⑤
Shigaraki Tomura doskonale wiedział, że ludzie mogą odczuwać całą gamę najrozmaitszych uczuć i mimo że on sam w głównej mierze kierował się pochopnością i impulsami (a może właśnie dzięki temu) wiedział również, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje.
Ba, wiedział nawet, że istnieje mnóstwo rodzajów miłości, nawet pomimo tego, że o większości miał okazję jedynie usłyszeć w teorii, bo sam niewiele z nich doświadczył na własnej skórze. Miłość braterska, jaką darzy się rodzeństwo, miłość przyjacielska, rodzicielska, miłość do samego siebie i oczywiście ta romantyczna.
Sam był skory przyznać, że kochał swojego nie biologicznego ojca, który go przygarnął, zapewnił byt i opiekował się nim na swój czasem może mało rodzicielski sposób, ale trzeba mu to wybaczyć, w końcu prawdziwym ojcem nie był, nawet jeśli Shigaraki mógł tak do niego mówić.
O zakochaniu się Tomura wiedział naprawdę znikome fakty. Widział wiele szczęśliwych, wyidealizowanych, a przez to nierealnych w prawdziwym życiu par z różnych filmów romantycznych czy bajek, które oglądał za dzieciaka. Kiedy podrósł, może miał okazję podejrzeć coś na kształt miłości w niektórych pornosach, o ile można tam o miłości w ogóle mówić.
Dlatego też nie wyniósł żadnych realnych wskazówek co do tego, jak to wygląda w realnym życiu, jak to rozpoznać, kiedy to się zaczyna i najważniejsze, co wtedy zrobić. Nigdy nie uczęszczał do prawdziwej szkoły razem z innymi dziećmi, gdzie mógłby poznać swój pierwszy niewinny obiekt westchnień, bo jego przybrany tata zatrudniał nauczycieli, którzy przyjeżdżali do domu. Nie miał za bardzo przyjaciół, z którymi mógłby wychodzić jako nastolatek czy później już jako dorosły i mieć dzięki temu okazję do poznania kogoś wartościowego.
Powiedzmy sobie szczerze, na ogół chłopak otaczał się tylko i wyłącznie starannie wyselekcjonowanym gronem, jakim była jego służba. Sporadycznie chodził do ulubionych barów, gdzie był zawsze pod czujnym okiem Kurogiriego, ale i sam zwyczajnie nie miał ochoty, aby chociażby podjąć jakąś marną próbę nawiązania rozmowy z kimkolwiek.
Partnerzy biznesowi to w większości ludzie po czterdziestce, no jeśli dobrze poszło to może po trzydziestce, ale nigdy nie ktoś, kto mógłby być w jego wieku. Nigdy nie ktoś z kim miał okazję porozmawiać o czymś innym niż interesy. Może to właśnie dlatego tak bardzo ciekawił go ten nowy chłopak, który miał od teraz dla niego pracować, a fakt, że nie był tak bardzo uległy jak cała reszta i mimo pozycji Tomury potrafił się z nim podroczyć jak z kumplem, sprawiało, że tak niebieskowłosego do niego ciągnęło, że tak go fascynował. Z kolei z drugiej strony to wydawało mu się nie tyle, co dziwne, a nawet trochę straszne. A jeszcze straszniejsze było w tym wszystkim to, że czuł lęk przed czymś tak prozaicznym.
A o Tomurze można było powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że był strachliwy, a nawet jeśli coś go przerastało, nie dawał tego po sobie poznać. Dlatego też w tym całym zawirowaniu cieszył się, że Dabi spędzał bardzo dużo czasu z Kurogirim na strzelnicy albo na ćwiczeniach podstawowych chwytów obezwładniających, a on w tym czasie mógł ochłonąć i ułożyć sobie wszystko w głowie.
A przynajmniej tak miało być, spokojnie i bez większych komplikacji, jednak minął niespełna tydzień takiej sielanki, zanim z samego rana nie obudził młodzieńca dźwięk przychodzącej wiadomości od kontrahenta, z którym miał się spotkać jakiś czas temu na tej cholernej aukcji.
Zapewne Tomura olałby tego człowieka i nie zawracał sobie nim głowy, gdyby nie fakt, że był to jeden z dawnych współpracowników taty chłopaka, z którym to udało im się wtedy osiągnąć naprawdę spore zyski i Shigaraki postawił sobie niemal za cel honoru, aby zaimponować swojemu dobroczyńcy i powiększyć rodzinny kapitał.
Nie zdążył nawet do końca doczytać wiadomości, gdy na ekranie pojawiło się powiadomienie, że ktoś do niego dzwonił. Jak poparzony wstał z łóżka, a dopiero potem nacisnął zieloną słuchawkę.
— Słucham? — zapytał.
~ Dzień dobry, szef kazał poinformować, że chce się z panem dzisiaj spotkać. — Usłyszał znudzony kobiecy głos po drugiej stronie i mocno zacisnął wolną pięść. Czy naprawdę ten burak nie raczył zadzwonić do niego osobiście tylko przez jakąś sekretarkę? Czy naprawdę miał Tomurę głęboko w poważaniu, że nawet nie raczył przeprosić za niestawienie się poprzednim razem?
Mimo swojej irytacji Shigaraki twardo trzymał język za zębami, nie chcąc już na starcie zniszczyć swoich stosunków z kimś tak wpływowym. Kobieta zdążyła jeszcze podać adres spotkania, o którym niebiesko-włosy nie miał zielonego pojęcia i dodała, że szef będzie tam za równo półtorej godziny. Nie czekała nawet na jakieś potwierdzenie, po prostu podała wszystkie dane i rozłączyła się, jakby rozmawiała z jakimś pierwszym lepszym pachołkiem, a nie Tomurą Shigarakim. Więcej nie było trzeba, żeby zrujnować komuś humor z samego rana, traktując go jak nic nieznaczącego śmiecia.
Zdenerwowany chłopak wyszedł na korytarz. Chciał koniecznie złapać Kurogiriego, zanim ten znów pojedzie gdzieś z Dabim i tylko stracą czas na zbędne dojazdy. Ponadto musiał podać mu adres, żeby dowiedzieć się ile czasu zajmie im podróż.
Szybkim krokiem ruszył prosto na drugi koniec korytarza i dopadł do pokoju służącego, nawet zapukał, ale jak na złość, kiedy go szukał, nikogo nie było.
— Jaki ranny ptaszek. — Usłyszał za sobą głos Dabiego.
— Przynieś mi kawę — warknął, odwracając się w stronę bruneta. Pierwszy raz od dobrego tygodnia miał okazję przyjrzeć mu się dokładniej, bo ostatnimi czasy jedynie się mijali w swoich obowiązkach. Zawiesił wzrok na pokrytej bliznami szyi, żeby odruchowo skontrolować stan krawatu, ale na próżno było go tam szukać. Dwa pierwsze guziki koszuli były rozpięte, nadając wyższemu lekko nonszalanckiego wyglądu.
— Dzień dobry? Jak samopoczucie? Ładną mamy dzisiaj pogodę? — Dabi podsunął podstawowe zasady udanej konwersacji, unosząc przy tym jedną brew do góry. Tomura posłał mu zdenerwowane spojrzenie. Czy naprawdę musiał się z nim droczyć, teraz kiedy nie był w nastroju?
— Przynieś mi kawę, za 15 minut musimy wyjść z domu, nie dyskutuj i przekaż to Kurogiriemu — burknął niższy, będąc dumnym z siebie, że udało mu się nie podnieść głosu, a potem nie czekając na żadne potwierdzenie bądź zaprzeczenie, odwrócił się na pięcie i ruszył do swojego pokoju.
Szybko skorzystał z łazienki, ubrał się w ciemny garnitur z ciemną koszulą, co trochę dawało mu pogrzebowego vibe'u, ale naprawdę nie miał teraz czasu na przeszukiwaniu szafy, aby znaleźć cokolwiek lepszego. Na szybko przeczesał włosy grzebieniem, z niezadowoleniem stwierdzając, że znowu wypada ich nieco zbyt dużo. Spojrzał na zegarek na nadgarstku, było już późno. Ostatni raz zmacał pasek spodni, upewniając się, że wziął ze sobą broń, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami i udał się do kuchni.
— Ile mam jeszcze czekać na tę cholerną kawę?! — wrzasnął, gdy tylko przekroczył próg obszernego pomieszczenia, po którym krzątało się kilka służących. Jedna kobieta tak się zlękła, że wypadła jej z rąk taca ze świeżo umytą zastawą.
— Już jest! Przepraszam za zwłokę, ale musi się parzyć odpowiednią ilość czasu — powiedziała blondynka o żółtych, mocno wytuszowanych oczach, a potem podała niebiesko-włosemu filiżankę. Chłopak spojrzał sceptycznie to na naczynie, to na młodą kobietę, która uśmiechnęła się do niego nerwowo.
— Co to jest? — zapytał Shigaraki. Mimo że nie krzyczał, jego głos był wręcz przepełniony czystym gniewem, co skutkowało stężeniem mięśni prawie każdego służącego. Było źle.
— Kawa... Taka, jaką ostatnio pan pijał — tylko blondynka odzyskała na tyle zdrowego rozsądku, aby odpowiedzieć szefowi. Odruchowo poprawiła grzywkę, co miała w nawyku kiedy się denerwowała. Shigaraki upił łyk napoju i zrobił kwaśną minę. — M-myślałam, że szef lubi... — zaczęła się tłumaczyć, ale przerwał jej dźwięk tłuczonego szkła, gdy kobiecie za nią wyślizgnął się kubek z zabandażowanej ręki.
Tomura wypluł napar z powrotem do spodka.
— Kiedy piłem coś takiego?! — zapytał, teraz już znacząco podnosząc głos. Wszystkie kobiety siedziały cicho przestraszone tym, co może zaraz nastąpić. — Kiedy?! — ponowił pytanie, jednak stojąca przed nim blondynka nie pisnęła ani słówkiem, zaciskając dłonie za plecami.
Zdenerwowany młodzieniec cisnął małym talerzykiem, na którym podano mu filiżankę. Nie zdąży już zajechać do jakiejś dobrej kawiarni, będzie musiał poradzić sobie bez kojącego działania kofeiny.
— Czy któraś z was, pamięta, żebym pijał coś takiego?! — Teraz skierował pytanie do pozostałej części przerażonej służby.
— N-nie pamiętam.
— Nie, zdecydowanie nie, szefie.
— To ona parzyła tę kawę, panie.
Wszystkie służące były zgodne co do tego, że nie chcą zadzierać z Shigarakim Tomurą ani tym bardziej doświadczyć (niektóre już ponownie) jego gniewu na własnej skórze, dlatego w niepamięć puściły wszystkie pierdoły o kobiecej solidarności, wydając blondynkę na pastwę szefa. A ta, zanim zdążył się odezwa, żeby choć spróbować coś wyjaśnić i załagodzić gniew szefa poczuła najpierw, wbrew wszystkim pozorom, zimno, które szybko przerodziło się w potworny ból, kiedy pierwszy szok nerwów w jej ciele przeminął. Niebiesko-włosy wylał całą zawartość gorącej filiżanki na koszulę Togi.
Blondynka zagryzła wargę szpiczastymi kłami, próbując powstrzymać chcący wyrwać się z jej gardła krzyk, nie chciała dodatkowo rozwścieczać szefa. Jednak nie miała takiej władzy nad łzami, które mimowolnie stanęły jej w oczach.
— To nie nadaje się do picia, trochę za ciepłe, nieprawdaż? — zapytał Tomura, podając zesztywniałej z bólu dziewczynie puste naczynie. Ta pokiwała twierdząco głową, aby pokazać, że zrozumiała swój błąd i się z nim zgadza. Shigaraki zmierzył ją spojrzeniem. Specjalnie stał tam, wiedząc, że nie waży się odejść, puki nie skończy z nią rozmawiać. Zdenerwowanie trochę z niego uszło, kiedy zobaczył, jak blondynka nie wytrzymuje, a po jej policzkach spłynęło kilka łez, poparzenie drugiego stopnia już gotowe? Młodzieniec omiótł jeszcze wzrokiem pozostałe przerażone kobiety, a potem odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia, w stronę podjazdu, gdzie czekał na niego przygotowany samochód. Przez tę kretynkę się spóźni!
— Wszystko gotowe, szefie, możemy ruszać — oznajmił Kurogiri, stojący przy pojeździe od strony kierowcy, z kolei Dabi opierał się o drzwi po przeciwnej stronie. Wściekły Tomura podszedł do bruneta, a kiedy był już blisko, wymierzył w niego palcem w oskarżającym geście.
— Miałeś mi przynieść kawę!
— Po co te nerwy? Poprosiłem w kuchni, żeby ci ją przygotowali. Poza tym dzie... — Dabi już chciał zacząć swoją standardową śpiewkę o dzieciach i negatywnym wpływie kofeiny na ich wzrost, ale Tomura nie miał siły tego słuchać.
— Zamknij się już! — warknął, odwracając się, żeby otworzyć drzwi na tylne siedzenie, ale z niezadowoleniem stwierdził, że ktoś go dotyka po ramionach. Zdenerwowany już miał ochotę uderzyć Dabiego i to tak, żeby popamiętał, ale kiedy się odwrócił wyższy uśmiechnął się nieznacznie i uniósł dłoń z kilkoma długimi niebieskimi włosami, które zdjął z marynarki Tomury, po czym odrzucił je na ziemię i strzepnął ręce.
— Tak znacznie lepiej — powiedział, z trudem ukrywając rozbawienie, jakie cisnęło mu się na usta, widząc skonsternowany wyraz twarzy Tomury. Potem sięgnął do kieszeni, żeby wyjąć paczkę papierosów i podał chłopakowi. — Zapal sobie. Może trochę się uspokoisz.
Tomura zamrugał kilka razy zaskoczony, a potem wyjął z paczuszki jednego papierosa, resztę oddając właścicielowi. Czyżby temu kretynowi właśnie udało się poprawić mu humor?
— Dzięki — burknął, wsiadając do samochodu. Szczerze mówiąc, sam palił tylko od wielkiego dzwonu, zazwyczaj pałając wielką miłością do używek typu kofeina i słodkie drinki, ale tym razem lepsze to niż nic. Potrzebował spokoju jak mało kiedy.
_________________________________________
Dzisiaj nie mam za dużo do powiedzenia.
Po pierwsze, bardzo mi miło, skoro dotarliście do końca.
Po drugie, skoro to czytacie, możecie zostawić gwiazdkę XD
Po trzecie, do usłyszenia w piątek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro