Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czasem... tęsknię (Killumi)

22.08.2018r.
Dla ZwariowanyOtaku ☺️

Kiedyś

- Starszy bracie, mogę spać z tobą? - zapytał niemrawy, zmęczony głosik, wyrywając Illumiego Zoldycka z zamyślenia dotyczącego kilku zleceń, jakie miał wykonać w następnym tygodniu. Nic wymagającego. Od miesiąca otrzymywał tylko krótkie, proste zadania. Jego ofiary nie miały nawet dobrej ochrony, dlatego załatwienie dwóch albo i trzech w ciągu jednego dnia nie stanowiło żadnego problemu.
- Killu, coś się stało? - skonsternowany
ciemnowłosy spojrzał z uniesioną brwią na gramolący się do jego łóżka, niewyraźny w nocnym mroku kształt.
Z cichym sapnięciem chłopiec wreszcie opadł na twardy materac tuż obok, pocierając piąstkami oczy.
- Illumi, zawsze będziesz moim starszym bratem?
Zdziwiony mrugnął raz, no może cztery, próbując domyślić się co też skłoniło jego małego Killu do zadawania tak bardzo  niezrozumiałych, dosłownie abstrakcyjnych dla pojmowania Illumiego, pytań.
- Zawsze - stwierdził, bo przecież jak niby mogłoby stać się inaczej? Killu należał do niego, potrzebował go i ochrony, którą mu zapewniał, i treningów pozwalających mu wzrastać w siłę.
Chłopiec nie odrzekł niczego.
Illumi zerknął w dół. Białowłosy spał słodko, zawinięty na boku, gniotąc bezczelnie ważne dokumenty, których on osobiście nie zdążył jeszcze w żaden sposób zdewastować. W ciemnościach wyglądał bardzo spokojnie i delikatnie. Jak niewielka czysta, jasna smuga na ciemnej, ponurej pościeli Illumiego, rozpagadzająca w jakiś sposób swoją obecnością cały nieciekawy, a nocą dosyć odpychający, pokój.
Westchnął.

Obecnie

- To nie fair - wyszeptał sam do siebie białowłosy nastolatek, przekręcając się z boku na plecy i wbijając ponury, zniechęcony wzrok w sufit.
Leżał w sypialni, we własnym pokoju powyżej 200 piętra Podniebnej Areny i jakoś nie potrafił znaleźć w sobie żadnej siły. Na nic.
Był środek nocy.
Powinien spać, ale nie mógł.
Powinien spróbować zrobić sobie mleko albo coś takiego, ale zupełnie nie miał siły.
Powinien iść do Gona i powiedzieć mu, że coś jest nie tak, ale nie chciał go zamartwiać.
- Czasem... - mruknął pretensjonalnie, bardzo obrażony na samego siebie i cały świat, bo to na pewno jakaś rządząca nim siła znów zesłała mu melancholijne, bolesne sny, które zmusiły go do zbudzenia się przed trzema godzinami. - Tęsknię - dokończył o wiele, wiele ciszej, zamykając oczy.
Skulił się pod kocem, nakrywając wszystko, włącznie z  głową, kolorowym materiałem i zaciskając powieki.
Nie miał pojęcia jak zmusić sen, aby nareszcie nadszedł i mu ulżył...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro