Uszkodzona Marionetka 12
Notatka:
Kiedy zaczynałam pisać tę historię planowałam one-shot. Wprawdzie docieram już do końca pisania, ale nie zmienia to faktu, że jakimś cudem ma już niemal 40 tys słów.
Mam nadzieję, że fabuła nie przytłacza?
Rozdział 12
Illumi zawsze wykonywał polecenia matki. Był jej pierwszym synem, prawdopodobnie wyszkolonym najlepiej z nich. A przede wszystkim, pomijając Killuę, z największym naciskiem.
Nie było go w domu już od ponad dwóch miesięcy, a wcześniej w ciągu pół roku nocował nie więcej niż dwadzieścia nocy. To, że stawi się w końcu zabrać swoje rzeczy było najbardziej logicznym z przeczuć Kalluto, chociaż dotychczas chłopak stawiał to trochę jako wyciągnięta spomiędzy bajek możliwość. Illumi był za rodziną. Dla rodziny. Zawsze wszystko robił w interesie Zoldycków.
Przyszedł.
Na jedną noc.
Po rzeczy.
Nie chciał kolacji.
Sprowadził gościa.
Illumi odmawiający sensu czemuś takiemu jak przyjaźń... przyprowadził kogoś. Drobną postać stojącą za nim. Kalluto nie zwracał na ten niemal cień, uwagi tak długo, póki nie usłyszał słów starszego brata.
Illumi powiedział dokładnie "Będę wdzięczny jeśli nikt nie spróbuje zrobić jej krzywdy." !
- Niemożliwe - wydusił z siebie, podrywając głowę i wytężając wzrok. Nie widział wyraźnie.
Wciąż tylko stojący w ciemności zarys. Drobny. Delikatny.
- Illumi znalazł dziewczynę?! - wyartykułował w końcu, chociaż unoszenie głosu i w ogóle mówienie były dla niego rzadkością. Brat zatrzymał się, a ojciec wydał z siebie trudny do zrozumienia dźwięk, zakrywając twarz ręką.
Alluka, siedzący na przeciwko, zamrugał wielkimi oczami i przechylił głowę w bok.
- Żywą dziewczynę? Prawdziwą? - dopytał podekscytowany.
Już dawno w domu nie miało miejsca nic ciekawego. - Chcę zobaczyć! Poznać ją!~
- SPOKÓJ! - matka trzasnęła drżącymi rękoma w stół tak mocno, że kieliszek stojący przy jej talerzu przewrócił się, a wino zalało jasny obrus. - CISZA! - jej głos nabrał tej histerycznej nuty, której usłyszenie Kalluto identyfikował z nadciągającymi problemami. Zamilkł, opuszczając wzrok na talerz.
- Przepraszam - powiedział niemal niesłyszalnie.
Alluka nadął policzki urażony, zaczynając się wiercić.
Dla Alluki usiedzenie grzecznie po zasłyszeniu takich rewelacji prawdopodobnie oznaczało męczarnie.
K
alluto zerknął w stronę drzwi. Na miejscu Illumiego spróbowałby jak najszybciej znaleźć kryjówkę.
Matka wyglądała na początek wybuchu prawdziwej, niepowstrzymanej histerii.
- ILLUMI! - jej głos był tak donośny i cienki, że stojące najbliżej szkła zadrżały niebezpiecznie.
Illumi musiałby być szalony gdyby grzecznie przyszedł!
Kalluto prawie jęknął, gdy zobaczył jego postać przekraczającą próg.
- Coś się stało matko?
Postać, którą sprowadził była z tyłu. Wyglądała tam, ten barwny cień za jego plecami, jak dobry duch. Miała drobną twarz otoczona jasnymi, złocistymi włosami i duże szare oczy. Była ubrana w ładny, skromny strój. Miał bardzo charakterystyczny niebieski kolor.
Nie wyglądała na zachwyconą tym, że Illumi postanowił stanąć przed matką gdy ona wciąż była w trakcie swojego napadu. Wyglądała raczej na zmartwioną.
Zobaczenie tego czegoś w szarych oczach zdziwiło i zafascynowało Kalluto.
Jego starszy, kompletnie wyzbyty osobistego wyrazu emocjonalnego, brat zdołał znaleźć się w bliskiej relacji z kimś, kto żywił wobec niego ciepłe, opiekuńcze uczucia! Tak samo jasne jak w oczach Killui.
W jaki sposób to zrobił?
I jeszcze...
Jak ona, ten dobry duch, zdołała zdobyć jego uwagę? Przecież Illumi funkcjonował skupiając większość uwagi na Killui... Właściwie to prawie całą! Wszystko, czego nie oddawał treningom i zleceniom...
- Sprowadziłeś... Sprowadziłeś do domu jakąś dziewczynę! - zaczęła piskliwym głosem, wstając. Illumi był tak wysoki, że nawet stojąc nie mogła spojrzeć na niego z góry. A nawet gdyby się udało - nie zwróciłby na to uwagi. - Jak mogłeś?! Chcesz żeby mamusi pękło przez ciebie serce?!
Kalluto oparł łokcie na stole, aby móc ukryć twarz w dłoniach. Był dosyć zmęczony, trwała kolacja, interesowałoby go i urządzało porządne pospanie po treningach... A matka zaczynała najbardziej naszpikowany wyrzutami wykład na jaki było ją stać, gdy została wzięta tak z zaskoczenia informacjami o rzeczach, w które nikt z nich by nie uwierzył gdyby nie zobaczył na własne oczy.
- Sprowadziłem Kurapikę. Nie, nie chcę żeby pękło matce serce - odpowiedział swobodnie Illumi.
Kalluto dreszcze przebiegły po kręgosłupie na widok jego rozluźnionej, nieprzeniknionej miny, absolutnie nie pasującej do niemal wesołego tonu głosu.
- Dlaczego miałoby pęknąć? - zapytał.
Ah, Illumi nigdy wcześniej o nic osobiście, od siebie, nie pytał! Nawet Alluka drgnęła, próbując w miarę dyskretnie spojrzeć na niego. Chociaż prawdopodobnie bardziej interesowało ją jak może wyglądać dziewczyna, która związała się z ich bratem niż on sam.
Matka oddychała szybko, zaciskając dygoczące ręce w pięści. W jednej z nich trzymała wachlarz. Wyglądała jakby miała wybuchnąć od środka. A Illumi patrzył. Tak po prostu. I patrzyło dwoje czystych, szarych oczu z półcienia za jego plecami.
- Mój mały synek! Mój mały synek postanowił tak okrutnie zadrwić sobie ze swojej mamusi! Tak ją skrzywdzić! Jak mogłeś, jak mogłeś sprowadzić tu kogokolwiek z zewnątrz, Illumi?! Po co ci jakakolwiek osoba? Masz przecież swoją rodzinę... Masz swoją mamusie!
Odbijało jej coraz bardziej z czasem.
Kalluto obiecał sobie nie zapraszać do domu dziewczyny jeśli jakąś kiedykolwiek znajdzie.
- Przecież zostajemy tylko na jedną noc - Illumi zmarszczył brwi. - A potem sobie pojedziemy. Kurapika nie jest zainteresowana rodzinnymi sprawami. Jest już naprawdę późno, a za dwa dni mam na głowie bardzo duże zlecenie. Nie mogę rezygnować ze snu i zwlekać. Potrzebuje sił i skupienia... Kiedy indziej porozmawiamy, matko.
Kalluto osunął się na krześle, zasłaniając rękoma uszy.
Matka wybuchnęła rozpaczliwym, trzaskającym szkła krzykiem rozpaczy. Ojciec wstał z miejsca, aby nareszcie spróbować ją uspokoić. Kalluto przegapił chwilę, w której brat wyszedł, ale zobaczył skraj błękitnej spódnicy gdy dobry duch czuwający nad jego bratem wchodził na górę po schodach oświetlonych jedynie blaskiem świec. Musiał... Szybko zjeść, a później iść do brata i odkryć w jaki sposób znalazł dziewczynę!
Pochłaniając nerwowo posiłek nawet nie zwrócił uwagi na to, że dziadek gdzieś zniknął. Ale nikt nie zauważył. Alluka niechętnie skupiła uwagę na swojej porcji kolacji, a ojciec i Milluki próbowali dotrzeć do matki.
Pokój Illumiego był na piętrze, niedaleko schodów. Kurapika obejrzała z ciekawością całe skromne wnętrze, zauważając zwłaszcza duże (zasłane) łóżko, szafę i biurko. Poza tym trochę nieużywanej zakurzonej broni na ścianach.
Tak... Spokojnie. Całkiem stonowanie. Zupełnie nie zgodnie z pełnym barw, odrobinę oślepiającym nowatorstwem, gustem jej Illumiego.
Mężczyzna właściwie sam chyba nie wiedział co ze sobą zrobić, bo podszedł prosto do łóżka i padł na nie mechanicznie, jak zerwana ze sznurków kukiełka, zanurzając twarz w zakurzonej pościeli.
- Zasłużyłem na karę - wymamrotał. Ledwie zdołała zrozumieć co mówi. - Po tym... Po tym jak odpowiedziałem matce. Powinienem poddać się karze.
Westchnęła cicho, podchodząc do łóżka. Usiadła obok. Nie była pewna co robić dalej.
Martwiło ją, że mężczyzna znów ucieknie, ale absolutnie nie mogła zostawić bez reakcji jego słów.
- Bzdura - powiedziała miękko, wyciągając dłoń. Pogładziła palcami delikatnie plecy długowłosego. - Nie zasłużyłeś. Za sprzeczki z rodzicami nie ma okrutnych kar.
Spiął się na chwilę po jej wypowiedzi, ale szybko znów rozluźnił mięśnie. Gładziła go delikatnie przez materiał czarnej kamizelki narzuconej jeszcze na żółta koszulę. Dobrze, że ta nie była nabita igłami. - W rodzinie zdarzają się nieporozumienia i kłótnie... Ale.. ale nie pozwalam ci mówić, że za zrobienie czegoś dla samego siebie powinieneś zostać ukarany - wyrzuciła z siebie. - Proszę... Illumi...
Milczał.
Gdy po kilku minutach leżenia w bezruchu nagle przekręcił ciało na bok, uśmiechnęła się blado.
- Wiesz jak strasznie mnie zmartwileś?
- Kurapika...
- Tak?
- Połóż się obok - powiedział. - I poleż przy mnie trochę.
Zrobiła to. Spoczęła na zakurzonej pościeli blisko niego. Patrzył na jej twarz spod przymkniętych powiek.
Kiedy ktoś zapukał do drzwi, Illumi był już całkiem spokojny. Wstał z miejsca, ani na chwilę nie przestał być czujny, gdy podchodził do drzwi. Kurapika usiadła, otrzepując głowę i tunikę z kurzu.
- Dziadek? - przechylił głowę w bok, nie przypominając sobie, aby Zeno kiedykolwiek tak po prostu wpadał w odwiedziny do czyjegokolwiek pokoju. - Coś się stało?
Zeno wyglądał bardzo poważnie.
- Jestem tutaj w sprawie twojej przyjaciółki, Illumi - oznajmił.
Kurapika z wahaniem podeszła do drzwi. Starszy mężczyzna skupił na niej całkiem zainteresowane spojrzenie. Oceniające odrobinę, ale nie tak nieufne i wrogie jak wcześniej kamerdyner.
- Mogę... W czymś pomóc? - zapytała.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, moja droga - wyjaśnił. - Na osobności.
Była zaskoczona.
Przez chwilę rozważała do czego może dojść jeśli oddali się gdziekolwiek w towarzystwie bardzo niebezpiecznego człowieka, którego doświadczenie było zdecydowanie większe niż jej.
W pewnym sensie był seniorem rodziny. Ale Illumi mówił, że mężczyzna raczej będzie zadowolony z możliwości poznania jej... Cokolwiek brunet miał przez to na myśli.
- Możemy porozmawiać - powiedziała. - Nie sądzę, aby ktoś chcący mnie zabić przyszedł, zapukał do drzwi i spytał o chwilę czasu - dodała.
- Pozwolisz Illumi - spojrzał na wnuka. - Nie martw się. Obiecuję odprowadzić twoją przyjaciółkę pod drzwi i dopilnować, aby uniknęła nieprzyjemności.
Jedyne wrażenie na jego temat jakie Kurapika miała to to, że był stanowczym człowiekiem z zasadami.
- Jestem Zeno Zoldyck. Dobrze pamiętam, że już doszło do naszego spotkania?
- W Yorknowie - przyznała, ruszając z nim w stronę schodów prowadzących na kolejne piętro. Miała wrażenie, że ktoś ciągle ją obserwuje. Czuła nieprzyjemne ciarki na plecach. Podejrzewała czyhających służących, ale nie minęli nikogo takiego.- Zostałam wysunięta jako skrytobójca przez rodzinę Nostrade - kontynuowała.
- Przykro mi, ale nie pamiętam twojego nazwiska.
- Kurta - odpowiedziała. - Kurta Kurapika.
- Nie wyglądasz na skrytobójcę - zauważył. - Oczywiście ciężko mówić o czymś takim jak "wygląd skrytobójcy", ale są pewne detale, które osoby z tej "branży" po prostu...- wpadł w zadumę, najwyraźniej szukając słów odpowiednich, aby wyrazić jego myśli w sposób, który mogłaby dobrze pojąć.
- Rozumiem - oznajmiła po chwili wahania, czy takie wtrącenie nie będzie niegrzeczne. - Pana doświadczenie naturalnie ma rację. Zostałam wysunięta przez Nostrade'ów, ale nie mogę niestety nazwać zabijania z ukrycia jednym z moich talentów. Jestem ochroniarzem i uczę młodych łowców jak używać nenu.
Otworzył jedne z drzwi, gestem zapraszając ją do małego, gustownie urządzonego saloniku. Przy kominku, w którym płonął jasno ogień, stały dwa fotele, a między nimi stolik. Zastawiony.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko zjedzeniu kolacji podczas naszej rozmowy. Nie spożywam posiłków takich jak moje wnuki.
- Zatrutych?
- Trucizny zniekształcają zapach i smak potraw - stwierdził, marszcząc brwi z wyraźnym niezadowoleniem. - Nie neguję przydatności wypracowanej w moich wnukach odporności, ale swojej nie zamierzam korygować.
Kurapika przysłoniła usta dłonią, nie mogąc powstrzymać cichego śmiechu.
- Przepraszam... ale to trochę zabawne.
Zeno wzruszył ramionami.
- Wysłuchane do końca może i faktycznie - mruknął, ruszając w stronę foteli. - Jednakże w tym domu nikt nie raczy mnie słuchać jak należy.
Nie przerywając mu usiadła w fotelu na przeciwko.
- Panie Zeno, chciał mnie pan przesłuchać? - zapytała.
- Nie da się ukryć, że Illumi raczej nie znajdzie sobie nikogo innego - oznajmił jakby było to oczywiste. - Dlatego jestem ciekaw jaką jesteś osobą. Pewnie zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo jest on zaangażowany w opiekę nad Killuą...
- Kocha go bardziej niż kogokolwiek - potwierdziła.
- Częstuj się - wskazał ręką talerz z filetami rybnymi i kilka otaczających go rzeczy.
- Dziękuję.
- Nie jestem zainteresowany twoimi pracodawcami, uczniami, sprawami prywatnymi. Jednakże jest kilka rzeczy, które chciałbym wiedzieć.
- Proszę pytać, panie Zeno - oznajmiła spokojnie. - Odpowiem jeśli będę mogła - uniosła ostrożnie małą białą filiżankę ozdobioną
- Potrafisz trzymać nerwy na wodzy. To dobrze. W takim razie... W jaki sposób urodziwa młoda kobieta związała się z moim wnukiem? Nie obrażając twojego gustu... pomimo dosyć atrakcyjnego wyglądu, nie był on nigdy rozchwytywany przez płeć przeciwną. Właściwie nie jestem pewien czy kiedykolwiek w ogóle porozumiewał się z jakąś kobietą poza swoją matką i naszą służbą - przyznał.
- Jest uroczym mężczyzną - stwierdziła. - Bardzo opiekuńczym i silnym.
-Naprawdę?
Kiwnęła głową.
- Rozumiem. A co z pracą, którą wykonuje?
- Skrytobójstwem? - upewniła się, odrywając palcami kawałek miękkiej bułki. Skinął głową. - Nie przeszkadza mi.
- Ani trochę? - chociaż jego wygląd na to nie wskazywał, najwyraźniej senior Zoldyck jednak ukrywał w sobie całkiem spory pokład ciekawości.- Wyglądasz na bardzo dobrą osobę i nie męczy cię, że Illumi zabija dla pieniędzy?
Westchnęła, spoglądając na niego szarymi oczami.
- Panie Zeno. Wiedziałam, że Illumi jest skrytobójcą i rozumiem jakie to dla niego ważne. Nie zamierzam stawać mu na drodze - stwierdziła poważnie.
Illumi był lekko skonsternowany tym, że dziadek chciał porozmawiać z Kurapiką. Ale nawet ten stan nie usprawiedliwiał opóźnionej reakcji, gdy mały Kalluto przemknął mu pod ramieniem w głąb pokoju, a potem rozparł się na łóżku jak król na swoim tronie.
-Illumi! Musisz mi powiedzieć w jaki sposób zdobyłeś dziewczynę! - oznajmił jak najbardziej poważnie, krzyżując nogi. Miał jakiś błysk w swoich wyjątkowych, fioletowych oczach.
Dłuższą chwilę patrzył w twarz młodszego, nie do końca wiedząc, co mu odpowiedzieć.
Przecież nie zdobył dziewczyny. Nie wygrał Kurapiki w żadnym konkursie, nie ukradł, nie trzymał, nie kupił...
- To ona mnie zaczepiła - stwierdził w końcu. - Kiedy po jednym zleceniu miałem pocharataną szyję. Stwierdziła, że nie pozwoli mi nigdzie pójść dopóki tego nie opatrzy - wzruszył ramionami.
Dla odmiany to Kalluto zaczął wyglądać na zdziwionego.
- Obca panna stwierdziła, że cię opatrzy i z nią poszedłeś? Tak po prostu?
- Obca? Nie... To przyjaciółka Killui - sprostował.
- Umawiasz się z koleżanką brata? - Kalluto odrobinę zgubił wątek. - czekaj... Czy możesz opowiedzieć mi co się działo pomiędzy leczeniem twojej szyi i waszym związkiem?
- Jesteś denerwujący, Kalluto - Illumi usiadł na skrzypiącym czarnym fotelu przy biurku, aby nie stać na środku własnego pokoju jak kołek. - Zadbała o moje rany. Myślałem, że zaplanowała coś z Killu, dlatego ją śledziłem.
- Stalking jest sposobem na zdobycie dziewczyny? Jak to...?
- Jakiś czas po naszym spotkaniu zajmowała się nowym zleceniem. Kiedy je skończyła i zrobiła sobie przerwę od pracy została zaatakowana. Odniosła poważne obrażenia.
- Nie umiała się sama obronić? Dlaczego wybrałeś kogoś takiego, bracie?
Illumi wbił w niego puste, czarne spojrzenie.
- Nie umiała? Gdyby miała szansę odpowiedzieć na atak poradziłaby sobie bez problemu, ale przeciwnik nie dopuścił do tego - odpowiedział po chwili, usiłując zachować właściwie wszystko do czego dokładnie doszło tamtego złego dnia, aby zostało między nim i Kurapiką. Poza tym tłumaczenie młodszemu spraw związanych z obrzydliwymi ludźmi wykorzystującymi, wyniszczającymi kobiety dla własnego zadowolenia na pewno byłoby w jakiś sposób niewłaściwe.
Dzieciak nie zostawiłby go w spokoju przez całą noc. Albo i dłużej. - Dlatego ja ją ochroniłem, ale zdążono już uszkodzić jej ręce.
- Brzmi boleśnie - skomentował Kalluto, który mimo wszystko wolał być z bólem na dystans. I nie uważał go za coś bardzo sobie potrzebnego, nawet jeśli miał odporność wypracowaną do pewnego stopnia, tak jak reszta rodzeństwa.
Illumi powoli kiwnął głową.
- Obiecałem, że się nią zaopiekuje. I Killui, że nie odstąpię na krok.
- Najpierw ją śledzisz, potem ratujesz, obiecujesz pomagać...to brzmi strasznie męcząco. Jak dużo, dużo, dużo zbędnych zajęć w czasie, który można by poświęcić na zdobywanie siły.
Starszy przechylił głowę w bok.
- Nauczyłem się gotować - powiedział. - To ciekawe doświadczenie.
- Przecież potrafiłeś zrobić płatki i chleb z masłem - Kalluto potarł palcami kark. - Nawet herbatę - dodał.
- Ale teraz umiem naleśniki. I zapiekanki. Jeszcze różne zupy...
Mały grymas przypominający uśmiech wyginający twarz brata zdekoncentrował Kalluto. Siadając wygodniej chłopiec zdołał namyślić się, układając sobie w głowie rzeczy, które usłyszał i absolutnie nie miały nic wspólnego ze zdobywaniem dziewczyny(!). Nagle wydał z siebie kompletnie cudaczny odgłos podobny do okrzyku.
- Chwila! Nie mogła używać rąk, musiałeś gotować... Czy to znaczy, że pomagałeś też z takimi rzeczami jak kąpiele i ubieranie? Patrzyłeś na nią jak była naga?! Nie podejrzewałem cię o takie nienormalne rzeczy, bracie!
Przez kilka ciągnących się mozolnie sekund, Illumi milczał, nie przestając taksować nastolatka wzrokiem.
Nim zdążył zapytać co dzieciak miał na myśli, drzwi pokoju otworzyły się. Zeno Zoldyck gestem dłoni zaprosił Kurapikę do środka, dziękując za rozmowę i życząc spokojnej nocy.
Spojrzał przelotnie na Illumiego, nic jednak nie wskazywało na to, aby był zły czy zawiedziony. Raczej jego jasne spojrzenie wyrażało aprobatę.
Najwyraźniej Kurapika, zgodnie z przewidywaniami długowłosego,
wzbudziła sympatię seniora. Drzwi zostały zamknięte.
Nastolatek przez chwilę patrzył na nowoprzybyłą oceniająco, a później zeskoczył z łóżka, podchodząc lekko.
- Cześć! Jestem Kalluto, młodszy brat Illumiego! A ty masz na imię Kurapika, tak? Czy to prawda, że widział cię nago? Ale tak całkiem?!
Brew jej drgnęła.
- Czy mogę wiedzieć, o czym wy tutaj dyskutowaliście? - zapytała podejrzliwie.
- Zapytałem go jak zostaliście parą i powiedział, że się tobą opiekował kiedy miałaś unieruchomione ręce! - wyjaśnił.
W ogóle nie wyglądał jak skrytobójca. Wydawał się taki ciekawski i pełen życia. Założyła by, że jest niewinny (albo zbyt młody?) gdyby nie dziwne wrażenie zagrożenia, które odczuła w pierwszej chwili.
- Jeśli zadasz mi inne pytanie to ci odpowiem - obiecała, ruszając w stronę łóżka, aby na nim usiąść.
- Ale dlaczego inne? Co jest z tym nie tak?
- Jesteś o mniej więcej pięć lat za młody.
Kalluto zamrugał wielkimi oczami, ale niechętnie postanowił podręczyć swoją ofiarę na inny temat, uprzednio wskakując na łóżko tak, że w górę wzbiły się tumany kurzu.
- Hmm... Illumi powiedział, że nauczył się gotować... Naprawdę to zrobił?
- Idzie mu coraz lepiej z każdym podejściem - przyznała miękko. - Najlepiej wychodzi mu potrawka mięsna, ale naleśniki też są pyszne.
- I w ogóle nie dodaje trucizny?
- Ani trochę.
- Illumi, zrobisz mi takie?
Starszy spróbował udać, że nie dosłyszał, wstając niespodziewanie i podchodząc do szafy.
- Hej! Pytałem cię! Zrooobisz? Proszę! Chcę zjeść naleśniki bez trucizny!
Kurapika obserwowała z rozbawieniem jak nadyma policzki, krzyżując ręce na piersi i urażony wbija wzrok w sufit.
- Matka byłaby zawiedziona - oznajmił po chwili ciszy brunet, szukający czegoś wśród wiszących na wieszakach ubrań. Nie było ich wiele, ale cztery komplety na pewno.
- Ale przecież nie musi się dowiedzieć - spróbował z innej strony. - Skąd mam wiedzieć, czy Kurapika nie wyolbrzymia twoich zdolności bo cię kocha?
Illumi zamarł w pół ruchu, a dziewczyna opuściła głowę w dół, czując jak ciepło rumieńca pokrywa jej twarz.
Kochać.
Nigdy żadne z nich nie użyło tego słowa. Zawsze pozostawali przy lubić, bo to łatwiej było zaakceptować im obojgu i mniej ich zawstydzało.
A Kalluto tak nagle...
- Kurapika? - chłopiec siedzący obok odchylił się do tyłu, aby wygięty w pozycji wyjętej z jakiegoś horroru, niemal ułożyć jej głowę na kolanach i spojrzeć wprost w twarz. - Coś nie tak? Dorwała cię choroba?
- Nie - wymamrotała, pocierając rękoma różowe poliki. - Ja po prostu... Wcześniej nie miałam okazji powiedzieć twojemu bratu wprost, że go kocham - zdołała wyjaśnić bardzo cichym, niemal niesłyszalnym, głosem.
Illumi ze swoimi maksymalnie wyostrzonymi zmysłami skrytobójcy nie miał problemu, aby pojąć jej wypowiedź co do słowa.
Cóż...
On też nie znalazł dobrej chwili, aby użyć określenia kochać - tak po prostu - jak te wszystkie pary, które czasem mijał w miastach. Sądził, że jest zbyt silne i wyjątkowe.
Kiedy niby zabójca, ktoś tak nieodpowiedni jak on, mógł powiedzieć coś tak wielkiego, tak jednoznacznego, Kurapice? Nie było okazji.
- O... Cóż! Musicie sobie z tym poradzić później! Bo ja mam jeszcze kilka pytań.
- Tak? - odetchnęła, gdy usiadł normalnie.
- Czemu właśnie Illumi?
- Co "właśnie Illumi"? - jej dłonie, oparte na kolanach, drżały. Kalluto mógłby postawić swoje wachlarze w zakładzie, że gdyby podał jej do potrzymania choćby chusteczkę - upuściła by ją.
- No... Czemu ty i on zostaliście parą? Lubisz jak mówi, ćwiczy gotowanie, zabija ludzi... A może chodzi o jego ciało? Ma niezłe mięśnie. Od razu widać, że większość czasu zużywa na treningi.
- Cały jest dla mnie ważny - oznajmiła, przeczesując palcami włosy.
- No, ludzie... Skąd mam wiedzieć jak to jest być zakochanym albo jak zdobyć dziewczynę, skoro wy mi podajecie takie nijakie odpowiedzi? - zapytał oburzony Kalluto.
- Przepytujesz mnie, bo próbujesz zrozumieć jak to jest się zakochać?
Kaszlnął, odwracając wzrok.
- Tak jakby - wymamrotał. - Skoro Illumi znalazł ciebie, a braciszek Killua przyjaciół... Ja też chce kogoś wyjątkowego, no!
Kurapika wyciągnęła dłoń. Kalluto otworzył szeroko oczy, kiedy tak po prostu zmierzwiła mu palcami włosy.
- Jak to jest... Najpierw nic nie ma sensu - zaczęła miękko. - Wszystko, co czujesz jest nowe i dziwne. Nie umiesz tego zrozumieć. Zwłaszcza, że nie patrzysz inaczej na jedną osobę, tylko cały świat. Ktoś otrzymuje od twojego serca miejsce w jego centrum, twoim centrum - spojrzała na plecy sztywno wyprostowanego Illumiego, wyglądającego jakby skamieniał z dłonią zanurzona w czeluści szafy. - Przy kimś nie możesz się skupić. Serce bije szybciej, a czasem nie umiesz zapanować nad tym, jak bardzo różne rzeczy cię zawstydzają. To coś wielkiego... Coś, co chcesz chronić, bo roztrzaskane na kawałki już zawsze może być przyczyną smutku.
Kiedy Kurapika mówiła, Kalluto słuchał zafascynowany. Oczy dziewczyny wypełniało tak dużo emocji i światła... A to wszystko, to co miał okazję zobaczyć, było dla Illumiego.
Tylko dla niego.
Mówiła.
Głos jej lekko drżał.
I dłoń głaszcząca ciemne krótkie włosy również nie grzeszyła pewnością.
Jeśli miłość naprawdę sprawiała, że było się tak słabym i rozdygotanym... To dlaczego Kalluto miał wrażenie, że patrzy na kogoś bardzo silnego?
Czy to tylko dlatego, że dziewczyna pokładała w jego bracie całą swoją osobę?
Czy Illumi naprawdę potrafił... Jakoś chociaż część siebie przeznaczyć dla niej?
Jako małemu chłopcu, ciężko mu było wszystko zrozumieć. Zwłaszcza najstarszego z rodzeństwa.
Jak bardzo wyjątkowa była Kurapika, skoro zajęła ważne miejsce w sercu Illumiego, gdzie wcześniej była tylko rodzina (podzielona na Killuę i wszystkich pozostałych)?
- Skąd... Skąd mogę wiedzieć, że nie wymyślam sobie czegoś takiego? - przełknął ciężko ślinę.
- Będziesz wiedział - Kurapika spojrzała na niego, wyginając wargi w miękkim uśmiechu.
Widział dziwny, niemal nieuchwytny, czerwony błysk w jej oczach, ale było tak ulotne, że Kalluto uznał to za swoją wyobraźnię, pobudzoną szczerymi, czystymi słowami Kurapiki.
Czy ktokolwiek w domu mógłby tak wprost powiedzieć mu aż tyle o dziwnym, robiącym z ludzi szczęśliwych
szaleńców, uczuciu?
- Rozpoznasz to, Kalluto. Bo będziesz się czuł tak silny jakby podniesienie góry na własnych barkach w ogóle nie było trudne.
Naprawdę?
Kurapika odgarnęła jasne włosy z czoła.
- Czyli... Czyli dla Illumiego mogłabyś przenieść górę?
- Moje ciało nie dałoby rady, ale serce jest pewne, że tak.
Zakłopotany Kalluto spuścił głowę.
Jeszcze nigdy nie czuł takiego gorąca na twarzy, a to przez jedną dziewczynę, w dodatku związaną z Illumim...!
- Powinienem pójść - wyartykułował.
Kiedy Kalluto wyszedł, bardzo szybko i ostrożnie przemierzył cały dom. Obiecał, że pójdzie do Alluki gdy tylko skończy rozmawiać z Illumim. Alluka chciał wiedzieć jak najwięcej. Jakkolwiek ciężkie były ich relacje w rodzeństwie, nie dało się ukryć, że Illumi był tym najstarszym i tak jakby stracił głowę.
- I jak? - niecierpliwy długowłosy siedział na swoim łóżku, potrząsając obszernymi rękawami piżamy. - Wiesz coś, braciszku? Coś ciekawego?
Przez chwilę stał przy zamkniętych drzwiach. Odetchnął powoli, próbując się wyciszyć. Kąciki ust zaczęły mu zdradziecko drgać.
- Alluka...
- Tak?
- Miłość jest super pokręcona! - wyrzucił z siebie, podchodząc do niego.
- Huh? Dlaczego? - zaskoczony przechyliła głowę w bok. - Co odkryłeś?
Usiadł obok.
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Powtórzę nawet słowo w słowo, jeśli chcesz. Słuchaj!
Pokiwał energicznie głową, krzyżując nogi i patrząc z wyczekiwaniem.
Kiedy zostali sami, Kurapika wstała, strzepując kurz, a potem podeszła do Illumiego. Wiedziała, że słyszy. Nie potrafiła chodzić tak cicho jak on. Stanęła za nim, a później objęła go.
- Przytłoczyła cię ciekawość brata? - zapytała łagodnie.
- Zachowywał się dziwnie - oznajmił sztywno. - Zazwyczaj jest... Bardzo opanowany. Właściwie milczący.
- Myślę, że ucieszył się z tego, że masz kogoś poza domem, z kim możesz spędzać czas wolny od pracy - powiedziała miękko.
- Tak?
Potwierdziła cichym mruknięciem.
- Illumi... Po co właściwie podszedłeś do tej szafy?
- Znaleźć koszulę - wyjaśnił. - Tą, którą obiecałem pożyczyć. Nie mam tak małych spodenek... Mogą być moje bokserki?
Słuchając go, roześmiała się rozbawionym, czułym śmiechem.
- Mogą - zapewniła, nie chcąc wytracać go z równowagi.
Illumi dał jej wyjęte z szafki bokserki i bardzo luźną czarną koszulkę w płomienie.
- Nie widziałam jeszcze na tobie niczego podobnego - stwierdziła zaciekawiona.
- To komplet do spodni... Ale do nich noszę coś innego - wyjaśnił.
Wydostał jeszcze piżamę i do łazienki, znajdującej się na szczęście dosłownie obok pokoju, poszedł z nią. Prawdopodobnie nie zamierzał spuścić z niej oka ani na chwilę podczas przebywania na górze Kukuroo. Wzięli wspólny prysznic, przy okazji którego zbadała delikatnie palcami zszytą przez siebie niedawno ranę na jego boku. Szwy trzymały, ale miejsce nie było jeszcze bardzo dobrze zagojone. Na wszelki wypadek nałożyła świeży opatrunek zanim przywdział strój na noc.
- Jeszcze kilka dni i powinno być w porządku - oznajmiła, gdy wychodzili na korytarz. Kiwnął głową. - Mimo wszystko powinieneś uważać podczas następnego zadania - dodała.
- Będę - zapewnił, bo gdy się bardzo martwiła robiła smutną minę.
Przepuścił ją w drzwiach. Przez chwilę rozważał zamknięcie ich na klucz, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie go ostatnim razem zostawił. Nie był mu zwykle bardzo potrzebny.
- Jest jeszcze wcześnie - delikatnie odkryła podniecioną i zakurzoną narzutę z łóżka, składając ją, chociaż nie musiała. Położyła materiał na brzegu posłania. Usiadła tak, aby oprzeć plecy o wezgłowie i wyjęła z torby obciążoną piłeczkę. - Poćwiczę chwilę, a ty?
Popatrzył po pokoju, a potem postanowił poszukać pudełek z zapasowymi igłami. Jego zbiory znacznie się uszczupliły w ostatnich miesiącach. Pewnie nie miał by nawet jednej szpili w tym momencie przy sobie, gdyby nie to, że jadąc do szpitala przed kilkoma miesiącami miał ich dużo więcej niż zazwyczaj (ze względu na te w plecach).
Jak skończył wyciągać z szafek i skrytek paczki z igłami, łącznie sześćdziesiąt po trzydzieści sztuk, zdecydował, że najwyższa pora odpocząć.
Kurapika spała już skulona na łóżku. W takiej pozycji Illumi mógł doskonale przyjrzeć się jasnej skórze ud. Koszulka w płomienie była odrobinę podwinięta, dlatego także płaski brzuch też przykuwał uwagę. Podszedł bliżej, odkładając piłeczkę na miejsce. Wsadził komunikator pod poduszkę, uszykował kilka igieł na szafce nocnej, a później nakrył drobne ciało kołdrą. Zajął miejsce obok, nakrywając własne ciało materiałem jedynie częściowo.
Na początku chciał spać, ale tylko leżał, myśląc nad różnymi rzeczami. Ostatecznie postanowił dać temu spokój i przekręcił się na zdrowy bok, aby mieć drzwi na widoku. Drobne ręce Kurty oplotły go od tyłu, gdy przylgnęła do niego ufnie.
Przełknął ciężko ślinę, czując jak serce mu łomocze.
Ciepło mniejszego ciała tuż obok w tym pokoju, w tym domu, wydawało się jeszcze bardziej wyjątkowe niż zazwyczaj.
Kiedy telefon zaczął dzwonić pod poduszką, Illumi wyrwał się z łóżka i wziął urządzenie na korytarz tak szybko, że prawie zapomniał otworzyć drzwi. Niewiele brakowało, aby przez nie po prostu przeszedł wybijając dziurę.
Była tylko jedna osoba mogąca chcieć czegoś o takiej godzinie.
- Hiso...
- ILLUMI, SKRETYNIAŁEŚ DO RESZTY?! - Killua krzyknął tak głośno, że przez chwilę brunet stał bez ruchu i mrugał intensywnie oczami.
- Miło cię słyszeć, Killu - powiedział poważnie. - Znowu potrzebujesz pomocy starszego brata?
- NIE! W TEJ CHWILI TO POTRZEBUJĘ CIĘ ZABIĆ! JAK MOGŁEŚ SPROWADZIĆ KURAPIKĘ NA GÓRĘ KUKUROO?! NIE ZDAJESZ SOBIE SPRAWY Z TEGO JAKIE TO NIEBEZPIECZNE? CHOLERA Z MILLUKIM CZY OJCEM, ZAPOMNIAŁEŚ, ŻE MATKA JEST OBŁĄKANA?!
- Nie powinieneś mówić o matce w ten sposób - zauważył poważnie.
- NAWET MNIE NIE DRAŻNIJ...
- Wydawało mi się, że już jesteś zły, Killu. Coś źle zrozumiałem?
- UUGHHH!
- Killu?
- Dobry wieczór, Illumi - po drugiej stronie zabrzmiał zakłopotany głos Gona Freecsa. - Przepraszam, że przerywam waszą rozmowę, ale Killua zdążył już obudzić połowę współpasażerów pociągu i jak tak dalej pójdzie wysadzą nas na następnej stacji - wyjaśnił pospiesznie, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ostatnie czego mógłby chcieć Illumi to rozmawianie z nim. - Killua mamrocze, że jeśli coś złego stanie się Kurapice to osobiście cię zabije. Przykro mi, ale wtedy będę zmuszony mu pomóc, w końcu to nasza cenna przyjaciółka.
- Rozumiem.
- Gon, oddawaj! - głos Killui powrócił. - Słuchaj no, Illumi...
- Już zrozumiałem, Killu - przerwał mu. - Bez obaw, twój starszy brat nie dopuści, aby ktokolwiek zrobił Kurapice krzywdę. Miłej nocy.
- Teraz nagle umiesz kończyć rozm... - rozłączył.
Westchnął, a później wrócił do pokoju. Kurta spała na środku łóżka, obejmując rękoma jego poduszkę. Odłożył komunikator i położył się za nią na boku. Chwilę leżał w ciemnościach bez ruchu, ale to tak jakoś nie było tak miłe jak wcześniej.
Powoli objął ją ręką, przygarniając do siebie. Wydała z siebie przyjemny, przypominający pomruk odgłos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro