Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

To było następnego dnia, 20 czerwca, kiedy dostałam wiadomość od Chrisa, że zabukował bilety na samolot i wylatuje następnego ranka. Moje serce podskoczyło, ale wiedziałam, że tak będzie dobrze. Nie mógł sam zostać w tym mieście. 

Ostatnio było między nami inaczej. Może to dlatego, że poznaliśmy się bliżej i każde z nas nie patrzyło na to drugie jak po prostu na znajomego z obozu. Rzeczy się pozmieniały, a zaczęło się od autobusu i jednego, wolnego miejsca, które zajął. A teraz uciekł z obozu, ponieważ mnie na nim nie było. A ja siedziałam w tym czasie na wygodnej kanapie w kamperze Michaela i przeglądałam zdjęcia, jakie udało mi się zrobić podczas obozu. 

- Schowało się - Michael chodził w kółko mamrotając pod nosem. 

- Mówisz sam do siebie?

- Do tej cholernej baterii. Leżała tu przed chwilą, przysięgam. Nie no, mam 50 lat, ale dobrze u mnie z pamięcią. 

Zachichotałam na jego słowa. Michael pakował się na dzisiejszy wyjazd. Była godzina 9 rano, a o 12 miał jechać na lotnisko i prosto do Los Angeles, na konferencję prasową, zdjęcia i parę innych rzeczy ściśle związanych z nową trasą. Był tak podekscytowany, że zwykła bateria potrafiła zmienić jego mózg w kaszkę. 

- Denerwujesz się? - zapytałam, kiedy ciężki usiadł na kanapie obok mnie. Odchylił głowę na oparcie i przetarł dłońmi oczy. 

- Wziąłem leki i to mnie trzyma w całości - powiedział. Tak, wiedziałam, że miał zapisane środki na uspokojenie od lekarza i nie dziwię się, ponieważ sama miałam dużo stresu przez tą trasę, a tak na naprawdę nie dotyczyła mnie w  żadnym razie.

- Będzie dobrze. Całe życie byłeś na scenie. 

- I za każdym razem tak samo się bałem - spojrzał na mnie. - Nie zrozum mnie źle, kocham to. To moje życie. Muzyka. Ale... - gestykulował. - Nie wiem - pokręcił głową. - Czasami, gdy o tym pomyślę, mam ochotę śpiewać wszystko z playbacku.

- Michael...

- Nie będę - zapewnił. - Ale mam ochotę. 

- Mike - nagle do kampera wszedł Jerry, ochroniarz Michaela. Zdążyłam go już poznać. - Zbieramy się. 

Michael pokiwał głową. Upewniliśmy się, że wszystko jest gotowe, każda lista została sprawdzona pięciokrotnie. Kiedy całość wydała się dopięta na ostatni guzik, ludzie zapakowali Michaela do limuzyny.

- Carol cię odwiezie na lotnisko - powiedział MJ. Mieliśmy loty z dwóch różnych lotnisk, więc przy jego limuzynie musieliśmy się pożegnać na te parę dni. Ponieważ Michael obiecał, że będę uczestniczyć w jego koncertach i nie wyobrażał sobie, że mogłoby mnie na którymś zabraknąć. Nie wiem co na to moi rodzice, ale nie przejmowałam się tym.

Przytuliłam się do Michaela. A raczej  do jego brzucha, ponieważ wciąż był wyższy. On objął mnie ramionami i czułam się co najmniej tak, jakbyśmy się żegnali na parę lat. A przecież za parę dni się zobaczymy.

- Ja nie wiem, ale przyszedł jakiś chłopak i mówi, że do Diany.

Spojrzeliśmy oboje na ochroniarza.

- Nie mówiłaś, że masz chłopaka - powiedział MJ, a ja rzuciłam mu kpiące spojrzenie.

- Zazdrosny?

- Już mam dość oskarżeń o pedofilię, zostanę tutaj - prychnął, wsiadając do limuzyny. 

Uśmiechnęłam się do niego, a później parę innych osób zapakowało się do limuzyny, więc ta po chwili odjechała. Przeniosłam wzrok na ochroniarza. Poszłam za nim na podjazd studia. 

- Znasz go? - zapytał ochroniarz wskazując na opierającego się o motocykl Chrisa. Był zapatrzony w telefon, ale uniósł wzrok zaraz po pytaniu ochroniarza. 

Uśmiechnęłam się w stronę chłopaka, a on uniósł lewy kącik ust i schował telefon do kieszeni. Miał na sobie to samo co wczoraj, ale nie przypominam sobie motocykla. 

- Znam - odparłam i przeniosłam wzrok na ochroniarza. - Dziękuję, poradzę sobie.

- Ale za godzinę Carol cię odwozi na lotnisko - odezwał się, gdy ja już byłam w połowie drogi do Chrisa. 

Zatrzymałam się parę kroków od chłopaka i spojrzałam na ochroniarza. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, poczułam dłonie na biodrach.

- Ona wraca ze mną - Chris przyciągnął mnie do siebie, więc nie odezwałam się. Ochroniarz wyglądał na zaskoczonego, ale jedynie pokręcił głową i mruknął pod nosem coś o młodzieży, a później wrócił do studia. 

Przeniosłam uwagę na Chrisa, który uśmiechał się do mnie w dół. 

- Miałeś być w domu.

- Pozmieniało się.

- Przecież zabukowałeś samolot, miałeś lecieć.

- Nie wariuj.

Po tych słowach powoli pochylił się, ale nie zareagowałam w żaden sposób. Zmroziło mnie. I dopiero, kiedy poczułam te miękkie usta na swoich wargach, moje policzki zapłonęły, a ja złapałam się jego koszulki jakby miał zaraz wsiąść na motocykl i odjechać. 

Chris odsunął się po chwili, a jego kąciki ust natychmiast poszybowały w górę.

- Nie mów, że jesteś zdziwiona - zakpił, gdy odsunęłam się na krok. 

- Bardziej zszokowana - założyłam kosmyk włosów za ucho, a on się zaśmiał. Wyciągnął kluczyki z kieszeni i obszedł motocykl. - Wsiadaj.

- Co? - zmarszczyłam brwi. - Na to? Chyba żartujesz.

- Wsiadaj albo sam cię wsiądę. 

- Nie ma takiego określenia - powiedziałam, a on zrobił krok w moją stronę. - Dobrze! Wsiądę sama. Widzisz? Wsiadam. 

Wsiadłam na ten nieszczęsny motocykl, a on zrobił to samo, więc mogłam się złapać jego pleców. Chris podał mi kask, sam też założył swój.

- Skąd go masz?

- Kupiłem - odparł krótko, po czym odpalił motocykl i odjechał, a ja przytulona do jego pleców obserwowałam jak studio nagraniowe znika z horyzontu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro