Śniadanie Profesora Kurapiki (school au)
26.06.2018r.
Śniadanie Profesora Kurapiki
-Czy to nie wydaje ci się dziwne? - Killua, jeden z najlepszych uczniów szkoły sportowej (roku drugiego) spojrzał w bok, na siedzącego z lewej przyjaciela.
- Ale co? - Gon, roztrzepany prostolinijny brunet wsadził do ust na raz prawie całą kanapkę z serem.
- No, śniadanie profesora Kurapiki.
- Ale co z nim? - skonsternowany Gon zamrugał wielkimi oczami, nie wiedząc za bardzo o czym mówi Killua. Jemu wystarczało to, że ulubiony nauczyciel je odpowiednio i potrafi się do każdego ślicznie uśmiechać.
- Gon. Posłuchaj. Profesor jest odpowiedzialnym, opiekuńczym i zawsze chętnym do pomocy mężczyzną, raczej poważnym i strasznie przyczepionym do tradycji. A tymczasem codziennie przynosi wycięte w różne kształty kanapki w papierowych torebkach w karciany motyw i herbatę w termosie w małe błazny.
- I?
- To nielogiczne! Czemu ktoś tak poważny i stonowany miałby wycinać kanapki w gwiazdki, serduszka albo kwiatki? I co skłoniło go do kupienia dziwacznego termosu, którego nikt normalny by nie chciał?
- Może lubi cyrk - zaproponował Gon, drapiąc się po głowie.
- Nierealne. Gdy mieliśmy wycieczkę do cyrku pół dnia chodził blady i struty, a potem gdzieś zniknął. I pojawił się znowu dopiero następnego dnia w szkole.
- Hmm - Gon przechylił głowę w bok. - Dlaczego tak cię interesuje śniadanie profesora?
- Bo to zbyt nielogiczne - stwierdził naburmuszony. - Zobacz. Jestem dziedzicem patologicznej rodziny i dostaje na śniadanie doskonale zbilansowane jedzenie przygotowane przez służbę; ty jesteś chłopcem z prowincji i zawsze ciocia robi ci wyglądające przepysznie kanapki, dodając domowej roboty ciasteczka; pan Leorio jest singlem bez większych perspektyw na miłość ponieważ ślini się do każdej nastolatki, która przyjdzie poprosić go o opatrzenie zadrapania czy czego tam i dlatego jest skazany na bułki zakupione w szkolnym sklepiku rano... A profesor Kurapika jest najmilszym nauczycielem w szkole, pochodzi z dobrej rodziny i ma doskonałe perspektywy - jednak przynosi obciachowe papierowe woreczki z kanapkami i zniechęcający do życia termos.
- Może któryś z krewnych szykuje mu jedzenie? - zaproponował brunet, wycierając przy okazji rękawem usta.
- Profesor nie mieszka z rodziną.
- Skąd wiesz? - zdziwiony Gon zmarszczył brwi. - Śledziłeś go?
Killua wyglądał na zakłopotanego. - Nie śledziłem - burknął. - Ja... Spytałem starszego brata czy coś wie, a Illumi jest... Sam wiesz...
- Uroczy?
Białowłosy jęknął robiąc minę jakby właśnie usłyszał coś dobijającego. - Specyficzny - chrzaknął, siadając wygodniej na ławce. - Powiedział, że profesor Kurapika nie mieszka z rodziną bo dawno temu zostali wymordowani dla jakiegoś rodzinnego skarbu i tylko on ocalał.
- Skąd twój brat wie takie rzeczy?
Gon uwielbiał robić super zafascynowaną minę nawet jeśli chodziło o pierdoły. Właściwie Killua podejrzewał, że on o tej minie nawet nie wiedział i po prostu ją robił. Ale nie miał pewności, a pytać było głupio.
- Jest zabójcą na zlecenie i pasjonatem wielkich krwawych masakr... Prawdopodobnie odpowie ci ze szczegółami o okolicznościach każdej sławnej lub podejrzanej śmierci jaka miała miejsce w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat.
Gon pokiwał głową. - Brzmi super!
- Skup się! Profesor Kurapika nie ma braci, sióstr ani nikogo takiego kto mógłby mu robić kanapki.
- Przyjaciółka?
- A widziałeś profesora kiedykolwiek w towarzystwie jakiejkolwiek dziewczyny? - zapytał retorycznie.
- Kurcze! Killua, przez ciebie będę się teraz zastanawiał!
Jednakże zastanawianie się należało przełożyć na później bowiem szkolny dzwonek zawiadomił obu, że należy wrócić do budynku na zajęcia. Profesor Kurapika odkładał swój termos na parapet okna gdy wtoczyli się z gromadą rówieśników do jego sali. Papierowy woreczek na kanapki wyglądał jakby wciąż były tam przynajmniej dwie. Killua zaś nie potrafił nie patrzeć. Ten cyrkowy motyw przyprawiał go o dreszcze.
*
- Panie Leorio! - chwilę po zajęciach Gon dogonił mężczyznę zmierzającego w stronę przeciwną do centrum miasta. - Panie Leorio, mogę z panem porozmawiać?!
Okularnik przystanął zaskoczony, ale uśmiechnął się do niego tak życzliwie i szczerze jak zawsze.
- Coś się stało, Gon? - zapytał zaciekawiony.
- Proszę pana... Bo od jakiegoś czasu się zastanawiam... Czy wie pan skąd profesor Kurapika bierze swoje dziwne kanapki?
- Dziwne kanapki? - powtórzył. - Naprawdę biegłeś za mną taki kawał tylko po to, aby zapytać o śniadanie swojego nauczyciela?
- Dzisiejsze serduszka były trochę dziwne - wymamrotał czując, że zaczyna się czerwienić z zakłopotania.
Leorio zamyślił się, idąc dalej drogą w stronę swojego domu razem z Gonem. - To w sumie tajemnica - powiedział. - Kurapika bardzo nie lubi łączyć życia prywatnego i pracy.
- Oh... To może chociaż trochę mi pan podpowie? - zapytał grzecznie. - Żeby nie zezłościć profesora.
- Dobra - brunet chrzaknął, poprawiając okulary. - Kurapice śniadania szykuje osoba, z którą mieszka. I z którą jest trochę bliżej niż z przyjacielem.
- Bliżej niż z przyjacielem - powtórzył Gon. - Hm.. okay! Sami z Killuą zgadniemy!~
- Bawcie się dobrze - zawołał za nim Leorio.
*
Killua westchnął.
-Na pewno tak powiedział pan Leorio? Że profesorowi Kurapice kanapki szykuje ktoś bliższy niż przyjaciel?
-Zgadza się - Gon skinął głową. - Dokładnie.
-Ale co to niby znaczy? Że profesor ma dziewczynę? Przecież to nierealne!
-Dlaczego? - brunet wciągnął przez słomkę cały jabłkowy soczek z kartonika niemal na raz.
-Jaka dziewczyna wytrzymałaby z mężczyzną, który niemal mieszka w szkole? - zapytał retorycznie - No i... jeśli chodzi o jego wygląd... no nie jest nadmiernie męski.
-Dlaczego nie jest?
-No... no bo ma ten image młodej kobiety z wielkimi planami na życie.
Gon zamrugał zdumiony. -Naprawdę?!
Killua prawdopodobnie spróbowałby mu to wyjaśnić, ale właśnie wtedy blondyn podszedł do nich. Jego duże brązowe oczy lśniły, a złociste włosy otulały twarz sięgając trochę przed ramiona. Tego dnia nauczyciel miał na sobie swój rodowy niebieski strój wyglądający trochę podobnie do sukienki.
-Chłopcy, coś się stało?
-Nie! Wszystko jest jak najbardziej w porządku - zapewnił zakłopotany Killua, przełykając ciężko ślinę. Nie zamierzał się przyznać nauczycielowi do tego, że próbuje rozwikłać sprawy jego życia prywatnego. Mężczyzna mógłby przyjąć to zdecydowanie gorzej niż lepiej.
*
- Co robisz, Killua?
- Szukam informacji - mruknął, wpatrując się natarczywie w teren przed szkołą. Siedział w budynku już od ponad godziny chociaż było przed siódmą i liczył, że zdoła zobaczyć czy profesora Kurapikę ktoś do szkoły odprowadza.
- Czemu szukasz ich klejąc się tak do okna?
- Bo nie chcę niczego przegapić - wyjaśnił.
- To profesor Kurapika i pan Leorio! - zawołał ucieszony Gon, podbiegając nagle do drzwi wejściowych, aby przywitać obu lubianych przez siebie mężczyzn i zapytać o to jak minął weekend.
- Bez sensu - mruknął białowłosy, marszcząc z niezadowoleniem brwi. - Pan Leorio nawet wody na herbatę nie potrafi dobrze zagotować.
Zirytowany obserwował uważnie jak jego przyjaciel rozgaduje się na całego ze starszymi, opowiadając im z radością o wyprawie nad rzekę w sobotę i złowieniu mnóstwa ryb, z których jego ciocia przygotowała przepyszny obiad.
Killua był ciekaw w jaki sposób smakują takie ryby usmażone przez kochającą ciocię i podane z wyhodowanymi przy domu warzywami.
Może gdyby poprosił Gon zaprosiłby go któregoś dnia do siebie? Przecież rodzice nie musieli o tym wiedzieć.
*
- Gon.
- Tak? - brunet odchylił się na krześle w jego stronę, uśmiechając przy tym promiennie.
- Mam pomysł.
- Spytamy pana Kurapikę od kogo dostaje śniadanie do pracy?
- Oszalałeś? - białowłosy spojrzał na niego szczerze urażony. - Nie po to wychowałem się w rodzinie patologicznych świrów żeby pytać kogokolwiek o jego życie.
- To co chcesz zrobić?
- Będziemy śledzić profesora Kurapikę - wyjaśnił.
- To niegrzeczne - zaprotestował Gon.
- Przecież się nie dowie.
- Ummm... A nie wolałbyś jednak zapytać?
- To poniżej mojej dumy - burknął, krzyżując ręce na piersi.
- A jak profesor zauważy?
- To wtedy się zgubiliśmy i po sprawie.
*
Gon obserwował Killuę, który z kolei nie spuszczał wzroku z Kurapiki, za którym podążali. Profesor przemierzył już dwie przecznice, wszedł do sklepu skąd wyszedł z niewielką torbą zakupów i zaczynał być na etapie wkraczania w teren oddalony od centrum miasta mniej więcej o godzinę drogi lekkim spacerem.
- Myślisz, że daleko jeszcze?
Białowłosy zerknął na przyjaciela chcąc coś powiedzieć, ale rozmyślił się, spojrzał za siebie i...
- Gdzie jest profesor? - zapytał zdezorientowany, wodząc zdumionym wzrokiem po okolicy.
- To chyba znaczy, że czas wracać do domu - powiedział Gon, drapiąc się po głowie.
- Nie, czekaj - Killua wyskoczył z krzaków i zaczął się rozglądać we wszystkie strony. - Musi tu być!
- Ale nie ma - Gon wzruszył ramionami niespecjalnie zmartwiony w tej sytuacji. Śledzenie Kurapiki było zabawne, ale robiło się późno i wolałby wrócić do domu żeby zjeść dużą porcję kolacji od cioci, a nie włóczyć się tak daleko. - Chodź, ciocia miała upiec ciasto z owocami. Na pewno da ci duży kawałek.
- Ciasto? - Killua przełknął ślinę zastanawiając się jak może smakować taki domowy wypiek pełen soczystych owoców. - No... Może faktycznie to dobry pomysł wrócić. Myślisz, że ciocia pozwoli mi zanocować u was?
- Pewnie!
Białowłosy przełknął dumę i wziął gwałtowny zwrot z powrotem w stronę Gona, ale potknął się o leżący na ścieżce kamień i zatoczył do tyłu.
Prawdopodobnie Zoldyck runąłby jak długi, ale ktoś chwycił go od tyłu, stawiając do pionu.
- Coś się stało, dzieciaczki? - wysoki rudowłosy mężczyzna nachylił się nisko nad Killuą, przypatrując się uważnie jego twarzy. - Zgubiliście się? ♠️
Białowłosy przełknął ciężko ślinę patrząc wielkimi oczami na postać ubraną w bufiaste białe spodenki, przykrótki bezrękawnik i wywinięte buty.
- T-tak - wydusił z siebie, przełykając ciężko ślinę.
- Czy to... To nie pan jest tym akrobatą z cyrku? - zapytał Gon, zastanawiając się co robić.
- Zgadza się. Spotkaliśmy się tam? - rudzielec puścił Killuę, który z ulgą się odsunął poza zasięg jego rąk i ostrych paznokci.
- Widzieliśmy raz pana występ... Był niesamowity... Czy może nam pan powiedzieć jak dostać się z powrotem do centrum? Nie możemy znaleźć przystanku autobusowego, a jest już późno.
Mężczyzna przez chwilę wyglądał jakby się zastanawiał, a później rozerzal się i wskazał ręką drogę za ich plecami.
- Do przystanku to kilka minut w tamtą stronę. Lepiej wracajcie do domu zanim się ściemni, dzieciaczki~ ♣️
- D-dziękujemy! - Gon chwycił Killue kurczowo za rękę i puścił się biegiem w stronę z której przyszli.
Dom Gona był jeszcze fajniejszy niż Killua sądził. Niewielki, ale piętrowy. Wyglądał na stary chociaż okna były całkiem nowe, połowa poręczy przy schodkach lśniła świeżą wymianą, a wewnątrz dominowały jasne, przyjemne kolory. Głównie brązy i beże.
- Ciociu, przyprowadziłem kolegę! - podekscytowany Gon niemal skakał w miejscu.
- Cudownie! Chodźcie do kuchni, nakładam obiad! Jak ładnie zjecie dostaniecie ciasta!
Ciasto. Killua poszedł za przyjacielem do kuchni na miękkich nogach. Ciocia była całkiem wysoką śliczną kobietą, której ręce najwyraźniej były bardzo mocne. A przynajmniej na to wyglądała lekkość z jaką zdołała podnieść wielki dzbanek, aby nalać do dwóch kubków mleka. Uśmiechała się szeroko. Tak samo szczerze i prostolinijnie jak Gon.
- Miło mi panią poznać - białowłosy przełknął ciężko ślinę, czując to niemal matczynie ciepłe spojrzenie na swojej twarzy. - Jestem Killua Zoldyck.
- Miło w końcu cię poznać, mój drogi - kobieta poczochrała mu włosy i wskazała stół, aby usiadł.
Ten wieczór był super. Killua nigdy jeszcze nie spędził czasu tak przyjemnie. Dostał ciepły posiłek, który nie miał nic wspólnego ze zbilansowaną dietą i dbaniem o figurę ciała, aby prezentował się przyzwoicie jako dziedzic rodziny i w przyszłości zabójca, a potem wielki kawał ciasta, które smakowało cudownie. Słodkie i lekko kwaskawe z powodu owoców.
Najchętniej zostałby na dużo dłużej niż jedna noc z premedytacją nie uruchamiając telefonu więcej niż jeden raz, gdy sprawdził czy nikt z rodziny czasem go nie szuka.
Ale rano nadeszło. I bardzo wcześnie, gdy jeszcze spał błogo, bo wtorkowe zajęcia zawsze zaczynały się w południe... Rozległo się pukanie do drzwi. Nie natarczywe, ale słyszalne.
Białowłosy obudził się niemal natychmiast dręczony mało optymistycznymi przeczuciami. Po prostu czuł, że coś jest nie tak.
Killua zbiegł na dół po schodach. Za otwartymi drzwiami na zewnątrz stał jego starszy brat. Ciocia Gona próbowała z nim rozmawiać, ale z nim nigdy nie było łatwo... Białowłosy jęknął zrezygnowany i ruszył korytarzem żeby powstrzymać brata jakby ten pomyślał o zrobieniu kochanej kobiecie czegoś złego. Mógłby na to wpaść. Czasem zachowywał się jak opętany.
- Illumi! - Gon wychylił się z kuchni i rozpromienił na widok czarnookiego.
- Miło cię znowu widzieć - powiedział uprzejmie. - Wejdziesz na śniadanie?
Killua przełknął ciężko ślinę. Miał ochotę poprosić przyjaciela, aby się zamknął i schował.
- To bardzo dobry pomysł - ciocia przechyliła lekko głowę. - Killua nie może przecież jechać nigdzie tak wcześnie bez śniadania! Ty też wyglądasz jakby cię nikt nie karmił! - zlustrowała Illumiego w jego zielonym luźnym swetrze karcącym wzrokiem. - Chodź, chodź. Usiądź sobie, za chwilę będą kiełbaski i jajecznica.
Illumi wyglądał na totalnie zdezorientowanego sytuacją. Killua pierwszy raz miał ochotę się roześmiać na jego widok. Urocza kobieta z siłą w rękach zagoniła go (oszołomionego) do kuchni i usadziła przy stole obok Gona.
- Za chwilkę podam śniadanko - zakrzątnęła się przy garnkach i Killua szczerze nie miał pojęcia jakim cudem w ciągu dziesięciu minut na stole znalazło się pięć talerzy, taca pełna pachnących apetycznie bułek, tacuszka z kiełbaskami, patelnia z jajecznicą i kilka szklanek mleka.
- Smacznego, dzieciaki!
Killua dźgnął brata w żebra.
- Smacznego - powiedział powoli Illumi, badawczo przypatrując się jedzeniu. - Jest zatrute?
- Nie - białowłosy spojrzał na niego urażony. - To normalny, świeży posiłek z normalnych swieżych produktów. Jak nie zjem nie wrócę do domu - zapowiedział, pokazując mu język.
Killua zjadł z ochotą śniadanie rozmawiając z Gonem pomimo siedzącego między nimi, pożywiającego się bardzo powoli Illumiego. Ciocia musiała mieć stalowe nerwy ponieważ nie zrobiło na niej wrażenia to, że Illumi zachowywał się jak laleczka, powoli, monotonnie i cicho.
- Smakuje wam, dzieci?
- Jest pyszne! - Killua zarumienił się gdy jego głos niemal zlał się z głosem Gona.
- Dobre - wymamrotał cicho brunet nie podnosząc wzroku znad talerza.
Killua czuł się naprawdę zdumiony, ale szczęśliwy, gdy kobieta wpakowała mu w ręce plastikowy pojemnik z kilkoma dużymi kawałkami ciasta.
- Mogę upiec dla Gona kolejne, a tobie bardzo smakowało - uśmiechała się machając do nich, gdy oddalali się z Illumim od domu. Dobrze, że starszy nie zrobił nic głupiego.
- To bardzo niegrzeczne, Killua - stwierdził brat, patrząc na niego uważnie, gdy zatrzymali się przy przystanku autobusowym, aby było szybciej. - Stać nas na jedzenie.
- I co?
- Po co to przyjąłeś?
- Bo to prezent od Cioci Gona - burknął, przyciskając pudełko bliżej do siebie.
- Stać nas na jedzenie - powtórzył.
- Idiota - burknął oburzony. - Tu nie chodzi o to czy stać, czy nie! Dostałem w prezencie i zamierzam zjeść! I koniec!
Killua zazwyczaj słuchał się grzecznie rodziny, aby mieć z nimi jak najmniej problemów, ale tym razem gdy tylko Illumi otworzył usta, aby zameldować gdzie zniknęli wymknął się i pobiegł po schodach do pokoju zdeterminowany zjeść swoje ciasto nawet jeśli później skończy się to dodatkowymi treningami.
W szkole białowłosy był bardzo dumny z siebie.
- Coś się stało? - Gon przechylił głowę zdziwiony.
- Udało mi się zjeść wszystkie kawałki ciasta zanim Illumi rozwalił mi drzwi do pokoju - wyjaśnił.
- Nie boli cię brzuch? - zapytał brunet zaskoczony.
- Pewnie jutro po podwójnym treningu będzie gorzej, ale na razie jest cudownie. Twoja ciocia super piecze! Mogę jeszcze kiedyś was odwiedzić?
- Ciocia się ucieszy - zapewnił Gon. Jego twarz promieniała.
- A teraz zajmijmy się ważniejszymi sprawami - białowłosy przeciągnął się i usiadł wygodniej. - Musimy w końcu namierzyć autora śniadań profesora Kurapiki!
- Pojutrze jest rada pedagogiczna - mruknął Gon, zastanawiając się intensywnie. - Może ten ktoś przyjdzie wieczorem żeby odebrać profesora? Jakbym był z kimś wyglądającym tak uroczo nie puszczalbym go nocą samego. Nawet jeśli byłby, tak jak profesor Kurapika, zdolny do posłania kilkuosobowej grupy wrogów do szpitala.
- Profesor to potrafi? - zapytał zaciekawiony brunet.
- Nie wiedziałeś?
- Cóż... Nie~
*
- Gotow? - Killua usiadł na ławce w cieniu, aby mieć dobry widok na szkołę.
- Pewnie - Gon uśmiechnął się zajmując przy okazji miejsce obok. - tym razem się uda!
Minęła piętnasta, a potem siedemnasta. Rada pedagogiczna powinna się już zacząć, a nawet - jak przypuszczał Killua - zakończyć, ale nikt nie wychodził. Dobijała dziewiętnasta gdy pan Leorio w towarzystwie panienki Menchi i jej grubego brata wytoczyli się z gmachu. Później staruszek-dyrektor, Satots zajmujący się wychowaniem fizycznym...
- Nie ma - ziewnął szeroko Killua, a później tuż po dwudziestej pierwszej zasnął opierając głowę na ramieniu również przysypiającego Gona.
Illumi namierzył brata dokładnie tak samo jak za pierwszym razem. Przez nadajnik w jego telefonie. Dotarł pod budynek szkoły mniej więcej o dwudziestej pierwszej i przez chwilę patrzył z uniesioną brwią na dwóch śpiących na ławce chłopców okrytych kocem w kwiatki przez kogoś kto najwyraźniej musiał mieć za dużo kocy w domu. Illumi wedle wszelkiej logiki powinien odstawić Gona do domu jego cioci, a Killue wziąć ze sobą, ale wtedy Killua mógłby być zły.
Illumi nie widział wielkich nadziei na przetrwanie bruneta w domostwie Zoldycków, ale chwycił obu nastolatków po jednego na rękę jakby podnosił zawiniętą w rulon pościel i ruszył w drogę powrotną.
- Masz dwóch małych braci? - zapytała z powątpiewaniem matka, gdy niósł ich po schodach do pokoju białowłosego.
- Killua byłby zły jakbym zostawił jego kolegę samego na dworze - wyjaśnił bezbarwnie.
Kobieta wzruszyła ramionami i zostawiła temat uspokojona tym, że jej mały utalentowany synek jest w domu.
Illumi nie uważał, aby Killua potrzebował jakichkolwiek ludzi skoro miał rodzinę, ale zamknął za sobą drzwi pokoju Killuyi, aby nikt nie wszedł tam nocą. Najważniejsze było żeby jego braciszek znowu patrzył na niego swoim radosnym niebieskim spojrzeniem.
Rano Killua był przerażony. Gon był w jego domu; w tym wariatkowie! Jakimkolwiek cudem przeżył noc, zdecydowanie nie powinien zostawać na śniadanie. Jakby mu podano doprawione trucizną naleśniki albo sałatkę z suplementami odżywiającymi...
- Gon - szepnął, potrząsając nim być może trochę za mocno. - Wstawaj. Wstawaj, musimy się szybko zebrać do szkoły.
Brunet nie bardzo rozumiał dlaczego próbują opuścić domostwo przed szóstą rano i bez śniadania, ale nie protestował. Wierzył, że nie bez powodu Killua mówi, że pochodzi z rodziny patologicznej. Skoro słodki nieśmiały (jak tłumaczył sobie jego wycofanie Gon)
Illumi był płatnym zabójcą to tak właściwie wolał nie wiedzieć co jest z innymi. Mogli być naprawdę niebezpieczni. Albo przynajmniej nieprzyjemni.
- Zamierzasz wyjść bez jedzenia, Killua?
Białowłosy zaklął gdy byli już przy drzwiach, a głos Illumiego przeciął swoją bezbarwnością powietrze.
- Spieszę się?
- Nie wyjdziesz bez jedzenia. Nie pamiętasz co mówiła ciocia Gona? Tak niewolno.
Brew błękitnookiego drgnęła. Nie mógł uwierzyć, że brat wykorzystuje tę kochaną kobietę przeciwko niemu w takiej sytuacji!
- On ma rację - oznajmił kompletnie nieświadom zagrożenia Gon. - Będziesz się źle czuł jak się nie najesz. Zwłaszcza, że jesteśmy bez kolacji.
- Ughh... Ty idioto - wymamrotał. Nie miał serca powiedzieć mu, że może podczas posiłku zostać otruty albo zasztyletowany. - Ja zrobię śniadanie - burknął, odwracając się i spoglądając na Illumiego. - Co ty masz na sobie?
- Zrobiłem naleśniki - oznajmił brunet, wygładzając seledynowy, nabity igłami fartuch.
- Ty zrobiłeś? - Killue przeszedł niepokojący dreszcz.
- Jak super! - Gon podbiegł w swej naiwności do mężczyzny. - Jesteś super, Illumi! To fajnie mieć brata, prawda, Killua?
- T-ta - wymamrotał, próbując się uśmiechnąć.
Illumi, wyglądający naprawdę dziwnie jak na siebie, wszedł do kuchni. Na blacie stały dwa talerze naleśników.
- Tutaj siada Gon - ruchem ręki długowłosy wskazał miejsce bliżej okna przez ktore można było spojrzeć z kuchni na ogród.
- Dlaczego? - zmrużył nieufnie powieki, patrząc uważnie na brata zza pleców radosnego przyjaciela.
- Bo te są zwykłe.
- Dlaczego?
- Ty też dostałeś zwykłe ciasto od pani cioci, prawda? - mężczyzna przechylił głowę w bok. Jego bezwyrazowe oczy sprawiały, że Killua zaczynał się martwić.
Gon nie przejmował się ich sporem jak gdyby nigdy nic zaczynając jeść naleśniki.
- Są naprawdę pyszne!
- Cieszę się - wymamrotał, zastanawiając się co było nie tak z Illumim. Skoro potrafił gotować normalne jedzenie to dlaczego do cholery zawsze karmił go truciznami?
- Killua, zjedz swoje naleśniki albo nigdzie nie pójdziesz - Illumi pogroził mu ręką.
Gdy Killua i Gon znaleźli się w szkole nie mieli już żadnego pomysłu na to jak dostać się do twórcy posiłków profesora Kurapiki. Jednakże szybko to zmartwienie zeszło na boczny plan. Było pół godziny po ósmej, tkwili całą klasą przed drzwiami do swojej sali, a profesora Kurapiki nie było. Drzwi zamknięte, światło zgaszone, wewnątrz pomieszczenia idealna cisza.
- Myślisz, że profesorowi coś się stało? - zapytał zaniepokojony Gon, zerkając nerwowo na zegarek.
- Na pewno nie - Killua przełknął ciężko ślinę ściskając jego ramię delikatnie. - Pewnie zaspał tylko po radzie. Długo trwała...
- Uhm - brunet zaczął niespokojnie chodzić wzdłuż korytarza.
Wybijała ósma czterdzieści pięć gdy rozległy się na schodach czyjeś kroki. Ktoś poruszający się wyjątkowo zwinnie i lekko, ale wyposażony w stukające buty znalazł się w korytarzu poniżej i zaczął chodzić od drzwi do drzwi. Wszystkie po kolei otwierał, a później zamykał.
- Co jest? - zaniepokojony Gon zatrzymał się i wycofał z powrotem pod drzwi klasy, prawie wpadając na stojącego blisko Killuyi rudzielca w dużej czapce, którego imienia prawdopodobnie nawet profesor Kurapika nie pamiętał.
Osobnik kręcący się piętro niżej najwyraźniej nie znalazł tego czego szukał ponieważ wrócił na schody. Białowłosy spiął się, wpatrując nieufnie w koniec korytarza. Obcasy zastukały kilkakrotnie i celem wszystkich spojrzeń stał się...
- Pan z cyrku? - wyjąkał Gon. - Co pan tu robi?
Rudzielec przechylił głowę w bok, przypatrując się uważnie ich gromadzie.
- To klasa Kurapiki, tak? - zapytał zanim ruszył prosto na nich. - No nareszcie. Zdążyłem już przejść dwa segmenty i zajrzeć za każde drzwi! ♣️ Jak dobrze, że tak tu sterczycie, dzieciaczki~♦️
Podszedł do drzwi, obrzucając ich badawczymi spojrzeniami przez które każdy odruchowo się cofał, a następnie chwycił mocno za klamkę i nacisnął. Drzwi ustąpiły. Wszedł do klasy. Zdumieni zgromadzili się przy wejściu, zaglądając do środka.
Profesor spał siedząc w fotelu z głową opartą na ułożonych na biurku rękach.
- Kurapika ♥️ - błazen nachylił się nad nim, kładąc dłoń na jednym ze smukłych ramion. - Kurapika, miłości moja, pora wstawać ♣️ - zamruczał, kręcąc się chwilę przy śpiącym mężczyźnie.
- Hisoka, czego chcesz? - rozległo się niewyraźne mamrotanie blondyna.
- Twoi uczniowie czekają - zaśmiał się wyraźnie rozbawiony sytuacją. - Przyniosłem ci gorącej herbaty i kanapki. ♦️
- Uczniowie... Co uczniowie robią w naszej sypialni?
- Spędziłeś noc w szkole, Kurapika i ja wspaniałomyślnie jako twój prywatny seksowny cyrkowiec przyniosłem ci śniadanko. wstawaj~ ♠️
Przez chwilę blondyn leżał bez ruchu, a później zerwał się gwałtownie do siadu, prawie wywracając fotel.
- Hisoka, jesteś w mojej pracy?!
- Ah, jak miło słuchać twojego slodziutkiego głosu! Brakowało mi tego w n... ♥️
Nauczyciel chwycił go za przód ubrania i pociągnął w dół, zatykając pomalowane białą szminką wargi ręką.
- Jestem ci bardzo wdzięczny za śniadanie, Hisoka - zapewnił, czerwieniąc sie mocno gdy poczuł język mężczyzny na wewnętrznej stronie dłoni. - Ale jestem w pracy, a ty masz zapewne wkrótce kolejny występ. Idź już.
Hisoka odsunął głowę w tył, odkrywając usta.
- A co z buziakiem dla twojego super opiekuńczego chłopaka?~ ♥️
Profesor jęknął cicho, ale stanął na palcach i przytknął na krótką chwilę wargi do jego policzka.
- Do zobaczenia w domu.
- Nie zapomnij wrócić. Papa dzieciaczki!~♥️
Cyrkowiec ze stukotem tych irytujących obcasikow białych butów opuścił salę, a później przeszedł korytarzem i zniknął na schodach.
Profesor Kurapika opadł na fotel, a później przez chwilę siedział, ukrywając czerwoną twarz w dłoniach. Torebka w karciany wzorek pełna kanapek stała na parapecie, a obok niej duży termos.
Killua był tak sparaliżowany, że Gon musiał wprowadzić go do klasy i usadzić na miejscu.
Nie spodziewał się takiego rozwikłania sprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro