Uszkodzona Marionetka 10
-Killua, Kurapika prosi o pomoc w zakupach - powiedział lekko Gon, który ostatni dzień spędził na pisaniu listu do cioci, w związku z czym pominął wydarzenia wieczoru i trening Kurapiki z Illumim. - Chodź, przyda ci się odpocząć od patrzenia w komputer!
Spojrzał strapiony na białowłosego, pocierającego ręką oczy. Chwycił go bezceremonialnie pod ramiona i uniósł pomimo głośnego protestu. - Jak tak będziesz bez przerwy patrzył w ekran to skończysz z okularami! - zagroził.
Kurapika nie miała do kupienia bardzo dużo. Niestety, o ile była w stanie nieść płatki śniadaniowe, kawę i przyprawy, o tyle warzywa, mięso oraz kilka butelek mleka była zmuszona powierzyć chłopcom. Jej ręce były coraz silniejsze z każdym dniem, ale na razie musiało wystarczyć, że mogła unieść siatkę o wadze zbliżonej do kilograma. Przekładaną co jakiś czas gdy czuła, jak palce zaczynały wbrew woli poluźniać chwyt.
- Kurapika, masz jakieś plany na resztę dnia? - zapytał radośnie Gon, przystając przy kępie niebieskich kwiatków na moment, aby lepiej im się przyjrzeć.
- Chciałam poćwiczyć.
- Pomożemy ci! - zaoferował Killua.
- Wspólny trening to dobry pomysł! - zgodził się brunet, kiwając mocno głową.
Doganiając ich prawie potknął się o wystający spod ziemi korzeń.
Kurta miała ochotę poszukać sobie jakiejś kryjówki. Najlepiej bardzo głęboko pod ziemią.
Killua z łatwością robił pompki i resztę ćwiczeń, Gon mu nie ustępował... A ona przy próbie zrobienia jednej pompki poczuła przeszywający ból w połamanej niedawno ręce i musiała zadowolić się rzucaniem szyszkami do celu.
Jej rzuty były słabe. Pierwsze kilka nie dotarło nawet do miejsca przeznaczenia jakim był wiszący niedaleko cel Illumiego.
Dopiero dziesiąty albo jedenasty w ogóle znalazł się w pobliżu kartonowej sylwetki, ale dwunastego nie mogła już wykonać bo ręce drżały jej za bardzo.
Gdy młodsi przerwali ćwiczenia, zrobiła z ich pomocą obiad. Killuś wyglądał na szczęśliwego mogąc ucierać na tarce warzywa na lepszą wersję placków ziemniaczanych, a Gon później czujnie strzegł patelni, gdzie były smażone.
Mając na nich oko, jednocześnie całkowicie sama przyszykowała dwa proste sosy, czosnkowy i jeden słodszy.
Rzucili się głodni na jedzenie, jak zawsze zadając przy okazji różne pytania. Między innymi...
- Kurapika, skoro zaczynasz dochodzić do siebie to po co ci Illumi? - Killua przechylił głowę w bok, wbijając w nią uważne spojrzenie.- Nie przeszkadza ci dalsze mieszkanie ze skrytobójcą?
- Czasem pracuję jako ochroniarz, innym razem łowca głów. Cały ten czas poluję na ludzi, którzy wymordowali moich bliskich - blondynka westchnęła ciężko. - Ocenianie Illumiego ze względu na jego pracę byłoby nie fair.
Białowłosy niechętnie zaakceptował taką odpowiedź, chociaż absolutnie nie podobało mu się, że jego przyjaciółka lubi jego brata.
Po wyjściu przyjaciół spędziła jeszcze jakiś czas zamyślona, siedząc nad krzyżówką dla łowców, męcząca ewentualnych chętnych ponad 300 hasłami tak dziwnymi, że zwykli ludzie uważali całość za głupi żart.
Mniej więcej o dwudziestej przyszykowała kanapki, szczęśliwa, że zrobiła to szybciej i mniej niepewnie niż ostatnim razem. Te dla Illumiego przykryła szklanym kloszem jak poprzednio. Zaniosła swoją kolację do salonu. Zamierzała zacząć jeść, ale właśnie wtedy drzwi wejściowe otworzyły się w trochę niepokojący, powolny sposób. Nie tak jak zwykle robił to Zoldyck. Raczej bardziej ostrożnie. Odłożyła posiłek i ruszyła w stronę korytarza.
-Illumi - pomimo drżącego, łopoczącego w piersi z nerwów serca, odetchnęła z ulgą rozpoznając sylwetkę mężczyzny. - Witaj w domu.
Brunet zapalił światło i sapnęła ciężko, lustrując wzrokiem spory ślad czegoś podobnego do pazurów na boku. Ubranie miał podarte. Krwawił.
- Co ci się stało?
- Informacje nie były kompletne - wyjaśnił, zaczynając ściągać brudną górę. - Zabrakło sporej ilości danych na temat współpracowników ofiary. Tam było przynajmniej ośmiu łowców.
- Do łazienki! Już! Pójdę po apteczkę! - zawróciła, zamierzając pobiec na górę po podręczny zestaw z opatrunkami i lekami, który nosiła w torbie.
Illumi chwycił ją jednak za przegub, zatrzymując w miejscu.
- Poczekaj.
- Jesteś poważnie ranny - oznajmiła oburzona.
- Poczekaj - powtórzył, wkładając rękę do kieszeni spodni. Obserwowała go zdziwiona i zaniepokojona. Chwilę czegoś szukał, wyglądając przy tym na bardzo zagubionego i trochę zdenerwowanego, a później wreszcie uniósł ją, zaciśniętą w pięść, w jej stronę. - To dla ciebie - powiedział poważnie, czekając aż podniesie dłonie, aby zabrać "to".
Wyciągnęła je i wtedy upuścił w ten drżący koszyczek drobną, bardzo niepozorną rzecz.
- Bransoletka? - zapytała, spoglądając na mieniące się w świetle lampy, niebieskie koraliki.
- Podobno... To miłe dać bransoletkę... Dziewczynie, którą się lubi - wyartykułował i pierwszy raz Kurta widziała jak to on usiłuje nie patrzeć w jej oczy. Na pozbawioną ekspresji twarz wystąpił rumieniec.
- Illumi, jest prześliczna - powiedziała miękko, gdy poczuła, że sama czerwienieje. Spojrzała dla otrzeźwienia na poraniony bok. - Cały czas krwawisz… idź do łazienki, wezmę apteczkę!
Trochę jakby posmutniał, ale ruszył do małego pomieszczenia, rzucając na ziemię brudną koszulę i jeszcze kamizelkę. Prawie zjechała po schodach, gdy wbiegała na górę, ale dała radę zachować równowagę, krzywo balansując na pojedynczym stopniu, gdzie postawiła stopę tak niepewnie.
Wróciła niosąc tą samą saszetkę, której używała gdy opatrywała jego plecy.
Illumi siedział na żółtym taborecie w kółka, milcząc gdy zajmowała się jego bokiem, ale, tak jak ostatnim razem, ulegając niespodziewanemu poczuciu spokoju, które płynęło z delikatnego dotyku. Czuł drżenie drobnych palców, słyszał jak szybko i niespokojnie bije w piersi serce. Chociaż czuł pewien żal z powodu tak pobieżnego potraktowania, niemal zignorowania, podarowanego prezentu, czułby się lepiej gdyby potrafił powiedzieć coś, co zmniejszy nerwy Kurty.
- Do zszycia - oznajmiła nareszcie, przytrzymując wilgotny, brudny od krwi ręcznik przy najgorszej ranie. - Ale w moim stanie...
Spojrzał na odbicie drobnej twarzy w lustrze.
Szkarłatne oczy mieniły się wewnętrznym blaskiem. Zaciskała wargi w wąską linię.
- Mogę ci zrobić krzywdę...
W takiej chwili Killua na pewno powiedziałby...
- Wiem, że nie zrobisz - oznajmił najbardziej poważnie jak mógł. Mógłby wykorzystać swoje igły, kilka dni - góra tygodni - i po wszystkim nie pozostałby nawet ślad, a jednak... siedział w bezruchu patrząc na lustrzane odbicie skupionej Kurapiki, zdeterminowanej nagle zaszyć rany pomimo własnych problemów. Jej palce nie mogły zbyt pewnie trzymać wąskiej, wysmukłej igły - co któryś raz przyciskała ją kciukiem do wnętrza dłoni, aby być w stanie ściągnąć cieniutką nić i zacisnąć obie części rany.
Wszystko to trwało ponad pół godziny.
Dużo ponad.
Kiedy skończyła była blada i trochę nieobecna. Patrzył jak obmywa ręce. Wstał żeby wyjść, właśnie wtedy wypowiedziała cicho jego imię.
- Illumi.
Zamiast pokazać jak bardzo mu przykro i ją zignorować, powoli się odwrócił. Wyciągała ku niemu niebieską bransoletkę.
- Co robisz, Kurapika?
- Teraz, kiedy już cię opatrzyłam i zmyłam krew z rąk… Mógłbyś mi ją założyć?
Zamrugał, wodząc zdumionym wzrokiem od szczerze zakłopotanej, rozpromienionej nieśmiałym uśmiechem twarzy do swojego prezentu.
...chciała tylko nie ubrudzić koralików i łączącej ich tasiemki?
Wziął drobny przedmiot w dłonie. Gdy nasunął go na chudziutki nadgarstek, Kurta nagle podeszła. Ponieważ wcześniej lekko nachylił ciało był idealnie obniżony, aby mogła... Uchylił usta zdumiony, gdy miękkie ciepłe wargi znalazły się tak blisko, kompletnie przełamując jakąkolwiek przestrzeń do tego stopnia, że nie było między nimi nawet pół milimetra przerwy.
Buziak.
Dała mu buziaka.
Wnętrzności Illumiego zasupłały się w drżące węzły i kokardki, a serce na chwilę kompletnie stanęło.
- Jest prześliczna - powtórzyła miękko. - Bardzo dziękuję, Illumi.
***
Killua myślał, że niebieskie koraliki na tasiemce to najbardziej żenująca rzecz jaką kiedykolwiek widział w rękach swojego brata. A przecież Illumi często nosił tam telefon, w którym poza numerami rodziny miał tylko ten Hisoki.
- Co to niby ma znaczyć? - zapytał jak najpoważniej zdezorientowany, unosząc brew w górę. - Jakiś żart?
- Huh? Przecież to bardzo miłe, że Illumi postanowił dać Kurapice prezent - stwierdził zdziwiony Gon. - Wygląda jakby mu bardzo zależało - dodał.
- Nawet tak nie mów! - zaprotestował Killua. - Po pierwsze to Illumi, a po drugie... cholerne niebieskie koraliki na tasiemce!
- Są ładne - oznajmił brunet, naprawdę nie mogąc ogarnąć rozumowania przyjaciela. - Co ci w nich przeszkadza?
- Przed chwilą powiedziałem!
- Znowu chodzi o twojego brata? Przecież jest bardzo miły dla Kurapiki i ona też lubi z nim przebywać.
- Skąd aż tak absurdalny wniosek?!
- Killua... - przyjaciel spojrzał na niego, nie mogąc zdecydować czy dać w czoło czy pogrozić palcem. - Przecież zrobiła mu kanapki.
- I?
- Brała z nim prysznic.
- Na pewno tylko pomagała z tymi za długimi kłakami!
Brew bruneta drgnęła.
- Powiedziała mi kiedyś - burknął w końcu.
- Słucham?!
- No... Przyznała, że go lubi. I pytała, czy myślę, że on mógłby czuć coś podobnego.
- To już jest absurd...
Zanim Killua skończył mówić, Gon chwycił go nagle i odwrócił w stronę laptopa.
Kurapika dała Illumiemu buzi w policzek. I na ręce miała niebieskie koraliki na tasiemce. A tak poza tym to wyglądała naprawdę szczęśliwie.
- Illumi znalazł sobie dziewczynę - powiedział bardzo powoli Silva, patrząc w monitor z nie mniejszą dezorientacją niż jego syn.
- Zaczynam widzieć rodzinne podobieństwo - westchnął cierpiętniczo Gon.
- To nie jest jego dziewczyna - zaprotestował Killua.
- Ale chciałaby być - przyznał Freecs, za co prawe dostał od przyjaciela poduszką w głowę. - Hej! Nie powinieneś się cieszyć, że nie zrobił nic złego?! - zapytał oburzony.
-To Illumi! Jak mam się cieszyć kiedy dobiera się do mojej przyjaciółki?!
- Nie wydaje mi się, aby myślał o takich rzeczach - wymamrotał, targając sterczące włosy jeszcze bardziej.
***
Siadając z kanapkami w salonie, Zoldyck nie potrafił przestać zerkać na Kurapikę, która także wzięła na kolana talerz.
- Teraz twoja kolej - powiedziała miękko, podając mu pilot od telewizora.
- Na pewno?
Skinęła głową.
- Wybierz coś.
- A jeśli nie będzie cię interesować?
- Wtedy ci powiem - obiecała.
Illumi włączył program dotyczący największych pandemii w historii. To zdecydowanie nie była ani romantyczna, ani przyjemna rzecz. Blondynka jednak była już dosyć zmęczona po różnych wydarzeniach ostatnich dwóch dni, w tym niespokojnej nocy spędzonej w skuleniu pod okryciem kołdry na środku łóżka, z głową wtuloną w poduszkę mężczyzny, aby kompletnie nie przyswajać dramatycznych statystyk i nieprzyjemnych, obrzydliwych wręcz, opisów powolnych agonii całych wsi i miast. Nie poszła do łóżka bo wiedziała, że jeśli to zrobi - Illumi skorzysta i postanowi spać na siedząco gdzieś na podłodze. Ziewając ułożyła się na kanapie. Była wystarczająco drobna, aby jej głowa spoczęła tuż obok kolan bruneta. Podłożyła pod nią ręce dla swojej wygody.
Mniej niż dwie minuty później spała.
Zoldyck najwyraźniej to przeczuwał. Tym razem. Odkładając talerz, usiadł wygodniej na kanapie. Jego dłoń tak tylko, mimochodem, spoczęła na złocistych włosach, a zaczęła je gładzić naturalnie dlatego, że szukał dogodnego ułożenia. Dla opóźnienia drętwienia.
Program o pandemiach trwał w najlepsze do drugiej nad ranem mniej więcej. Kurapika spała naprawdę słodko.
Aż dziw, że ktokolwiek mógł wyglądać w tak niewinny i delikatny sposób, kiedy w telewizji w tym samym czasie zaprogramowane komputerowo postaci konały w męczarniach, poddane symulacji rozwoju jakiejś przerażającej choroby.
***
-Killua! Pospiesz się! - Gon spojrzał do tyłu i pomachał energicznie ręką przyjacielowi. Zdecydowali się spędzić czas z Kurapiką i zabrać ją na piknik, a tymczasem białowłosy (chociaż Illumi stwierdził, że musi coś załatwić na mieście i nie idzie) wlókł się powoli. Bardzo. W kompletnie monotonnym tempie. - Killua, zjem ci wszystkie Chocorobo! - zagroził.
Kurapika stanęła na końcu dzikiej ścieżki, w miejscu gdzie ta przechodziła w sporą polanę. Spojrzała na ich dwójkę i roześmiała się dźwięcznie, najwyraźniej bardzo rozbawiona widokiem naburmuszonego Killui, który przyspieszył niespodziewanie, aby ocalić swoje łakocie.
Gon pognał do przodu, ściskając kosz w nadziei, że niczego nie zepsuje, ale niewiele brakowało mu do upadku w pierwszych kilku susach.
Zanim dobiegli na polanę, Kurapika zdążyła rozłożyć na trawie błękitny koc w czerwone paski i usiąść na nim.
Wyglądała bardzo dobrze w pastelowej szarawej sukience. Niebieska bransoletka ozdabiała jej rękę. Największą zmianą standardowego wyglądu były już odrobinę za długie i opadające złocistą kaskadą na ramiona, włosy. Sięgały mniej więcej połowy łopatek.
-To miejsce jest jeszcze ładniejsze niż zapamiętałam - oznajmiła, czekając aż przestaną biegać dookoła niej i koca.
- Już tu byłaś? - zapytał zaciekawiony Gon, w pewnym momencie cudem padając w dół tak, że koszyk wylądował niemal dokładnie na jej kolanach. Cały. Usta Killui wygiął przebiegły uśmiech i nastolatek runął na przyjaciela, wyciągając ręce w stronę wiklinowej przechowywalni pożywienia. Zanim zdążył jednak choćby unieść wieko, dziewczyna położyła na nim dłoń.
- Najpierw kanapki, potem tona słodyczy - pogroziła mu żartobliwie palcem. - Tak, byłam - dodała.
- Na spacerze?
- Z Illumim - potwierdziła, mina młodego Zoldycka trochę zrzedła.
- A tak właściwie… co was łączy? - zapytał podejrzliwie, niechętnie przyjmując kanapkę do zjedzenia. Wolałby od razu spałaszować cały zapas Chocorobo.
Kurta otworzyła sobie pudełko z sałatką owocową, którą przygotowała wcześniej.
-Ciężko stwierdzić - przyznała, nabijając pojedynczą truskawkę na widelczyk. - Chciałabym powiedzieć, że jesteśmy parą, ale na to raczej za wcześnie. Chyba...
- O ile za wcześnie?
- Miesiąc, może kilka? Nie chciałabym mu się narzucać; jest naprawdę wspaniały jeśli tylko ma szansę go pokazać.
Killua wywrócił oczami, ale Gon najwyraźniej był bardzo podekscytowany.
-To wspaniałe, że się dogadujecie! - zawołał, bo dla niego Illumi w bliskiej relacji z Kurapiką oznaczał przede wszystkim ograniczenie braterskiego szpiegowania Killui.
- Ostatnio dał mi śliczną bransoletkę. Ale nie wiem czy to znaczyło dla niego coś więcej - przyznała przygnębiona.
- Co ty w nim widzisz? - Zoldyck uniósł brew, spoglądając na nią uważnie.
Kurapika źle zinterpretowała spięcie chłopca. Jej policzki pokrył solidny rumieniec.
-N-nie musisz się martwić o Illumiego. Nie chciałabym go skrzywdzić!
Gon prawie wybuchnął śmiechem na widok zbaraniałej miny przyjaciela.
Najwyraźniej rodzinne problemy nie przeszkadzały Kurcie wierzyć, że Killua gdzieś w sobie jest bardziej związany z bratem niż pokazywał.
Zadanie Silvy było proste. Wkraść się do domu pod nieobecność Illumiego i tej przyjaciółki Killui, zabrać kamery, a później wrócić do domu... I zapytać ojca o radę dotycząca uświadomienia jego najstarszego wnuka w sprawach damsko męskich. Był dziadkiem, mógł mu ulżyć z piątką dzieci i przejąć ten tematem przynajmniej w obrębie jednego egzemplarza. Tego najstarszego i dotychczas najgrzeczniejszego.
Rozejrzał się ostrożnie, wyłapując miejsca, gdzie Killua rozmieścił kamerki. Nie było to najtrudniejsze - pamiętał przecież z jakiej perspektywy był ich niespełna pięciodniowy, potwierdzający istnienie interakcji Illumiego z inną istotą ludzką, podgląd. Dotarł na piętro, zgarniając po drodze sześć mechanicznych ustrojstw. Brakowało kilku. Te musiały być w sypialni i ogrodzie na dachu.
Szło zadziwiająco gładko jak na dom zajmowany przez Zoldycka; czyżby jego pierworodny synek był dosyć pewny siebie, aby wierzyć, że nikt nie chciałby się włamywać do kolorowego, nowoczesnego domu w lesie? Nie powinno tak być! Nawet jeśli las wokół wyglądał w rzeczywistości dosyć mało zachęcająco dla turystów, włamywaczy i porywaczy, a nawet zdesperowanych uciekinierów z wyrokami śmierci... taki głęboki, ciemny, przepełniony zieleniną, żywymi zwierzętami i wrażeniem, że każdy krok jest obserwowany. Wyszedł przez szklane drzwi i...
- Interesująca niespodzianka - skomentował Illumi, stojąc obok jednej dużej donicy i spoglądając przez lornetkę w stronę lasu. Nawet nie drgnął. Kamerka zwinięta Millukiemu leżała na ziemi rozdeptana niewielkim obcasem czarnego bucika, idealnie pasującego do fiołkowej koszuli i eleganckich spodni.
- I-illumi - chrząknął. - Nie sądziłem, że będziesz w domu!
- Mieliśmy iść razem na piknik, ale to byłoby chyba niemiłe gdybym utrudniał Kurapice swobodne rozmawianie i spędzanie czasu z przyjaciółmi - oznajmił bezbarwnie. - Skoro sądziłeś, że mnie nie będzie, co tu robisz, ojcze?
- Nic ważnego! - zapewnił, usiłując odzyskać powagę - A ty? Nowa pasja? Obserwujesz ptaki? Wiewiórki? Naturalny układ drzew? Może obliczasz ilość ryb wyskakujących z rzeki w ciągu minuty?
- Kurapikę - przyznał bez ogródek.
- A Kurapika to... Kto? - zapytał ostrożnie, stając obok niego. Illumi wyprostował plecy, odrywając wzrok od lornetki i wbijając w jego twarz.
Wielkie oczy czarne jak kawałki krzemu odziedziczył po rodzinie matki. Wyglądał dzięki nim delikatnie, niemal kobieco. I gratis wyjątkowo niebezpiecznie. Nie dało się przewidzieć toku jego rozumowania ani odczytać wewnętrznych rozterek.
Był doskonałym skrytobójcą, nawet pomimo braku aż tak wielkiego wrodzonego potencjału jak Killu.
- Przyjaciółka Killui.
- No tak... Możliwe, że wspominał. Po co ją podglądasz, Illumi? - przechylił głowę w bok, spodziewając się jakiegoś kłamstwa. Dzieci raczej nie lubiły rozmawiać z rodzicami o swoich sprawach, prawda?
- Ubrała nową sukienkę - oznajmił jakby to wyjaśniało wszystko. - Nie chciała żebym za nią zapłacił - dodał, robią niespodziewanie niemal dziecinnie naburmuszoną minę.
Silva nie przypominał sobie, aby widział taką wcześniej.
- Skoro chciałeś za nią płacić... Coś was łączy?
- Zadajesz dziwne pytania - skomentował Illumi. - Myślałem, że jesteś tu zabrać kamery Millukiego i dać znać o jakimś większym zleceniu.
- Kamery?
- Trzymasz je w rękach.
- No tak - chrząknął znowu, próbując zatuszować wpadkę. - Illumi, a może wrócilibyśmy do tego tematu z Kurapiką…? Coś was łączy?
- Ona mnie lubi - przyłożył lornetkę znowu do oczu, spojrzał w stronę lasu, tracąc jego rodzicielską osobą zainteresowanie.
- Oh, tak?
- Tak powiedziała.
- A ty... Lubisz przyjaciółkę Killui? - drgnął, zastanawiając co powinien zrobić. Illumi zbliżał się do płci przeciwnej. Przecież nikt z nim nigdy o czymś takim nie rozmawiał! A jemu nie przychodziło do głowy jak mógłby poruszyć... taki temat. To nie było coś o czym można rozmawiać w takim miejscu jak ogród na dachu, w trakcie gdy dziecko stalkuje innych ludzi!
- Lubię. Jest miła.
- A-ha - musiał jak najszybciej porozmawiać ze swoim ojcem! Trzeba było coś wymyślić, ustalić... Killua miał rację i trzeba było zrobić coś ze sprawą Illumiego... zanim pozbawiony doświadczenia chłopak wpadnie w kłopoty. Nie potrzebował przecież zawodów miłosnych... Mógłby przez coś takiego źle pracować albo... Cóż, nic innego nie przychodziło Silvie do głowy, ale na pewno byłoby to straszne!
- Chwilowo nie ma żadnych zleceń, które mogłyby cię zainteresować... Znikam już... Przekazać coś matce?
- Myślę, że za kilka dni przyjadę do domu po moje rzeczy - stwierdził brunet bez najmniejszego namysłu. - Możesz ją uprzedzić.
- Po rzeczy? - powtórzył.
- Będzie mi wygodniej mieszkać z Kurapiką jak będę mieć swoje przedmioty pod ręką.
Kiedy Silva opuścił dom Illumiego wybrał się natychmiast do kwatery rodziny. Pierwszą drogą, która wydawała mu się wystarczająco szybka i nie podejrzana w tej części świata. Samolotem. A później prywatnym samochodem aż do bramy. I przez las, bez chwili wytchnienia do posiadłości. Powinien porozmawiać z żoną... Nie, lepiej nie. Najpierw z ojcem. Ona powinna usłyszeć nowiny na końcu. Będzie wściekła, ale może z resztą rodziny zdołają ją powstrzymać?
- Ojcze, sądzę, że zabrałeś moje urządzenia - Milluki czekał przy schodach. Nie wyglądał na zadowolonego. Miał skrzywioną twarz i zaciskał mocno ręce. Fakt, że wyszedł ze swojego małego, wypełnionego bałaganem oraz komputerami pokoju powinien mimo wszystko zostać zakwalifikowanym do rangi pewnego sukcesu.
Silva nie pochwalił jednak swojego drugiego w kolei dziecka, zamiast tego wywrócił oczami i podał mu torbę. Syn przez dłuższą chwilę spoglądał na niego ze zmrużonymi powiekami, a później obojętnie wzruszył ramionami i odszedł. Zawsze skupiał się tylko na swoich zabawkach. Jedyna korzyść z tego tym razem była taka, że nie poleciał do matki na skargę w sprawie rozdeptanej kamery.
Zeno siedział na górze, w swoim pokoju, zajęty jedzeniem wystawnej kolacji z właściwym sobie spokojem i lekkością.
Wyglądało na to, że ostatnie czego mógłby chcieć to towarzystwo.
- Możemy... Porozmawiać? - zapytał, nie zamierzając ryzykować wykopania za drzwi. Mężczyzna mimo wszystko potrafił być dosyć drastyczny gdy już mu ktoś przeszkodził. Nie lubił niezapowiedzianych wizyt, nagłych zmian planów i większego zawierania znajomości ze światem zewnętrznym. Raczej egzystował w pewnych wytyczonych już dawno, wygodnych dla siebie schematach życia obejmujących zbilansowane posiłki, treningi, przepisowe wieczorki w towarzystwie rodziny niedaleko kominka i dobrze płatne zabójstwa.
- Wejdź, Silva. Wejdź - rzucił, przełykając krewetkę. - Coś się stało? Otrzymaliśmy jakieś nowe zlecenie?
- Właściwie to chciałbym cię o coś poprosić.
Zeno uniósł brew.
- Mów.
- Widzisz.. - popatrzył niespokojnie na boki, siadając na krześle. - Illumi zaczął dorastać. I interesować się kobietami.
- Miło - skomentował. - Myślałem, że poza skrytobójcą już nic z niego nie będzie, a dobrze byłoby kiedyś zobaczyć prawnuki.
Silva kaszlnął, poprawiając grzywkę.
- Tak... W tej kwestii... Czy mógłbyś - zerknął w bok, myśląc intensywnie jak ugryźć ten temat. - Porozmawiać z nim? Jak mężczyzna z mężczyzną. Skoro zaczyna szukać kontaktu z płcią przeciwną...
Zeno przełknął kolejną krewetkę i posłał mu niedowierzające spojrzenie.
- Silva, ile lat teraz ma Illumi? - zapytał poważnie.
- Um... 24 - powiedział. - To jeszcze za wcześnie? Powinienem z tym zaczekać?
- Dobrze, że twój syn znalazł dziewczynę... Oby miała zapas rozumu i cierpliwości - dodał.
- Za wcześnie? - dopytał z niezrozumieniem.
- Za późno. Za późno o jakieś 10 lat - westchnął Zeno, pocierając palcami skronie. - Ale skoro już masz tę wiedzę. Zbierz się w sobie, aby porozmawiać z Killuą. Podejrzewam, że Milluki zdążył już sam zweryfikować temat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro