first day of winter
Pierwszy dzień zimy.
Zazwyczaj mieszkańcy Korei nie mogli nacieszyć się białym puchem spadającym z nieba i wielkimi zaspami na ulicach o tak wczesnej porze, jednak dzisiejszy dzień diametralnie różnił się od innych.
Taehyung obudził się z samego rana, zastając za oknem istną białą krainę, która potocznie nazywana była Daegu. Uśmiechnął się delikatnie, zakładając na swoje ciało ciepły szlafrok i oparł łokcie o parapet, obserwując dzieci, które już dawno zdążyły zacząć wojnę na śnieżki. Można było powiedzieć, że w pełni cieszyły się pierwszym dniem zimy.
Pierwszym dniem zimy dla nich, ponieważ dla Taehyunga zima zapadła już w pierwszy dzień wiosny. Wiosny, która zamknęła oczy wraz z momentem, w którym to Jeongguk zamknął swoje. Oboje wędrowali w krainie zamkniętej dla Taehyunga, nie podając mu daty swojego powrotu.
Lecz on czekał. Czekał, aż jego zima zamieni się w prawdziwą wiosnę.
☆
Droga do szpitala była dla Taehyunga już przyzwyczajeniem. Całkiem tak jak droga do szkoły dla dzieci i droga do pracy dla dorosłych. Od dnia wypadku jego życie stało się rutyną. Każdego dnia budził się, jadł śniadanie, następnie cały dzień spędzał w szpitalu przy swoim ukochanym i wracał dopiero późnym wieczorem, kiedy to pielęgniarki wyganiały go z grymasem współczucia na twarzy. Rzadko kiedy udawało mu się zostać na całą noc, by móc obserwować bruneta, który był w pogrążony w śnie.
Lecz dzisiejszy dzień był inny.
Blondyn wszedł do budynku, witając się z dobrze znajomą mu już pielęgniarką przy recepcji i od razu skierował się do sali, którą odwiedzał codziennie. Zamknął za sobą drzwi i czym prędzej zasiadł na krzesełko obok szpitalnego łóżka. Złapał za mały notesik, który leżał na szafce obok niego i zapisał na niej nową liczbę, skreślając poprzednią.
267.
Właśnie tyle dni Jeongguk był w śpiączce.
- Dzień dobry, kochanie - zaczął nieśmiało Taehyung, łapiąc ostrożnie za dłoń bruneta. - Przyszedłem dziś troszkę później, ale to wszystko przez korki. Spadło naprawdę dużo śniegu, wiesz? Aż jestem w szoku. W końcu pierwszy dzień zimy, prawda?
Dla blondyna mówienie do Gguka nie było niczym dziwnym. Robił to codziennie, ponieważ miał nadzieję, że ten go słyszał. Słyszał, ale po prostu nie mógł tego pokazać.
- Nigdy nie lubiłeś tej pory roku - dodał już nieco ciszej, badając wzrokiem dokładnie delikatne rysy twarzy ukochanego. Przez te wszystkie dni nie zmienił się ani trochę. - Zawsze narzekałeś na niską temperaturę i na to, że wracałeś cały mokry. Mówiłeś, że było Ci ciepło tylko, kiedy przytulałem się do ciebie mocno i wtedy nawet śnieg, który padał za oknem nie był ważny.
Taehyung pociągnął mocno nosem, nie przejmując się łzami, która spadały na szpitalną pościel. Płacz był dla niego rutyną. Był zdziwiony, że mimo tylu dni wciąż się nie odwodnił, ale walczył całym sobą dla Jeongguka.
- Właśnie tak się teraz czuję - wymamrotał, przytulając swoją twarz do ciepłej dłoni bruneta. - Bez twoich ciepłych ramion, które były moim własnym słońcem. Zostawiłeś po sobie jedynie zimę, Gggukie. Nie zostawiłeś mi nic innego oprócz tej zimnej pustki...
☆
- Muszę go zobaczyć! Czy wy naprawdę mnie nie rozumiecie? - Taehyung od dobrych kilkudziesięciu minut szarpał się z ochroną, którą wezwał lekarz, po tym co się stało.
Jeongguk się obudził. Jego Jeongguk wybudził się ze śpiączki.
- Siedziałem z nim całe dnie, a czasem nawet noce, przez dwieście sześćdziesiąt siedem dni! A wy, kurwa, przybiegliście na godzinę i myślicie, że możecie mi zabronić go zobaczyć? Jesteście popierdoleni!
W blondynie naprawdę wrzało. Nie mógł zrozumieć tego, iż nie pozwolili mu zobaczyć jego własnego chłopaka. Miłości jego życia. To on powinien być przy nim jako pierwszy. Nie jakiś popieprzony dyrektor czy wytapetowana pielęgniarka.
- Panie Kim! - krzyknął do niego mężczyzna w białym fartuchu, który właśnie wychodził z sali bruneta. - Jeśli się Pan nie uspokoi, mogę zagwarantować, że dziś na pewno nie pozwolę tam Panu wejść!
Taehyung wyrwał się z silnego uścisku jednego z ochroniarzy i poprawił koszulę, która już dawno została pognieciona. Popatrzył zdenerwowany na mężczyznę i skinął pojedynczo głową. Naprawdę był już w stanie zrobić wszystko, by chociaż na kilku minut porozmawiać ze swoim ukochanym. Pocałować go, przytulić. Tak okropnie tęsknił za jakąkolwiek bliskością.
- Obiecuje Pan być spokojny po wejściu tam? Pan Jeon wciąż jest w dość... specyficznym stanie, ponieważ musi dojść do siebie. Nie można teraz na niego naciskać, nawet zwykła rozmowa może być dla niego problemem - oznajmił mu doktor, przejeżdżając dłonią po swoim czole. - Nie odezwał się do nas jeszcze ani słowem.
Blondyn przełknął ślinę głośno i pokiwał grzecznie głową, bawiąc się nerwowo skrawkiem swojej koszuli. Nie powiedział jeszcze nic? Chciało mu się płakać na samą myśl, jak ciężko musiało mu teraz być. Musiał zapewnić go, że wszystko jest w porządku. Taehyung wyminął dwóch ochroniarzy, mierząc ich jeszcze wzrokiem i złapał za klamkę drżącą dłonią.
Czekałeś na to tyle dni. Już nie masz czego się bać - pomyślał blondyn, wchodząc do dużej sali.
Leżał tam. Rozglądając się wystraszony po całej sali, suwał niespokojnie dłońmi po białej pościeli. Widział lęk w jego oczach już z takiej odległości.
Podszedł powoli do łóżka i usiadł na swoim stałym miejscu, skupiając całą uwagę na brunecie. Po raz kolejny mógł spojrzeć w jego oczy, których blasku nie miał zaszczytu podziwiać już od tak długiego czasu. Po raz kolejny mógł obserwować, jak rysy jego twarzy zmieniają się pod wpływem różnych emocji oraz uczuć. Teraz były one wyjątkowe ostre. Szczególnie porównując je do kilkuset ostatnich dni.
Tak długo czekał na ten dzień, że kiedy już nastał, kompletnie nie wiedział co ma zrobić. Siedział tak i nie odzywał się słowem, pozwalając łzom spływać swobodnie po twarzy.
Płakał ze szczęścia, które było tylko jego złudzeniem.
- T-To ja Taehyung, skarbie - wybełkotał bardzo cicho, jednak wystarczająco by zwrócić tym na siebie uwagę bruneta. - Jestem tu. Teraz już będzie tylko lepiej, wiesz?
Jeongguk zmarszczył delikatnie swoje brwi i przez kilka minut ciszy wpatrywał się tak w blondyna, by za chwilę wypowiedzieć słowa, które zniszczyły go już nieodwracalnie.
Dwa słowa, które wcale nie zakończyły jego zimy.
Tylko sypnęły kolejną warstwą lodowatego puchu na powoli wyłaniające się z ziemi przebiśniegi.
- Kim jesteś?
a więc
WRÓCIŁAM z nową perełką i jestem na nią taka ucieszona, że???
btw z wiadomości ode mnie to zepsułam telefon i muszę czekać na niego dwa tygodnie, bo pękł wyświetlacz:)))
oraz 7 sierpnia będę na filmie bangtanów we wrocławiu!!
to z kim się widzę?:]
napiszcie, proszę, co sądzicie i miłego wieczorku, maluchy
wasza nervousara
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro