Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog


But until the rain stops, you're all I'm looking at.


Nie padało, więc zamknął oczy.

Opuchnięte powieki wydawały się nie mieć siły, żeby choć spróbować się zacisnąć. Posklejane od wilgoci rzęsy drżały tak, jak całe jego ciało. Nie z zimna, nie z emocji. Nie z żalu, stresu, nienawiści do Fortuny, która potoczyła losem w tak boleśnie niesprawiedliwy sposób.

Trząsł się z samotności, a to było dla niego coś nowego.

Miał wrażenie, że nigdy dotąd nie czuł się samotny. Nie, kiedy rezygnował z przyjaźni z rówieśnikami, oddając dzieciństwo w silne ręce kartingu, spędzając każdą chwilę na dążeniu do doskonałości na torze. Nie, kiedy zmarł jego kochany dziadek – ten, który przedstawił mu zapach paliwa i świst powietrza, przecinanego zaokrąglonym noskiem skonstruowanego przez niego, malutkiego gokarta. Nie, kiedy wyjeżdżał z rodzinnej Brazylii*, przyjąwszy propozycję dołączenia do profesjonalnej drużyny.

Tak, to prawda. Rzeczywiście nigdy nie czuł się prawdziwie samotny.

Aż do teraz.

Kręciło mu się w głowie – to mogło być skutkiem kilku bezsennych nocy i ciągłego braku apetytu. Fizyczny ból ciała przyprawiał go o mdłości, bo bolała go każda tkanka, spięte mięśnie, krew, płynąca w jego żyłach, wszystko!

Bólem wszystko błagało wszechświat, żeby cofnął się do tego momentu. Żeby czas zwolnił, kiedy Oscar zakładał jego uniform, będąc zdeterminowanym tak, jak przed własnym wyjazdem na tor. Gdyby Lily dostał szansę na reakcję, wszystko byłoby w porządku. To on prowadziłby swój samochód.

Jednak wszechświat wydawał się być głuchy na jego wołanie.

Ciepło na policzku otworzyło zmęczone oczy. Słońce przebijało się przez deszczowe chmury, więc spojrzał na nie, zadając sobie jeszcze większy ból. Czarne plamki jak na zawołanie zawirowały na drewnianej trumnie. Na postawionym na niej zdjęciu Oscara.

Zatrząsł się jeszcze mocniej.

Cholera! Przysięgał sobie, że nie będzie płakał, że wytrzyma, że się nie załamie. Jednak tracił ostatek sił, kiedy zielonkawe oczy, uwięzione za szybą ramki, spoglądały na niego z tą łagodną pewnością siebie. Tak patrzeć potrafił tylko on. Lekko uniesione, niemal białe brwi ginęły na bladej skórze, a kąciki ust podnosiły się na tyle nieznacznie, że tak samo daleko było im do uśmiechu, jak i do powagi.

Oscar. Pod tym zdjęciem leżał Oscar. Oscar, który oddał za niego życie, podejmując najgłupszą ostatnią decyzję. Oscar, który go kochał. Oscar, którego już nie było.

Nie potrafił oderwać od niego wzroku. Jasne, miękkie włosy stwarzały słuszne wrażenie aureoli nad portretem. Zakrwawiony kask spoczywał na przedzie trumny i Lily mógł przysiąc, że przez ułamek sekundy widział w jego szybce to zdeterminowane, morskie spojrzenie.

Przegrał walkę z samym sobą. Już nawet nie ukrywał łez.

Głupie zdjęcie, nieruchome, pozbawione życia, ukazywało delikatną stronę charakteru Oscara. Tę, która wyrażała zgodę na wszystkie bzdurne życzenia Estebana, a na pytania odpowiadała szczerym, delikatnym uśmiechem. Która patrzyła na niego, kiedy spacerowali po torze, chciała spędzać z nim cały swój wolny czas i cieszyła się nawet perspektywą siedzenia obok siebie na zebraniach ekipy.

Nienawidził tego, że w głowie wciąż błagał, żeby zdjęcie mu odpowiedziało. By dało znak, że jednak żyje – lecz nie żyło.

Oscar nie żył.

Pierwsza kropla spadła na sam środek trumny, druga na przeszklony policzek Hanninena. Deszcz kropił niewinnie, delikatnie, ale doskonale wiedział, gdzie spocząć. Z precyzją godną mistrzostwa, kropla upadła na samym środku wyciągniętej dłoni Estebana.

Dopiero wtedy zrozumiał, że się mylił. Jednak nie był sam i już nigdy nie będzie.

I do końca ceremonii nie przestał patrzeć portret tego, na którym obiecał się skupiać, kiedy padał deszcz.


***

* ZAKŁADAM, że Lily jest Brazylijczykiem. W scenie przed śmiercią Oscara pojawiła się brazylijska flaga na uniformie Estebana. Nie zostało jasno powiedziane, że Esteban pochodzi z Brazylii (jego imię jest hiszpańskie). Założyłam to tylko z tej jednej sceny z flagą na kostiumie.


Hej, dzieciaczki!

Wrzucam Szkwał jeszcze raz, poprawiony, nieznacznie zmieniony.

Postaram się go publikować w miarę regularnie, na tyle, na ile praca i studia będą mi pozwalać.

Piszę cały czas, nie tylko Szkwał i nie tylko Prosiaka! Piszę mnóstwo rzeczy, ostatnio próbuję swoich sił jako pisarka-na-poważnie (w tej sprawie proszę trzymać za mnie kciuki!). Wattpad nadal nie kojarzy mi się pozytywnie, nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie zmienić o nim zdanie :') Aczkolwiek tak no, jestem tutaj, bo nie znam lepszego miejsca. Nooo i co najważniejsze, mam tutaj Was!

Choć zostało Was niewiele, mam nadzieję, że przynajmniej garstka osób będzie zainteresowana wspomnieniami Estebana i jego radzeniem sobie ze śmiercią Oscara.

Do poczytania następnym razem, Dzieciaczki! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro