12
Gra na fortepianie zmieniła się w koło fortuny, gdy Leona stwierdziła, że zagra coś skocznego, bo 'trochę powiało nudą'.
Nie bawiło mnie skakanie po meblach a tym bardziej patrzenie jak pani domu stara się uspokoić rozszalałych nastolatków. Wyszłam cichaczem z pokoju, by zaznać trochę odetchnienia.
Oparłam się o zimną ścianę, która dawała ukojenie podczas tych gorących dni. Miałam dość tego obozu... Cieszyłam się, że na niego jadę, ale teraz, gdy zobaczyłam, że nie robimy nic oprócz zwiedzania muzeów i grania, trochę mnie znudził.
Moglibyśmy gdzieś pojechać, coś zobaczyć, posmakować prawdziwej muzyki...
Podskoczyłam ze strachu, gdy ktoś odchrząknął.
- Chris, weź... - przyłożyłam dłoń do piersi.
- Co? - zmarszczył brwi, wystawiając dłoń. Okej, był zły?
- Nic - wystawiłam mu język.
Obrócił głowę w bok. Tak, zdecydowanie ma na coś bulwers.
- Coś się stało?
- A miało się coś stać? - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Dotknał językiem wnętrza policzka. Jest na mnie zły.
- Nie wiem, tak się zachowujesz.
- Nie - wzruszył ramionami.
- Okej - prychnęłam. Tak chce grać, to okej. Ja też mogę być zła.
- Co?
- Nic.
- Nie jesteś fajna, to mój tekst.
- Nie jesteś fajny, więc powtarzając twój tekst, nie mogę być fajna.
Przechylił głowę do boku, przygladając mi się. Boże, nie patrz tak na mnie.
- Wkurwiasz mnie.
Och przepraszam?
- Ja ciebie wkurwiam? - wskazałam na siebie kciukiem. Byłam zła na niego i to już nie było udawane. Wkurwiam go? Tak? Ja go wkurwiam? Okej. Dobra. Wkurwiam go. Zajebiście. - Masz okres przepraszam bardzo?
- Nie wiem, a ty?
- Zachowujesz się jak dupek, wiesz?
- Nie lepiej niż ty.
- O co ci chodzi co?
- Nie wiem, zapytaj Jacksona.
Zaśmiałam się.
- Tu cię mam - wskazałam na niego palcem. - Jesteś zazdrosny? O faceta starszego ode mnie o 30 lat? - zaklaskałam w dłonie. - No naprawdę, tego jeszcze nie grali.
- Nie jestem zazdrosny - warknął.
- Jesteś, przyznaj to - uszczypnęłam go w brzuch. Widziałam, że walczy z uśmiechem.
- Przestań - złapał moje dłonie w swoją jedną, gigantyczną rękę. - Ugh, przysięgam, że jesteś wkurwiająca... Jak komar o 4 nad ranem...
- Jesteś zazdrosny, przyznaj to.
Westchnął,ale uśmiechnął się do mnie. Również to zrobiłam.
- Spędzasz z nim więcej czasu ze mną. W ogóle więcej niż z kimkolwiek na tym obozie.
- I to ci przeszkadza?
- Przeszkadza mi, że w ogóle nie uważasz. Przecież to może być jakaś podróba. Nie zdziw się, że kiedyś cię wykorzysta w tej swojej przyczepie.
- Hej, mówisz o Michaelu Jacksonie! - walnęłam go w pierś. - Po pierwsze Mike kocha wszystkich ludzi i w życiu nie zrobiłby nikomu krzywdy, a po drugie mój drogi panie, Michael jest jak małe dziecko! Widziałeś, żeby dziecko wykorzystało nastolatkę?
Ponownie westchnął.
- Nie chcę, żeby ci się coś stało... Naprawdę Diana, musisz być ostrożna - ujął moje policzki w swoje dłonie i przyłączył nasze czoła do siebie. - Będę cię krył dopóki będę mógł, ale pod warunkiem, że zachowasz resztki rozumu.
- Nie martw się o mnie, jestem dużą dziewczynką.
- Jasne, zapomniałem, że już tyle razy wchodziłaś gwiazdom do przyczep, że masz to w małym paluszku.
- Zepsułeś moment! - odepchnęłam go, śmiejąc się. On też się smiał, więc wszystko już było dobrze.
- Jaki Michael Jackson?
Oboje z wielkim uśmiechami spojrzeliśmy w prawo, gdzie słychac było głos.
- O Rachel - zaśmiałam się. Spojrzałam na Chrisa i chciałam coś powiedzieć, ale zamarłam. - RACHEL?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro