3.
🫧🫧 Yoongi 🫧 🫧
Siedziałem w swoim pokoju, otoczony ciszą, którą przerywało jedynie ciche brzęczenie lampy na biurku. Zegar na ścianie tykał powoli, ale ja i tak nie zwracałem na niego uwagi. Czas przestał mieć znaczenie. Oparłem łokcie na stole, przecierając twarz dłońmi.
Melania.
Nie potrafiłem wyrzucić jej z myśli, choć nie znałem jej wcale. Obraz dziewczyny upadającej na zimną podłogę lotniska przewijał mi się przed oczami jak zepsuty film, który ktoś odtwarza w kółko. Była po prostu w złym miejscu o złym czasie, a mimo to czułem się odpowiedzialny. Podszedłem do pianina, pozwalając palcom intuicyjnie ułożyć się na klawiszach. Zamknąłem oczy i nacisnąłem pierwszy akord. Cichy, delikatny dźwięk wypełnił pokój, przenikając przez moje myśli. Potem drugi, trzeci.
Zacząłem grać.
Melodia była melancholijna, jakby próbowała oddać to, co tkwiło we mnie od rana niepewność, troskę, może nawet... zainteresowanie? Każdy dźwięk był jak oddech, jak cichy szept myśli, których nie potrafiłem nazwać.
Przechyliłem się lekko do przodu, czując, jak muzyka zaczyna mnie pochłaniać. Słowa same pojawiały się w mojej głowie, układając się w wersy, zanim jeszcze zdążyłem je wypowiedzieć na głos.
- Chciałbym jej pokazać, że tu jestem...
Mój głos wypełnił przestrzeń. Był spokojny, ale pełen emocji, jakbym mówił coś ważnego, choć nie wiedziałem jeszcze dokładnie co.
- Chciałbym powiedzieć, że nie jest sama...
Pauza.
Spojrzałem na swoje odbicie w ekranie laptopa. Oczy miałem zmęczone, ale w ich głębi tliło się coś, czego dawno tam nie widziałem prawdziwa inspiracja.
Znowu nacisnąłem klawisze, tym razem mocniej.
- I choć teraz wciąż jesteśmy obcy...
Głos zadrżał mi lekko przy ostatnim słowie.
- Może nasze serca się przetną.
Palce poruszały się po klawiaturze z większą pewnością. Melodia nabierała siły, a ja czułem, jak każda nuta wciąga mnie coraz głębiej. Jakby muzyka była jedynym sposobem, by wyrazić coś, czego nie potrafiłem powiedzieć na głos.
Zatrzymałem się na chwilę, pozwalając dźwiękom wybrzmieć w ciszy pokoju.
Była w tej piosence jakaś delikatność, ale i tęsknota, której nie do końca rozumiałem. Czułem, że piszę o kimś więcej niż tylko o dziewczynie, którą spotkałem przypadkiem. Może pisałem o tym, czego mi brakowało? O kimś, kto nie widział we mnie tylko idola, kogoś, kto nie krzyczał moje imię, lecz po prostu... patrzył.
Spojrzałem na zapisane na kartce słowa. Były prawdziwe, surowe, jakbym wyciągnął je prosto z serca. Uśmiechnąłem się lekko. To nie była zwykła piosenka. To była piosenka o dziewczynie, która stała się częścią mojej historii.. zanim jeszcze zdążyłem ją poznać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro