~ Rozdział 4 ~
Spałam smacznie na swoim posłaniu. Przypomniałam sobie nagle, że mam gościa; poczułam jej szybki oddech, w miare uspakajający się.
Błotniste Serce wstała i zeskoczyła na ziemię.
- Już wstałaś? - miauknęłam. Zeskoczyłam koło niej.
- Tak. Słońce jest wysoko, a ja muszę wrócić do domu. - wyjaśniła.
Było mi trochę smutno, że już chce odejść.
- Wokół mojego domu jest mnóstwo innych - odparłam. - Musisz mieć przewodnika, żeby się stąd wydostać.
Widziałam, że najpierw nie podobał jej się ten pomysł. Po chwili jednak zgodziła się:
- Zgoda. Możemy wyruszać nawet teraz.
I wyruszyłyśmy. Usłyszałam psa szczekającego jak zwykle. Błotniste Serce zjeżyła sierść na kilka uderzeń serca.
- Boisz się psów? - zapytałam.
- Nie do końca - odparła niepewnie, jakby nie chciała mi tego mówić. - Po prostu dla klanowych kotów psy to wrogowie, tak jak lisy, borsuki, a nawet Dwunożni.
Pokiwałam głową.
- Chodź.
Wskoczyłam na płot i ruszyłam przed siebie. Po drodze rzuciłam spojrzenie na dom mojej siostry. Idealny, jak wszystko co mają jej Dwunożni - nawet ona.
Odrzuciłam od siebie myśli o Igle i spojrzałam za siebie; na szczęscie ujrzałam tam wojowniczkę. Kiwała się i nieco trzęsła, lecz nie zaproponowałam pomocy. Zeskoczyłam do ogrodu takich Dwunożnych, którzy chyba nie lubią kotów, ale mają inne zwierzę.
- Musimy uważać - ostrzegłam Błotniste Serce. - Tutaj mieszka pies. Zazwyczaj jest przywiązany, ale czasami biega luzem po ogrodzie.
W oczach brązowej kotki pojawił się lekki strach. Nie wiedziałam, dlaczego się boi - jest przeciez wojowniczką, umie walczyć.
Nagle rozległo się głośne i donośne szczekanie. Przyszedł pies, wabił się chyba Puszek. Niezbyt pasuje do niego imie, ale Dwunożni są głupi. Szybko krzyknęłam do Błotnistego Serca:
- Uciekaj!
Nie czekałam aż zacznie biec i szybko odbiłam się tylnymi łapami od ziemi. Pobiegłam do płotu i wskoczyłam na niego; za mną pobiegła Błotniste Serce no i także pies. Jednak wojowniczka szybko znalazła się koło mnie a zwierzę opierało się o belki i ujadało głośno.
Wskoczyłam do następnego ogrodu. Niestety wiedziałam, kto tu mieszka. Najgorszy i najbardziej agresywny kot z całej okolicy - Piorun. Dojrzałam jego płonące bursztynowym ogniem oczy w krzewach przy legowisku jego domowników. Usłyszałam za sobą szelest liści; pewnie Błotniste Serce w końcu zeskoczyła za mną. Odeszłam na bok, a Piorun ruszył do przodu. Spojrzałam na wojowniczkę; była spięta i gotowa do skoku.
Gdy Piorun wybił się w powietrze, szybko na niego skoczyłam, od razu wbijając pazury w jego futro. Ugryzłam go w kark i wbiłam pazury głębiej, aż dotarłam do skóry i z jego boku zaczęła lecieć krew.
- Biegnij! - krzyknęłam do Błotnistego Serca. - Zostały jeszcze dwa ogrody!
Nie wiedziałam, czy pobiegnie, czy jednak zostanie i mi pomoże. Na szczęście wybrała bieg.
- Posłuchaj - miauknęłam do Pioruna. - Nie chciałam wejśćna twoje terytorium, tylko odprowadzałam koleżankę.
Pewnie nie posłucha - z resztą jak zwykle. To tylko głupi futrzak, myślący tylko o walce.
Jednak, ku mpjemu zdziwieniu, kocur wstał, ostrząsnął się, i strzepnął swoim puszystym białym ogonem.
- Tym razem ci podaruję - syknął. Nie był zbulyt przyjaźnie nastawiony, jednak nie interesowało mnie to teraz. Wskoczyłamna płot, przeszłam po nim omijając dwa następne ogrody, i usiadłam na jego końcu.
Z wielkim smutkiem i żalem patrzyłam na Błotniste Serce siedzącą przy jakimś kocie. Bardziej niestety martwiło mnie to, że już nigdy jej nie zobaczę. Jest klanową kotką, nigdy nie zamieszkałaby u Dwunożnych. Nie z własnej woli.
Ujrzałam, że wojowniczka jeży sierść na karku i patrzy się wokół siebie. Nie wiem, o co chodzi. Jednak gdy zobaczyłam, że kot koło niej się nie rusza, nie mogłam już dłużej patrzeć. Odwróciłam się i nadal idąc po płocie, ruszyłam w stronę mojego domu wypełniona ogromnym żalem i smutkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro