zajęta hybrydami i budowaniem relacji z Biagiem. Nie zajmowałam się swoimi obowiązkami jak wcześniej. Niczego bym nie zauważyła. A już na pewno nie wyczułabym zdrady, skoro większość czasu przesiaduję we Włoszech.
– Załóżmy, że tak – odzywa się Liam. – To już niczego nie zmienia. Powinniśmy zorganizować zasadzkę...
– Liczysz, że na to nabierze? – Kieruję spojrzenie na Sinjina. – Nie jest idiotą.
– Tego nie powiedziałem.
– Uważasz, że wystarczy do niego zadzwonić i nie domyśli się, że to pułapka.
W tym momencie kieruję wzrok na Emrona. On już wcześniej to zrobił. Patrzy na mnie w skupieniu, ignorując trwającą dyskusję między swoimi ludźmi. Ja też przestaję ich słuchać, bo czuję coś, co każe mi wygłuszyć wszystkie dźwięki. Mam wrażenie, że nad głową zapala mi się żarówka, świadcząca o nowym odkryciu czy pomyśle.
– Nie nabierze się, ale... – Sinjin i Liam momentalnie milkną. Odrywam spojrzenie od alfy. – Gdy ja zadzwonię, będzie chciał się spotkać.
– Harper to nie...
– Biago. – Rzucam mu ostre spojrzenie. – Nie unikniemy walki. On tego właśnie chce. Zasadzka nie wyjdzie, bo sam pewnie jakąś szykuje. To musi się skończyć właśnie w ten sposób. Krwawą rzezią.
Nie podoba mu się ten plan. Mnie zresztą też, ale czy jest inny sposób? Wojna trwa od dłuższego czasu. Jest tylko mniej krwawa i polega na znalezieniu sposobu by zadać jak najdotkliwsze rany wrogowi oraz budowaniu siły. I teraz pora pokazać, ilu udało się ich zebrać. Czas zwołać armię. Stanąć twarzą w twarz z potworem.
– To jedyne wyjście – popiera Emron. – Liam... – zwraca się do mężczyzny.
– Przygotuję wszystkich – dokańcza, nim alfa zdoła wydać rozkaz.
Sinjin i Liam opuszczają pomieszczenie. Drzwi się za nimi zamykają.
– Rhys omal cię nie zabił – zaczyna cicho Biago, wzmacniając ucisk na moim biodrze. – Jak chcesz walczyć bez kontroli nad przemianą?
Niech to szlag. Nie myślałam o tym. Ostatnia przemiana nie wyszła ode mnie, a odmienić się było ciężko. Nieustannie toczę wewnętrzną walkę sama ze sobą i przegrywam. Ona zawsze miała nade mną władzę. Zawsze była górą, a ja za każdym razem siedziałam z tyłu własnego umysłu, oglądając to, jak wilczyca wszystkich zabija.
Nigdy nie pytałam Emrona o nogę, ale nie zapytałam też, dlaczego nie mam kontroli. Odwracam spojrzenie od Biaga i kieruję je na alfę, który zdaje się dokładnie wiedzieć, co chcę powiedzieć.
– Pytaj – nalega. – Ten dzień musiał kiedyś nastąpić.
Biorę głęboki wdech. A więc spodziewał się tego. Przeczuwał, że kiedyś się tym zainteresuję.
– Co musiało się stać, że odebrałeś mi kontrolę? – Milczenie alfy jest dla mnie jasną odpowiedzią, że nie miał wyboru. – Co zrobiłam?
– Usiądź – prosi.
Nie jestem pewna, ale jego spojrzenie mnie przekonuje. Zajmuję miejsce przed biurkiem i czekam.
– Twoja przemiana musiała nastąpić szybko. Nie mieliśmy zgody na porywanie czystokrwistych, ty byłaś przypadkiem. To kosztowało cię sporo stresu, a to wpłynęło na wilczy gen. Należało go jak najszybciej uaktywnić. Ale nie byłaś wystarczająco dobrze przygotowana.
– Co to znaczy? – dopytuje Biago.
– Mieliśmy zbyt mało czasu na szkolenie – wyjaśnia. – Wiedzieliśmy, że przemiana będzie ryzykowna, ale podjęliśmy to ryzyko. Chcieliśmy dla bezpieczeństwa wywieźć cię gdzieś dalej.
– Pojechaliśmy w górskie tereny – przypominam sobie.
Alfa przytakuje.
– Zmieniłaś się, jednak...
– Nie zapanowałam nad nią.
Znowu kiwa głową.
– Pobiegłaś dalej w las. Zbliżyłaś się do miejsca kempingowego. Ne względu na pogodę myśleliśmy, że nikogo tam nie ma. Byliśmy w błędzie. – Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Co zrobiłam? – pytam szeptem.
Emron zerka na Biaga, którego dłonie nagle pojawiają się na moich ramionach.
– Co zrobiłam? – powtarzam.
Ta niewiedza doprowadza mnie do szału. Dlaczego milczy? Czemu nic nie mówi?! Boję się, że kogoś skrzywdziłam. Ale tego nie pamiętam. Pierwszą przemianę widzę jak przez mgłę.
– Zaatakowałaś rodzinę, która nie wyjechała pomimo pogody – odpowiada w końcu. – Zabiłaś rodziców oraz pięcioletnią dziewczynkę.
Robi mi się słabo. Przed oczami widzę białe plamki. Ktoś coś mówi, ale nic nie słyszę. Zupełnie nic. Zatem jestem potworem? Na to wygląda. Tylko potwór zabija niewinnych, tylko potwór zabija dzieci. Ja to zrobiłam.
– Wtedy zdecydowałeś o tym, by mnie kontrolować?
– To była decyzja starszyzny. Mogli cię zamknąć, w najgorszym wypadku zabić, ale nie pozwoliłem na to. Kontrolowanie twojego wilka było jedynym rozwiązaniem. Co nie znaczy, że tak musi zostać.
Marszczę czoło, a on kontynuuje:
– Możesz odzyskać nad nią panowanie.
– Jak?
– Zmień się i o to zawalcz. Nie oddawaj jej sterów. Sama je chwyć.
Gdyby tylko to było proste. Próbowałam. Zawsze próbuję, ale wtedy pogarszam swoją sytuację. Przez tyle lat wilczyca stała się silniejsza niż ja. Wystarczy jedno jej warknięcie, bym skuliła się w umyśle i przestała się stawiać. Zatem jak miałabym teraz się zbuntować? Odebrać to, co od zawsze powinno do mnie należeć?
– Nie potrafię. – Kręcę głową z rezygnacją. – Nie dam rady.
Biago pociera dłońmi moje ramiona. Schyla się, a jego oddech owiewa moją głowę.
– Zrobimy to razem – mówi. – Nie będziesz sama.
Chwytam go za rękę i mocno ściskam.
– Dzisiaj, Harper – dodaje. – Później zadzwonisz do Victora.
Zgadzam się, choć coś we mnie krzyczy, bym się zawróciła. A jeśli nie dam rady? Co, jeśli Biago jest w błędzie? Co się stanie, gdy to ona wygra?
BIAGO
Z kubkiem parującej kawy wychodzę na taras, gdzie zostawiłem Harper. Ciągle wpatruje się w las spowity mgłą. Im bliżej muru jestem, tym mżawka uderza mocniej o moje policzki. Kobiecie jednak ona nie przeszkadza, choć jej włosy są już wilgotne, a mokra koszulka przylega do ciała. Stawiam naczynie na stoliku, podchodzę do Greene i obejmuję ją w pasie.
– Nie jest ci zimno? – pytam, nachylając się do niej. Składam lekki pocałunek na smukłej szyi.
– Nie – zapewnia.
Chwyta się moich rąk. Swoje ma ciepłe, ona cała taka jest. Lubię to czuć. Wtedy wiem, że nic jej nie jest, że jest zdrowa. Po tamtym dniu nie ma już śladu, a przynajmniej go nie widzę. Ale chyba jest dobrze.
– Boisz się – mówi po chwili. – Czuję ten zapach. Jest bardzo charakterystyczny.
Mocniej tule ją do torsu.
– Tak – przyznaję niechętnie. – Boję się o każdy kolejny dzień. Każdą godzinę i minutę. Boję się, że...
– Ćśśś... Nic nie mów. Rozumiem. – Odchyla głowę, by na mnie spojrzeć. – Ja też się boję. Nie chciałabym... – urywa. Bierze wdech, wzdycha. – Nie chciałabym cię stracić.
Uśmiecham się. Uwielbiam, gdy przełamuje lęk przed mówieniem o swoich uczuciach. Kiedy się przede mną otwiera, poznaję ją bardziej. Pokazuje, jaka jest naprawdę i co przed wszystkimi ukrywa. Potrafi być krucha i delikatna, jednak nie chce tego okazywać. Czuję się wyjątkowy, że to mnie się zwierza.
– Zadzwonię do Victora, a potem spróbuję przejąć kontrolę nad wilczycą – dodaje.
Na sam dźwięk imienia Cristella wszystkie mięśnie w moim ciele się napinają. Jakby ktoś poraził mnie prądem przynajmniej dwa razy.
– Teraz?
Przytakuje. Po chwili wyciąga telefon, wybiera numer (nie wiem, skąd zna go na pamięć), lecz się waha. Jej kciuk zawisa nad słuchawką.
– Jeśli nie jesteś pewna... – zaczynam, lecz wtedy Harper naciska przycisk i przykłada urządzenie do ucha.
Wyraźnie słyszę długie połączenia, potem dźwięk odebranego połączenia i zachrypnięty, działający mi na nerwy, głos Victora.
– Witaj, słodki skarbie – mówi zadowolony.
Krew mnie zalewa na to określenie. Mam ochotę wyrwać kobiecie komórkę i wydrzeć się na Cristella, a potem przywalić mu w twarz. Powstrzymuję ten odruch i tylko przysłuchuję się rozmowie.
– Chcę się spotkać i zakończyć ten spór.
– Lubię, gdy mówisz do rzeczy. Wszyscy wolą omijać temat, liczyć, że druga strona się domyśli i...
– Teraz ty omijasz temat – zaważa, wcinając się mu w zdanie.
W jej głosie nie ma wahania. Nie słyszę lęku, niepewności, jest twarda. Taka, jaką ją poznałem.
– Zrobimy tak – kontynuuje. – Ustalmy miejsce spotkania. Wiem, że gdzieś masz rozmowę i pewnie już planujesz zasadzkę, może nawet namierzasz połączenie, ale mam to w dupie. Co się stanie, to się stanie. I wiesz, jak to się skończy? – pyta, lecz nie pozwala Victorowi odpowiedzieć. – Zagryzę ci pieprzoną krtań, a ty nie zdążysz nawet mrugnąć okiem.
W odpowiedzi Cristello śmieje się ochryple. Próbuję wyłapać dźwięki z otoczenia, dowiedzieć się, gdzie przebywa teraz ten śmieć, ale niczego nie słyszę.
– Zawsze cię lubiłem – stwierdza. – Dobrze, będzie po twojemu. Gdzie chcesz to wszystko skończyć, Harper?
– Tam, gdzie to się zaczęło – odpowiada całkiem poważnie, po czym kończy połączenie.
Bierze głęboki wdech. Warga jej drży, lecz powstrzymuje szloch. Całuję kobietę w tył głowy, następnie za uchem i w szyję. Przez ciało Greene przechodzi dreszcz, a maleńkie włoski stają na baczność.
– Wiesz, że lubię, gdy mnie całujesz, ale... och – wzdycha, kiedy znajduję najczulszy punkt. – Muszę się przygotować.
– Potrzebujesz rozluźnienia – mruczę, nie przestając całować gładkiej skóry.
Smakuje tak słodko, tak odurzająco, że nie jestem w stanie się od tego oderwać. Pochłania każdą cząstkę mnie.
– Potrzebuję...
– Przeszkadzam?
Wzdycham, gdy za nami pojawia się Liam. Czemu ktoś musiał nam przerwać akurat teraz?
– O co chodzi? – Harper wyrywa się z uścisku, a następnie odwraca w stronę mężczyzny.
Robię to samo.
– Emron pyta, czy jesteś gotowa?
– Jestem – zapewnia. – Ale nie chcę żadnych badań, rad i rozmów. Pojedziemy w okolice Wankerfleck. Postaramy się wrócić do północy. Przekaż alfie, że zadzwoniłam do Victora.
– Co mu powiedziałaś? –Na twarzy Liama maluje się zaciekawienie.
Próbuje zamaskować je powagą, lecz mam sokole oko, by pierwszy to dostrzec.
– Że skończymy to tam, gdzie się zaczęło. To tyle. To możesz przekazać alfie.
Mężczyzna zerka na mnie pytająco, a kiedy nie otrzymuje odpowiedzi czy wskazówki, co ma zrobić, po prostu odchodzi.
– Chcesz już jechać? – upewniam się. – Możemy jeszcze zrobić...
– Nie, Biago. – Kręci z uśmiechem głową i zamyka mi usta wskazującym palcem. – Nie chcę być rozkojarzona.
– Rozluźniona – poprawiam ją, na co przewraca oczami.
– Przestań to robić. – Śmieje się pod nosem. – Przestań mnie kusić, bo skończymy w łóżku, a gdybyś nie zauważył nasz świat się wali, trzeba zebrać siły i stanąć do walki z potworem...
– Rozumiem.
– I przede wszystkim muszę nauczyć się kontrolować wilka.
Kładę dłonie na jej zaróżowiałych policzkach. Odgarniam błyszczące kosmyki czarnych włosów z czoła, a na koniec nachylam się, by wziąć miękkie wargi mojej kobiety w posiadanie. Są delikatne, smakują jak najsłodszy deser, na który czeka się cały dzień, gdy mama zabrania zjeść go na śniadanie. Łaknę go z każdym dniem coraz mocniej.
– Nauczysz się. Pomogę ci, obiecuję. Nie zostaniesz z tym sama.
– Jesteś cudowny – szepcze.
*
Harper wybrała spokojne miejsce, choć martwi mnie, że obok znajduje się trasa wycieczkowa. Parkuję kilka metrów dalej, za gęstą roślinnością, więc samochód jest dobrze ukryty. Wyłączam silnik, po czym wysiadamy z pojazdu.
– Nie przejmuj się – odzywa się, zaciągając zapachem. – O tej porze nie zobaczysz tu nikogo. Chyba że jakiegoś biegacza, lecz nas już tu nie będzie.
Zawieszam na niej spojrzenie. Zdejmuje koszulkę, potem buty oraz spodnie. Wszystko wrzuca na siedzenie pasażera. Sięga do zapięcia stanika, ale dostrzegam w jej oczach wahanie. Podchodzę do niej, kładę dłoń na jej biodrze, a drugą unoszę podbródek.
– Widziałem cię już nagą.
– Nie o to chodzi. – Kręci głową. – Ja po prostu...
– Boisz się. Rozumiem.
– A jeśli się nie uda? – Patrzy na mnie dużymi oczami. – Jeśli nad nią nie zapanuję?
– Zapanujesz – zapewniam, lecz to jej nie przekonuje.
– Jaką masz pewność? Minęło tyle lat ani razu nie miałam kontroli...
Ujmuję twarz Harper w dłonie. Zamyka usta.
– Bo nigdy nie próbowałaś jej zdobyć. Jesteś silniejsza od swojego wilka, bo to cała ty, rozumiesz? Ty jesteś wilkiem. Tylko razem stanowicie jedność.
– Oddzielnie nie istniejemy – dodaje z westchnieniem.
Wiem, że sobie poradzi. Szkoda, że ona w to nie wierzy. Wątpi w siebie, a nie powinna. Została wyszkolona przez pieprzonego Emrona. Jeśli nauczył ją wszystkiego, co on sam potrafi, jest jego małą kopią. Przejęcie kontroli nad wilkiem, nawet tak późno, nie będzie problematyczne. Wystarczy, że w siebie uwierzy.
– Jestem gotowa – mówiąc to, pozbywa się biustonosza i wrzuca go do samochodu. To samo robi z bielizną.
Następnie oddala się o kilka kroków, a ja opieram o pojazd. Jest piękna, błyszczące czarne włosy opadają na nagie plecy oraz sterczące sutki. Fala gorąca przebiega po moim kręgosłupie, doprowadzając moją krew do wrzenia. Sam widok tej kobiety sprawia, że robi mi się ciasto w spodniach i chciałbym zrobić z nią coś bardzo niegrzecznego.
– Dołączę do ciebie, kiedy się przemienisz – oznajmiam.
Posyła mi delikatny uśmiech. Później zamyka oczy, bierze wdech aż nagle słyszę odgłos łamanych kości. Harper się krzywi, lecz nie krzyczy. W milczeniu przyjmuje na siebie ból związany z przemianą.
Doskonale wiem, co czuje. Zmiana formy może się wydawać niesamowita, ale to tylko cierpienie. Palenie się w ogniu piekielnym i czekanie, aż tortury dobiegną końca. To zdaje się trwać wieki, jednak mija tylko kilka minut, a przede mną staje wielki, rudy wilk.
Przez moment wpatruje się we mnie dużymi oczami. Dosłownie przez chwilę myślę, że może się udało i Harper ma kontrolę, lecz zwierzę warczy wściekle, a potem gwałtownie macha łbem. To jasny znak, że kobieta zaczęła wewnętrzną walkę sama ze sobą.
Przyglądam się temu, jak obija się o każde drzewo, jak warczy, kłapie zębami i próbuje wygrać. Z całych sił powstrzymuję się, by jej nie pomóc. Nie mogę się wtrącić, choć bardzo bym chciał.
– Dasz radę, mała – szepczę pod nosem.
I nagle kobieta ucieka głębiej w las.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro