Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Nie trzymali mnie długo w szpitalu, ponieważ tak naprawdę nic poważnego mi się nie stało. Ból był krótkotrwały, a dzięki lekom, praktycznie w ogóle nie odczuwalny.

Kiedy dostałam wypis, jeden z opiekunów z obozu przyjechał po mnie. Zabrał mnie ze szpitala. Ze słuchawkami w uszach czekałam na to, aż dotrzemy do bazy obozowej i będę mogła przygotować się do dalszego zwiedzania miasta.

Jednak wiedziałam, że coś jest nie tak, kiedy na jednym z głównych skrzyżowań zamiast skręcić w prawo, pojechaliśmy w lewo. Uniosłam głowę i zapytałam czemu jedziemy w drugą stronę. Opiekun odpowiedział mi niemalże natychmiast.

- Dla ciebie obóz się skończył, Diana.

Zamrugałam na niego parę razy i poczułam dziwny ucisk w żołądku.

- Jak to? Czemu? - zapytałam oszołomiona. Zaczęłam panikować, jakby mieli mnie wywieźć z dala od domu. Tak się czułam. Nie chciałam wracać. Pragnęłam zostać i być razem ze znajomymi. Co z Michaelem? On wie?

- Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że taki uraz nie jest dla ciebie bezpieczny. Lepiej, żebyś wróciła do domu.

Nie powiedziałam już nic. Wiedziałam, że się boją. Na wypadek, gdyby mi się coś stało, oni brali by odpowiedzialność. Mogli mnie zostawić. Chociaż w regulaminie obozu było napisane: "Jeżeli którykolwiek z członków obozu dozna poważnego urazu, czego skutkiem jest pobyt w szpitalu, powinien on natychmiast zostać odesłany".

Słowo "powinien" jest w tym przypadku kluczowe.

Mogli mnie zostawić...

Ze łzami w oczach wsiadałam w samolot. Opiekun nie leciał ze mną. Sama wracałam do domu. Dostałam pieniądze na opłacenie taksówki, która z lotniska miała mnie zawieźć prosto pod dom.

Kiedy przekroczyłam próg domu, moja mama już stała przede mną, badając mnie uważnym wzrokiem. Na pewno już do niej dzwonili z obozu.

- Kochanie... - zaczęła współczującym tonem. Chociaż wiedziałam, że jest jej przykro z powodu moich przerwanych marzeń, sama nie miałam ochoty rozmawiać. A na pewno nie o tym i nie wtedy.

- Idę do siebie.

Zostawiłam walizkę na dole i poszłam po schodach na piętro, a stamtąd do mojego pokoju. Zamknęłam się na klucz i padłam na łóżko.

Nie płacz... Nie płacz... Nie... No i masz...

Zaczęłam szlochać do poduszki, jak wtedy, kiedy rujnowałam koszulę Michaelowi. Kiedy o tym pomyślałam, płakałam jeszcze bardziej.

Już nigdy go nie zobaczę? Czy ja go w ogóle widziałam? Może to był sen?

Tak, leżąc w swoim łóżku wydawało mi się, że te wydarzenia nigdy nie miały miejsca. To było tak nierealne. Gdybym opowiedziała to mojemu bratu, na pewno uznał by mnie za szurniętą.

Odblokowałam swój telefon, kiedy usłyszałam dźwięk SMSa.

Chris: :(

Chris. Matko. Co z nim? On tam został. A na nawet nie wiem skąd on jest. Jego też już nie zobaczę?

Ty: :(

Nie zdążyłam zablokować telefonu, kiedy przyszła mi następna wiadomość.

Chris: Z kim się będę wymykał nocami?

Ty: Z Rachel :P

Chris: :X

Chris: Pogięło

Odłożyłam telefon na stolik nocny i wstałam z łóżka. Głowa mnie zaczęła dość mocno boleć, więc zarzyłam tabletkę. Stwierdziłam, że kąpiel będzie dobrą opcją.

Później, tego samego dnia, zeszłam na kolację. Cała moja rodzica była tam, przy stole i wszyscy patrzyli w moją stronę, jakby niesamowita tragedia się wydarzyła. Z jednej strony dobrze, że odczuwali to razem ze mną, ale naprawdę nie chciałam o tym rozmawiać. Jakby... Nigdy.

- Jak się czujesz? - po dłuższej chwili ojciec postanowił przerwać jedzenie w ciszy.

- Dobrze - odpowiedziałam bez namysłu. Chociaż wcale nie czułam się tak dobrze.

- Jeżeli chcesz...

- Jest dobrze - powiedziałam trochę ostrzejszym tonem niż powinnam, ale tata nie wyglądał na złego. Raczej zrozumiał co miałam do przekazania i dzięki temu zostawił mnie w spokoju. Nawet mój brat się nie odzywał, a to było naprawdę coś. Byłam mu za to wdzięczna.

Za to kiedy już byłam po kolacji w swoim pokoju i rozwiązywałam zadania z matematyki, przyszedł.

- Idź sobie - powiedziałam już na wstępie.

- Wow, dzięki - prychnął, ale i tak podszedł do mnie i usiadł ma moim łóżku. Rzuciłam na niego okiem, a później wróciłam do zadania. - Chciałem pogadać.

- Widzę.

- Ej, nie bądź nie miła. Przyszedłem do ciebie. Robię postępy.

- Tylko czemu akurat teraz?

Zamknął książkę, w której robiłam zadania, przez co westchnęłam i spojrzałam w sufit.

- Wiem, że nie chcesz o tym gadać, ale

- Nie, nie! - przerwałam mu. - Ani się waż. Nie będziemy o tym rozmawiać.

- Bo? - uniósł brew.

- Bo ja tak mówię.

- Nie bądź dzieckiem, Diana. Coś się tam wydarzyło.

- Gdzie? - złożyłam ręce na piersi i oparłam się o ramę łóżka.

- Na obozie. Nie wierzę, że tęsknisz tylko za ludźmi, których ledwo znasz.

- Tak, fakt. Idź już.

- Ale jesteś chamem - powiedział i wstał z łóżka. - Wiem, że stała się wielka tragedia, bo wróciłaś do domu, ale nie zachowuj się jakby ci ktoś z rodziny umarł, bo matka chce cię wysłać do psychologa. Ogarnij się trochę i zacznij żyć.

Wyszedł z mojego pokoju, trzaskając drzwiami.

- Cham! - krzyknęłam za nim i rzuciłam poduszką w drzwi, mając nadzieję, że jakimś cudem go trafię.

A co bolało najbardziej? To, że Michael powiedział, żebym się nie martwiła, bo nie wylecę z obozu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro