Akt 2, Części 96-100 (MARAATON [1/2])
Springtrap:
To mnie przerażało.
Nic z niego nie zostało.Tylko głowa i organy wystające z zniekształconego ciała.
Zostałem zamieniony na nocnego strażnika.Bardzo brakowało mi dzieci, bardziej niż kiedykolwiek.
Uważnie przyglądnąłem się kostiumowi, w którym mój współpracownik zginął.
I... on się poruszał.
Przysięgam, to było żywe.On był żywy.Uwięziony wewnątrz.
Więc, wpadłem na... "świetny pomysł".
Jeśli umieściłbym dzieci w animatronach, mógłbym zatrzymać je przy sobie...
...na zawsze.
Ale proszę, uwierz mi, kiedy powiedziałem, że strasznie żałowałem w chwili, gdy to się skończyło, ja naprawdę byłem szczery.Nie mogłem w nocy spać.Nie mogłem patrzeć na siebie w lustrze.Robiłem wszystko, by naprawić swoje błędy, ale od tego nie było ucieczki.
Czego nie zrobiłem, i tak było niewystarczające.
Nawet jeśli czuję, że zasługuję na śmierć, czuję się jakbym, w jakiś sposób, jestem uwięziony właśnie tu z jakiegoś powodu.Ja nie lubię Deliah dlatego, że jest dla mnie jak córka, której nigdy nie miałem, ale dlatego, że czuję, iż on mnie potrzebuje.
Może i nie robię wszystkiego jak należy, ale się staram.
Chcę dać jej- i dzieciom- rodzinę.
Harry:
Czy te zmarłe dzieci... no wiesz... wciąż tu są?
Springtrap:
Tak- ale tylko ja mogę je zobaczyć.
Harry:
...wierzę, że wciąż możesz podejmować właściwe decyzje, stary.Naprawdę.
Dalej, wracaj do domu.
W porządku.Widzimy się jutro.
Pamiętaj... musisz powiedzieć Deliah prawdę.
Tak... Wiem.
***
Ciąg dalszy maratonu już za chwilę, je*any limit obraskuf :'>
Aa... Tak z ciekawości, co myślicie o takiej formie...?
Myślę, że jest łatwiej i czytelniej, ale to już wy zdecydujcie.
Do zobaczyska za chwilę!~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro