Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tomura nie raczył mówić nic więcej, nieważne ile Dabi by nie dopytywał. Wsiedli do samochodu, a Kurogiri również nie mogąc dowiedzieć się niczego sensownego od szefa, w końcu został zmuszony krzykiem do odjazdu.

Przez pierwsze kilka minut drogi mężczyznom siedzącym na przednich siedzeniach nie zamykały się usta. Cały czas próbowali wyciągnąć jakieś informacje, ale ich próby obijały się głuchym echem, bo Tomura siedział na swoim miejscu i nie powiedział już kompletnie nic. Pozostało więc im wymienienie się wiadomości między sobą, a kiedy Dabi już streścił, co miało miejsce, kiedy weszli do klubu, a Kurogiri oznajmił, że na zewnątrz nie działo się nic nadzwyczajnego sami również po prostu zamilkli.

I tak jak początkowo ta cisza była pełna wyczuwalnego napięcia, tak to z czasem opadło, bo każdy utonął w swoich rozmyślaniach, kompletnie nie zwracając uwagi na pozostałych. A obaj ochroniarze w końcu rozluźnili się, dochodząc do wniosku, że Tomura znów dał się ponieść swoim humorkom, szczególnie kiedy usłyszeli jego zachrypnięty, zdenerwowany głos.

— Zatrzymaj się!

— Ale, szefie... — zaczął już zmęczony tym wszystkim Kurogiri, zerkając na niebiesko-włosego w lusterku.

— Natychmiast stój — powtórzył uparcie Tomura, choć już dużo ciszej. Kierowca zmarszczył delikatnie brwi, nie mając już kompletnie pomysłu, o co może chodzić tym razem, zważywszy na to, że nie znajdowali się już w centrum miasta. Zjechał ostrożnie na pobocze, gdzie nie było nic godnego uwagi, a Shigaraki od razu wysiadł z samochodu i nawet nie zamknął za sobą drzwi. Ledwo oddalił się na kilka kroków, a potem schylił i zwymiotował.

— Same z nim problemy — burknął Dabi, przecierając twarz dłonią. — Jak nie potrafi, to niech nie pije.

— Zazwyczaj nie pada po jednym drinku.

— To teraz widzisz, czemu dzieciaki nie powinny pić alkoholu. Za słaba głowa i żołądek — warknął lekko podirytowany brunet, a potem sam wysiadł z auta i podszedł do Tomury, który wciąż schylony z głową w dół opierał się rękoma na kolanach. — Żyjesz? — zapytał Dabi.

— Jak widać.

— To chodź. Będziesz odpoczywać w domu — odparł ochroniarz, a potem wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek i podał niższemu, żeby ten mógł się wytrzeć. Kilka głębszych oddechów później Tomura stał w miarę prosto tylko trochę bledszy niż zazwyczaj. — Już dobrze? — wolał upewnić się brunet.

Shigaraki pokiwał twierdząco głową i w asekuracji wyższego dał się odprowadzić do auta, gdzie jak się okazało, Dabi postanowił wpakować się do niego na tylne siedzenie, żeby mieć oko na młodocianego alkoholika.

I tak jak początkowo wszystko wydawało się być w miarę w normie, albo to Shigaraki dawał radę trzymać się w ryzach, tak po jakimś czasie zaczęło mu się kręcić w głowie i szczerze mówiąc miał nawet problem, żeby utrzymać ją prosto. Na szczęście wszystkich zainteresowanych (i samochodu, którego tapicerka nie została zarzygana), niedługo później zatrzymali się przed rezydencją. Oczywiście Dabi musiał pomóc Tomurze wysiąść, a potem zaprowadził chłopaka do jego pokoju i teraz to nie obyło się bez trzymania go pod ramię, bo jego stan znacząco się pogorszył.

— Nie wierzę, że tak cię wzięło po jednym drinku — westchnął Dabi, sadzając niemrawego chłopaka na łóżku, gdzie ten od razu pochylił się do przodu i oparł pękającą głowę na swoich dłoniach.

— Nie komentuj tylko przynieś mi wody — wybełkotał, zamykając powieki. Miał wrażenie, jakby gałki oczne miały mu wypaść zaraz z oczodołów i nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wcześniej czuł się tak źle po alkoholu. Nawet wtedy kiedy wypił go dość dużo, nieprzyjemne konsekwencje pojawiały się dopiero następnego dnia, nigdy tak szybko. Brunet pokiwał z dezaprobatą głową, ale posłusznie udał się do kuchni, aby wziąć szklankę a najlepiej butelkę wody. W końcu na kaca trzeba dużo pić.

Jednak gdy wrócił do pokoju szefa  (który swoją drogą był niezwykle ładny choć wcale nie dużo większy od jego własnego pokoju) i nie zastał Tomury na łóżku, gdzie go zostawił, zaczął nabierać pewnych podejrzeń co do domniemanego kaca.

Uchylone drzwi łazienki zdradzały jego lokalizację i to, że znowu zwracał całą zawartość żołądka. Dabi odłożył wodę przy łóżku, a następnie stanął pod drzwiami, jednak szanując prywatność szefa, nie zamierzał na razie wchodzić do środka. Czekał cierpliwie przez jakiś czas.

— Shiggy? — zapytał, pukając delikatnie w drzwi, kiedy w środku zapanowała podejrzanie długa cisza. — Mogę wejść?

Dabi usłyszał w odpowiedzi najpierw szum wody z kranu i wiązankę przekleństw. Wtedy zajrzał do środka, gdzie Tomura z wielkim trudem utrzymywał się na nogach przy umywalce, ocierając ręcznikiem nos, z którego kapała krew.

— Cholera, co jest? — zapytał przejęty Dabi, po czym po prostu wszedł do środka i stanął nie niebiesko-włosym, łapiąc go jedną ręką pod bok, bo tamten wyglądał, jakby miał zaraz upaść.

— To musi być jakiś żart — syknął Shigaraki, podczas gdy jego palce, wręcz ociekały krwią.

— Pochyl głowę do przodu — polecił brunet, a drugą dłonią zgarnął włosy Tomury na bok, żeby nie ich nie zachlapał. Zmarszczył brwi, widząc jak czerwień spływająca do umywalki, miesza się z wodą. Coś takiego nie mogłoby być efektem nawet potężnej libacji alkoholowej. Kilka sekund później niewypowiedziane obawy z tyłu głowy Dabiego potwierdził Tomura.

— Ktoś mi czegoś dosypał — zachrypiał, teraz już samemu, trzymając swoje włosy. Dabi  spojrzał na niego z troską, w takiej sytuacji pozostawało w jego ocenie sytuacji tylko jedno wyjście.

— Powinniśmy jechać do szpitala — oznajmił spokojnie, przyglądając się cały czas Tomurze. Był pewny, że gdyby chłopak miał więcej sił, uraczyłby go morderczym spojrzeniem, ale teraz ledwo mógł skupić swój wzrok na jego odbiciu w lustrze.

— Nie — mruknął.

— Dzieci i ryby głosu nie mają. To może być coś poważnego.

— Nigdzie nie jadę — upierał się niebiesko-włosy.

— Shiggy...

— Nie — zawyrokował, trzęsac się na całym ciele i podtrzymujący go Dabi nie wiedział czy to z złości, czy od dodanych mu do napoju prochów. — Idź do Kurogiriego i powiedz, żeby sprowadził lekarza tutaj. Będzie wiedział o kogo chodzi — dodał po chwili, unosząc swoją głowę trochę wyżej, czując, że krwawienie trochę słabło.

— Dobra — zgodził się Dabi, wiedząc, że nic więcej nie wskóra. — Za chwilę wrócę, nie ruszaj się do tego czasu nigdzie — dodał, a Tomura machnął na niego ręką, aby już szedł.

Kiedy na horyzoncie nie było już bruneta, sięgnął po ręcznik, aby wytrzeć twarz. Chłód bijący od kafelek, tylko potęgował przechodzące go dreszcze. Nigdy wcześniej nie padł ofiarą czegoś tak perfidnego, a z drugiej strony amatorskiego.

Jedynym pozytywem, jaki znalazł do tej pory, był fakt, że najprawdopodobniej zwymiotował już wszystko, co mogło się znaleźć w jego żołądku, więc przynajmniej mdłości ustały. A skoro nie będzie już rzygał, to nie widział powodu, dla którego miał tkwić w tej zimnej łazience, gdzie trząsł się jak jakaś galareta.

Powoli, cały czas podpierając się ściany i na przekór prośby Dabiego, mimo wiotkich kończyn, którymi ledwo mógł poruszać, dostał się na swoje łóżko akurat w momencie, gdy brunet wrócił do pokoju.

— Słuch też ci już szwankuje, co? Miałeś nie wstawać — warknął wyższy.

— Nie dam się tak łatwo rozłożyć jakimś prochom.

— Z tobą to rozmawia się gorzej niż ze ścianą. Kurogiri pojechał po lekarza, może połóż się do tego czasu — zaproponował Dabi, choć był prawie pewny, że Tomura zaraz zgani go za domniemaną próbę rozkazywania. Jednak nic takiego nie nastąpiło.

— Zimno mi. Przynieś jakaś bluzę z mojej szafy.

Dabi zrobił to, sam zaskoczony swoją dobrocią serca i potulnością. Ale wypadało odwdzięczyć się za wcześniejsze uratowanie życia, nawet jeśli z tyłu głowy miał, że opieka, nawet chwilowa, nad Tomurą nie należy do jego obowiązków.

— Jak źle się czujesz w skali od 1 do 10? — zapytał, ciężko mu było ukryć swoje zaniepokojenie powierzchowną bezinteresownością. Shigaraki trząsł się i ogólnie wyglądał, jakby właśnie wyciągnęli go po co najmniej tygodniu spędzonym w kostnicy.

— Osiem — mruknął Tomura, próbując samodzielnie odwiązać krawat, ale dłonie trzęsły mu się zbyt mocno, a wzrok był zbyt rozmazany.

— Pomogę ci, ale potem będziesz grzecznym chłopcem i się położysz — oznajmił Dabi, w momencie kiedy już uporał się z krawatem i pomagał Tomurze zdjąć niewygodną marynarkę. Biała koszula pod spodem lepiła się do ciała chłopaka, opinając każdą wystającą kość, co tylko uwydatniało zły stan Shigarakiego. Brunet już bez dodatkowych komentarzy sprawnie rozpiął guziki odzienia, a potem zdjął również przepoconą koszulę i nałożył zamiast niej tą samą beżową bluzę, którą niebiesko-włosy miał na sobie, kiedy pierwszy raz rozmawiali na balkonie. — Na pewno nie chcesz jechać do szpitala? Wyglądasz naprawdę słabo.

— Nigdzie nie jadę. Już mówiłem — mruknął Tomura, odgarniając spocone włosy z czoła, a potem opadł do tyłu na poduszki. Wszystkie jego mięśnie wydawały się go nie słuchać, więc wolał nie ryzykować jakiś upadkiem, szczególnie, że już dzisiaj miał do czynienia z jednym krwotokiem.

Chwilę później poczuł, jak materac obok ugina się, kiedy Dabi usiadł na jego krawędzi, a potem nachylił się jeszcze bardziej, żeby przykryć jego drżące ciało puchatym kocem.

— Możesz już iść — wymamrotał Tomura, zakrywając twarz łokciem. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak źle musi teraz wyglądać, a fakt, że oglądał go w takim stanie właśnie Dabi, znajdował się na szarym końcu listy jego życzeń.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł zostawiać cię samego. Dzieci potrzebują opieki — odpowiedział brunet, po czym uśmiechnął się delikatnie, tak na otuchę. Gdzieś w głębi duszy czuł wyrzuty sumienia, że nie upilnował Shigarakiego na tyle, aby mógł wrócić do domu w jakimś przyzwoitym stanie. Chyba świat gdzie co chwila czai się na ciebie niebezpieczeństwo, a przy każdym wyjściu możesz zarobić kulką między oczy lub dostać specjalny prezent w drinku go przerastał.

— Ale ty nie jesteś moją opiekunką — zaoponował niebiesko-włosy. Gdyby miał, choć odrobinę więcej siły z chęcią obróciły się tak, aby wpakować swoją styraną twarz w poduszkę, jednak teraz wydawało się to jego ciału czymś niemożliwym. Tak naprawdę z trudem otwierał szczękę, aby coś powiedzieć, a co dopiero wykonać jakiś bardziej wymagający ruch.

— Jako ochroniarz tez powinienem o ciebie zadbać — zostawał przy swoim brunet. Shigaraki westchnął ciężko, a potem naciągnął koc mocniej na siebie. Nie dość, że czuł się tragicznie, głowa mu pulsowała od środka, wzrok się rozmazywał, mięśnie odmawiały posłuszeństwa i przechodziły go dreszcze, to na dodatek Dabi musiał dokładać swoje trzy grosze w postaci zawstydzania go. Szczerze to zgodziłby się na każdego zamiast bruneta, przy którym nie chciał pokazywać się z takiej strony.

— Może nie podoba mi się fakt, że jakiś facet ma mnie oglądać w takim stanie, co? Nie dobijaj mnie już — fuknął na wyższego i zanim ponownie zasłonił twarz, zdążył dostrzec, jak tamten wywraca oczami.

— Nie jestem tu, żeby cię oceniać, tylko przypilnować, żebyś nie zrobił jakiejś głupoty. Nie obchodzi mnie, jak wyglądasz. Dałem ciała wcześniej i teraz chcę to naprawić.

— Upierdliwy jak zawsze.

— A ty wstydliwy jak zakochana nastolatka — skontrował Dabi, szczerze  zadowolony, że najwyraźniej udało mu się postawić na swoim.
_________________________________________

Maraton uważam za rozpoczęty!

Dzisiejszy one shot będzie z Norray i przypominam i opowiadaniu Eruri (Levi x Erwin).

Do usłyszenia jutro!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro