Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[4/6] A rób co chcesz, tylko posprzątaj potem.

Kiedy opuściłam mieszkanie od razu udałam się do właściciela. Zapukałam delikatnie do drzwi. Po chwili otworzył je mężczyzna w średnim wieku, o ciemnej karnacji, nieco siwiejących włosach i migdałowych oczach ukrytych za okularami z czarną oprawką. Chyba mu to nie przeszkadzało, ale był ode mnie nieco niższy.

- Dzień dobry, proszę pana ! - przywitałam się z promiennym uśmiechem.

- Witaj, [ ____ ], co Cię tak wcześnie do mnie sprowadza ? - zapytał biorąc łyk kawy z granatowego kubka.

- Przepraszam, ale muszę odebrać notatki od wykładowcy i trochę mi się spieszy, ale chciałam zapłacić za czynsz - wytłumaczyłam nieco nerwowo gniotąc torbę ręką.

- Ach, rzeczywiście. Jak zwykle przed czasem - zaśmiał się i wziął pieniądze. - miłego dnia ! - dodał, gdy się oddalałam.

Na szczęście udało mi się trafić na niemal pusty tramwaj i szybko dotarłam pod ogromny, nowoczesny budynek, który był obecnie miejscem, w którym studiowałam. Po wyczerpującej wspinaczce po schodach dotarłam pod gabinet.

Siedziała w nim, jak zawsze nienagannie wyglądająca kobieta o czarnych jak smoła włosach i ciemnozielonych oczach - moja wykładowczyni. Pomimo swojego budzącego autorytet wyglądu, nie była ani trochę sztywna, a wręcz przeciwnie. Zawsze miała dla nas w zanadrzu jakiś dowcip, czy anegdotę.

Od razu dała mi notatki i szczegółowo wszystko wyjaśniła. Dbała o nas i chciała jak najlepiej. Porozmawiałam i pośmiałam się z nią jeszcze dłuższą chwilę.

- No nie ! Zapomniałam, że został sam w moim mieszkaniu ! - zerwałam się z krzesła.

- ,,On" ? - uśmiechnęła się podejrzliwie. - czyżbyś znalazła sobie ,,kolegę" ? - zachichotała, a moją twarz oblała szkarłatna czerwień.

- N-nie - wypaliłam i zaśmiałam się nerwowo. Szybko opuściłam pomieszczenie i jak najprędzej chciałam być w mieszkaniu.

- Miałaś być przed jedenastą ! - przywitał mnie w progu.

- S-sorki KageKao, ale zagadałam się - odpowiedziałam z krzywym uśmiechem.

- Dobra. Jesteśmy kwita - burknął i położył się na kanapie.

- Jak to ? - zdziwiłam się. Następnie poszłam do swojego pokoju. - KAGEKAO !! - wrzasnęłam, kiedy zobaczyłam zdemolowane pomieszczenie.

Po niemal dwóch godzinach sprzątania, mogłam wreszcie odetchnąć. Niestety nie na długo. Wzięłam z szafy swój strój do pracy i udałam się w stronę drzwi.

- A Ty gdzie ? - odwrócił się w moją stronę.

- Jak to ,,gdzie" ? Do pracy - uniosłam ramiona.

- A wino ~ ?

- Nie ma - uśmiechnęłam się sadystycznie. - możesz sobie być nawet prezydentem WC, ale i tak nic dziś nie dostaniesz. - oznajmiłam z tym samym wyrazem twarzy. - zdemolowałeś mi pokój, więc ni ma. - dodałam. [ni ma + głupia mina]

- Nie bądź taka... - ciągnął na co pokręciłam głową. - to skąd wezmę ?

- Idź mi...Paczaj. Wychodzisz. Idziesz do sklepu i kupujesz se - pokazałam mu język. - Poza tym nie możemy ciągle chlać. Ja nie mogę przyjść na kacu na wykłady - powiedziałam. - ale nie będę taką mendą i obiecuję, że jak dziś pozmywasz i trochę posprzątasz, to przyniosę Ci z pracy jakieś dobre wino ! - oświadczyłam z promiennym uśmiechem i puściłam mu oczko zanim wyszłam.

Po ciężkim dniu pracy wracałam przez ciemny park całkiem sama. Nie bałam się - w końcu mieszkałam z mordercą. W reklamówce miałam wino dla chłopaka. Chociaż mnie zdenerwował, to nie mogłabym mu tego zrobić. To ból porównywalny do zmuszania ucznia, by przebywał w szkole 24h/dobę !

Nagle do moich uszu dotarł przeraźliwy wrzask. W normalnych okolicznościach pewnie bym uciekła, ale usłyszałam też znajomy śmiech.

- Kekeke ! Jesteś nudna ! - powiedział do dziewczyny leżącej w kałuży krwi. Schowałam się za drzewem. Nie mogłam określić koloru jej włosów i ubrań - były po prostu czerwone. Patrzyłam jak wykrwawia się na śmierć. Wiedziałam, że i tak już jej nie pomogę.

- KageKao...- zaczęłam podchodząc do niego powoli z obojętną miną.

- Co TY tu robisz ?! - błyskawicznie spojrzał w moją stronę. Na jego pazurach znajdowała się skrzepła krew.

- Nie mam nic przeciwko temu co robisz, ale... - przerwałam. - Miałeś pozmywać i ogarnąć mieszkanie ! - oburzyłam się, a on zamarł ze zdziwienia. - Nawet wzięłam porządne wino z pracy, bo pomyślałam, że przesadziłam, a Ty zamiast dotrzymać obietnicy, bawisz się z tą tu...nudziarą ? - uniosłam brew i przechyliłam lekko głowę.

- ... .

- Będę w mieszkaniu. Jak zaraz nie przyjdziesz, to wpiję sama, albo oddam sąsiadom - oznajmiłam spokojnie. - i masz się umyć.Krew ciężko się zmywa. Ja tego... - wskazuję na trupa. - sprzątać nie mam zamiaru. - dodałam unosząc kąciki ust.

C.D.N.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro