Ucieczka
Już od trzech dni, siedziałam w trochę przyciasnej kajucie z osobistym osiłkiem Leonem, który chyba był bliskim przyjacielem Chrisa. Leon był naprawdę wielkim chłopem, zgolonym na łyso i mającym takie mięśnie na ręce jak mój tors. Przy okazji był murzynem, co sprawiało takie wrażenie, że przy nim wszyscy wymiękali. Po jego wyglądzie również wywnioskowałam, że jest brutalem, ale jak się okazało po dłuższej znajomości był przyjacielski, opiekuńczy i posiadał szacunek do kobiet. No po prostu kompletne przeciwieństwo Chrisa! Właśnie, Chris. Kobieciarz, którego stałam się własnością. Powiedział, że mam tu zostać i się kurować. Nie miałam najmniejszej ochoty dowiedzieć się co będzie gdy przestanę być ''niedysponowana". Oczywiście sama nie do końca byłam człowiekiem, więc już dawno byłam zdrowa, jednak obmyślałam swój plan ucieczki. Niedługo znajdziemy się w pobliżu niewielkiej wyspy. Informacje posiadałam od Leona z którym cały czas swobodnie rozmawiałam. Zamknęłam oczy z nadzieją, że tym razem mój plan się uda. Próbowałam wstać z wygodnego fotelu i przejść parę kroków.
- Czuję się lepiej, spróbuję to rozchodzić - odparłam z pokrzepiającym uśmiechem, na widok jego zmartwionej miny.
- Lepiej żebyś znowu nie pogorszyła swojego stanu.
W chwili gdy to powiedział, udałam, że się potknęłam, boleśnie upadając.
- Mówiłem żebyś poczekała - mrukną Leon z zamiarem obejrzenia kostki.
Sięgnęłam za plecami po metalową wazę. Przepraszam - pomyślałam parę sekund przed silnym uderzeniem w tył jego czaszki. Naprawdę go polubiłam, ale nie miałam najmniejszego zamiaru zostać zabawką blond typa, którą zresztą szybko się znudzi. Ciężkie ciało Leona przygniotło mnie do ziemi. Trochę czasu mi zajęło wygramolenie się spod niego. Już wcześniej odkryłam, że w kajucie z tyłu są męskie ubrania. Mocno ścisnęłam moje piersi najciaśniejszą koszulą jaką znalazłam, przykrywając wyraźne wybrzuszenie jeszcze paroma warstwami pirackich ubrań, włosy staranie spięte kryły się pod zwykłym kapeluszem, naciągniętym tak by zasłaniał większość twarzy. Do tego stare spodnie i na nie naciągnięte długie zniszczone buty. Byłam gotowa. Wyciągnęłam spod Leona kluczyki i otworzyłam nimi ciężkie drzwi. Poruszałam się szybko i sprawnie, mimo kompletnie obcej budowy statku. Tak naprawdę mój cały plan wyglądał tak : A) Coś się wymyśli, oraz B) Jakoś to będzie. Jakby spojrzeć prawdzie w oczy tak wyglądało całe moje życie, ale mniejsza. Teraz tylko chyłkiem wydostać się z statku. W oddali widać było majaczący się skrawek wyspy. Moje serce wypełniło się nadzieją. W tym momencie poczułam cień na swojej twarzy. Przede mną stał Chris! Moje ciało się strasznie spięło, a każdy włosek na ciele się zjeżył. Tu już nawet nie chodziło o strach o schwytanie. Od tego faceta biła silna łuna mocy. Niemal tak silna jak moja. Natychmiast bardziej schyliłam głowę.
- Co na moim statku robi osoba, której nie widziałam na oczy? - Spytał się na pozór zimnym głosem, ale wyczułam w nim rozbawienie. On wiedział. Kurwa! Co teraz?! Wszyscy zaczęli się z uwagą przypatrywać mi i swojemu kapitanowi, przerywając swoje prace.
- Ja... - spróbowałam zacząć najniższym głosem jaki potrafiłam z siebie wydobyć.
Uśmiech na jego twarzy się poszerzył. Jednym delikatnym ruchem popchną rondo mojego kapelusza do tyłu. Uwolnione włosy posypały się hebanową kaskadą na moje ramiona. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. On z rozbawieniem, a ja z przerażeniem. W następnej, zrobiłam coś czego nikt się po mnie nie spodziewał, nawet ja. Wyskoczyłam za burtę. Ostatnie co zobaczyłam to z zawrotną szybkością przybliżająca się tafla wody.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro