Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Gra na fortepianie zmieniła się w koło fortuny, gdy Leona stwierdziła, że zagra coś skocznego, bo 'trochę powiało nudą'. 

Nie bawiło mnie skakanie po meblach a tym bardziej patrzenie jak pani domu stara się uspokoić rozszalałych nastolatków. Wyszłam cichaczem z pokoju, by zaznać trochę odetchnienia. 

Oparłam się o zimną ścianę, która dawała ukojenie podczas tych gorących dni. Miałam dość tego obozu... Cieszyłam się, że na niego jadę, ale teraz, gdy zobaczyłam, że nie robimy nic oprócz zwiedzania muzeów i grania, trochę mnie znudził. 

Moglibyśmy gdzieś pojechać, coś zobaczyć, posmakować prawdziwej muzyki... 

Podskoczyłam ze strachu, gdy ktoś odchrząknął. 

- Chris, weź... - przyłożyłam dłoń do piersi. 

- Co? - zmarszczył brwi, wystawiając dłoń. Okej, był zły?

- Nic - wystawiłam mu język. 

Obrócił głowę w bok. Tak, zdecydowanie ma na coś bulwers. 

- Coś się stało?

- A miało się coś stać? - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Dotknał językiem wnętrza policzka. Jest na mnie zły. 

- Nie wiem, tak się zachowujesz. 

- Nie - wzruszył ramionami. 

- Okej - prychnęłam. Tak chce grać, to okej. Ja też mogę być zła. 

- Co?

- Nic. 

- Nie jesteś fajna, to mój tekst. 

- Nie jesteś fajny, więc powtarzając twój tekst, nie mogę być fajna. 

Przechylił głowę do boku, przygladając mi się. Boże, nie patrz tak na mnie. 

- Wkurwiasz mnie. 

Och przepraszam?

- Ja ciebie wkurwiam? - wskazałam na siebie kciukiem. Byłam zła na niego i to już nie było udawane. Wkurwiam go? Tak? Ja go wkurwiam? Okej. Dobra. Wkurwiam go. Zajebiście. - Masz okres przepraszam bardzo? 

- Nie wiem, a ty?

- Zachowujesz się jak dupek, wiesz?

- Nie lepiej niż ty.

- O co ci chodzi co?

- Nie wiem, zapytaj Jacksona. 

Zaśmiałam się. 

- Tu cię mam - wskazałam na niego palcem. - Jesteś zazdrosny? O faceta starszego ode mnie o 30 lat? - zaklaskałam w dłonie. - No naprawdę, tego jeszcze nie grali. 

- Nie jestem zazdrosny - warknął. 

- Jesteś, przyznaj to - uszczypnęłam go w brzuch. Widziałam, że walczy z uśmiechem. 

- Przestań - złapał moje dłonie w swoją jedną, gigantyczną rękę. - Ugh, przysięgam, że jesteś wkurwiająca... Jak komar o 4 nad ranem...

- Jesteś zazdrosny, przyznaj to. 

Westchnął,ale uśmiechnął się do mnie. Również to zrobiłam. 

- Spędzasz z nim więcej czasu ze mną. W ogóle więcej niż z kimkolwiek na tym obozie. 

- I to ci przeszkadza? 

- Przeszkadza mi, że w ogóle nie uważasz. Przecież to może być jakaś podróba. Nie zdziw się, że kiedyś cię wykorzysta w tej swojej przyczepie. 

- Hej, mówisz o Michaelu Jacksonie! - walnęłam go w pierś. - Po pierwsze Mike kocha wszystkich ludzi i w życiu nie zrobiłby nikomu krzywdy, a po drugie mój drogi panie, Michael jest jak małe dziecko! Widziałeś, żeby dziecko wykorzystało nastolatkę?

Ponownie westchnął. 

- Nie chcę, żeby ci się coś stało... Naprawdę Diana, musisz być ostrożna - ujął moje policzki w swoje dłonie i przyłączył nasze czoła do siebie. - Będę cię krył dopóki będę mógł, ale pod warunkiem, że zachowasz resztki rozumu.

- Nie martw się o mnie, jestem dużą dziewczynką. 

- Jasne, zapomniałem, że już tyle razy wchodziłaś gwiazdom do przyczep, że masz to w małym paluszku. 

- Zepsułeś moment! - odepchnęłam go, śmiejąc się. On też się smiał, więc wszystko już było dobrze. 

- Jaki Michael Jackson?

Oboje z wielkim uśmiechami spojrzeliśmy w prawo, gdzie słychac było głos.

- O Rachel - zaśmiałam się. Spojrzałam na Chrisa i chciałam coś powiedzieć, ale zamarłam. - RACHEL?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro