Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22

- Diana? 

Ogłuchłam. Mama mówiła, ale ja nie reagowałam. W głowie miałam jedynie fragment wypowiedzi prezentera wiadomości.

''Został znaleziony martwy''.

Wstałam od stołu i nie zważając na kawałki porcelany pozostałej po stłuczonym naczyniu, pobiegłam w stronę schodów. Mama wołała za mną, chociaż nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Wbiegłam na schody, popędziłam do pokoju i zamknęłam się w nim na klucz. 

''Został znaleziony martwy''.

Zsunęłam się po drzwiach płacząc. Nie, to nie był płacz. To było jak wycie wilka do księżyca. Wyłam tak głośno, jak nigdy. Łzy spływały po mojej twarzy niekontrolowanym strumieniem. Tama pękła. 

Wyrwałam sobie jedną trzecią włosów i prawie udusiłam się własnymi łzami. 

Ten marazm trwał długo. Ale nie byłam w stanie logicznie pojąć czas. On po prostu był. Ja też. Wszystko sobie po prostu było. W pewnym momencie zaczęłam wariować. Powtarzałam sama sobie, że to nie może być prawda, to nie prawda. To nie prawda.

Ale to była prawda. 

Michael odszedł. 

Zlana łzami siedziałam przy drzwiach, zasłaniając dłońmi swoje uszy. Mama zadzwoniła po tatę, więc przyjechał z pracy. Wkrótce też brat pojawił się po drugiej stronie i cała trójka próbowała się do mnie dostać. 

Byłam w niesamowitym szoku. Nawet nie wiem jak się do mnie dostali. Ale zobaczyłam przed sobą twarz taty, który kucał. Brat stał obok odstawiając drzwi na ścianę. Ściągnęli je z futryny. Nie widziałam mamy, ale tata powiedział coś do osoby za moim plecami. Może to była ona.

Później... Później byli ratownicy medyczni. Rodzice wezwali karetkę. Ratownicy też coś do mnie mówili, ale nie słyszałam. Zero reakcji. Dlatego zabrali mnie do szpitala i to tam stwierdzili u mnie szok pourazowy.

Zostałam nafaszerowana dożylnie lekami na uspokojenie i na sen. Dlatego jakąś część czasu przespałam. A gdy się obudziłam, w sali nie było nikogo. Za oknem było jasno, ale nie umiałam stwierdzić która była godzina. 

Udało mi się podnieść do siadu. Nie czułam bólu, ale to pewnie za sprawą morfiny czy czegoś takiego. Ale to nie oznaczało, że czułam się dobrze. Tak, jakby mnie ktoś wsadził do pralki i nastawił na wirowanie. Byłam przymroczona, wyprana z emocji i chociaż spałam, czułam się zmęczona.

Zauważyłam telefon na stoliku obok mojego łóżka. Sięgnęłam po niego. Na wyświetlaczu pojawiła się godzina 12:35. Data 29 czerwca. Cholera, niemożliwe. 

Było też sporo wiadomości od mamy. 

Mama: Wpadniemy z tatą o 18.

Mama: Spałaś, więc zostawiam ci ubrania w szafce.

Mama: Będziemy o 18.

Ostatnia wiadomość pochodzi z przed paru minut. Przetarłam czoło widząc kilka nieodebranych połączeń. 

Wszystkie od Chrisa. 

Z wyjątkiem jednej od brata. Najpierw zadzwoniłam do niego. Dwa sygnały i odebrał.

- Cholera,  żyjesz - powiedział.

- Ale co to za życie.

- Nie wiem  co się stało, ale spróbuj jeszcze raz się dusić a ci nakopię do szmat. Rozumiesz?

Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Jasne.

- Jestem w pracy, ale wpadnę o 18 z rodzicami.

- Przyjęłam. 

Pożegnaliśmy się, a później rozłączyliśmy. Moja dłoń wraz z telefonem opadła na śnieżnobiałe prześcieradło. Oczami błądziłam po suficie, jakby pragnąć na nim odnaleźć odpowiedź na pytanie "dlaczego?". Wiedziałam co się stało. Byłam świadoma życia toczącego się wokół mnie.

Nagle drzwi od sali zatrzasnęły się. Uniosłam zlękniona wzrok i zobaczyłam Chrisa. Zamknął drzwi, a później oparł się o nie plecami.

Zmierzył mnie uważnym wzrokiem, po czym pokręcił głową.

- Czego ty jeszcze nie wymyślisz?

Wydęłam wargi, robiąc minę szczeniaczka. Nie miałam nawet ochoty mu odpowiadać. Z resztą... Nie musiałam.

Chris podszedł do mnie, po czym usiadł na skraju łóżka, a później wziął mnie w ramiona jak zagubionego kociaka.

Mocny zapach perfum chłopaka odbił się echem w moich nozdrzach. Zaciągnęłam się mocniej, chcąc zapamiętać ten zapach.

- Jak się tu dostałeś? - zapytałam odsuwając się nieco od ramienia chłopaka.

Prawie zapomniałam jak cudowne te oczy mogą być.

- Moi rodzice mnie ściągnęli.

- A do sali kto cię wpuścił.

- Doktor Chris, złotko - wyszczerzył się kładąc się na materacu obok mnie.

Założył ręce za głowę i zamknął oczy.

- Jeżeli lekarz cię tu zobaczy, prawdopodobnie dostanie udaru.

Wzruszył ramionami, więc skończyłam przytulając się do niego. I nie przejmując się ewentualnym lekarzem czy rodzicami.

Cisza między nami była przyjemna, jednak moje myśli zajmował zupełnie inny temat. Powinnam się skupić na Chrisie. Ponieważ był tam, ze mną.

- Słyszałeś? - zapytałam niepewnie. Wiedział o co chodzi.

- Słyszałem - odparł niemrawo. - Cały świat tym żyje.

- Jak to się mogło stać?

- Diana - powiedział, siadając. Zmusił mnie do tego samego. Spojrzał na mnie niepewnie. - Jaka była tego historia?

O Chryste. Żebyś wiedział.

- Powiedz mi - dodał widząc, że nie jestem zbyt przekonana, żeby mówić o tym temacie.

Naciskał, a ja zdecydował, że powiem mu. Ponieważ czemu nie? Ufam mu.

- Dobrze - wzięłam głęboki oddech. - No więc...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro