Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(Nie)Pierwsze Spotkanie

Wzięłam kilka uspokajających oddechów. Raz, dwa TRZY! Zwinnie przeskoczyłam z trzy metrowego muru. Jako, że miałam poważny zanik mięśni, którego nabawiłam się w celi, takie rzeczy jak ten przeskok były dużo trudniejsze niż kiedyś. Upadają coś lekko mi strzyknęło w lewej kostce. A kij z kostką. Zaczęłam biec przy murze tak by trudniej było mnie dostrzec. W oddali pobłyskiwał błękit morza, w porcie akurat stał wielki, szybki statek. Zaśmiałam się w biegu. Nagle, wręcz znikąd pojawili się strażnicy, na których wpadłam. Oczywiście musiałam bardziej uszkodzić kostkę. Próbowałam, dać tym dwóm osiłkom nauczkę, jednak miałabym problemy z wydostaniem się z ich rąk jak imadła nawet gdy byłabym w formie. Podczas gdy wlekli mnie z powrotem w mojej głowie majaczyło się jedno proste i dosadnie słowo, doskonale określające całą zaistniałą sytuację. Kurwa. Gdy tylko ten goguś Ramirez mnie zobaczył wymierzył mi cios pięścią w twarz. A już myślałam, że da mi z liścia jak baba. Skłonność do żartowania szybko mi minęła, gdy zobaczyłam wyraz jego twarzy. Wyglądał jakby się dusił, na jego twarzy gościła głęboka czerwień wściekłości. Dodatkowo nie mógł wykrztusić słowa i się trząsł. I niech ktoś mi powie, że właśnie nie zaserwowałam opisu duszącego się człowieka.

 - Ty podstępna... - cedził każde słowo, niestety przerwało mu głośne wejście dwóch mężczyzn. Jeden miał czerwoną chustę służącą jako opaska utrzymująca jego szaro - srebrne włosy, drugi nieco wyższy (obaj mieli po 1.85 metra), z niedbale spiętymi z tyłu włosami oraz delikatnymi kosmykami okalającymi jego smukłą twarz o intensywnych jasno turkusowych hipnotyzujących oczach oraz z pewnym uśmiechem na twarzy, niemal wszechwiedzącym.

- Ramirezie ty mały skurwysynie! - Krzyknął blondyn, który mimo groźby w głowie miał spokojny uśmiech.

- Czekaj, mam dla cieb... - nie zdążył dokończyć, gdyż ten w kucyku złapał go za ubranie, pod gardło.

- Więc? - pytająco uniósł brew –wiesz nie odezwałeś się do mnie przez całe 2 tygodnie? Dobrze wiesz, że po tym czasie naprawdę mało osób z długami u mnie przeżywa – bez trudu, coraz wyżej podnosił teraz naprawdę duszącego się Ramireza.

- Ona... - wykrztusił wypluwając trochę śliny i wskazując drżącym palcem na mnie.

Pirat zerkną na mnie. Jak tylko mnie zobaczył upuścił ledwo żyjącego handlarza i ruszył swobodnym krokiem w moją stronę. Próbowałam ponownie wyrwać się osiłkom, które nie zluźniły nacisku od momentu schwytania.Niebieskooki kucną przy mnie i z ciekawym uśmiechem poniósł mój podbródek, jakby mnie oceniał. Splunęłam na niego śliną i krwią.Siwy typ z opaską natychmiast wycelował we mnie pistolet. Odzyskujący przytomność Ramirez wyglądał jakby miał zemdleć.Łypałam na niego spod łba gdy powoli wycierał ślinę z policzka.Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili głośno się zaśmiał. Roześmiany podszedł do mojego właściciela.

- Dzięki tej dzikiej piękności zdobyłeś kolejny tydzień gnoju – po zastanowieniu dodał : - ma jakieś obrażenia?

- Nie jestem pewny, niedawno uciekła –wysapał

- Coś sobie zrobiłaś, kotku? -skierował pytanie do mnie.

Widząc w tym swoją nadzieję na ucieczkę delikatnie wyciągnęłam spuchniętą kotkę z niewinnymi zmartwionym wyrazem twarzy. Osiłki mnie puściły. Podczas gdy naiwniak oglądał moją lewą nogę, natychmiast walnęłam go prawą zwiększając odległość. Zaczęłam biec ale kostka już całkowicie chrupnęła, wykrzywiając się w drugą stronę. Widowiskowo upadłam (oczywiście zaryłam głową w marmur). W tej samej chwili co wylądowałam na podłodze nad moją głową przeleciała kula, wystrzelona przez siwego. Szybko przeczołgałam się dalej,gdy poczułam ostry nóż na gardle.

- To niegrzecznie uciekać, kiedy ktoś chce ci pomóc, kotku – jego oddech rozbrzmiał tuż przy mnie.Jak?! Jak to możliwe?! Przecież to niemożliwe by był tak szybki! Blondas powoli przeciągną nożem po moim gardle, w niemal pieszczotliwym geście, po czym schował nóż. Podniósł moją rękę siłą stawiając mnie na nogi. Kostka naprawdę zaczęła boleć, więc blondas wziął mnie na ramiona. Powoli oddychałam by złagodzić ból. Nie miałam jeszcze co zrobię, jednak na pewno się nie poddam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro