Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy dzień szkoły

[Perspektywa - Shado]

Odkąd zacząłem swoją edukację, początek września był dla mnie czymś, co nie wywoływało u mnie żadnych emocji. Właściwie nic nie zmieniało to w moim życiu, jedynie to, że moja nauczycielka przyjeżdżała i siedziała ze mną około sześć godzin dziennie. Wszystko dokładnie mi tłumaczyła, dawała mi dużo czasu, abym mógł sobie wszystko zapisać i nie robiła niezapowiedzianych kartkówek. Także nie było to ani straszne, ani ekscytujące. Jednak dzisiaj idę pierwszy raz do prawdziwej szkoły. Tam, gdzie od każdego przedmiotu jest inny nauczyciel, gdzie jest masa osób, które potrzebują uwagi, gdzie nie do końca wiadomo, co czeka mnie na lekcjach. Jestem tym faktem trochę przerażony ale i bardzo podekscytowany. Czuję, że to dobra decyzja. Cieszę się, że Hun zdołał mnie do tego namówić.

W zasadzie nie zajęło mu dużo czasu, aby do tego doprowadzić. Od samego początku ten pomysł był dla mnie intrygujący i bardzo pociągający. Niestety Pibbidy nie podzielał tego zdania. Spodziewałem się tego, że będzie przeciwny, dlatego postanowiłem skorzystać z jednej z nielicznych okazji, kiedy rodzice byli w domu w tym samym czasie i zapytałem ich wszystkich razem. Marvul od razu stwierdził, że to dobry pomysł, Eraser miał lekkie wątpliwości, a Pib wyraził kategoryczny sprzeciw. Jednak udało mi się namówić tatę słowami, że zawsze możemy z tego zrezygnować i wrócić do domowego nauczania, a mimo iż to Pibbidy mnie wychowuje, rodzice mają od niego większy autorytet, więc wygrałem. Powinienem chociaż spróbować. Hun powiedział, że nie dowiem się, że coś mi nie odpowiada, jeśli tego nie spróbuję.

Nie mogłem się doczekać momentu, w którym dotrzemy do szkoły, do tego stopnia, że skakałem w miejscu, czekając przed przejściem dla pieszych. Mój entuzjazm, trochę opadł w momencie, w którym zauważyłem pierwszy problem. Naprawdę rzadko zdarza mi się być w miejscu, w którym jest tak dużo osób. Tak dużo aur. Kiedy byłem całkowicie niewidomy, przerażał mnie fakt tego, że nie wiedziałem kiedy postacie się poruszają. Każdy mógł do mnie podejść, zaatakować, okraść, a ja nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Kiedy nauczyłem się widzieć aury, zaczął otaczać mnie bezustanny ruch. Widziałem osoby wewnątrz budynków, w środku samochodów, kryjące się w ciemnych zaułkach. Dzisiaj umiem ignorować fakt tego, że widzę sąsiadów przez ściany, ale kiedyś było to trochę przerażające. Jednak kiedy pojawiam się w zatłoczonym miejscu, jest tego po prostu za dużo. Wszystkie światełka zlewają się w jedną masę i ciężko mi odróżnić kto gdzie jest. Ale nie jest to problem, który mógłby utrudniać mi funkcjonowanie. Potwory często same się odsuwają, kiedy zobaczą białą laskę i są o wiele bardziej wyrozumiałe, kiedy przez przypadek na jednego wpadnę. Poza tym nie liczę już tego, ile razy uderzyłem twarzą w jakiś przedmiot czy żywą osobę. Spodziewam się, że można by to zapisać w milionach, a mam dopiero szesnaście lat.

Po szybkim zdaniu testów, które miały przydzielić mnie do odpowiedniej klasy, całkiem przypadkiem trafiłem do klasy Pibbidy'ego. Ta, jestem pewny, że wpływy moich rodziców zdecydowały na tym przypadku, ale to właściwie idzie na plus. Mam tylko nadzieję na to, że naprawdę nie odbiegam poziomem od reszty jego klasy. Z drugiej strony, czasami zdarzało mi się pomóc bratu z zadaniami z matematyki, także chyba nie będzie tak źle. Jestem dobrej myśli! I nic mi tego dzisiaj nie zepsuje!

W momencie, w którym te myśli napłynęły do mojej czaszki, zaliczyła ona bliskie spotkanie z czymś metalowym. Czymś co... wisiało w powietrzu i wystawało? Nie wyczułem swoją laską niczego, na czym mogłoby stać.

—Oj.— usłyszałem cudzy głos, a chwilę po tym trzaśnięcie— Koleś, nie wypychaj się do mojej szafki, nie wyjąłem z niej resztek kanapki na wakacje.— powiedział żartobliwym tonem.

—Wybacz.— odpowiedziałem masując się po kości nosowej— Jeśli chodzi o szkolne sprawy, jestem nowy.

—A ja Ezi.— poczułem świst powietrza przed twarzą, także chyba wyciągnął dłoń w moją stronę.

—Jeśli coś robisz, nie bardzo mam jak to zobaczyć.— podrzuciłem łaskę do góry, żeby złapać ją w połowie i górą stuknąłem o szafkę— Tak naprawdę jestem Shado.

Na legitymacji, którą dostanę za jakiś czas i na liście w dzienniku - Cruel. Ale od kiedy dowiedziałem się, że we wszechświecie są jeszcze dwie osoby, które mają tak na imię, wolę używać Shado.

—Miło mi poznać, Shado.— odpowiedział na moje powitanie.

Pierwsza lekcja przeminęła gładko i przyjemnie. Teoretycznie była to matematyka, ale z okazji tego, że matematyczka jest też naszą wychowawczynią, postanowiła poświęcić tę lekcję na sprawy organizacyjne. Dała nam plany lekcji na cały tydzień, omówiła propozycję wycieczki na koniec roku, postraszyła egzaminami również na koniec roku, a piętnaście minut przed dzwonkiem wybraliśmy przewodniczącego klasy i zastępcę, którymi standardowo zostali Gloom i Pibbidy. Oczywiście, jako iż jestem nowy, też miałem swoją chwilę debiutu. Nauczycielka stwierdziła, że fajnie byłoby, gdybym przedstawił się całej klasie, jednak przez to, że nie byłem na to mentalnie przygotowany, niezbyt mi to poszło. Fakt, że moje życie jest dosyć nudne i w zasadzie nie mam żadnych zainteresowań, nie pomagał mi w mówieniu o sobie. Jednak pomocnym okazał się fakt, że przez te wszystkie imprezy, znałem większość osób, którym się przedstawiałem. Koniec końców nie wyszła z tego tak wielka katastrofa, jednak gdybym miał drugą szansę, zrobiłbym to lepiej.

W klasie usiadłem razem z Blotem. Dołączył do szkoły pół roku temu i w sumie przez ten cały czas siedział sam, więc teraz ma mnie. Jestem słabym towarzyszem do ściągania i podawania sobie sekretnych liścików, ale zdecydowanie jestem lepszy niż puste krzesło. A przynajmniej mam taką nadzieję.

Oczywiście Pib zadbał o to, abym był w jego zasięgu i zaklepał mi miejsce za sobą, aby co chwila móc zerkać, czy wszystko w porządku. W momencie, w którym słyszę szamotanie z przodu, już wiem gdzie mój brat kieruje swój wzrok. Nie wiem czy martwi się tym, czy nie porwie mnie jakiś ptak, czy osoba z ławki obok postanowi zjeść mnie żywcem, ale zapewnienia, że nie wyparuję, nie dają wymarzonych rezultatów. Mimo tego, że jestem niewidomy, mogę wyczuć jego wzrok na sobie i na innych lekcjach może mi to przeszkadzać w skupieniu się. W pewnym momencie nawet Gloom zwrócił mu na to uwagę. Mam nadzieję, że z czasem mu przejdzie, bo zaczyna robić się strasznie irytujący. W ogóle ostatnio coraz bardziej denerwuje mnie ta jego nadmierna troska i w zasadzie nie wiem, co wpłynęło na zmianę mojego nastawienia. Może Hun. Oczywiście nie nagabuje mnie przeciw Pibbidy'emu, ani nic w tym stylu. W zasadzie nawet o tym nie rozmawiamy. Po prostu, od kiedy go poznałem, w moim życiu pojawiło się o wiele więcej wolności. Nie jestem w stanie wytłumaczyć, dlaczego czuję przy nim, jakbym mógł zrobić wszystko, pomimo mojego dość poważnego ograniczenia. Pib z kolei trochę mnie gasi. Rozumiem, że się martwi, jednak ja chcę zmian. Chcę móc powiedzieć coś ciekawego o sobie, żyć jak normalny potwór, albo chociaż spróbować. Hun mówi, że moja ślepota nie powinna być przeszkodą w doświadczaniu nowych rzeczy i to właśnie tego głosu chcę słuchać.

A pro po Hun'a. On chodzi do równoległej klasy, także nie miałem jeszcze okazji, aby z nim porozmawiać, ani nawet przez przypadek na niego wpaść. Przez to, że nie jestem w stanie wypatrzeć go w tłumie i nie wiem gdzie mógłby być, znajdywanie go może być trochę trudne. Bardzo chciałbym zdać mu sprawozdanie z tego wszystkiego. W końcu ta cała szkoła to jego pomysł.

Pobłądziłem sobie chwilę po korytarzu w te i we wte, aż w końcu natrafiłem na kolejną przeszkodę. Natrafiłem na nią standardowo, twarzą.

—No ciągnie cię do tej szafki, jak nic.— usłyszałem znajomy głos.

—Serio, przywaliłem dwa razy w to samo?— zapytałem bardziej siebie niż Ezi'ego, mimo tego odpowiedział mi lekkim śmiechem— Moja laska tu nie sięga, a wolę nią nie machać, żeby nie wybić komuś oka.— zacząłem się tłumaczyć.

—I później ta osoba też machałaby laską i wybiła oczy komuś innemu i tak, jak apokalipsa zombie.

—Widzę, że rozumiesz to, że musisz mi wybaczyć, aby nie doprowadzić do światowej zagłady.

—Jak mus to mus.

Oboje nie wytrzymaliśmy długo w pseudopoważnej atmosferze i prychnęliśmy śmiechem w tym samym czasie. Dokładnie w tej samej chwili, poczułem, że ktoś podchodzi do mnie od tyłu. Mój wewnętrzny instynkt zmusił mnie do tego, aby odwrócić się za siebie i odczytać aurę osoby, która stoi za mną. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy zauważyłem kto podszedł.

—Nie da się ciebie zaskoczyć.— Hun powiedział z udawanym smutkiem.

—Jak widzisz.

—Widzę, że już się zapoznaliście.— postanowił zmienić temat.

—A wy się znacie?— zapytałem.

—To mój ziom.— Ezi wtrącił się w rozmowę.

—A to mój ziom.— Hun odpowiedział. Na początku myślałem, że mówi o Ezi'm.

—Ziom mojego zioma jest moim ziomem.— ale odpowiedź Ezi'ego trochę zbiła mnie z tropu. Za dużo jednego słowa. Mój ograniczony mózg tego nie ogarnia.

Niestety nie było dane nam długo rozmawiać, bo Hun i Ezi mieli lekcje na drugim końcu szkoły, więc musieli się zbierać. Też postanowiłem wracać już na miejsce, w którym Pib mnie zostawił, bo jeszcze zacznie panikować. Tym razem postanowiłem też pomacać ścianę koło mnie, żeby mieć pewność, że nie natrafię na żadną podstępną szafkę. Jednak to też nie uchroniło mnie przed niespodziankami. Kiedy przesunąłem swoją dłoń po parapecie, dotknąłem nią jakąś mokrą plamę. Była lepiąca, a kiedy postanowiłem zaryzykować i powąchać palce, okazało się, że pachniała kawą. W takim razie nie było to obrzydliwe, jednak dalej bardzo niekomfortowe, więc postanowiłem czym prędzej zmyć to z siebie. Problem tkwił w tym, że nie za bardzo wiedziałem, w którą stronę mógłbym dostać się do łazienki. Taaa, może nie powinienem oddalać się od Pib'a.

—Przepraszam.— postanowiłem zaczepić pierwszą lepszą osobę— Wiesz może jak dojść do łazienki?— zapytałem. Proszę, żeby to nie był nauczyciel, proszę, żeby to nie był nauczyciel.

—Są przed tobą. Ślepy jesteś?— warknął w moją stronę.

—Tak.— odpowiedziałem niepewnie— Ale dzięki.

Wystawiłem swój kij przed siebie i zacząłem przedzierać się przez tłum. Kolejnym wyzwaniem było znalezienie klamki, jednak po chwili udało mi się na nią trafić.

—Nie te drzwi!— usłyszałem głos tego chłopaka, którego przed chwilą zaczepiłem.— Celuj w te obok.

—Dzięki.— odpowiedziałem, po czym zacząłem szukać drugiej klamki.

Niestety tym razem nie okazało się to takie proste. Zazwyczaj nie miałem problemu ze znalezieniem klamki w obcych miejscach, jednak możliwe, że byłem dziś za bardzo zestresowany. A przynajmniej tak myślałem do momentu, w którym usłyszałem, że ktoś koło mnie zbyt dobrze się bawi. Kiedy doszło do mnie, że tak naprawdę szukam drzwi których nie ma, poczułem się bardzo niezręcznie i jakoś tak automatycznie zaczęło mi się wydawać, że wszyscy na mnie patrzą. Właściwie nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś robił sobie ze mnie jaja w ten sposób i nie do końca wiedziałem jak mam w tej sytuacji zareagować. Moja reakcja, którą było zastygnięcie w miejscu i próba przetworzenia informacji, chyba rozśmieszyła go jeszcze bardziej, bo usłyszałem głośniejsze parsknięcie. Jednak szybko ucichł w momencie, w którym usłyszałem trzask szafek. Odwróciłem głowę w stronę dźwięku, jednak na nic mi się to zdało, bo zagęszczenie aur dalej przeszkadzało mi w dobrym widzeniu. Jednak wydawało mi się, że widziałem znajomą poświatę.

—Dobrze się bawisz, szczylu?— głos Blota utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak się nie pomyliłem.

—Masz jakiś problem?— chłopak odpowiedział agresywnym tonem.

—Tak, mam. I radzę ci nie odwalać podobnych akcji, bo pożałujesz.

—No, dawaj.— prychnął pod nosem.

—Blot!— w przenośni i dosłownie wtrąciłem się w ich rozmowę. Kiedy zauważyłem, że jego aura zaczyna się zaczerniać, podbiegłem do niego i złapałem go za dłoń— Jest okej.— odpowiedziałem najspokojniejszym tonem na jaki było mnie stać, w międzyczasie zaplatając palce o jego palce.

—Ja...— zaczął, jednak nie potrafił dokończyć.

—Pójdę z tobą do łazienki.

—Co?

—Nie masz wyjścia.— uniosłem wyżej nasze splecione dłonie, po czym uśmiechnąłem się przebiegle— Ubrudziłem cię kawą.

Postanowił dłużej nie komentować tej sytuacji i po prostu iść ze mną do toalety. Jednak znam go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że na odchodne spiorunował spojrzeniem tamtego gościa.

Blot to mój przyrodni brat, o którym dowiedziałem się w sumie zaledwie pół roku temu. Pan Reboot postanowił podjąć trochę głupią decyzję kierowaną strachem i ukrywać go przed całym światem. Miał do tego dość poważny powód, jednak osobiście stwierdzam, że mógł to lepiej rozwiązać. Po właściwie całym życiu w izolacji, Blot miał trochę problem do przyzwyczajania się do życia w społeczeństwie. Nadal nie do końca rozumie pewne zależności oraz tego co wypada, a co nie i jest bardzo bezpośredni, ale zdecydowanie idzie mu coraz lepiej. Na szczęście jego tata postanowił powoli wdrażać go w ten nowy świat i nie doświadczył nagłego wybuchu informacji, bo w jego stanie byłoby to bardzo niebezpieczne. A czym jest tak właściwie jego stan i powód dla którego pan Reboot zamknął go na szesnaście lat? Właściwie to nie wiem. Nie mam pojęcia jak mógłbym to nazwać. Tłumaczyli mi, że jest to pewien błąd w jego kodzie. Potrafi „wypuszczać" z siebie glitch'e, które atakują kody potworów oraz całych otoczeń i jest to uwarunkowane od tego, jak silne emocje odczuwa. Kiedy się zdenerwuje jest w stanie zniszczyć całe AU i przy okazji bardzo się uszkodzić. Można powiedzieć, że umiejętności samodestrukcyjne naszych dusz sprawiają, że jesteśmy w jakimś stopniu do siebie podobni. Dlatego byłem w zasadzie pierwszą osobą, którą poznał. Pan Reboot poprosił mnie, abym nauczył go kontrolować własne emocje, bo jestem w tym mistrzem. Ta umiejętność była warunkiem do tego, aby wdrożyć go w nowy świat. Oczywiście nie opanował tego w stu procentach, bo nie wiem czy jest to możliwe, ale przy wybuchu emocji, jest już w stanie bardzo szybko się opanować i zniszczenia, które powoduje są na tyle niewielkie, że pan Reboot jest w stanie bez problemu to naprawić. Naprawdę cieszę się z jego sukcesu, oraz tego, że zostałem zaproszony do tej misji. Blot jest naprawdę wspaniałą i ciekawą osobą. Nie mógłbym sobie wymarzyć wierniejszego i bardziej troskliwego przyjaciela. Z resztą sytuacja z przed chwili tylko to udowadnia.

—Uważaj na Ziggi'ego, dobra?— Blot postanowił zacząć temat, kiedy dotarliśmy do kranów— Fancy ostrzegł mnie przed nim na samym początku, a kiedy tak patrzę na niego z boku, te wszystkie złe rzeczy, które słyszałem znajdują swoje miejsce w prawdzie.

—Okej, będę uważał.— oparłem się czaszką o jego ramię— Dzięki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro