WF
[Perspektywa - Shado]
Naszą panią wychowawczynie zaatakował ten sam wirus, który tydzień temu męczył Pib'a. Z okazji jej nieobecności, odwołali matmę do końca tygodnia i w kółko dają nam jakieś zastępstwa. Wczoraj miałem trzy lekcje historii z rzędu, a dzisiaj dwie godziny wf-u, połączony z przeciwległą klasą. Z jednej strony to fajnie, bo nigdy jeszcze nie miałem zajęć razem z Hun'em, ale z drugiej, skoro to wf to i tak nie będziemy mieć ze sobą jakiś większych interakcji. On spędzi czas na boisku, razem z resztą, a ja będę nudzić się na trybunach. Tak jak zwykle. Czasami udaje mi się schować pod mackami słuchawki i posłuchać audiobooków, ale to jest akurat bardzo ryzykowne, bo trener może przyjść w każdej chwili i mnie przyłapać. Generalnie to, mimo tego, że nie zmusza mnie już do wychodzenia na boisko, każe mi uważnie słuchać. Nie wiem dlaczego. Jedyne dźwięki, które stąd wynoszę to, stukanie butów, odbijanie się piłki oraz blastery, kości i inne bronie produkujące hałas, kiedy przechodzą do części zajęć, w których można używać magii. Nie wiem, czego miałbym się dzięki temu nauczyć. Jedynie tego, że mój mózg, kiedy się nudzi, najczęściej myśli o tym, na jakie jedzenie ma ochotę. Myślałem, że znowu będę skazany na to, aby zastanawiać się nad tym, jak wygląda spaghetti carbonara, w akompaniamencie cichego grania na pianinie, jednak, niespodziewanie ktoś postanowił się do mnie zbliżyć. I nie był to trener.
—Co robisz?— Hun postanowił zagadać.
Rozejrzałem się dookoła, aby sprawdzić, czy nigdzie nie ma trenera, po czym wyciągnąłem słuchawkę spod macek. W odpowiedzi usłyszałem cichy śmiech.
—Inaczej tu nie przetrwam.— próbowałem się wytłumaczyć.
—Chodź na boisko.
—Zły pomysł.— pokręciłem czaszką na boki—Ostatnim razem, kiedy tam byłem, potknąłem się o piłkę, przewróciłem się i zaryłem kością nosową w ramę od bramki. Pib mówił, że jeśli się przypatrzysz, zobaczysz na niej rysę.
—Przypilnuję, żeby żadna bramka nie zrobiła ci krzywdy. Co ty na to?
—Nie mam odpowiedniego stroju do ćwiczeń.
Hun chyba potraktował to jako zaproszenie. Podszedł bliżej mnie, złapał za dół mojej swetrowej kamizelki i jednym ruchem ściągnął ze mnie mundurek. Później zdjął mi jeszcze adidasy. Nie sądzę, aby koszulka z krótkim rękawkiem, materiałowe spodnie i skarpetki były dobrym strojem na wf, ale mój kolega widocznie myślał inaczej. Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę reszty potworów.
—Dobra, to co robimy?— skoro nie miałem szansy na sprzeciw, postanowiłem dopasować się do sytuacji.
—Aktualnie jest rozgrzewka. Czyli robimy, co chcemy. A trener siedzi w kanciapie i robi to, czego nie chciało mu się robić poza godzinami pracy.
—Czyli?
—Grzebie w swoich notatkach i sprawdza, co musi z kim przećwiczyć.
Niespodziewanie, dostałem do ręki coś kulistego. Po dokładniejszym obmacaniu, okazało się, że to piłka. Była ciężka i miała na sobie żłobienia. Nie kojarzyłem do czego mogła służyć. Wydaje mi się, że nigdy jeszcze nie miałem podobnej w rękach.
—Rzucamy z chłopakami do kosza. Chcesz spróbować?— Hun zapytał.
—Czy to teoretyczne pytanie?
—Nie. Nie. Zobacz. Przemyślałem to. Czy jesteś w stanie zauważyć moją dłoń, kiedy odczepię ją od ręki?
—Nie wiem.
Usłyszałem ciche „pyk", a chwilę później mały kawałek jego aury odczepił się od źródła i powędrował do góry, zapewne dzięki mocy telekinezy. Aha. Czyli to jednak nie dusza produkuje aury, tylko ciało? Nie. Na pewno dusza. Najwidoczniej dusza scala ze sobą wszystkie komórki ciała. Właściwie to logiczne, skoro odczepiona kończyna też może sprawić ból.
—Widzisz?
—Widzę.
—Dobrze. Moja dłoń jest na tej metalowej części, która łączy siatkę i płytę. Ja stoję centralnie pod koszem. Spróbuj trafić.
Em... nie było to łatwe zadanie. Zdecydowanie, nie było to łatwe zadanie. Ale mimo tego postanowiłem spróbować, bo... w sumie czemu nie? Nie widziałem piłki. Nie widziałem kosza. Jedyne, co widziałem to aury. Gdzieś w ciemnej pustce, żółto-czarny blask oświetlał mi drogę. Skupiałem swój wzrok tylko na nim. I kiedy tak patrzyłem, czytałem wszystkie jego emocje. Tak jak zawsze, był podekscytowany, niepewny i dumny z tego, że próbuję. To zawsze dodaje mi odwagi. On zawsze dodaje mi odwagi. To jedna z tych rzeczy, przez które tak bardzo go kocham.
Rzuciłem piłkę. Mógłby to być epicki rzut w sam środek. Mógłby, gdyby fakt, że Hun wskazał mi miejsce, wystarczył. Może dajemy radę jakoś przezwyciężać moją ślepotę, jednak z moim pechem i niezdarnością nie da się wygrać. Dlatego, chwilę po rzuceniu, usłyszałem głośne „bonk", później kolejne, cichsze „bonk", a następnie poczułem świst powietrza i uczucie, którego nie doświadczyłem od bardzo dawna. Czy moje macki... ruszyły się? Do tego czasu powiewały jedynie delikatnie na wietrze, zgodnie z prawami fizyki. Jednak tym razem ruch nie był naturalny. Nie ruszyłem czaszką, nie mogły powędrować za nią. One po prostu odbiły piłkę, która leciała w moją stronę. Zdążyłem zapomnieć, jak niekomfortowe jest to, kiedy przesuwają się w mojej czaszce, aby wysunąć się ze szczeliny na jej powierzchni.
—Co się stało?— postanowiłem zapytać, kiedy na sali zapanowała zupełna cisza.
—Rzuciłeś piłkę, odbiła się od kosza, później odbiła się od głowy trenera, a na końcu poleciała w ciebie, ale włosy tak jakby cię przed tym obroniły.
—Aha.— tylko na taki komentarz było mnie stać po wypowiedzi Hun'a.
Postanowiłem zignorować fakt tego, że przywaliłem nauczycielowi piłką, bo moja uwaga dalej skupiała się na mackach. One przestały działać dawno temu. Kiedy byłem młodszy, broniły mnie przed upadkiem, jednak po wypadku, przestały. Od tamtego momentu, po potknięciu się, upadałem na twarz, bo od małego byłem przyzwyczajony do tego, że moja fryzura mnie zamortyzuje. Zaś w momencie, w którym przyzwyczaiłem się do tego, że nie mogę już na nią liczyć, postanowiła się aktywować. Dlaczego? Nie rozumiem.
—Shado, mogę poprosić cię na słówko?— usłyszałem za plecami głos trenera. O nie. Ochrzan.
Nie miałem za bardzo prawa dyskutować, więc po prostu poszedłem za nim. Przez całą drogę do kanciapy, którą spędziliśmy w ciszy, zastanawiałem się jakich słów mógłbym użyć, żeby go przeprosić. Kurczę no, nie planowałem tego. Gdybym planował, to by mi nie wyszło.
—Usiądź.— nauczyciel powiedział, po zamknięciu za mną drzwi.
Zacząłem szukać rękami krzesła. Po dłuższej chwili postanowił mnie lekko na nie nakierować. Później nastała niezręczna cisza. Próbowałem wyczytać emocje z jego aury i na tej podstawie stwierdzić jak bardzo jest zły, ale o dziwo, nie był w ogóle. W tej sytuacji, tym bardziej nie wiedziałem, co powiedzieć.
—Shado, wiem, że to drażliwy temat, ale muszę zadać to pytanie.— na szczęście, on postanowił zacząć— Jesteś niewidomy, czy nie?
—Hm?
To pytanie mnie zaszokowało. Sprawiło, że słowa utknęły w moim gardle i zastąpił je jedynie jakiś dziwny pomruk. Odpowiedź na to pytanie nie była prosta. Poza tym, nie do końca chciałem mówić mu prawdę. Moje zwolnienie z wf-u mogło na tym ucierpieć.
—Skąd takie pytanie?— postanowiłem odpowiedzieć pytaniem na pytanie o pytanie.
—Doszedłeś do kantorka bez żadnych przeszkód i bez laski. A chwilę później, nie mogłeś trafić w krzesło.
No tak, faktycznie zachowywałem się trochę podejrzanie. O nie, wyszedłem na symulanta. Nie lubię tego.
—Można powiedzieć, że szedłem za panem.
—Widziałeś mnie?
—Można powiedzieć, że widziałem.
—Można powiedzieć? Widziałeś, czy nie?
—I tak. I nie.
—Shado.
—Oj, to skomplikowane.— westchnąłem— Wiem gdzie pan jest. Wiem, że siedzi pan w sporym rozkroku i o coś tam opiera ręce.
—Siedzę za zabudowanym biurkiem.
—Nie widzę biurka. Nie widzę piłki. Nie widzę kosza. Nie widzę słupków. Nie widzę boiska. Widzę pana. Ale nie wiem jak pan wygląda. Widzę pana aurę, pana emocje. Widzę, że jest pan teraz zdezorientowany ale i zaciekawiony. Trochę zirytowany. Irytacja ma taki dziwny odcień czarnego.
—Szary?
—Nie, szary to inny kolor, niż czarny.
—Czyli widzisz kolory?
—Widzę światło.
—Czarny nie świeci.
—Czarny świeci. Najmocniej świeci gniew. Jest żywy. Najsłabiej świeci smutek. Nie ma na to siły. Z żółtych emocji, najbardziej świeci radość, ale bardzo szybko gaśnie. Ekscytacja świeci szybko. Jest jeszcze biały, to balans. Widziałem go tylko raz.
—To jest niesamowite. Na tym polega twoja magia? Dlaczego nie mówiłeś o tym wcześniej?
—Nie chcę ćwiczyć na wf-ie.
—Naprawdę?— zapytał z politowaniem.
—Nie chcę rozwijać swojej magii. Pibbidy mówił, że będzie mnie pan namawiał do tego, jeśli się pan dowie.
—Na tym polega moja praca. Shado, nie pozwolę ci opuścić tej szkoły, dopóki nie rozwinę całkowicie twoich umiejętności.
—A więc będę uczył się tu do końca życia.— wysiliłem się na najbardziej stanowczy ton, na jaki było mnie stać.
—Dlaczego?
—Ponieważ słabo rozwiniętą magię można łatwo kontrolować. Muszę zachowywać balans.— położyłem dłonie na swoich mackach— Te macki muszą zostać uśpione, a to monstrum ma siedzieć w środku.
—Monstrum?— wiem, że liczył na odpowiedź, jednak ja postanowiłem siedzieć cicho— O czym mi jeszcze nie mówisz? Moim obowiązkiem jest pomaganie wam z waszą magią. Wiem, że czasami może wydawać się przerażająca, ale jeśli będziesz się blokować, będzie jeszcze gorzej. Chcę rozwiązać twój problem. Potrzebuję znać odpowiedzi, Shado. Jeśli mi nie powiesz, wyciągnę to od Pibbidy'ego.
—W środku mnie siedzi coś naprawdę niedobrego. I nie dam mu urosnąć w siłę. Jeśli będę się blokować, trudno. Chcę, żeby moi najbliżsi byli bezpieczni. Dla pana własnego dobra, lepiej niech pan nie drąży.
—Twoi rodzice o tym wiedzą?
—Tak.
—Dobrze.— tym razem on westchnął— Możesz już iść. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Wstałem z krzesła z zamiarem opuszczenia pokoju. Wiedziałem, że droga powrotna będzie trochę ciężka bez laski, którą zostawiłem na trybunach, ale chciałem czym prędzej stąd wyjść. Nie za bardzo zwracałem uwagę na nic innego, także kiedy przeszedłem przez drzwi i trafiłem na Hun'a, trochę się przestraszyłem.
—Co ty tu robisz?!— praktycznie wykrzyczałem te słowa.
—Czekałem, aż wyjdziesz.
—Słyszałeś o czym rozmawialiśmy?
—Nie. Te drzwi słabo przepuszczają dźwięk, a obok drą ryje. A co? Dostałeś ochrzan?
—T-tak.
—Kurde, mogłem wejść tam z tobą.— furknął— Ej, masz coś czarnego na górze włosów.
—Co?— położyłem dłonie na czubku czaszki— Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie.
—Hej.— Hun wziął w dłonie moje nadgarstki i przybliżył je do siebie— Co jest? Zestresowałeś się tą konfrontacją? Wiesz ile razy ten gościu dostał czymś w łeb? My dosłownie strzelamy tu laserami. Jest luz, naprawdę.
Jest luz. Tak, jest luz. Nic złego się nie dzieje. Czarne macki, to nic złego. To tylko początek, który można opanować. Nic złego się nie dzieje. Jest dobrze. Hun ma rację. Hun zawsze ma rację. Jest taki mądry i kochany, i w ogóle najlepszy. Miłość, skup się na miłości.
—O, to schodzi.— przetarł swoją dłonią moje macki— Chcesz iść do toalety? Zmyjesz... śluz z głowy.
Przytaknąłem, po czym złapałem go za rękę, dając mu sygnał, że fajnie byłoby gdyby mnie zaprowadził. Na szczęście znamy się już na tyle długo, że rozumie takie gesty.
—Tak w sekrecie jestem ślimakiem.— zacząłem rozmowę, żeby rozluźnić atmosferę.
—Nie widzę muszli na twoich plecach.
—Zostawiłem plecak w szatni.
—Do takiego się nie zmieścisz.
—To mów mi pomrów.
—Jesteś tego pewny?
—Nie no, jednak nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro