Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14


Wczorajszy dzień był naprawdę mocny i do tej pory mam zawroty głowy, gdy o tym pomyślę. 

Chris nie wspomniał więcej o tamtej sytuacji, ale dobrze wiedziałam co chciał mi powiedzieć, gdy staliśmy w kolejce do muzeum woskowych figur. Rachel cały czas była obok nas. Przysłuchiwała się. 

Nagle Chris dźgnął mnie łokciem w bok. 

- Co? - zmarszczyłam brwi na chłopaka, ale ten z uśmiechem na ustach wskazał na Travisa, tego samego, który na lotnisku został przydzielony do oddzielnej grupy. Teraz dobierał się do figury Amelii Earhart.

Zaśmiałam się razem z Chrisem. Rachel szybko to wyłapała i spojrzała na nas z uniesioną brwią. Nasze wzroki spotkały się, a ona prychnęła i odwróciła się z powrotem w swoją stronę. 

W krótkim czasie dostaliśmy się do środka. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, a ja zaskoczona, bo wcale nie było tam mrocznie, przerażająco i śmierdząco, jak się spodziewałam. 

Te figury naprawdę wyglądały całkiem realistycznie. Zwłaszcza Stephen King, Albert Einstein i Joanna d'Arc. Nie wiem jak im się udaje zrobić coś tak realistycznego z tak tanich materiałów, ale wygląda to bosko. 

- Diana - Chris zawołał mnie do siebie, żeby mi pokazać figurę Michaela Jacksona. 

- Wow - uchyliłam usta w szoku. Figura doskonale oddawała jego wzrost, wymiary ciała i naturalne detale, które na pierwszy rzut oka nie są dostrzegalne. Ubrania też były nieźle dobrane. Czerwona, aksamitna koszula, czarne, eleganckie spodnie i buty do tańca. Takie same, w jakich MJ tańczył przez pół życia. 

- Nieźle to zrobili - Chris również przyznał piękno figury. - Patrz, ma pryszcza - chłopak podszedł do figury na tyle, na ile pozwalały mu specjalne sznury ochraniające sztuczną postać. Wskazał na jakiś wyprysk wyglądający na uszkodzenie materiału na prawym policzku artysty. 

- Przestań - rozbawiona pociągnęłam go za kurtkę zanim ktoś by się zorientował, że dotyka figurę. 

- Ej! Diana! 

Spojrzałam w lewo, gdzie zobaczyłam Leona, jednego z chłopaków w naszym obozie. Szedł w moją stronę z dość poważną miną. Co znowu?

- Słyszałem, że na jakiś koncert się wybierasz.

- Co ty mówisz? - uniosłam brew. Kątem oka zobaczyłam Rachel tuż za plecami chłopaka. Mhm, no to już wiadomo o co chodzi. 

- No co? Każdy już o tym wie - stanął tuż przy mnie. Poczułam się zagrożona przez jego wzrost i masę ciała. Mięśnie też miał spore, co widać było przez koszulkę. 

- O czym? - Chris wtrącił się do gry, stając przy mnie, a właściwie lekko przede mną. Obrona. Podoba mi się. Zwłaszcza, że Leona każdy zna i wie jak potrafi wjechać na ambicję. 

Chris też jest odważny i wygadany. Oboje nie wiedzą kiedy skończyć. Kurde... 

- Że jesteś kłamliwą suką, Diana - uśmiechnął się chytrze, a te słowa wypowiedział z takim jadem, że słowo daję, że serce mnie zabolało. Zszokowana patrzyłam na niego i nie potrafiłam się nawet odezwać. 

Za to Chris już tak. I to dobitnie. 

- A co ci kurwa do tego co ona robi, gdzie i po co? - Chris podszedł bliżej Leona, a ten wcale się nie wycofał, jakbym tego chciała. Również zrobił krok do chłopaka. 

- Niech se robi co chce, ale rozgadywać, że się ma koncert i zapraszanie na niego wszystkich wokół, a potem wystawianie do wiatru, to w ogóle nie jest zachowanie normalnej osoby - Leon spojrzał na mnie wilkiem. 

- Kto kogo zapraszał? - Chris uniósł pytająco brew. 

- Diana Rachel.

- Ona sama się wtrąciła i chciała bilety! - podeszłam do nich, bojąc się, że zaraz wybuchnie jakaś awantura i wywalą nas z tego muzeum, a co najgorsze, z obozu. 

- Ja?! Kto gadał o tym na cały korytarz?! - I Rachel również postanowiła się odezwać. A miałam cichą nadzieję, że chociaż raz zostanie w tyle i się nie udzieli. 

- A kto podszedł i stwierdził, że on też idzie?!

- Ale tu nie chodzi o to! - gdy poczuła się zdominowana przez argumenty Chrisa i moje, zmieniła temat. - Żadnego koncertu nie było, szukałam całą noc w internecie! 

- No to pech - Chris rozłożył ręce, ale ani ja, ani on nie żałowaliśmy dziewczyny. 

- Leon - zrobiła maślane oczy do Leona, a ten jak zaczarowany odwrócił się do Chrisa, a potem było tak szybko, że tylko mignęło mi przed oczami, gdy Chris został złapany za koszulę i przyparty do ściany. 

Gdzieś w tłumie, który zebrał się wokół nas, słychać było krzyki dziewczyn i ochy i achy. Nikt nie wyszedł i nie pomógł, gdy Chris szarpał się z Leonem. 

Też powinnam krzyczeć i panikować, ale coś mnie zatrzymało w bezruchu. Nie mogłam się ruszyć, a metr ode mnie rozgrywała się masakra. 

- Zostaw mnie! - przyparty chłopak próbował jak mógł oderwać się od oprawcy, ale Leon był silniejszy od niego i większy. Chris pokonywał wszystkich odwagą i duchem, ale to nie wystarczało w takich sytuacjach. 

Dopiero, gdy Leon przywalił Chrisowi w twarz, ruszyło mnie i natychmiast do nich podbiegłam, żeby coś zrobić. Ugryźć Leona, kopnąć go, nie wiem, opluć. 

Ambicje miałam wielkie. 

Chris zdążył tylko krzyknąć do mnie, żebym się odsunęła, a później poczułam uderzenie gdzieś w bok głowy i film mi się urwał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro