Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

- No wreszcie!-krzyknął opiekun, kiedy tylko zobaczył mnie i Chrisa.

- Gdzie byliście?-spytała opiekunka wyraźnie odczuwając ulge na nasz widok.

- Um, nie wiemy w sumie.-powiedziałam i spojrzałam na Chrisa, żeby dać mu znać, że ma się trzymać mojej wersji.

- Zatrzymaliśmy się przy jednym z eksponatów i jak chcieliśmy do was wrócić, to nie byliście na naszym horyzoncie.

- Trzeba się pilnować w takim muzeum. Już mieliśmy policje wzywać.-popatrzył na zegarek.- Dobra.-klasnął w dłonie.- Zbieramy się na obiad wiara, do limuzyny póki stoi.

Wedle tego planu wtarabaniliśmy się do luksusowego samochodu, a kierowca ruszył. Obiad w McDonald's minął nam szybko. Wzięłam tylko nugettsy, ale Chris zaproponował mi jeszcze shake'a i tak to było.

- Zaraz pęknę, przysięgam.-rzucił pusty karton po swoim shake'u do kosza stojącego nieopodal naszego stolika.

Siedziałam koło Chrisa, a zaraz obok mnie miejsce zajmował blondyn, Drew. Po prawej szatyna siedziała opiekunka, ale mimo to żarty i śmiech się nas trzymały.

- Diana, może jeszcze jednego?-zaśmiał się Drew, kiedy padłam prawie nietomna po zjedzeniu nugettsów.

- Ja podziękuję.-odparłam ledwo mogąc wsiąść wdech, żeby wszystkiego nie zwrócić.

Ogółem w McDonald's wydałam dwadzieścia funtów, nie licząc shake'a, którego zasponsorował mi Chris.

Apropos Chrisa... Zaczął bawić się z Drew w udawanie morsów. Wsadzili sobie rurki do ust i straszyli dzieci.

Podczas drogi do sali koncertowej odpoczywaliśmy po posiłku. Leżałam z głową na udach szatyna, podczas gdy praktycznie wszyscy spali.

- Diana.-szepnął Chris, na co otwarłam oczy.- Myślałem, że śpisz.-uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłam, przeciągając się na jego udach.- Szczerze? Nie chcę mi się tam jechać.

- Mnie też.

- Dzisiaj też śpisz u mnie?-zaczął bawić się moimi włosami, których dzisiaj nie zdążyłam spiąć przez poranny pośpiech.

- Jak Greg nie ma nic przeciwko?

- Greg przenosi się do Silesii.

- To ta szatynka z niebieskim oczami?-dopytałam, a on skinął głową.- Parka?-poruszałam sugestywnie brwiami.

- Się tworzy.-dodał i oboje się zaśmialiśmy. Godzinę później staliśmy przed wielką sceną, czekając na dalsze instrukcje.

- Dobra wiara!-krzyknął opiekun, wspinając się na scenę, która miała z dwa metry wysokości.- Macie wolną rękę, co oznacza, że możecie łazić gdzie tylko chcecie, ale nie rozwalcie wszystkiego.

Uśmiechnęłam się pod nosem, łapiąc kontakt wzrokowy z szatynem, któremu perfidny uśmieszek również grał na ustach.

Będzie się działo...

Grupa rozeszła się w różne strony, a my poszliśmy na schody prowadzące na szczyt sceny.

- Paczaj, jestę królę!

Spojrzałam na chłopaka. Stał na krawędzi sceny z rozłożonymi rękoma i odchyloną głową w tył. Podeszłam do niego od tyłu i dźgnęłam palcem jego bok, przez co się wzdrygnął, zapiszczał jak dziewczynka.

- TO NIE BYŁO FAJNE!-wrzasnął chłopak, podczas gdy ja i kilku przechodniów śmialiśmy się do rozpuku.- A ty co się szczerzysz?-skinął do jednego z chłopaków obok mnie.- Zaraz ciebie zepchnę jak będziesz chciał.-podszedł do niego i w tamtym momencie zaczęli zapasy.

Przewróciłam oczami, bo to było takie dziecinne i tylko chłopacy mogli śmiać się, krzyczeć i popychać na środku sceny koncertowej, gdzie niegdyś występował sam Michael Jackson. Na tą myśl przypomniałam sobie o tym, co miało nastąpić wieczorem. Odcięłam się od tych myśli, odchodząc również od chłopaków uprawiających zapasy i krzyczących na całe gardło. Szłam rozglądając się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przykuć moją uwagę. I znalazło się takie coś. Mikrofon na stojaku tuż przy wejściu za kulisy. Zagryzłam wargę, bijąc się z myślami, ale ostatecznie podeszłam do niego. Chwyciłam mikrofon i stanęłam prawidłowo przed nim. Chciałam cicho zaśpiewać po tym, jak się upewniłam, że nie ma nikogo, kto mógłby mnie usłyszeć.

- I took my baby on a Saturday bang/zabrałem moją dziewczynę na sobotnią imprezę/Boy is that girl with you?/chłopaku, czy ta dziewczyna jest z tobą?-pierwsze słowa wyszły z moich ust, a ja zamknęłam oczy, wyobrażając sobie to, że jestem na scenie. Tłumy przyszły, żeby mnie zobaczyć. Błyszczałam na scenie wśród reflektorów.- Yes, we're one and the same/Tak, jesteśmy jednością/Now I believe in miracles/Teraz wierzę w cuda./And a miracle has happened tonight/I cud wydarzył się tej nocy.-śpiewałam czując się naprawdę na miejscu, ale kiedy otwarłam oczy, myślałam, że umrę.

Dosłownie idealne kółko z ludzi utworzyło się wokoło mnie. Wszyscy patrzyli na mnie z dumą, przerażeniem, niedowierzaniem, zdziwieniem, zszokowaniem i innymi uczuciami, których nie brakowało wtedy na ich twarzach. Wyszukała w tłumie Chrisa i to on pierwszy zaczął mi bić brawo. Za nim resztą, a ja czułam, że palą mi się policzki. W oczach miałam łzy, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że mikrofon był jednak podłączony. 

- Brawo Diana!-krzyknął Chris, a potem zaczęli skandować moje imię. Nie mogłam tak dłużej i po prostu się rozpłakałam, ale zanim ktoś zdążył to zobaczyć, już biegłam. Nie wiem gdzie-to nie było ważne. Chciałam tylko uciec, bo nienawidziłam być w centrum uwagi, ani tym bardziej pokazywać swoich umiejętności. 

Usiadłam na jakichś schodach, chyba do podziemi lub składzika podziemnego, nie wiem. Rozpłakałam się na dobre, chowając twarz w dłonie, żeby nikt nie widział moich łez. Nikogo co prawda nie było, aczkolwiek to było na wszelki wypadek.

- Diana?!

Głos Chrisa. To na pewno on, ale ja nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowy czy w ogóle towarzystwo kogokolwiek. Jednak on tego nie wiedział lub to zignorował i usiadł obok mnie na tym samym schodku co ja. 

- Ej, mała.-objął mnie ramieniem.- Nie wiem o co płaczesz, ale już nie musisz.-próbował mnie pocieszać, jednak nie byłam pewna czy w tamtej chwili jakkolwiek dało się mnie uspokoić.

Otarłam oczy nadgarstkiem, na który wcześniej naciągnęłam rękaw bluzy, a potem pociągnęłam nosem, żeby móc normalnie coś mówić.

- Nienawidzę być w centrum uwagi.-wyszlochałam.- A oni na mnie p-patrzyli i tylko na mnie. Wiesz jak ja się czułam?-spojrzałam mu w oczy, które pilnie mi się przyglądały.

- Nie wiedziałem, że aż tak cię to rusza.-przyznał.- Ale już wiem i przepraszam, bo to ja pierwszy cię zobaczyłem, a raczej usłyszałem i zwołałem kilku ludzi, żeby też cię posłuchali. Oni zwołali swoich ludzi no i tak poszło.

- Nienawidzę cię, serio.-pacnęłam go w ramię, ale jednak potem się do niego przytuliłam. Od razu jego ramiona powędrowały, żeby mnie przytulić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro