Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

29 czerwca, 2008r.

To już jutro. Jutro wyjadę z Londynu i to sama, samiusieńka muszę zadbać o siebie. Brak wszystko kontrolujących rodziców i wkurzającego brata, będę tylko ja i nikt więcej, oprócz kilkunastu nieznajomych, ale to pomijam. Pół dnia schodzi mi na rozmyślaniu nad obozem. Jestem bardzo ciekawa jak tam będzie, czy się dostosuje. Obóz jest przeznaczony dla osób umiejących grać na conajmniej jednym instrumencie, albo dla tych, którzy posiadają talent wokalny. Ja mam to drugie, więc musiałam poprosić mojego nauczyciela muzyki ze szkoły, żeby mi napisał pismo udowadniające mój talent, a potem musiałam je wysłać, ale to już mam za sobą. Na szczęście wzystko poszło dobrze i mnie przyjęli na obóz. Resztę dnia miotałam się bez celu po domu, bo trochę się denerwuje tym wszystkim. Spać w nocy nie mogłam, ale na szczęście udało mi się to koło drugiej nad ranem, kiedy puściłam sobie na słuchawkach piosenke Michael'a "She Out Of My Life".

*********

Zerwałam się o szóstej rano, ponieważ nie mogłam spać przez to podniecenie, które rozsadza mnie od środka. Na przystanku koło London Eye mam być o dziewiątej rano, więc mam godzinę czasu na przygotowanie się, po odjęciu czasu na dojazd. Mój brat wstał dopiero o ósmej i to ja go obudziłam, żeby był w stanie się przygotować. To on ma mnie odwieźć pod przystanek, obiecał mi to, a on zawsze dotrzymuje obietnic. Jest wkurzający, denerwujący i męczący, ale to najlepszy brat jakiego można mieć. Kiedy ja jem śniadanie, on dopiero wchodzi do łazienki, na co uderzam głową o stój z frustracji.

- To nie potrwa długo.-odezwał się ojciec, który siedzi naprzeciwko mnie i czyta gazete.

- Dlaczego?-unosze na niego pytający wzrok, a on nie odrywa wzroku od tekstu na szarym papierze.

- Zakręciłem ciepłą wodę.

Zaraz po tym jak to powiedział usłyszałam siarczyste przekleństwo z łazienki, a następnie huk otwierania drzwi i za chwilę obok mnie stanął wkurzony brat w samym ręczniku na biodrach.

- Co to miało być?!

- Dzień dobry synu.-odpowiada spokojnie ojciec na co Ed aż czerwieniej z wściekłości.

- Dlaczego nie ma ciepłej wody?!

- Bo nie zapłaciłeś za nią.

- Przecież to ty płacisz.

- No właśnie.

Zaśmiałam się przez co Ed rzucił mi gniewne spojrzenie i odszedł spowrotem do łazienki, zamykając drzwi z hukiem.

- Dziękuję.-szepnęłam do taty, na co uśmiechnął się do mnie.

Skończyłam swoje płatki i zaniosłam walizke na dół, do ganku, kiedy brat ubierał się. Wszedł do ganku ubrany w beżowe spodenki, buty czarne Nike'i i szarą bluze. Z półki nad wieszakiem na kurtki wziął klucze do swojego Golfa w czerwonym kolorze i uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.

************

Jazda autem była wypełniona ciszą z naszych stron, ale mi to nie przeszkadzało. Nie jestem typem gadatliwej osoby i Ed również, więc jak nie mamy nic do powiedzenia, po prostu milczymy. Zatrzymał się na przystanku tuż przed kasą biletów do London Eye, na którym było już z dziesięć osób z walizkami, torbami, plecakami i torebkami. Wychodzimy równocześnie z auta i kierujemy się na jego tył, gdzie Ed wyjmuje moją walizke i stawia ją przede mną.

- Dzięki i pa.-mówię chwytając rączkę walizki i wyciągając ją w górę.

Już mam odchodzić, ale brat przyciąga mnie do siebie w przytuleniu.

- Uważaj tam na siebie.-mówi w moje włosy, a mi się zbiera na płacz dlatego się odsuwam i patrzę mu w oczy.

- Przestań, bo się porycze idioto.-mówię na żarty i ocieram łzy spod linii wodnej oka.

Brat uśmiecha się do mnie i jeszcze całuję w czoło. Wymieniamy krótkie "do zobaczenia" po czym odchodzę z walizką na przystanek. Jestem nieśmiałą osobą, dlatego sceptycznie podchodze do ludzi tutaj.

- Hej, ty na obóz?

Kobiecy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam młodą blondynkę ubraną w niebieską spódnice za kolanko i białą koszule oraz czarne czułenka. W ręku ma jakiś papier przyczepiony do podkładki, a w drugiej dłoni trzyma zielony długopis. Uśmiecha się do mnie, a ja staram się odwzajemnić gest.

- Um, tak.

- Nazwisko?-przyciska długopis do kartki i pewnie chce zapisać, że jestem już obecna.

- Parker, Diana Parker.

- Mhm.-mruczy zapisując coś na liście po czym unosi na mnie wzrok.

- Masz resztę pieniędzy?

Wyjmuje z kieszeni moich czarnych legginsów portfel, a następnie odnajduje plik pieniędzy, który wręczam kobiecie. Ta po przeliczeniu dziękuję mi i odchodzi gdzieś dalej. Nie mija minuta jak ktoś trąci mnie łokciem w ramię, przez co patrzę w jego stronę.

Czarnowłosy, niebieskooki chłopak, dokładnie ten co mnie złapał na chodniku. Uśmiecha się do mnie, a ja nie wiem co zrobić.

- Też będziesz na obozie?

-Uh huh.

- Fajnie.-mówi i patrzy przed siebie na co ja staram się robić to samo, bo jestem bardzo skrępowana tą sytuacją.- Diana?

- Hm?-blokujemy spojrzenia i zauważam, że jego oczy mają kolor głębi oceanu.- A, tak.

- Jeśli cię to interesuje, mam na imię Chris.

- Christopher?

Zaśmiał się, a dźwięk ten był tak przyjemny dla ucha, że musiałam się uśmiechnąć.

- Tak, ale wolę Chris. Tak łatwiej.

- Och, cóż do mnie zwykle mówią Dian.

- Jedna literka, a tak dużo zmienia.-uśmiechnął się do mnie promiennie, a obserwowanie tego zjawiska przerwał mi dźwięk gwizdka.

Oboje spojrzeliśmy w stronę źródła dźwięku. Mężczyzna z średnim wieku z lekkim zarostem, kwadratową szczęką i brązowymi włosami gwiżdże ustami.

- Okej wiara! Wsiadamy!-krzyczy, a obozowicze zaczynają wypełniać autobus, który przed chwilą przyjechał. Ma dwa piętra i jest czerwony. Oczywiście kiedy dostaję się do jego wnętrza, kieruje się na schody, żeby zająć miejsce na nie zakrytym dachu. Dlaczego mnie nie dziwi, że obok mnie siada niebieskooki?

- Mogę obok?-zapytał, a ja się uśmiechnęłam i pokiwałam głową.- Nie chce być natrętny, ale tylko ciebie tutaj znam.

- Mam tak samo.

Uśmiechnął się i usadowił swoją torbę na swoich kolanach. Moja walizka, jako że jest dość mała, bez trudu zamieściła się pod moimi nogami. Plus mam dobre podparcie pod nogi.

- Nie wiesz ile nam zajmie jazda?-zapytałam przenosząc na niego wzrok.

- Chyba dwie godziny, ale ręki sobie uciąć nie dam.

- Może ci się jeszcze przydać.

Zaśmiał się po czym zaczęliśmy rozmawiać o obozie i co na nim może być. Gdy pojawił się temat jednorożców, nie wiem jak my do tego doszliśmy, kilka obozowiczów dziwnie na nas patrzyło.

- Mam taki pomysł.-powiedział między tematami.- Może będziemy się trzymać razem?

- Taki wspólny wyjazd znaczy?

- No coś w tym stylu.

- Okej, w sumie ja nic tam nie znam i ty też.

- Lepiej jest się gubić razem.

- W kupie raźniej.

Reszta drogi upłynęła w miłej atmosferze, a nawet niektórzy zaczęli śpiewać, ale ja siedziałam cicho. Nie to, że nie lubię śpiewać, ale się wstydze, bo nie znam tych ludzi.

Na szczęście humor mi poprawiał ciągle ten wariat, który siedzi obok mnie. Wymyślił, że będziemy razem odwalać różne dziwne akcje.

- No i wtedy wskoczymy do jeziora.-dokańczył swój plan, a ja na niego spojrzałam jak na wariata.

- Skąd wiesz, że tam będzie jezioro?

- To Kanada.-wzruszył ramionami.- To co? Piszesz się?

- Nie wiem, trzymaj się ode mnie z daleka.-zażartowałam, na co on się zaśmiał.- Nie umiem się tak wyluzować jak ty.

- To proste, nie myśl co będzie potem.

- Uh.

- To się wydaje takie trudne, ale liczy się zabawa, z resztą, jak tylko będziemy już w bazie obozu, pokaże ci co to wariactwo.

- No i kogo ja poznałam?-zaśmiałam się.

Reszte drogi na lotnisko spędziliśmy rozmawiając z innymi obozowiczami i robiąc sobie różne, dziwne i śmieszne zdjęcia. Zapowiada się najlepsze lato w moim życiu u boku porąbanego wariata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro