Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

HARPER

Coraz częściej myślę o seksie z Biagiem. Ten mężczyzna przyciąga mnie do siebie jak żaden inny. Jednak nie oczekuje, że mu ulegnę. Nie chce się spieszyć, daje mi czas, którego potrzebuję. Okazuje troskę, jest delikatny. Rozumie moje pragnienia. Wiem, że mnie nie skrzywdzi. Nie jest taki jak Victor. Obchodzi go, czy też czuję się dobrze i nie kieruje się własnymi żądzami. To, co ze mną robi, to tylko przedsmak tego, co może mi dać. Gdy tylko dam mu na to zgodę. Dostanie ją, ale nie teraz. Poczekam na idealny moment, bo ta chwila musi być wyjątkowa.

Moje rozmyślania przerywa dzwonek mojego telefonu. Zerkam na wyświetlacz i unoszę brwi, widząc imię siostry Biaga. Dała mi swój numer, gdy u niej byliśmy, ale od tamtego czasu nie dzwoniła.

– Catia. W jakiej sprawie dzwonisz? – pytam po odebraniu połączenia.

– Hej, wybacz, że dzwonię w takiej chwili. Pewnie jesteście zajęci, a ja zawracam wam głowę i...

– W porządku. Mam wolną chwilę – zapewniam. – O co chodzi?

– Biago pewnie ci nie mówił, ale niedługo są jego urodziny. Tak dokładnie to w tę sobotę, więc pomyślałam, że przyda się wam trochę relaksu. Chcę zorganizować przyjęcie. Niewielkie, tylko dla najbliższych. Wiem, jak Biago nie lubi swoich urodzin, ale to w końcu jego święto.

Rozumiem, jak to jest nie znosić tego święta. Ale Catii zwykle się nie odmawia. Ta kobieta to czysty optymizm i sprawia, że spieranie się z nią to przegrana sprawa.

– I Biago ma o tym nie wiedzieć, mam rację?

W odpowiedzi Catia się śmieje.

– I tak się domyśli, ale liczę, że do soboty o niczym się nie dowie. Mogę na ciebie liczyć?

– Oczywiście. Gdzie chcesz zrobić imprezę?

– U was – odpowiada. Czuję się dziwnie, gdy dom Biaga nazywa również moim, ale jakoś mi to pasuje. – Gdybyście mieli przylecieć do Katanii od razu wiedziałby, o co chodzi. A tak może trochę go zaskoczę.

– Masz jakiś plan? Przyznam, że nie znam się na organizowaniu przyjęć.

– Przylecę w sobotę i wszystkim się zajmę. Ty tylko zabierz go w piątek gdzieś w zaciszne miejsce i wrócicie od razu na przyjęcie, dobra? – Zagryzam wargę.

To idealny moment. Okazja, którą muszę wykorzystać.

– Przyleć w piątek. Zatrzymaj się w hotelu w Genui. Chciałabym coś z tobą omówić.

– Brzmisz poważnie, wszystko w porządku? – W jej głosie słyszę zmartwienie.

– Tak, ale to nie jest rozmowa na telefon. – Dostrzegam, że Biago wychodzi z łazienki owinięty ręcznikiem wokół pasa. Sunę wzrokiem po jego szerokich ramionach i klatce piersiowej. Pikantny widok. – Muszę kończyć.

– Będę w piątek po południu. Adres wyślę ci, gdy będę na miejscu.

Rozłączam się i odkładam telefon na stolik.

– Rozmawiałaś z Emronem? – Zerka na mnie, kierując do kuchni.

Idę za nim, a następnie opieram biodrem o blat.

– Jeszcze nie. Zaraz to zrobię i pomyślimy, co zrobić z Ulisesem.

– Zabiłem go – wtrąca.

Otwieram zaskoczona usta, ale nic nie mówię. Wpatruję się w niego, czekając na wyjaśnienia, lecz mijają długie sekundy, a on nadal milczy.

– Coś ty zrobił?

Podchodzi do mnie.

– Sama chciałaś go zabić – zauważa.

– Tak, ale... – wzdycham. – Mieliśmy poczekać na decyzję Emrona.

– Wszystko chcesz ustalać z nim? Choć to my przez cały czas odwalamy brudną robotę i się narażamy?

– O co ci teraz chodzi? – Marszczę czoło.

Jest zły, czego nie rozumiem. Jeszcze chwilę temu jęczał z rozkoszy, a teraz ma zamiar na mnie wrzeszczeć? Nie dam się poniżyć.

– On tobą manipuluje. Owinął sobie ciebie wokół palca, a ty słuchasz go, jak posłuszny piesek.

– Że co?

Nie wierzę, że to mówi. Nie sądziłam, że jest do tego zdolny, a tym bardziej że tak o mnie myśli. Miałam go za innego człowieka.

– Nie podejmujesz decyzji sama. Słuchasz go, a powinnaś...

Nie wytrzymuję i policzkuję go z całej siły. Odrzuca głowę w bok, a ja prócz palącej żywym ogniem dłoni, czuję ból w piersi. Omijam go, zanim postanowię go wykląć.

– Harper – mówi słabym głosem.

Kręcę głową, przyspieszając. Idzie za mną w stronę windy, ale drzwi zamykają się mu przed nosem. Wiem, że sporo ryzykuję wychodząc, ale muszę odetchnąć. Zbliżam się do wyjścia, lecz drogę zagradza mi Mekhi.

– Dokąd to? Nie zamierzałaś chyba wyjść na ulice?

Wzdycham.

– A jeśli zamierzałam? – odpowiadam pytaniem.

Mekhi chwyta mnie za ramię i prowadzi w głąb budynku. Nie chcę z nim nigdzie iść, ale moje nogi jakoś nie słuchają poleceń.

– Nie mam nastroju do rozmowy – mówię, kiedy wchodzimy do pokoju z kanapami, telewizorem i oczywiście barkiem z alkoholem.

Mężczyzna od razu do niego podchodzi, stawia dwie szklanki i nalewa do nich bursztynowy trunek. Mieni się w świetle lamp.

– Rozumiem, jesteś wkurwiona. Nie będę pytał. Po prostu usiądziemy i wypijemy.

Patrzę na alkohol, który mi podaje.

– Ale ty wiesz, że się tym nie upijemy? – Unoszę na niego wzrok.

Uśmiecha się i siada na kanapie.

– Trochę szkoda, ale przynajmniej można się nacieszyć smakiem – stwierdza, po czym dodaje: – I wyjść z każdej imprezy o własnych nogach.

– W tej sytuacji wolałabym się upić i zapomnieć ostatnich dziesięć minut.

– Pokłóciliście się?

Jednym haustem wypijam zawartość szklanki.

– Nie chcę o tym rozmawiać – warczę, by tym razem to do niego dotarło.

Przez długą chwilę się nie odzywa. Siedzimy tak w milczeniu; słyszę na korytarzu kroki, rozmowy, a potem czuję zapach Biaga. Zastygam w bezruchu ze szklanką blisko ust. Mekhi zauważa moją reakcję, więc wstaje i oznajmia, że porozmawia z Torcellem. Gdy wychodzi, nalewam sobie alkoholu do pełna. Żałuję, że nie jestem w stanie się upić. Przez szybką regenerację nie jest to możliwe.

Z jednej strony plusem jest niezdolność do nietrzeźwości, ale gdyby alkohol działał na mnie tak, jak na ludzi, byłabym alkoholiczką.

BIAGO

Dlaczego nie potrafię trzymać języka za zębami? Poniosło mnie i cholernie tego żałuję. Wcale tak nie myślę. No, może nie do końca, ale i tak Harper nie zasłużyła, by to usłyszeć. Nie jej wina, że została wyszkolona, by słuchać Emrona i się mu nie przeciwstawiać. Ona po prostu nie zna innego życia.

Niestety, pomimo moich starań, ona nie chce ze mną rozmawiać ani słuchać tego, co chcę jej powiedzieć. Wszyscy czują, że coś jest nie tak. Zresztą nietrudno tego nie zauważyć, skoro w samolocie siedzieliśmy na dwóch końcach maszyny. Cały czas na nią patrzyłem, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. To dołujące. Nie wybaczy mi. Jednak się nie poddam. Będę o nią walczył, bo jest tego warta.

– Przekażcie wszystko Emronowi. Dajcie znać, gdy wpadnie na pomysł, co zrobić w obecnej sytuacji.

Słucham tego, jak Harper wydaje polecenia hybrydom, ale nie dołączam do rozmowy. Przysłuchuję się wszystkiemu, stojąc na szczycie schodów, gdy oni siedzą w salonie. Myślałem, że dłużej z nami popracują, ale najwidoczniej Harper ich tu nie chce. Nie wiem, z jakiego powodu.

– Jasne, wszystko ci przekażemy – odpowiada Carlos, po czym wszyscy wychodzą z domu.

Słyszę, że Harper idzie w moją stronę, więc korzystam z okazji, aby z nią porozmawiać. Zbiegam po schodach, a gdy kobieta mnie dostrzega, odwraca się na pięcie i kieruje do wyjścia.

– Harper, poczekaj – proszę ją, ale nie słucha. Wzdycham, a potem wymijam ją i zagradzam drogę. – Porozmawiaj ze mną.

– Nie mamy o czym – warczy, unikając kontaktu wzrokowego.

– Mamy – upieram się. – Przepraszam. Za to, co powiedziałem. Wiem, zjebałem, i chcę to naprawić. Naprawdę nie chciałem cię zranić. Nie myślałem.

– Widać – przyznaje i w końcu unosi na mnie wzrok.

Jest cholernie zła, ale dostrzegam w jej oczach zmęczenie. Może nie fizyczne, ale psychiczne na pewno.

– Naprawdę przepraszam – powtarzam. W tej chwili jestem gotów klęknąć przed nią i błagać. – Proszę, wybacz mi. Zależy mi na tobie. Na tym, co jest między nami. Nie chcę tego zniszczyć.

– Trzeba było zważać na słowa.

– Harper – mówię zrezygnowany. – Proszę. Daj mi to naprawić. Wynagrodzę ci to, przysięgam na pamięć mojej matki.

Wpatruje się w moje oczy przez długi moment, po czym wzdycha i opiera się o ścianę.

– Jak chcesz mi to wynagrodzić?

Nie kryję uśmiechu. Może jeszcze jest dla mnie nadzieja?

– Zrobię, co tylko będziesz chciała.

Unosi kąciki ust, tworząc zadziorny uśmieszek. Jestem cholernie ciekawy, o czym teraz myśli.

– Jedźmy gdzieś jutro. W jakieś zaciszne miejsce.

Unoszę brew.

– Chcesz gdzieś jechać, gdy tyle się dzieje? Co ty knujesz, co?

Przygryza wargę. Patrzę na to, marząc, by ją pocałować, ale się powstrzymuję.

– Chcę na moment zapomnieć, co dzieje się wokół nas. Jestem tym zmęczona – wyznaje.

Rozumiem ją jak nikt inny. Obecna sytuacja męczy także mnie. Czy naprawdę los nie miał dla nas innego planu? Nie mógł napisać lepszego scenariusza? Dlaczego to akurat my zostaliśmy wciągnięci w ratowanie naszej rasy? Może byłoby łatwiej, gdyby życie nie rzucało nam pod nogi tylu kłód?

– Gdzie chciałabyś pojechać?

W odpowiedzi wzrusza ramionami.

– Spodobał mi się domek na plaży, w którym byliśmy w Katanii. – Od razu przypominam sobie chwilę na basenie, gdy wyznała mi, że nie potrafi pływać. Tego też ją nauczę. – Może uda się znaleźć coś podobnego w okolicy? Na jedną noc.

– Podoba mi się ten pomysł. W końcu będę mógł zabrać cię na spacer po plaży.

Uśmiecha się promiennie. Tak, marzy mi się przynajmniej jeden wieczór spędzony z nią, kiedy nie będziemy myśleć o problemach i sprawach, które musimy rozwiązać. Wieczór, kiedy będziemy jak zwykła para, spokojnie spacerująca po piasku o zachodzie słońca obojgu jest nam potrzebny.

– Nigdy nie spacerowałam po plaży – oznajmia i znów sprawia, że robi mi się ciepło w sercu na myśl, że będę pierwszym, z którym spędzi czas w ten sposób.

– Spodoba ci się – zapewniam. – Załatwię dziś domek. W okolicach Genui z pewnością znajdzie się coś ładnego.

– Poszukajmy czegoś razem – proponuje, a ja od razu się na to zgadzam.

Idziemy do gabinetu, gdzie zostawiłem laptopa, a potem kładziemy się do łóżka i tam wspólnie oglądamy oferty domków do wynajęcia. Przyjemnie jest patrzeć, jak Harper próbuje udawać, że nie zachwyca się tym wyjazdem. To dla niej zupełnie nowe, więc chcę, by czerpała z tego jak najwięcej radości. Zasługuje na szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro