Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

①⑧

Pierwsza noc w tym obskurnym miejscu była koszmarem. Druga i każda kolejna też, jednak to, co działo się po pierwszej aukcji, na którą on jeszcze nie został wystawiony, przekraczało wszelkie granice. Cały czas słyszał lamenty osób wywlekanych — w wielu przypadkach siłą — ze wspólnego pokoju. Widział, jak osoby, które miały zostać sprzedane po raz kolejny, są przerażone, jak wylewają łzy, jak płaszczą się przed bezlitosnymi handlarzami i błagają o wolność. On też miałby tak skończyć?

Nie pozostało mu nic innego jak ucieczka. Jak najszybciej. I tak jak pomyślał, tak zrobił, a przynajmniej próbował. I prawie mu się udało, był już przy bramie, już miał wspiąć się na ogrodzenie, które oglądał wiele razy, zanim dokładnie wszystko zaplanował. Już prawie był na szczycie, jeszcze jedno podciągnięcie, a potem będzie wolny. Już uśmiech wkradał się na jego usta, kiedy widział migające światła z centrum miasta, jak jego oczy znalazły się ponad ogrodzeniem. I wtedy... ŁUP! Ktoś pewnym ruchem złapał go za tył koszulki i pociągnął na dół, a on upadł boleśnie na ziemię.

Dokąd to, ptaszku? — zapytał strażnik, stojący centralnie za nim. Dabi już chciał się podnieść i wszcząć walkę, w końcu jest tak blisko celu, jeszcze wszystko może się udać! Szybkim ruchem odwrócił się, chwycił mężczyznę za nogę i pociągnął z całej siły, teraz to tamten leżał na ziemi. Zaczęli się szarpać. Dabi był górą i zapewne wygrałby i wyniósł jeszcze nóż myśliwski, ale wtedy nadbiegło trzech kolejnych strażników, a jeden z nich rzucił się od tyłu na Dabiego i potem przed oczami chłopaka zrobiło się całkowicie ciemno, kiedy jeden z nich uderzył do z całej siły trzonkiem broni w głowę.

Nie wiedział, ile czasu był nieprzytomny. Nie wiedział też, gdzie go zamknęli. Nie rozpoznawał pomieszczenia, które było podwalinami pod sypialnię wszystkich niewolników, gdzie do tej pory był cały czas przetrzymywany, to było inne miejsce i zdecydowanie się Dabiemu nie podobało. Szczególnie że klęczał na ziemi, a dłonie za plecami były zaczepione kajdankami za jakimś metalowym słupem, tak, że chłopak nie mógł się za bardzo ruszyć.

Nie wiedział, jak długo klęczał na zimnej, betonowej i mocno styranej podłodze, ale było to na pewno długo. Na tyle długo, że ból, który początkowo tępo roznosił się od potylicy wzdłuż kręgosłupa, praktycznie zanikł i na tyle długo, że usta wyschły do takiego stopnia, że zabrakło mu nawet śliny, żeby móc przełknąć jakikolwiek płyn i zwilżyć gardło, o głodzie już nie wspominając.

Kiedy do pomieszczenia ktoś w końcu raczył wejść, w dodatku z jakimiś pakunkami, Dabi uznał, że śmierć z wycieńczenia wcale nie byłaby takim złym pomysłem.

Przybyły mężczyzna odstawił rzeczy gdzieś na bok, a potem podszedł do Dabiego z telefonem w ręku. Z bliska brunet poznał, że to ten sam strażnik, z którym szarpał się przy murze, miał wielkiego — teraz już trochę zzieleniałego — siniaka pod okiem.

Doigrałeś się — mruknął, a kiedy zobaczył przestraszoną minę Dabiego, uśmiechnął się podle. Przez chwilę zaczął coś robić na telefonie, a kiedy skończył, wymierzył aparat komórki w związanego chłopaka, robiąc zbliżenie na jego twarz. — A teraz zobaczcie wszyscy, co się dzieje z degeneratami — powiedział, po czym wstał i położył komórkę gdzieś z boku, ale tak, aby ta wciąż mogła filmować Dabiego. Chłopak przypuszczał, że mogła to być jakaś transmisja na żywo, a reszta niewolników najprawdopodobniej jest zmuszona do oglądania tego "pokazu".

Zaczerpnął drżącego oddechu, zrobiło mu się niedobrze, na myśl tego, co mogło mu grozić i całe szczęście, że żołądek miał pusty, bo inaczej na pewno by zwymiotował i to jeszcze na siebie.

Nie oszczędzimy nikogo. Żadnego uciekiniera, nieważne jak przystojny by nie był — dodał, mężczyzna, a potem podszedł do Dabiego. W ręku trzymał jakąś butelkę, odkręcił ją, a potem uśmiechnął się krnąbrnie ostatni raz. — Trzeba było nie broić — dodał, łapiąc czarne włosy Dabiego i odchylając jego głowę brutalnie do tyłu, przez co Dabiemu obraz zakręcił się przed oczami, zapewnie przez nie tak dawny cios w potylicę. Może miał wstrząśnienie mózgu?

Strażnik wylał na bruneta charakterystycznie pachnący płyn i chłopak musiał mocno zaciskać wargi, żeby takowy nie dostał mu się do ust.  Kiedy butelka była pusta, została wyrzucona gdzieś w kąt, a włosy Dabiego puszczone. Chłopak od razu zaczął krztusić się powietrzem, gdyż do tej pory musiał wstrzymywać oddech. Choć, jak teraz o tym myślał to wolałby, żeby pomieszczenie było bez tlenu, przynajmniej wtedy nic by się nie zapaliło.

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni malutki prostokątny przedmiot, a kiedy go włączył, z jednego końca wystrzelił mały płomyk. Zamglony mózg Dabiego działał jakby na zwolnionych obrotach i połączył wszystkie fakty, dopiero gdy miał ogień tuż przed sobą. Charakterystyczny zapach — benzyna. Chcą go spalić żywcem.

NIE! — wrzasnął w momencie, kiedy ogień z zapalniczki zajął jego umorusane w benzynie ubranie. Najpierw nie poczuł nic szczególnego prócz wszechogarniającej paniki. Potem wbrew pozorom zimno, a to z czasem zaczęło przeradzać się w ból. Przeokropny ból, który wymuszał na nim rozpaczliwe szarpanie się, krzyki i płacz. Ostatni raz kiedy zapłakał, zanim żywioł strawił poszczególne partie jego skóry, łącznie z kanalikami łzowymi. To było też ostatnie, co pamiętał, zanim stracił przytomność.

***

I tak już od dobrych trzech dni Dabi z Shigarakim chodzili razem na poranną kawę do teraz ich ulubionej kawiarni, gdzie niebiesko-włosy raczej zostawał przy tym, co zamówił za pierwszym razem, a Dabi za każdym kolejnym brał co innego, stawiając sobie za cel honoru posmakowanie wszystkiego.

Nawet pogoda się nieco poprawiła albo to Shigaraki zaczął ubierać się grubiej i już po prostu nie marudził na ziąb. Wszystko szło jak po maśle, nie dając im żadnych powodów, aby któremuś zepsuć wyśmienity humor, bo nawet służba zauważyła, że szef ma się lepiej i mogli trochę odetchnąć z ulgą.

Jednak do czasu. Bo pewnego popołudnia, kiedy wrócili z kawiarni (a tym razem jeszcze zaszli na jakieś śniadanie), w progu powitał ich Kurogiri, chcąc przedstawić Tomurze najświeższe wieści.

— All For One wróci w przyszłym tygodniu — oznajmił i mogłoby się wydawać, że niebiesko-włosy pobladł, jak to usłyszał, ale on w sumie zawsze był blady. Jednak potem zamknął się w swoim pokoju i siedział tam dość długo, a kiedy Kurogiriemu udało mu się namówić go do zejścia na posiłek, był tak nieprzyjemny, że służba na powrót zapomniała co znaczy jakaś życzliwość czy wyrozumiałość (szczególnie jedna z nich, której rzucił szklankę z sokiem pod nogi).

Następnego dnia jego dziwne (czy też dla przyzwyczajonych nie) zachowanie się trochę uspokoiło, a dwa dni później mogłoby wydawać się, że chłopak wręcz zapomniał o tym, co powiedział mu Kurogiri.

Ba, chłopak późnym wieczorem siedział w pokoju Dabiego czy raczej na samym lokatorze i okładał się z nim poduszkami, podczas sprzeczek na temat najlepszego uniwersum filmowego.

— Nie wierzę, że wolisz Marvela od Harry'ego Pottera — fuknął rozbawiony Tomura, poprawiając niesforny kok z tyłu głowy, jak zawsze kilka nierównych pasm co jakiś czas wyswobadzało się spod gumki i opadało na twarz.

— I mówi to osoba, która ma obsesję na punkcie Piratów z Karaibów — odparł leżący pod niebiesko-włosym Dabi. Niestety przegrał bitwę, co mogłoby być powodem do wstydu, zważywszy, że przegrał na swoim własnym terytorium, ale jemu dużo bardziej zależało teraz na tym, że Shigaraki jest szczęśliwy. A przynajmniej na takiego wyglądał.

— Piraci są świetni. Musimy to kiedyś obejrzeć razem — powiedział stanowczo niższy.

— Dobra, o ile nie znasz wszystkich kwestii na pamięć.

— Tylko z moich ulubionych części. — Shigaraki uśmiechnął się niewinnie, a potem obaj parsknęli śmiechem.

— Boże, daj mi siły! — jęknął męczeńsko Dabi, za co po raz kolejny oberwał poduszką w twarz, a kiedy już ją z siebie ściągnął, zmierzwione włosy wchodziły mu do oczu, więc starał się je zdmuchnąć. Wyszło mu to tylko po części, bo kilka pasem zaraz ponownie opadło. Shigaraki, który dalej wygodnie siedział na jego brzuchu, postanowił wykazać się dobrą wolą i sam odgarnął je ręką. — Ale chyba nie powiesz mi, że podoba ci się Jack Sparrow, co?

Kapitan Jack Sparrow. Oczywiście, że mi się podoba! Ciemne wymalowane oczy, długie włosy, ma poczucie humoru, zupełne przeciwieństwo ciebie — zaczął wyliczać Tomura, a kiedy już skończył, puścił oczko do Dabiego, który udał obrażoną minę.

— Masz fatalny gust — mruknął, chcąc grać poważnego, ale przychodziło mu to z trudem. Tomura uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby i przechylił głowę na bok, przez co kilka włosów znów wypadło z kucyka.

Dabi poczuł na tyle odwagi, żeby podnieść się do siadu, przez co był teraz bardzo blisko Shigarakiego, który siedział na jego nogach. Przez chwilę parzyli na siebie z tak niewielkiego dystansu, oboje uważnie studiowali swoje twarze, każde zmarszczenie, bliznę, zadrapanie czy przebarwienie. A potem Dabi zamknął oczy i nachylił się jeszcze bardziej, żeby pocałować swój obiekt westchnień.

Wymienili tylko jeden krótki i subtelny buziak, zanim nie przeszli do znacznie głębszych i bardziej intensywnych pieszczot, łącznie z zaangażowaniem w nie języków. A kiedy odsunęli się od siebie tylko na ułamek sekundy, aby zaczerpnąć powietrza, Tomura pchnął Dabiego z powrotem na poduszki i ponownie złączył razem ich wargi.

Brunet już po raz kolejny miał wrażenie, jakby w jego brzuchu szalało stado motyli i tak jak podczas pierwszych zbliżeń z Shigarakim to uczucie trochę mu przeszkadzało, tak teraz bardzo je polubił i wręcz motywowało go do działania, a jako że teraz miał wolne ręce, bo nie musiał tak jak przed chwilą podpierać się po bokach to mógł (i z chęcią to zrobił) położyć swoje dłonie na talii Tomury. A niedługo później jego palce same wsunęły się pod luźno zwisającą, może zbyt oversize'ową, koszulkę młodszego. Prawie od razu poczuł, jak mięśnie chłopaka się spinają.

— Gdzie z łapskami? — mruknął niebiesko-włosy prosto w jego usta, a zaciekawiony Dabi uśmiechnął się zadziornie i ani myślał przestawać. Przesunął subtelnie opuszkami palców jednej dłoni po brzuchu chłopaka, za co szybko dostał po łapach. A potem Tomura poprawił swoją bluzkę i opadł na klatkę piersiową Dabiego, chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi.

— Nie gniewaj się, jeśli... — zaczął brunet, miziając młodszego palcami wzdłuż kręgosłupa, jakby chciał go przekupić pieszczotami niczym obrażonego kota.

— Mam łaskotki — ledwo co zdołał usłyszeć Dabi, a zanim przetworzył te słowa i zdołał zrozumieć ich znaczenie, poczuł ciepłe pocałunki na swojej szyi. Westchnął zaskoczony i mocniej zacisnął dłonie na biodrach chłopaka, któremu dopiero po chwili przeszedł przez myśl pewnien istotny szczegół.

— Nie boli? — dopytał, a wtedy ciepłe powietrze przyjemnie owiało skórę wyższego. I choć mogłoby się wydawać, że takowa nie powinna mieć czucia w poparzonych miejscach to tak naprawdę wręcz przeciwnie, była aż nadto delikatna i wrażliwa.

— Nie, przy całowaniu jest w porządku. Gdybyś chciał gryźć to mógłby być problem.

— Nie ugryzłem cię — fuknął Tomura, po czym sturlał się z Dabiego (na co wyższy oczywiście jęknął z bólu, kiedy ten wbił mu przy tym łokieć pod żebro) i opadł plecami na poduszki obok. Wyższy podniósł się na przedramieniu, żeby być trochę nad Shigaraki i móc patrzeć mu w twarz, ale ten właśnie zakrył ją ręką.

— Droczę się z tobą, mała paskudo — powiedział Dabi, przypatrując się wargom Tomury, bo aktualnie tylko tyle jego twarzy pozostawało na widoku, ale kiedy tylko Shigaraki zabrał swoje ramię od razu skradł mu jeszcze jednego całusa.

Tomura wciąż był pod wrażeniem tego, jak naprawdę wygląda bliskość z drugim człowiekiem, którego darzy się jakimś uczuciem i to z odwzajemnieniem. I gdyby jakiś czas temu ktoś powiedział mu, że będzie jak gdyby nigdy nic leżeć razem z Dabi, wygłupiać się i miziać, uznałby, że tamta osoba jest szalona. A teraz to wszystko naprawdę miało miejsce i jeszcze mu się podobało. Mało tego chętnie robiłby to cały czas, byle być blisko Dabiego i najlepiej móc go ciągle dotykać. Zauroczenie potrafi ogromnie zmienić człowieka, uznał Tomura, a potem odchrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę. Brunet uniósł do góry jedną brew na znak, tego, że go słucha.

— Czy my jesteśmy razem? — zapytał. Zaskoczony takim pytaniem Dabi zamrugał kilka razy i zanim zdążył odpowiedzieć, z ust Tomury wylał się potok kolejnych słów. Widać, że się trochę zestresował. — Znaczy... No wiesz, czy jesteśmy w związku? Bo wydaje mi się, że tak się zachowują pary... ale w sumie to nigdy z nikim nie byłem i nie wiem. Jeśli coś pomyliłem to...

— Wolnej, bo się zapowietrzysz — uciszył go Dabi, a potem posłał lekki uśmiech i pogładził po zaróżowionym policzku. Tomura wziął głęboki oddech. — Nie wiedziałem, że masz jeszcze jakieś wątpliwości. Myślałeś, że całuję się ze wszystkimi na lewo i prawo? — powiedział brunet, a potem zrobił poważny wyraz twarzy i zapytał, równie poważnym tonem: — Shigaraki Tomuro, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim chłopakiem?

— Na serio pytałem, a ty robisz sobie z tego żarty — burknął niższy, marszcząc lekko brwi.

— Przecież ja też pytam na serio. Może mam ci to na kartce napisać, żebyś wyraźnie widział znak zapytania? — Dabi na powrót uśmiechnął się delikatnie i odgarnął opiekuńczo włosy naburmuszonego Tomury za ucho. Ten wywrócił oczami.

— Jak ja cię nie znoszę... a jednocześnie nie mogę bez ciebie wytrzymać — westchnął, strącając rękę Dabiego ze swojej twarzy, żeby choć trochę spiłować mu ten głupkowaty uśmieszek z twarzy.

— Czy to znaczy "tak"? — zaśmiał się wyższy, nie dając za wygraną.

— Zadajesz bardzo dużo pytań.

— Wciąż wydaje mi się, że połowa do ciebie nie dociera.

Shigaraki westchnął ciężko, a potem podniósł się do siadu. Szczerze mówiąc, to teraz żałował, że sam zaczął o to wypytywać.

— Czy to będzie coś złego? Pracujesz dla mnie... Czuję się trochę dziwnie

— W porządku, zastanów się na spokojnie. Nikt ci pistoletu do głowy nie przykłada — zażartował wyższy, po czym ponownie ułożył się wygodnie na łóżku. Tomura spojrzał na niego z ukosa i zagryzł delikatnie wargę, zanim dodał:

— Ale chcę być twoim chłopakiem...

Dabi zaczął się śmiać, a słysząc to, Shigaraki sam nie mógł się powstrzymać. Widząc szczęśliwego Dabiego, sam czuł się szczęśliwy i to była kolejna rzecz, którą dopisał do listy "jeszcze nie rozumiem".

— Jesteś pokręcony, jak mało kto. Uwielbiam cię — wydukał, między jeszcze pojedynczymi spazmami śmiechu brunet. — Cieszę się, że to wyjaśniliśmy. Teraz będziesz mieć pewność, na czym stoisz... Ja w sumie też — dodał, kiedy już się uspokoił.

Tomura tylko pacnął go w ramie, również zadowolony, że udało im się to wyjaśnić, a potem wstał i zebrał z podłogi rozmemłaną marynarkę.

— Dobranoc — mruknął.

— Nie zostaniesz tutaj?

— Mam też swoje łóżko — odparł Tomura, a potem posłał, może trochę niezadowolonemu wyższemu, ostatni uśmiech i udał się do swojego pokoju, gdzie od razu runął jak długi na posłanie, a jego myśli zaczęły wędrować w te nie bardzo przyjemne rejony. Mianowicie jego tata wraca nie długo i jak zareaguje na Dabiego i na sposób, w jaki Shigaraki go nabył? Tej nocy miał wiele do przemyślenia.
_________________________________________

Dobra, po pierwsze, prawie dostałam zawału, kiedy po sprawdzeniu wszystkiego wattpad mnie wywalił bez wcześniejszego zapisania, za te emocje już należy się gwiazdka wsparcia XD

Po drugie, tak wiem, Dabi ma przeżycia jak Jeff The Killer.

Po trzecie, nie wiem czy rozdział znowu nie wyszedł zbyt cukierkowy...

Po czwarte, jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam na one shota (na moim profilu) Shigadabi 18+ ;)

Do usłyszenia dopiero we wtorek! Na ostatniej prostej muszę Was dłużej przytrzymać w niepewności... i kupić sobie trochę czasu na napisanie hahah

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro