19
To było następnego dnia, 20 czerwca, kiedy dostałam wiadomość od Chrisa, że zabukował bilety na samolot i wylatuje następnego ranka. Moje serce podskoczyło, ale wiedziałam, że tak będzie dobrze. Nie mógł sam zostać w tym mieście.
Ostatnio było między nami inaczej. Może to dlatego, że poznaliśmy się bliżej i każde z nas nie patrzyło na to drugie jak po prostu na znajomego z obozu. Rzeczy się pozmieniały, a zaczęło się od autobusu i jednego, wolnego miejsca, które zajął. A teraz uciekł z obozu, ponieważ mnie na nim nie było. A ja siedziałam w tym czasie na wygodnej kanapie w kamperze Michaela i przeglądałam zdjęcia, jakie udało mi się zrobić podczas obozu.
- Schowało się - Michael chodził w kółko mamrotając pod nosem.
- Mówisz sam do siebie?
- Do tej cholernej baterii. Leżała tu przed chwilą, przysięgam. Nie no, mam 50 lat, ale dobrze u mnie z pamięcią.
Zachichotałam na jego słowa. Michael pakował się na dzisiejszy wyjazd. Była godzina 9 rano, a o 12 miał jechać na lotnisko i prosto do Los Angeles, na konferencję prasową, zdjęcia i parę innych rzeczy ściśle związanych z nową trasą. Był tak podekscytowany, że zwykła bateria potrafiła zmienić jego mózg w kaszkę.
- Denerwujesz się? - zapytałam, kiedy ciężki usiadł na kanapie obok mnie. Odchylił głowę na oparcie i przetarł dłońmi oczy.
- Wziąłem leki i to mnie trzyma w całości - powiedział. Tak, wiedziałam, że miał zapisane środki na uspokojenie od lekarza i nie dziwię się, ponieważ sama miałam dużo stresu przez tą trasę, a tak na naprawdę nie dotyczyła mnie w żadnym razie.
- Będzie dobrze. Całe życie byłeś na scenie.
- I za każdym razem tak samo się bałem - spojrzał na mnie. - Nie zrozum mnie źle, kocham to. To moje życie. Muzyka. Ale... - gestykulował. - Nie wiem - pokręcił głową. - Czasami, gdy o tym pomyślę, mam ochotę śpiewać wszystko z playbacku.
- Michael...
- Nie będę - zapewnił. - Ale mam ochotę.
- Mike - nagle do kampera wszedł Jerry, ochroniarz Michaela. Zdążyłam go już poznać. - Zbieramy się.
Michael pokiwał głową. Upewniliśmy się, że wszystko jest gotowe, każda lista została sprawdzona pięciokrotnie. Kiedy całość wydała się dopięta na ostatni guzik, ludzie zapakowali Michaela do limuzyny.
- Carol cię odwiezie na lotnisko - powiedział MJ. Mieliśmy loty z dwóch różnych lotnisk, więc przy jego limuzynie musieliśmy się pożegnać na te parę dni. Ponieważ Michael obiecał, że będę uczestniczyć w jego koncertach i nie wyobrażał sobie, że mogłoby mnie na którymś zabraknąć. Nie wiem co na to moi rodzice, ale nie przejmowałam się tym.
Przytuliłam się do Michaela. A raczej do jego brzucha, ponieważ wciąż był wyższy. On objął mnie ramionami i czułam się co najmniej tak, jakbyśmy się żegnali na parę lat. A przecież za parę dni się zobaczymy.
- Ja nie wiem, ale przyszedł jakiś chłopak i mówi, że do Diany.
Spojrzeliśmy oboje na ochroniarza.
- Nie mówiłaś, że masz chłopaka - powiedział MJ, a ja rzuciłam mu kpiące spojrzenie.
- Zazdrosny?
- Już mam dość oskarżeń o pedofilię, zostanę tutaj - prychnął, wsiadając do limuzyny.
Uśmiechnęłam się do niego, a później parę innych osób zapakowało się do limuzyny, więc ta po chwili odjechała. Przeniosłam wzrok na ochroniarza. Poszłam za nim na podjazd studia.
- Znasz go? - zapytał ochroniarz wskazując na opierającego się o motocykl Chrisa. Był zapatrzony w telefon, ale uniósł wzrok zaraz po pytaniu ochroniarza.
Uśmiechnęłam się w stronę chłopaka, a on uniósł lewy kącik ust i schował telefon do kieszeni. Miał na sobie to samo co wczoraj, ale nie przypominam sobie motocykla.
- Znam - odparłam i przeniosłam wzrok na ochroniarza. - Dziękuję, poradzę sobie.
- Ale za godzinę Carol cię odwozi na lotnisko - odezwał się, gdy ja już byłam w połowie drogi do Chrisa.
Zatrzymałam się parę kroków od chłopaka i spojrzałam na ochroniarza. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, poczułam dłonie na biodrach.
- Ona wraca ze mną - Chris przyciągnął mnie do siebie, więc nie odezwałam się. Ochroniarz wyglądał na zaskoczonego, ale jedynie pokręcił głową i mruknął pod nosem coś o młodzieży, a później wrócił do studia.
Przeniosłam uwagę na Chrisa, który uśmiechał się do mnie w dół.
- Miałeś być w domu.
- Pozmieniało się.
- Przecież zabukowałeś samolot, miałeś lecieć.
- Nie wariuj.
Po tych słowach powoli pochylił się, ale nie zareagowałam w żaden sposób. Zmroziło mnie. I dopiero, kiedy poczułam te miękkie usta na swoich wargach, moje policzki zapłonęły, a ja złapałam się jego koszulki jakby miał zaraz wsiąść na motocykl i odjechać.
Chris odsunął się po chwili, a jego kąciki ust natychmiast poszybowały w górę.
- Nie mów, że jesteś zdziwiona - zakpił, gdy odsunęłam się na krok.
- Bardziej zszokowana - założyłam kosmyk włosów za ucho, a on się zaśmiał. Wyciągnął kluczyki z kieszeni i obszedł motocykl. - Wsiadaj.
- Co? - zmarszczyłam brwi. - Na to? Chyba żartujesz.
- Wsiadaj albo sam cię wsiądę.
- Nie ma takiego określenia - powiedziałam, a on zrobił krok w moją stronę. - Dobrze! Wsiądę sama. Widzisz? Wsiadam.
Wsiadłam na ten nieszczęsny motocykl, a on zrobił to samo, więc mogłam się złapać jego pleców. Chris podał mi kask, sam też założył swój.
- Skąd go masz?
- Kupiłem - odparł krótko, po czym odpalił motocykl i odjechał, a ja przytulona do jego pleców obserwowałam jak studio nagraniowe znika z horyzontu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro